„Oko za oko” czyli demokracja

avatar użytkownika triarius
Dla typowego dzisiejszego inteligenta Kodeks Hammurabiego to symbol prymitywnej mściwości i barbarzyństwa. O Prawach Solona, czy rzymskim XII Tablic, taki inteligent na ogół nie słyszał, jednak gdyby przypadkiem usłyszał, jego opinia byłaby  z pewnością taka sama.
 
Kompetentni historycy widzą jednak w tych wszystkich archaicznych kodeksach prawnych coś całkiem innego, w dodatku bardzo ważnego. Chodzi w tym mianowicie o to, że najpierw władza w każdym z tych społeczeństw była całkowicie arbitralna – w tym sensie, że wynikała wyłącznie (w każdym razie z założenia) z woli klasy  rządzącej. Nie była więc także skodyfikowana. Zwykły lud obowiązujących „praw” nie znał, bo po pierwsze: żadnych stałych praw po prostu nie było; a po drugie: nic ludowi do takich ważnych spraw – mordy w kubeł i tyle!
 
No i, jak się chwilę nad tym pomyśli, widać, że już sam fakt, iż prawa, które mają od teraz obowiązywać, zostają spisane i umieszczone w publicznie dostępnym miejscu, stanowi spory krok w kierunku mniej zamordystycznego systemu rządów. 
 
Co, nawiasem, oczywiście wielu na naszej prawicy może całkiem nie pasować, a nawet budzić żywe oburzenie – no bo „władza ma być z Bożej łaski”, jak lud sobie uroił jakąś „suwerenność”, to przecież anatema i bolszewizm... Takie sprawy. Jednak nie chciałbym się tutaj zajmować moralizowaniem, ochami i achami – to raz. 
 
A dwa, to jednak pragnę zwrócić uwagę, że tu nie chodzi o żaden katolicyzm z miłosierną Matką Boską, czy choćby Matką Teresą, tylko o ofiary z ludzi, sakralną prostytucję (to akurat by mi za bardzo osobiście nie przeszkadzało), masę najdziwaczniejszych tabu, obwarowanych okrutnymi karami, masowym dzieciobójstwem, i tak dalej. Mieszanie do tego pojęć takich, jak „suwerenność ludu”, „Boża łaska”, „wolny rynek”, czy „Prawo przez duże P”, wydaje mi się dość idiotyczne. Poza tym, że, jak rzekłem, nie chodzi tu o moralizowanie, tylko o analizę faktów.)
 
Rządził sobie więc taki patrycjat, król, czy inna elita, aż nagle coś ich tknęło... I rzekli sobie: „No przecież nie możemy nadal tak niedemokratycznie, gwałcąc prawa człowieka i wszystko co piękne z postępowym na spółkę. Musimy to zmienić!” Jak uradzili, tak też i zrobili. Wyszło to wprawdzie pokracznie i barbarzyńsko („oko za oko, ząb za ząb”, każdy to pamięta), ale chociaż chcieli dobrze, a nie potrafili, bo nie było jeszcze... (I tu sobie wpisać parę stosownych nazwisk, tytułów gazet i bolszewickich pseudonimów.) 
 
Nie, to nie tak było! Tego typu „demokratyzujące” reformy wynikają zawsze z jakichś bardzo konkretnych powodów i żadna rządząca „z łaski bogów” starożytna oligarchia własnych praw na rzecz poddanych ot tak sobie, dla samej satysfakcji z własnej humanitarności, nie ograniczała. 
 
Niemal zawsze, jak się wydaje, chodziło tam o to, że, aby takie państwo (w sensie niechby i bardzo ogólnym, ale to jednak były właśnie państwa) radziło sobie w rywalizacji z innymi (co obejmowało różne sprawy, od przetrwania, przez suwerenność, po ambitne podboje), musiało mieć sprawną armię, ta zaś z kolei wymagała udziału tego właśnie ludu, który dotychczas żadnych praw nie miał i się po prostu nie liczył.
 
Oczywiście, można ten lud zmuszać do walki, co się i robiło, ale szybko okazuje się, że z niewolnika marny żołnierz (a dotyczy to nawet gladiatorów, skądinąd fizycznie sprawnych i zaprawionych do walki na śmierć i życie), a jeśli się żołnierzy zbyt przymusza i zbyt szorstko traktuje, to wkrótce życie dowódców staje się także ryzykowne i potencjalnie krótkie. Tak więc regułą jest zawsze i wszędzie, że demokratyzacja niemal zawsze wynika z konieczności użycia ludu do walki, a w każdym razie w armii (czy flocie, tutaj tego nie rozróżniam).
 
