Trwa przywracanie godności Narodu

avatar użytkownika Maryla

* Prawda nigdy nie dzieli. Polaków dzieli nie krzyż, tylko kłamstwo i manipulacja
* Pod krzyżem spotkałam katolików, protestantów, żydów, którzy przyszli w tej samej sprawie - połączył ich bardzo głęboki patriotyzm i niepokój o państwo i jego suwerenność
* Przed Pałacem Prezydenckim toczy się dyskusja, która od dwudziestu lat powinna była toczyć się w mediach

Z Ewą Stankiewicz, reżyserem, współautorką filmu "Solidarni 2010", rozmawia Bogusław Rąpała

Dużo czasu spędza Pani ostatnio z kamerą przed Pałacem Prezydenckim. Co chce Pani pokazać w nowym filmie?
- Jestem tam i cały czas rozmawiam z ludźmi. W dokumentacji, nad którą obecnie pracuję, pokażemy tym razem zetknięcie się dwóch różnych postaw, czyli najogólniej rzecz ujmując, obrońców i przeciwników krzyża. Będzie się to głównie opierało na rozmowach z nimi. Innych szczegółów podać nie mogę, bo jeszcze nie zakończyliśmy prac nad montażem i sama ich nie znam. Ale ten film na pewno treściowo będzie różnił się od części pierwszej. Te dyskusje pod Pałacem stają się coraz gorętsze.

Będzie Pani chciała pokazać również argumenty przeciwników krzyża w tym miejscu?
- Tak, na tyle, na ile będę mogła, ponieważ oni nie zawsze zgadzają się wystąpić przed naszą kamerą.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że mają znacznie większe możliwości wypowiadania się w mediach, w przeciwieństwie do tych, którzy chcą pozostawienia krzyża przed Pałacem Prezydenckim?
- Również tak uważam. Problemem jest to, że nie chce się pokazywać ludzi, którzy podają racjonalne argumenty i którzy mówią, czym dla nich jest ten krzyż i po co tam przyszli. Jest on dla nich znakiem upomnienia się o prawdę i o pamięć. Prawda nigdy nie dzieli. I ten krzyż łączy bardzo wielu ludzi, którzy tam przychodzą z różnych stron. Łączy nawet ludzi różnych wyznań. Spotkałam tam katolików, protestantów, żydów, którzy przyszli w tej samej sprawie, tzn. połączył ich bardzo głęboki patriotyzm i niepokój o państwo i jego suwerenność. Polaków zaś dzieli nie krzyż, tylko kłamstwo i manipulacja. Tak to postrzegam.

Czym kierują się ludzie, którzy niejednokrotnie godzinami czuwają przy krzyżu?
- Ci ludzie przychodzą tam po to, żeby domagać się prawdy na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej, ale nie tylko. Ta katastrofa i sposób postępowania naszego rządu po niej kazały wielu ludziom postawić pytanie o fundamenty naszego kraju, o to, w jakim systemie żyjemy i czym jest nasza demokracja. I czy w ogóle to jest demokracja, czy po prostu jakieś płynne przejście, a właściwie pozostanie w rosyjskiej strefie wpływów, z tą tylko różnicą, że objawy tego stanu rzeczy są teraz jakby trochę bardziej miękkie niż w przeszłości. Dlatego wydaje mi się, że ten krzyż jest też znakiem domagania się prawdy w fundamentalnych kwestiach dotyczących naszej państwowości. Dziwię się, że nikt w mediach tego nie pokazuje, bo takie rzeczowe pytania są powszechne i padają z ust ludzi, których w żaden sposób nie da się zaszeregować do kreowanego przez przeciwników krzyża wizerunku fanatyka czy oszołoma.

To znaczy, że zauważa Pani manipulowanie rzeczywistością, którą Pani tam widzi?
- Absolutnie tak. Zresztą mam okazję obserwować, że ludzie broniący krzyża są prowokowani właśnie po to, aby można było ich ośmieszyć. Co więcej, pod obrońców krzyża podszywają się różnego rodzaju prowokatorzy, mający na celu skompromitowanie tej wielkiej sprawy i idei. Takich właśnie ludzi pokazuje się w mediach, bez przedstawiania ich autentycznych motywów.

Nic więc dziwnego, że prowadzi to do wybuchu niekontrolowanych emocji po obydwu stronach.
- Zgadza się. Zauważyłam jednak, że jeśli chodzi o jakieś ekstremalne zachowania, to po stronie obrońców krzyża jest co najwyżej agresja słowna, natomiast po stronie przeciwników jest zarówno agresja słowna, jak i fizyczna. Zdarza się, że autobusami przyjeżdżają tam grupy ludzi, którzy atakują modlących się. Pokazywanie w mediach ekstremalnych zachowań jest jedynie otarciem się o fragment rzeczywistości. Natomiast nie zauważyłam, żeby ktoś pokusił się o wejście pod tę powierzchnię i przyjrzenie się istocie tego, co tam się dzieje.

Być może niewielu dziennikarzy tak naprawdę to interesuje, bo dla większości liczy się tylko sensacja.
- Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Spotykam się tam z wieloma interesującymi hipotezami i cennymi analizami na temat sytuacji w Polsce w ogóle. Padają ryzykowne opinie, że to zamieszanie wokół krzyża pamięci nie jest przypadkowe i że zaczęło się od pierwszego wywiadu prezydenta elekta, który zaognił sytuację. Mamy teraz do czynienia z eskalacją tego konfliktu, napięcie nie opada, tylko rośnie, a niejasne deklaracje dotyczące tablicy lub pomnika jedynie podgrzewają atmosferę. Być może właśnie po to, żeby ściągnąć tam media i pokazać "rozwścieczone mohery". Ciężko mi wytłumaczyć postawę środków społecznego przekazu, które nie chcą pokazać tego, że tam naprawdę dokonują się bardzo ciekawe rzeczy. Jestem świadkiem sytuacji, gdy ludzie o odmiennych poglądach zaczynają ze sobą rozmawiać. Oczywiście zdarzają się również sytuacje, że ludzie, mijając się, rzucą coś obraźliwego pod swoim adresem. Ale jak już wspomniałam, zdarzają się bardzo pouczające rozmowy. W momencie kiedy uda się przedrzeć przez tę ścianę uprzedzeń i dystansu, kiedy dwie strony podchodzą do siebie z należytym szacunkiem, zaczynają padać racjonalne argumenty i pojawiają się punkty wspólne. To jest bardzo wartościowe. Tam toczy się dyskusja, która od dwudziestu lat powinna była toczyć się w mediach.

Dyskusja między politykami?
- Między politykami, między publicystami i nie tylko. Śledząc wydarzenia przed Pałacem, mam wrażenie, że obecna dyskusja w mediach to po prostu jakaś fasada, która nie dotyczy istoty rzeczy. A kwestie naprawdę ważne poruszane są właśnie tam, przy krzyżu przed Pałacem Prezydenckim.

Kiedy planuje Pani zakończyć prace nad filmem?
- Ten termin ciągle się przesuwa. Początkowo myśleliśmy o sierpniu, teraz zakończenie prac planujemy na koniec września. Spowodowane jest to tym, że ilość materiału ciągle rośnie.

W końcu sytuacja nie została jeszcze rozwiązana i nie wiadomo, co będzie dalej...
- Wydarzenia związane z próbą przeniesienia krzyża były niezwykle dramatyczne i nieprzewidywalne. Dobrze, że tak to się skończyło, że nikomu nic się nie stało. Ja nie uważam, żeby to była porażka państwa polskiego. Traktuję to raczej w kategoriach upomnienia się społeczeństwa obywatelskiego o sprawy niezwykle istotne. Wmawia się nam, że powinniśmy się wstydzić tych wydarzeń. Ich obraz spłyca się do garstki ludzi i kilku przepychanek. To nie jest tak, że chodzi o kilka osób i że te wydarzenia kompromitują nas na Zachodzie. Przed Pałac Prezydencki przychodzą również obcokrajowcy i dla nich to, co tam widzą, nie jest żadnym obciachem. Wręcz przeciwnie, są bardzo zainteresowani i z wielkim szacunkiem podchodzą do całej tej sytuacji.

Ludzie wciąż składają kwiaty i modlą się pod krzyżem. Jakie refleksje Pani towarzyszą, gdy obserwuje Pani ten niezwykły zryw?
- To nie jest żaden wstyd. Zupełnie odwrotnie do tego, co czytam i oglądam, uważam, że to przywraca godność naszemu Narodowi. Jedna z pań tam, przed Pałacem, komentując nie tyle samą katastrofę, ile postawę polskiego rządu wobec tej tragedii, powiedziała mi: "To, z czym mamy teraz do czynienia, to ani Bóg, ani Honor, ani Ojczyzna". I mówiła to kobieta, która z trudem powstrzymywała łzy. To świadczy o tym, że są jednak ludzie, którym naprawdę zależy na dobru Ojczyzny. Myślę, że media pokazują te wszystkie wydarzenia w krzywym zwierciadle, ale tak naprawdę to, co się tam dzieje, przywraca honor i godność Polsce. Bo ta Polska została właśnie odarta z godności nie przez to, że w dalszym ciągu nie wiemy, jakie były przyczyny tragedii z 10 kwietnia, ale przez sposób postępowania rządu po tej katastrofie. Ta zadziwiająca bezradność i bezczynność polskich władz każą stawiać pytania o suwerenność naszego kraju i o motywy takiego działania. Bo jest to albo totalna amatorszczyzna, albo zdrada stanu. Niestety, tylko na te dwie możliwości wskazują fakty, które obserwujemy.

Czyli jeśli można mówić o zdawaniu egzaminu po katastrofie smoleńskiej, to dzieje się to właśnie teraz, pod krzyżem pamięci przed Pałacem Prezydenckim?
- Oczywiście, że tak. I ten egzamin zdaje nie państwo, tylko obywatele.

Pamiętamy, jakie reakcje wywołał Pani poprzedni film. Spodziewa się Pani teraz podobnego odzewu na swój nowy dokument?
- Nie mam pojęcia, jak zostanie przyjęty. Wtedy najbardziej bolesne były kłamstwa i manipulacje, a nie krytyka. Jeśli kogoś masowo obrzuca się kłamstwem, to zawsze przylgnie do człowieka trochę błota. Skoro wtedy nastąpiła taka nagonka, to teraz może być podobnie. Obawiam się tego, w końcu to nie jest nic przyjemnego. Ale to, co się teraz dzieje przed Pałacem Prezydenckim, wydaje się tak ważne, że nie chcę się kierować tymi obawami. Jeśli mi się dostanie, to trudno. To nic wobec tego, na co narażeni byli kiedyś inni ludzie, którzy działali zgodnie ze swoim sumieniem, jak chociażby ci walczący w pierwszej "Solidarności", których również spotykam przed Pałacem Prezydenckim. Przychodzą i przytaczają analogie między tym, co widzą, a wydarzeniami z czasów ich młodości, kiedy podobnie jak teraz występowali w obronie podstawowych wartości, takich jak demokracja, wolność słowa i prawda w życiu społecznym. To bardzo ciekawe, że oni często porównują tę sytuację z wydarzeniami sprzed 1980 r. i ze stanem wojennym. To są duże słowa, ale...

W końcu mają do tego prawo.
- Mają do tego prawo, bo sami walczyli o wolność Polski, i teraz zadają pytanie o jej suwerenność. To jest niesamowite i bardzo symboliczne. Dla nich ta historia się powtarza. Myślę, że bardzo dużo im zawdzięczamy, i to, że oni tam się teraz pojawiają, o czymś świadczy.

Trudno nie brać ich zdania pod uwagę.
- Może przede wszystkim ich zdanie trzeba wziąć pod uwagę. Ale ja nikogo z nich w mediach nie widziałam ani nie słyszałam.

Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100807&typ=my&id=my12.txt

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz