Kto ty jesteś? Leming młody. O czym marzysz? Kręcić lody.
Młodzi-wykształceni mają przerąbane
Subotnik Ziemkiewicza
Kupcy z dawnego KDT otworzyli w Warszawie nową halę (niestety, daleko od centrum). Co jest w tej wiadomości najciekawsze − kupcy zdążyli ją wybudować i uruchomić, zresztą w innym miejscu, niż mieli to zrobić pierwotnie, a w miejscu dawnej hali wciąż nie dzieje się nic.
Rok temu wielu moich kolegów po piórze dało się zwieść argumentowi, że „prawo musi być szanowane” i po frajersku chwaliło panią Gronkiewicz-Waltz za urządzony „handlarzom” pogrom. Ja pisałem wtedy, że gdyby zarząd miasta kierował się interesem społecznym, mógł i powinien odczekać z opróżnieniem hali, aż kupcy otworzą nową.
Pani prezydent uzasadniała pośpiech w oczyszczaniu terenu koniecznością budowy II linii metra. Po roku i dwóch miesiącach budowa II linii metra ograniczyła się do zrobienia, z wielką pompą i przed kamerami, kilku dziur o średnicy circa 5 cm, celem pobrania próbek gruntu. I to na odległym od KDT o kilometr Rondzie Daszyńskiego. I to dopiero przed kilkoma tygodniami.
Kto zyskał na tej awanturze? Na pewno nie abstrakcyjnie pojmowane „prawo”, bo sąd uznał potem, że jakkolwiek tytuł kupców do zajmowania obiektu wygasł, usunięcia ich dokonano w sposób bezprawny, a agencja ochrony „Zubrzycki”, którą posłużyła się pani prezydent, miała nawet z tego tytułu kłopoty z koncesją. Na pewno nie „przestrzeń miejska”, bo przez większość tego roku hala stała tak samo jak dotąd, tylko pusta i odrapana (wieżę Eiffla zbudowano w 12 miesięcy, pani Gronkiewicz-Waltz potrzebowała niewiele mniej, żeby rozebrać blaszany barak o dość lekkiej konstrukcji), a teraz straszy tam równie piękny płot. Trochę zyskała sama pani prezydent, bo dla naszej obrazowanszcziny „handlarz”, „prywaciarz”, noszący białe skarpety do czarnych mokasynów i mający kupę pieniędzy, które po sprawiedliwości powinni mieć raczej inteligenci, jest postacią równie znienawidzoną jak „wsiór”. Spektakularne rozpędzenie dorobkiewiczów bardzo czytelnikom Michnika przypadło do serca. Ale przede wszystkim zyskały na tym okoliczne mnogie galerie handlowe, którym KDT robiło straszną konkurencję, sprzedając towary w najgorszym wypadku równie badziewne, a często lepsze, o połowę taniej.
Fakt, że miasto robiło wszystko, aby kupców podzielić, że oferowało im różne korzystne lokalizacje, ale pod warunkiem, że małe sklepiki pozwolą się rozsypać po dużej przestrzeni, upewnił mnie − i nadal jestem o tym przekonany − że pani prezydent, z sobie wiadomych powodów, działała w interesie tego właśnie lobby. Tak należy tłumaczyć fenomen, że w kraju, gdzie prawo i jego wyroki wszystkim wiszą, w mieście, które latami nie jest w stanie wyegzekwować rzeczy najprostszych, nagle pani prezydent uparła się wyegzekwować jeden wyrok sądu już, natychmiast, prawem i lewem. I to akurat ten, z egzekucją którego można było bez żadnego problemu rok poczekać. Tylko że tu właśnie były określone, szmalowne siły, którym na załatwieniu sprawy zależało.
Nie chce mi się już powtarzać, że kraje zachodnie robią co mogą, aby właśnie wspierać „prywaciarzy”, aby zachęcać drobnych kupców do grupowania się we wspólnych przedsięwzięciach typu KDT. W ten sposób tworzy się pewna konkurencja dla wielkich, sieciowych hipermarketów. Ale tam władza kieruje się dobrem społecznym. U nas jest swoistym zakładem usługowym, w którym kto ma kasę, może zamówić korzystne dla siebie rozwiązania. W kraju, gdzie można dać w łapę prokuratorowi czy inspektorowi skarbowemu, aby pod naprędce zmyślonymi, absurdalnymi zarzutami doprowadził firmę konkurenta do upadku, nic dziwić nie powinno.