Pisałem już kiedyś o tym i udało mi się nawet z grubsza wykazać, iż demokratyzacja Zachodu – zarówno od Rewolucji Francuskiej, jak i, w większym o wiele natężeniu, po drugiej wojnie światowej, także wynikła w dużej mierze właśnie z tego. Tak samo, jak obecnie przybierający z każdym dniem na sile totalitaryzm i odchodzenie od realnej demokracji, wiążą się z tym, iż wielkie obywatelskie armie odeszły w przeszłość, zastąpione przez ekspertów z guzikami, zawodowych zbirów (albo, w praktyce zachodu, często zawodowych nieudaczników), oraz, coraz w tym wszystkim ważniejsze, tajne służby.

Struktura i faktyczne działanie obecnej „demokracji” w przedziwnie wierny sposób odzwierciedla przecież specyfikę tych właśnie modeli sił zbrojnych – tak samo, jak niemodna już, dawna, „populistyczna” demokracja idealnie odzwierciedla duże, stałe, obywatelskie armie z poboru.  (W końcu nawet w krajach super-liberalnych i nie mających teoretycznie poboru, wszystkie naprawdę życiowe konflikty zbrojne wciąż i zawsze obsługiwane były przez pobór. Wystarczy wspomnieć Pierwszą Wojnę Światową, czy Wojnę w Wietnamie.)
 
Tę sprawę żeśmy sobie chyba w miarę wyjaśnili, teraz sprawa inna i pozornie nie mająca z Hammurabim związku. Chodzi o to, że wyobrażamy sobie, jak to jest, kiedy leje nas o wiele silniejszy, może większy, może mniej zmęczony... Albo coś, przeciwnik. Może to być na macie, może to być na ringu, może to być na ulicy, w knajpie, czy w dyskotece. Nawet na szachownicy to by też dało się zrobić, choć radzę jednak wczuć się w realne, brutalne i grożące realnie przykrymi konsekwencjami mordobicie.
 
Leją nas więc, a nam się szczęśliwie udało przeciwnika jakoś związać. Jakiś bokserski klincz, jakaś rozpaczliwa półgarda w parterowym grapplingu, coś takiego. To znaczy jakoś unieruchomiliśmy naszego wroga, tak, że nie może nam on przez chwilę, dłuższą czy krótszą, zrobić większej krzywdy. Nie może się wyplątać, bo nie ma tyle sił, na krótką metę, a na nieco dłuższą, to wyplątując się wpadłby w jeszcze mniej korzystną dla siebie pozycję i szansa, że to jednak my damy mu w kość, a nie on nam, wyraźnie by się nagle zwiększyła.
 
Trzymamy więc tego naszego niebezpiecznego wroga w tej półgardzie... No i co mamy dalej robić? Jeśli MY zaczniemy próbować się z tej – biernej, ale chwilowo dla nas względnie korzystnej – sytuacji wyplątywać, to wszystko wróci do sytuacji sprzed naszego szczęśliwego fuksa, albo i gorzej. Najprawdopodobniej to MY, próbując coś cwanego robić, wpadniemy w poważne kłopoty. Cóż więc nam pozostaje?
 
Jeśli i tak nie mamy wiele do stracenia, bo facet jest o wiele silniejszy, lepszy technicznie, czy mniej zmęczony, to trzymajmy go w tej półgardzie i cieszmy się nią. Żywiąc nadzieję, że gość (choćby ze zniecierpliwienia) popełni jakiś poważny błąd i będziemy mu mogli zrobić kęsim... Albo może porazi go piorun... Albo też nadciągnie jego porzucona kochanka z Derringerem i go zastrzeli... Albo coś. W końcu, jako się rzekło, nie mamy nic do stracenia i wszelkie nieprzewidziane okoliczności są z samej zasady dla nas korzystne.
 
Do czego ja zmierzam, spyta ktoś, tak okrężną i zawikłaną drogą? A do tego, odpowiem, że nie lubię plucia na „demokrację” jako taką, bo uważam, że to coś bardzo podobnego do porzucania klinczu, czy półgardy, na rzecz jakichś wyimaginowanych i niepewnych radykalnych akcji, kiedy to nasz przeciwnik ma wszelkie atuty po swojej stronie.
 
Odchodząc od naszej metafory rzekę, iż głupie jest moim zdaniem odpuszczanie rządzącym tego, co czego się sami głośno i wyraźnie zobowiązali. Dotyczy to tak samo komuchów po „destalinizacji”, jak i dzisiejszych „autorytetów moralnych” i nastojaszczich diemokratów III RP.
 
