Andrzej Krzysztof Kunert - historyk z ograniczoną odpowiedzialnością
Wojciech Kozlowski, śr., 15/07/2009 - 05:18
Do tytułu sprowokował mnie fakt, że pan doktor Kunert jest współwłaścicielem firmy wydawniczej i wystawienniczej o nazwie: Historia z ograniczoną odpowiedzialnością. s.c., tymczasem „przywilej” ograniczonej odpowiedzialności, przysługuje tak na prawdę tylko osobnikom z ograniczoną poczytalnością. Wszelkie inne przypadki ograniczonej odpowiedzialnosci związane są natomiast z jakąś patologią stosunków społecznych, poczynając od mafijnego stawania ponad prawem, a na faszystowskim kończąc...
Kunert jako Kustosz Pamięci Narodowej
Przyczyną analizy odpowiedzialności doktora Kunerta stała się jednak nie jego firma wydawnicza, lecz właściwie jego wypowiedź dla Gazety Wyborczej. Oto jej fragment: Grupa pani Trzcińskiej wyjątkowo złagodniała. Jeszcze kilka lat temu słyszałem od niej o 600 tys. zamordowanych w KL Warschau. Nie trzeba być wielkim znawcą tematu żeby wiedzieć, że liczba 600 tys. nigdy i nigdzie – ani w książkach, ani w artykułach, ani w wypowiedziach sędzi Marii Trzcińskiej nie padła. Czemu zatem służy doktorskie kłamstwo – powtarzane przez niego jak mantra już nie po raz pierwszy, bo chociażby wcześniej w 2008 roku w Życiu Warszawy - czy przypadkiem nie sprowadzaniu do absurdu i ośmieszaniu jej śledztwa i badań? Tymczasem prostackim, żałosnym tupetem i chamstwem ośmiesza własną metodę badań naukowych – sprowadzając ją do intrygi. Żeby przy tym tylko swoją godność wystawiał na szwank i pośmiewisko - to było by jeszcze pół biedy - tymczasem jest on laureatem zaszczytnej nagrody: Kustosz Pamięci Narodowej (2006 r.)...
Kunert jako prezes Fundacji Archiwum Polski Podziemnej
Prześledźmy teraz ową pamięć narodową doktora na podstawie następnego fragmentu jego wypowiedzi: W latach 1943-44 rzeczywiście istniał w Warszawie obóz koncentracyjny, ale nie był to obóz zagłady i nie było w nim komór gazowych. Jakże różna jest pamięć „kustosza” polskiej pamięci od pamięci wojennej zbrodniarzy niemieckich. Z tym, że pomyślna jest dla polskiej pamięci narodowej nie pamięć jej rzekomego kustosza, lecz właśnie pamięć zbrodniarzy niemieckich i tak Rudolf Hoess – komendant obozu KL Auschwitz - KL Warschau na swojej mapie oznaczył jako Vernichtungslager (natychmiastowej zagłady). Podobnie komendant obozu KL Warschau – Geibl - zeznaje, że Niemcy mordowali dziennie w Warszawie 400 Polaków. Pan doktor Kunert jako prezes Fundacji Archiwum Polski Podziemnej 1939–1956, dziwnie jakoś „nie wie”, że działo się to właśnie na terenie KL Warschau, a komory gazowe tego obozu znać powinien conajmniej z meldunków armii podziemnej.
Kunert jako członek Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
Posłuchajmy wreszcie wypowiedzi Kunerta jako wieloletniego (od 1990 r.) członka Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa: Panująca w Warszawie mania pomników to głupota. Tak rozbrajające wyznanie rozumiem, że ta praca w instytucji właśnie od pomników widać się doktorowi znudziła, ale dziwnie wyraża swoją frustrację akurat przy temacie pomnika męczenników KL Warschau, a nie chociażby przy wmurowywaniu tablicy upamiętniającej jego żywego wciąż szefa – Władysława Bartoszewskiego przy ulicy Marszałkowskiej 63. (Patrz artykuł: Bartoszewski jako historyk dziejów najnowszych). Naturalnie całe dla Polaków szczęście, że wypowiedź szczera odnośnie pomników nie wyrwała się doktorowi przy podejmowaniu decyzji o budowie pomnika-muzeum Żydów, bo dopiero by się Polakom dostało...
* * *
Pomimo udziału Kunerta w trzech prestiżowych polskich placówkach państwowych, pani Maria Trzcińska swojego dobrego imienia jako sędzia niezłomny i osoba czcigodna dochodzić przed sądem nie musi, bo to akurat doktor Kunert jawi się nam grzybem potrójnym do polskiego barszczu, w dodatku grzybem trującym. Natomiast w kwestii moralnej zgodnie z katolicką nauką - fałszywe świadectwo przeciwko bliźniemu swojemu - jest grzechem śmiertelnym i przeproszenie sędzi jako zadośćuczynienie bliźniemu swojemu – jest warunkiem do zbawienia doktora Kunerta koniecznym, chyba że Sędzia sprawiedliwy wypatrzy w doktorskiej osobowości upośledzającą przyczynę.