Ale przypominam o sprawie, by wydobyć inny jej aspekt. Otóż jako swego czasu częsty klient w KDT obserwowałem jego zdecydowaną proplatformerskość. Podczas wyborów w większości boksów wywieszone były plakaty PO, a w czasie wyborów samorządowych − samej pani Gronkiewicz-Waltz. Partia Tuska wydawała się naiwnym kupcom partią liberalną, promującą właśnie takich jak oni drobnych przedsiębiorców, dorabiających się mozolnie i od niczego, zamiast, jak każdy porządny członek „wysokorozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego” siedzieć w kącie i czekać na zasiłek. Niestety, za naiwność się płaci.
I to mi się kojarzy z innym „wojskiem” Platformy, propagandowo bardzo przez nią hołubionym i zajadle walczącym za nią na fejsbukach i forach internetowych, a od czasu do czasu na ulicy i, last but not least, przy wyborczych urnach: o „młodych, wykształconych i z dużych miast”.
„Z badań Instytutu Pracy i Polityki Socjalnej wynika, że rzesza bezrobotnych absolwentów w latach 2011 – 2015 może przekroczyć nawet 3 miliony” − cytuję za „Dziennikiem. Gazetą Prawną”. Taki efekt da prawdopodobnie wejście na rynek pracy 2 milionów obecnych studentów i uczniów. Obecnie stopa bezrobocia wśród młodzieży wynosi – według tego samego źródła – 25 proc., czyli jest ponad dwa razy większa niż bezrobocie w ogóle, i jedna z najwyższych w UE.
Czy może być inaczej? Kto uważnie obserwuje państwo Tuska i jego priorytety wie od dawna, że to logiczna konsekwencja przyjętych założeń. Jeśli się kieruje przede wszystkim interesem zorganizowanych sitw i lobbies, korporacyjnych zarządców i establishmentów, to młodzi muszą ponieść konsekwencje. Podobnie, jak drobni przedsiębiorcy muszą ponieść konsekwencje, gdy władza wysługuje się wielkim korporacjom. A że ta władza tak właśnie postępuje, pisze o tym od miesięcy i ja, i wielu innych, i jak na razie, niestety, jest to wołanie na puszczy. Najwyraźniej młodzi muszą dopiero dostać w de, jak warszawscy kupcy, żeby zacząć myśleć. Na przykład o tym, kto będzie musiał spłacać te wszystkie gigantyczne długi, które Tusk zaciąga na prawo i lewo, aby zapewnić sobie zadowolenie wyborców „żyjących tu i teraz”.
Anegdotka na koniec mi się przypomniała, o jednym z moich pierwszych pracodawców. Zasuwaliśmy u niego za pół darmo, bo byliśmy młodzi, optymistycznie nastawieni do budującego się nowego ustroju i życia w ogóle, no i mieliśmy silne poczucie misji. Aż nasz pryncypał na jakiejś integrałce rozrzewnił się i zaczął: ja wiem, że ja wam płacę bardzo mało, że to właściwie kompromitujące grosze, ale sam mam kłopoty (uhm, miał – ze sprowadzeniem z zagranicy odpowiednich kafelków do basenu) i firma dopiero się rozwija… Ale jak się rozwinie…
Zawieszam na chwilę narrację dla lepszego efektu − wszyscy oczywiście zastrzygliśmy uszami, przekonani, że usłyszymy coś w stylu: ale jak się rozwinie, to każdy dostanie wielki wór złota i wyrównanie w dolarach.
− …ale jak się rozwinie, ciągnął rozrzewniony krwiopijca, to będziecie sobie mogli mówić: owszem, marnie zarabiam, ale za to pracuję w wiodącej, najlepszej i najprężniejszej firmie w Polsce.
Ja stamtąd szybko odszedłem, jak odchodził każdy, kto czegokolwiek się nauczył, i z tego co wiem, strategia zatrudniania leszczy gotowych tyrać za przysłowiową czapkę śliwek na dłuższą metę facetowi na zdrowie nie wyszła. Ale wszystkim „mapetom” (czyli, jak ich ładnie nazwał kolega, Młodym Aspirującym PlaTformersoM) dedykuję to wspomnienie. Zawsze będą sobie mogli powiedzieć: tak, gie w swoim młodym życiu osiągnąłem, nie mam mieszkania, nie mam perspektyw awansu, chyba że zacisnę zęby i wyjdę za najbrzydszą córkę szefa, nie mam nawet dobrej pracy i będę musiał długo terminować i się podlizywać, aby stare repy dopuściły mnie choć troszkę koryta − ale gardzę wiochą, burakami i moherami, leję na prawicowych oszołomów i głosuję na Donka i Bronka: i to mnie czyni częścią elity tego społeczeństwa!
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/09/11/mlodzi-wyksztalceni-maja-przerabane/#comment-164933
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz