Słowo Ciałem się stało. Tablicą w Krzyż.

avatar użytkownika Milton Ha
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez niego nic się nie stało,
co się stało.
 
Ewangelia wg Św. Jana – Prolog
 
Oto, jak dzisiaj przepowiedziałem wcześniej, zaraz po tym jak przybito do ściany Pałacu Prezydenckiego tablicę hańby i arogancji władzy, gdy przybito ją do ściany gwoździami, jak Chrystusa do Krzyża, przyszedł pod Pałac Prezydencki wysłannik Episkopatu Polski z „dobrą nowiną”. Oto Episkopat, w swym majestacie i nieomylności uznał, że żądaniu Kościoła w sprawie krzyża przed Pałacem stało się zadość i czas umęczony krzyż sprzed Pałacu zabrać, aby swym widokiem nie peszył i nie mierził przyszłego lokatora, który przecież jest prezydentem wszystkich Polaków i w związku z tym, żadnej wierze nijakich forów dawać nie może i dawać nie będzie.
 
I zdziwił się wysłannik Episkopatu wielce, bo jego „dobre słowo” spotkało się ze „słowem złym, zajadłym i obrazoburczym”. Słowem, które boli i którego się nie spodziewał. Ale gdy słuchał tak „słowa złego i zajadłego” oto przejrzał na oczy wysłannik Episkopatu i zrozumiał, że Kościół nie jest tam gdzie są jego najwyżsi pasterze ale tam gdzie się zbiera lud i gdzie się słowo w ciało przemienia. Wśród ludzi. I wrócił jak niepyszny nie wiedząc, czy dobrą nowinę zaniesie gdy „słowo złe i zajadłe” przekaże czy też to będzie nowina zła. Jednak nie wrócił z niczym. Oto lud, czyli Kościół powszechny, w swej mądrości ustąpił i słowo dał swoje, że hierarchowie krzyż będą mogli sprzed pałacu zabrać. Tyle, że wtedy, kiedy przyjdzie czas i stanie w miejscu krzyża monument. Tylko wtedy słowo ciałem się stanie i w krzyż się zamieni. W krzyż w kaplicy kościoła św. Krzyża. Taka jest wola ludu.
 
Z boku stoją ludzie. Niewierzący, innej wiary, wierzący mniej żarliwie i zdumienie ich ogarnia. Oto na ich oczach upada Kościół w Polsce. Odchodzą autorytety. Z winy hierarchów, którym bliżej jest do współpracy z władzą niż do modlitwy z ludem czyli Kościołem. I na ich oczach dokonuje się wreszcie podział, którego Episkopat chciał za wszelką cenę uniknąć. Podział na wierzących (mniejszość) oraz wahających się w swojej wierze, wątpiących i pozostałych (większość). Traci Kościół wiernych, traci autorytet, traci rząd dusz. Bo chciał dać Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Czyżby za cenę kolejnych (wy)datków z Komisji Majątkowej?
 
PS
Abp. Nycz jest już w drodze po krzyż. Czy starczy mu autorytetu czy raczej nie. A może zrozumie, że jest narzędziem w ręku władzy.

napisz pierwszy komentarz