Cytaty zaczerpnięto z Gazety Wyborczej
Kunert jako Kustosz Pamięci Narodowej
Przyczyną analizy odpowiedzialności doktora Kunerta stała się jednak nie jego firma wydawnicza, lecz właściwie jego wypowiedź dla Gazety Wyborczej. Oto jej fragment: Grupa pani Trzcińskiej wyjątkowo złagodniała. Jeszcze kilka lat temu słyszałem od niej o 600 tys. zamordowanych w KL Warschau. Nie trzeba być wielkim znawcą tematu żeby wiedzieć, że liczba 600 tys. nigdy i nigdzie – ani w książkach, ani w artykułach, ani w wypowiedziach sędzi Marii Trzcińskiej nie padła. Czemu zatem służy doktorskie kłamstwo – powtarzane przez niego jak mantra już nie po raz pierwszy, bo chociażby wcześniej w 2008 roku w Życiu Warszawy - czy przypadkiem nie sprowadzaniu do absurdu i ośmieszaniu jej śledztwa i badań? Tymczasem prostackim, żałosnym tupetem i chamstwem ośmiesza własną metodę badań naukowych – sprowadzając ją do intrygi. Żeby przy tym tylko swoją godność wystawiał na szwank i pośmiewisko - to było by jeszcze pół biedy - tymczasem jest on laureatem zaszczytnej nagrody: Kustosz Pamięci Narodowej (2006 r.)...
Kunert jako prezes Fundacji Archiwum Polski Podziemnej
Prześledźmy teraz ową pamięć narodową doktora na podstawie następnego fragmentu jego wypowiedzi: W latach 1943-44 rzeczywiście istniał w Warszawie obóz koncentracyjny, ale nie był to obóz zagłady i nie było w nim komór gazowych. Jakże różna jest pamięć „kustosza” polskiej pamięci od pamięci wojennej zbrodniarzy niemieckich. Z tym, że pomyślna jest dla polskiej pamięci narodowej nie pamięć jej rzekomego kustosza, lecz właśnie pamięć zbrodniarzy niemieckich i tak Rudolf Hoess – komendant obozu KL Auschwitz - KL Warschau na swojej mapie oznaczył jako Vernichtungslager (natychmiastowej zagłady). Podobnie komendant obozu KL Warschau – Geibl - zeznaje, że Niemcy mordowali dziennie w Warszawie 400 Polaków. Pan doktor Kunert jako prezes Fundacji Archiwum Polski Podziemnej 1939–1956, dziwnie jakoś „nie wie”, że działo się to właśnie na terenie KL Warschau, a komory gazowe tego obozu znać powinien conajmniej z meldunków armii podziemnej.
Kunert jako członek Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa
Posłuchajmy wreszcie wypowiedzi Kunerta jako wieloletniego (od 1990 r.) członka Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa: Panująca w Warszawie mania pomników to głupota. Tak rozbrajające wyznanie rozumiem, że ta praca w instytucji właśnie od pomników widać się doktorowi znudziła, ale dziwnie wyraża swoją frustrację akurat przy temacie pomnika męczenników KL Warschau, a nie chociażby przy wmurowywaniu tablicy upamiętniającej jego żywego wciąż szefa – Władysława Bartoszewskiego przy ulicy Marszałkowskiej 63. (Patrz artykuł: Bartoszewski jako historyk dziejów najnowszych). Naturalnie całe dla Polaków szczęście, że wypowiedź szczera odnośnie pomników nie wyrwała się doktorowi przy podejmowaniu decyzji o budowie pomnika-muzeum Żydów, bo dopiero by się Polakom dostało...
* * *
Pomimo udziału Kunerta w trzech prestiżowych polskich placówkach państwowych, pani Maria Trzcińska swojego dobrego imienia jako sędzia niezłomny i osoba czcigodna dochodzić przed sądem nie musi, bo to akurat doktor Kunert jawi się nam grzybem potrójnym do polskiego barszczu, w dodatku grzybem trującym. Natomiast w kwestii moralnej zgodnie z katolicką nauką - fałszywe świadectwo przeciwko bliźniemu swojemu - jest grzechem śmiertelnym i przeproszenie sędzi jako zadośćuczynienie bliźniemu swojemu – jest warunkiem do zbawienia doktora Kunerta koniecznym, chyba że Sędzia sprawiedliwy wypatrzy w doktorskiej osobowości upośledzającą przyczynę.
Cytaty zaczerpnięto z Gazety Wyborczej
- Wojciech Kozlowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz