Schizofreniczny relatywizm obywateli RP

avatar użytkownika Milton Ha

Historia Polski od wieków udowadnia, że to z czym mamy do czynienia teraz, a w swoim szczególnym wyrazie, mamy do czynienia przez Pałacem Prezydenckim, jest w naszym kraju normą, by nie powiedzieć dosadniej tzw. „normalką”. Poszanowanie obywateli dla władzy, przepisów prawa i norm wszelakich, szczególnie zaś tych zebranych i uporządkowanych pod postacią przepisów prawa, było, jest i zapewne jeszcze długo będzie żadne. Od wieków bowiem, nauczono nas Polaków, że legalna władza, obojętnie przez kogo i w czyim imieniu nie byłaby sprawowana, jest władzą jedynie dla władzy a nie władzą dla jakichkolwiek szczytnych celów i zamierzeń. To zaś, od zawsze, było, jest i będzie wystarczającym powodem, aby tej władzy nie ufać, by tę władzę i jej umocowanie kontestować. Gdy w takim momencie znajdzie się wystarczająca liczba odważnych, zwanych tu i ówdzie oraz zależnie od momentu historii oszołomami, rewolucjonistami, warchołami, reakcjonistami, kontestacja zaczyna się przeradzać w bunt, strajk, anarchię, rewolucję i co tam jeszcze sobie tłum wymyśli, wiedziony jak najbardziej słusznym lub jak najbardziej wydumanym gniewem i oburzeniem. Wystarczy jedynie pretekst i jeden przywódca.

 
         Nie odkrywam tu żadnej Ameryki, bo takie zachowania społeczne są dość powszechne, szczególnie w społeczeństwach o dużym zróżnicowaniu zamożności poszczególnych warstw społecznych, w społeczeństwu o dużym zróżnicowaniu wyznaniowym czy dużym zróżnicowaniu narodowościowym. W Polsce wszystkim dotychczas wydawało się, że jesteśmy narodem mało zróżnicowanym. Podobno, wg zapewnień kolejnych rządów, wszystkim powodzi się dzisiaj dobrze. Podobno, wg zapewnień hierarchów kościelnych, Polska jest krajem katolickim a reszta wyznawców innej wiary oraz niewierzących, to jedynie niewielka część społeczeństwa. Podobno Polska jest krajem, w którym mieszkają prawie wyłącznie sami Polacy i 1% Niemców, bo tak to ustalono odgórnie w arytmetyce sejmowego podziału mandatów. Wszystko to jednak wyłącznie PODOBNO.
 
Prawda jest jednak inna.
 
30% polskiego społeczeństwa żyje na granicy ubóstwa (wg norm unijnych) a dodatkowe 30% żyje na poziomie określanym jako niedostateczny.
 
Wyznawców kościoła katolickiego jest oficjalnie w Polsce około 90% tymczasem do kościoła uczęszcza regularnie jedynie 30%, co pokazuje prawdziwy obraz w tym zakresie. Jakby tego było mało, wzrasta liczba Polaków odważnie ujawniających swoje innowierstwo. Specjalnie piszę innowierstwo, bo w kraju nominalnie w 90% katolickim, przyznane się do innej wiary było dotychczas aktem odwagi szczególnej i narażało z góry na ten epitet. Tymczasem innowierców, zarówno tych nowych jak i tych, którzy postanowili ujawnić teraz swoje przekonania religijne jest coraz więcej. Mówi się nawet o 20% udziale innych wyznań. Reszta zaś, coraz odważniej deklaruje się jako niewierzący lub wierzący acz niepraktykujący, co przez wierzących oraz Kościół, odbierane jest jako postawa schizofreniczna i niekatolicka a przez niewierzących, jako postawa schizofreniczna i kunktatorska. I jakby nie patrzeć jedni i drudzy mają, w tym akurat przypadku, rację, bo, co jak co, ale przypomina to postawę wyrażającą się prostym zdaniem: „Pogląd swój mam i z góry swój pogląd potępiam”.
 
Również obraz jednolitości narodowej Polaków jest inny, niż się to wszystkim wydaje. Wraz z postępami demokracji, które wróciły nas do czasów przyrównywanych do czasu powstanie naszej pierwszej Konstytucji 3 Maja, okazało się, że Polska jest krajem Polaków, Żydów, Niemców, Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Czechów, że wspomnę tylko o tych, którzy odważyli się zaakcentować swoją odrębność narodową, pozostając obywatelami Polski. O Wietnamczykach, Chińczykach, czy innych przedstawicielach egzotycznych dla nas narodów, których, w Polsce jest coraz więcej, nie wspominając. A jeżeli przyjdzie nam jeszcze wymienić obywateli, którzy skupiają się i wyraźnie akcentują swoją odrębność w grupach etnicznych, jak np. Kaszubi, Ślązacy, czy Łemkowie, to po tym pobieżnym wyliczeniu, wyjdzie nam jednak, że Polaków w Polsce jest co najwyżej z 80%.
Z jednej strony to dobrze, bo akurat, co jak co, ale różnorodność etniczna czy wyznaniowa sprawia, że Polska jako kraj tych wszystkich obywateli zmienia się na lepsze i staje się ty bliższa wyobrażeniu Narodu i Ojczyzny opisywanej przez pierwszą, nowoczesną konstytucję Europy, czyli Konstytucję 3 Maja. Gorzej z podziałem dotyczącym rozwarstwienia materialnego. Ten podział istniał od zawsze i jak widać zawsze będzie istniał, i żadna siła, w tym forsowany kiedyś w naszym kraju socjalizm czy komunizm, nie zmieni tego faktu.
 
Z drugiej strony, na tle wydarzeń historii powojennej, ujawnia się zjawisko, które determinuje odwieczne problemy Polski i Polaków, czyli nasze problemy. To zjawisko, to powszechny schizofreniczny relatywizm obywateli RP. Takiego fenomenu nie ma chyba w żadnym zakątku świata. Zjawisko to zadziwia mnie od półwiecza, choć, co najwyżej trzydzieści parę lat zadziwia mnie w sposób świadomy. W żaden sposób nie mogę bowiem zrozumieć dlaczego:
 
Polak wybiera w wolnych wyborach władzę, która go ma reprezentować, a już na drugi dzień po wyborach zaczyna tę władzę kontestować i odmawiać jej prawa do władzy sprawowania.
 
Polak uznaje władzę kościoła w sprawach wiary, ale posyła dzieci do sakramentów, a gdy tylko dotrwają do sakramentu bierzmowania uznaje, że spełnił swój katolicki obowiązek wychowania nowego katolika, dając przy okazji swoim przykładem, przez cały czas wychowywania swoich pociech, że katolik wcale nie musi chodzić do kościoła i modlić się czy przyjmować sakramenty.
 
Polak uznaje przepisy prawa i szczególnie często wyraża pogląd o potrzebie ich zaostrzania i egzekwowania, ale wyłącznie w sytuacji, gdy to prawo dotyczy każdego innego obywatela a nie jego.
 
Polak wszem i wobec mówi o swojej wszelkiej tolerancji, ale do czasu, gdy jego sąsiad okazuje się osobą innej wiary, innego koloru skóry, innego wyznania czy niewierzącym a już szczególnie w sytuacji, gdy jest to osoba o innej orientacji seksualnej.
 
I właśnie ten swoisty rodzaj zbiorowej schizofrenii i relatywizmu postaw społecznych jest powodem wszystkich kłopotów Polski. Wyedukowani i wyćwiczeni w nieustannym kontestowaniu wszystkiego i wszystkich, w ciągłej walce przeciwko władzy a szczególnie przeciwko władzy zaborczej, która, jak zaborcze uczucie, chce zapanować nad całym postępowaniem i myśleniem rządzonych, Polacy, czyli my wszyscy, zatraciliśmy poczucie zdrowego rozsądku. Myślenie logiczne i racjonalne działanie było i dalej jest czymś wyjątkowym. Czymś niegodnym i uwłaczającym „prawdziwemu Polakowi”, bo prowadzi do sytuacji, gdy trzeba będzie przestrzegać prawa, przestrzegać wyroków demokratycznych wyborów oraz, co pewnie okaże się najtrudniejsze, przestrzegać zasad wiary, jeżeli jest się jej wyznawcą. Tego żaden „prawdziwy Polak” nie jest w stanie zaakceptować ani wytrzymać. To się po prostu, „prawdziwemu Polakowi” w głowie nie mieści. Ostatecznie stara, choć adoptowana do dzisiejszych czasów zasada, ciągle jeszcze obowiązuje i mówi, że „Polak na zagrodzie równy wojewodzie”.
 
Do Tworek Polacy, do Tworek!; lub do innego najbliższego oddziału psychiatrycznego, byle szybko.
 
PS.
Wszystkim stojącym pod Pałacem Prezydenckim, zarówno po jednej jak i drugiej stronie oraz wszystkim tym, którzy się biernie temu przyglądają licząc z jednej strony że jakoś to będzie a z drugiej strony, że ktoś się na tym nieźle przejedzie a on sam na tym skorzysta zalecam „kubeł zimnej wody na rozgrzany łeb”. Nie przed, nie po, ale zamiast.

napisz pierwszy komentarz