Odpuszczając im takie rzeczy, pomijając już moim zdaniem sprawy czysto etyczne, jest głupie, bo za to właśnie ich jakoś tam, lepiej czy gorzej, trzymamy, a jeśli zaczniemy ich łapać za coś innego, najpewniej skończy się to o wiele gorzej. Albo przynajmniej o wiele szybciej.
 
Nie ma co być idiotą i uciekając do Scylli, wpadać na Charybdę! Jest ogromna przepaść pomiędzy zdrowym sceptycyzmem wobec demokracji, wobec sposobu, w jaki została już przerobiona, zafałszowana i skurwiona, a pluciem na demokrację dla samej zasady... W sytuacji, kiedy nie wiemy, czy te pozory demokracji to nie jest w istocie JEDYNA (albo, w każdym razie, jedna z b. nielicznych) rzeczy, które tę (zarówno międzynarodową, jak i rodzimą) bandę jeszcze jakoś na wątłej nitce trzymają!
 
Absolutnie nie widzę powodu, by im to odchodzenie od „podjętych dobrowolnie” zobowiązań wobec nas ułatwiać. Tak samo, jak nie widzę, niestety, na razie żadnej możliwości, by tę syfiastą i załganą, semi-totalitarną już, jeśli nie gorzej (choć na razie faktycznie nie aż tak wiele krwi przelewającą, z pewnością do czasu) leberalną „demokrację” dało się zastąpić czymś lepszym i mniej podłym.
 
Tak więc zachęcałbym do zastanowienia się chwilę, zanim następny raz zacznie się bez większej potrzeby na „demokrację” – jako na samą ideę – pluć. Jak również do przyjrzenia się uważnie tym, którzy to bez przerwy robią i prowokują do tego innych.
 
Co naprawdę nie oznacza, bym to coś, co nam jest obecnie jako „demokracja” sprzedawane, uważał za sprawę uczciwą, fajną, czy dla uczciwych i porządnych ludzi korzystną. Po prostu wznoszenie buńczucznych okrzyków nie załatwia sprawy, co innego sensowne dyskutowanie różnych spraw w doborowym gronie.

 

triarius

---------------------------------------------------

Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

11 komentarzy

avatar użytkownika Tamka

1. @ triarius

Prosze o uscislenie [bo chyba nie do konca zrozumialam, a chcialabym]- czy irytuje cie plucie na demokracje jako ustroju w sensie teoretycznym, czy tez na ta pseudodemokracje, ktora jest obecnie w Polsce?
Moze to ta godzina, a moze co inszego, ale tekst dla mnie nie jest do konca czytelny.
Rozumiem, ze to jest polemika z przeciwnikami twego pogladu. Jesli sie myle, prosze o sprostowanie. T.

"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.

LUBLIN moje miasto.

 

 

avatar użytkownika SpiritoLibero

2. triarius Ten model "demokracji",

której zdegenerowaną formę obecnie obserwujemy nie była niczym innym niż środkiem do zdobycia władzy totalnej. A to już właśnie nadchodzi wielkimi krokami.

Wszystkie "oświecone" pomysły na organizację społeczeństw nie były niczym innym jak metodą na wywrócenie elitarnego ustroju władzy. To arystokracja była przeszkodą dla wprowadzenia prawdziwego zamordyzmu więc zniszczono ją poprzez różne "rewolucje" i "spontaniczne zrywy" uciemiężonego ludu.

Ktoś powie, że przecież prowodyrzy takich ewentów w jakimś stopniu przyczynili się do polepszenia sytuacji maluczkich. Nic jednak bardziej błędnego.
System cały czas ewoluował i stawał się coraz przyjaźniejszy dla zwykłego poddanego. Podział na stany był naturalną formą organizacji społeczeństwa. Coś na kształt korporacji społecznych. Tak więc wraz z rozwojem cywilizacji, nauki i w ogóle wiedzy następowałoby docieranie stosunków społecznych bo leżałoby to w interesie wszystkich zainteresowanych.

A dziś co? Przy rzekomej "demokracji" mamy masy lepiej lub gorzej uposażonych niewolników oraz nieznaną nikomu bliżej z nazwiska i funkcji grupę pociągających z sznurki.

I tak, paradoksalnie, pod hasłami budowy władzy "demos" zafundowano nam wysoce "oświeconą" formę niewolnictwa.

http://polacy.eu.org/

avatar użytkownika zx

3. teraz mamy drugie podejście

Komuchy na początku XXw myślały, że uda sie tak spacyfikować ludzi, ze będzie zawsze odpowiednia ilość chętnych na donoszenie, czy pracę w aparacie władzy, dzieki którym resztę uda się trzymac za pysk.
Niestety wtedy to się do końca nie udało.

Ale nauka przyszła człowiekowi postępowemu z pomocą i już niedługo uda się.
Stąd drugie podejście, teraz już ma szanse - ogromne- na osiągnięcie zamierzonego celu.
Dzięki chipom RFID i monitoringowi: video, kart płatniczych, rozmów telefonicznych czy kontroli korespondencji elektronicznej, co już się dzieje.

avatar użytkownika SpiritoLibero

4. Jakie "komuchy"?

A co to za rasa była na początku XX w ?
Wynalezienie bolszewizmu zawdzięczamy określonej grupie (rasie?), tak jak zresztą inne "oświecone orientacje".
Teraz jakoś dziwnym trafem wszyscy wolą nie pamiętać o wynalazcach a określenie "komuniści" czy inne zaczęły żyć własnym życiem. I są źródłem wszelkiego zła.

http://polacy.eu.org/

avatar użytkownika zx

5. no dobra :)

żydzi

pasuje?

pozdro :)

avatar użytkownika SpiritoLibero

6. No... lepiej :)

Ale jak wiadomo jest zawsze pełno żab, które przyczepią się do płynącego okrętu i mówią - płynę!
Tak, że Żydów też nie wolno demonizować. Ale tam gdzie to słuszne to trzeba ich "zasługi" doceniać...
Pozdrawiam :)

http://polacy.eu.org/

avatar użytkownika zx

7. ależ oczywiście

od lat twierdzę, ze są Żydzi i żydzi. Nawet paru porządnych udało mi się spotkać.

avatar użytkownika triarius

8. oczywiście razi mnie plucie na samą...

... ideę demokracji. Zamiast działania, albo sensownej analizy, wrzeszczy się na temat spraw mało konkretnych i pobrzękuje nieistniejącą szabelką.

To, że demokracją - wszelką - nie ma się co aż tak cholernie podniecać i ją fetyszyzować, to dla mnie sprawa oczywista. Jak również to, że to co mamy obecnie to miękki (na razie) totalitaryzm pod przykrywką demokracji, która staje się niemal religią, ale za to interpretowaną dowolnie przez szemrane elity.

Rzuć okiem na moje komęty na moim blogu, może tam zdołałem to lepiej wyjaśnić. (Linek u dołu.)


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika triarius

9. zawsze mówię, że dotychczasowe...

... totalitaryzmy - bez baz danych, mikrokamer, GPS'ów, supernowoczesnego uzbrojenia i dzisiejszych mediów - to była tylko WSTĘPNA GRA MIŁOSNA.

Przed nami totalitaryzm o jakim się filozofom nie śniło. Mam nadzieję, że nie dożyję. Wolę już Armageddon.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika triarius

10. nie, to nie tak... komuch to jest komuch i rasy do tego...

... mieszać za każdym razem nie musimy. A że komuchy brały się, i nadal często biorą, z pewnej konkretnej... Nie tyle może "rasy", co cywilizacji, czy może plemienia, to inna sprawa.

Ja na pewno o tym nie zapominam, linek do tekstu inteligentnie łączącego ideologię liberalizmu i obecny syf z Plemieniem Nadludzi wkleiłem tu nie dalej niż przedwczoraj.

Nie znaczy to jednak, byśmy mając np. zamiar mówić o ideologiach, musieli koniecznie mówić o "rasach". Mimo wszystko, mimo wyraźnych związków, TO NIE TO SAMO.

Swoją drogą - Spenglera znasz?


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika triarius

11. dokładnie!

Ja znałem jednego naprawdę fantastycznego, a wyglądał jak skrzyżowanie starotestamentowego proroka z angielskim gentlemanem.

Tu nie chodzi w końcu o indywidualnych ludzi, ino o plemię czy cywilizację.

O ZORGANIZOWANE ŻYDOSTWO co najmniej.

Sam ostatnio dostaję gęsiej skórki na dźwięk klezmerskiej muzyki, mdłości na widok pejsów... To pierwsze kiedyś wydawało mi się całkiem interesujące, ale się zmieniło, to drugie jest obrzydliwie chyba całkiem obiektywnie, a przynajmniej dla człeka naszej cywilizacji.

Jednak komuch to komuch, a Żyd to Żyd i nie można tego utożsamiać.

Ostatnio zmieniony przez triarius o pt., 10/09/2010 - 16:56.


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów