Z pamiętnika ostatniego premiera również ostatniej RP (nr 3) [2010-07-20 09:31]

avatar użytkownika dzierzba

Pomysł z początku wydawał się szalony. Pomimo lat praktyki nikt z nas nie wyobrażał sobie bowiem, że można kompletnie nic nie robić. Vincent zapewniał mnie jednak, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Nie chciałem w to wierzyć, ale wtedy wyciągnął teczkę z napisem ‘Ściśle Tajne’ i pokazał mi kilka wykresów. Zemdlałem. Gdy się ocknąłem zaczął mnie pocieszać i zapewniać, że to jedyne wyjście i że pijarowo będzie się to dało podciągnąć pod liberalną politykę nieingerencji w gospodarkę więc nie mam co się martwić. A co jak co, ale na pijarze to my się znamy.

Nie przekonał mnie, ale cóż było robić.

Trzymaliśmy się więc twardo tej wersji. Tajemniczo dwuznacznym uśmiechami odpieraliśmy ataki opozycji wyzywającej nas bez pardonu od ignorantów i leni. No i robiliśmy swoje. Czy raczej nie robiliśmy. Zamrażalka sejmowa Grzecha rozrosła się do rozmiarów Antarktydy, a niezależni dziennikarze zaprzyjaźnionych stacji telewizyjnych przybiegali z przerażeniem w oczach wrzeszcząc, że niedługo zabraknie pieniędzy nie tylko na apolitycznych ekspertów, ale i oni sami zmienią fach i pójdą w cholerę.

Podsyłaliśmy więc im coraz to nowsze tematy.

Stefan zafarbował resztkę włosów i poszedł na paradę, Sławek dał się przyłapać fotoreporterom Kundelka in flagranti z bohaterką słynnych Taśm Prawdy, Janusz zaczął starania o zmianę płci, a Bronek po prostu był sobą podczas występów na żywo w telewizji. Nie mogę powiedzieć, w tej chwili prawdy wszyscy wtajemniczeni zaangażowali się całym sercem i bez szemrania.

Eh, czasem zastanawiam się, czy nie powinienem był wtedy wtajemniczyć w nasze plany również opozycji. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Czy była jednak jakakolwiek szansa, by zdobyli się na budująca zgodę ponad podziałami? Aż sam się do siebie śmieje pisząc to teraz. Nie, to było zupełnie niemożliwe. Krótkowzroczni egoiści nie wierzyli, że to z miłości do milionów Polaków, moich współobywateli.

Ale nieważne.

W pewnym momencie nasze heroiczne nicnierobienie zaczęło przynosić efekty. Wiedzieliśmy jednak, że nie możemy teraz spocząć na laurach. Dokręcaliśmy więc śrubę nie tylko zaciągając nowe pożyczki, ale także dodrukowując pieniądze. Opozycja szalała, a nasza młodzieżówka przygotowywała coraz to nowe wykresy, które Vincent wyciągał przed kamerami z kamienną miną, jak magik króliki z kapelusza. Ja naopowiadałem się tyle o miłości, że dla równowagi oglądałem w kółko dramaty i horrory. Uwierzcie, atakowani ze wszystkich stron i naprawdę goniliśmy ostatkiem sił.

I wreszcie nadszedł ten dzień.

Stało się. Nic już nie mogło nas uratować. Skakaliśmy z radości licząc miliony, które teraz muszą spłynąć do naszego kraju; oczami wyobraźni widzieliśmy wściekłą z zazdrości, zdruzgotaną naszym sukcesem opozycję, wiwatujących spontanicznie na naszą cześć obywateli. Już, już byliśmy w ogródku i witaliśmy się z gąską, gdy ta wiadomość spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Kto by się spodziewał takiego ciosu…

Oczywiście wiedzieliśmy od dawna, że Hiszpania i Portugalia idą ostro w tym samym kierunku, ale nie przypuszczaliśmy, że również z premedytacją. No i to im pierwszym się udało. Obydwa kraje zbankrutowały praktycznie tego samego dnia i na nich skupiła się cała uwaga i pomoc. Naszym spóźnionym o tydzień bankructwem nie zainteresował się więc nawet pies z kulawą nogą. Nie, przepraszam, RPA wysłało nam wuwuzele i śpiwory. Nie chcieliśmy w to wierzyć, płakaliśmy w bezradnej złości wściekli, że całe pięćset dni na nic. Wpompowywane teraz błyskawicznie w Hiszpanie i Portugalię miliony przeszły nam koło nosa i nic już nie mogliśmy zrobić. Rzecz jasna nie było też sensu tłumaczyć, że chcieliśmy dobrze, że plan był ambitny, odważny i wspaniały.

Nie było nawet czasu się pożegnać. Spakowaliśmy się szybko.

Teraz, gdy piszę te słowa, żywe wspomnienia kłują boleśnie. Tęsknię, bo Morze Czarne to nie Bałtyk, a Jałta nie Sopot. Kudy też do  śledzia kawiorowi z bieługi…

Kończąc. Polacy, chcę powiedzieć przepraszam. To był zwykły błąd. Życzę wam wszystkiego dobrego i szczęścia. Ale teraz czas już na mnie, koledzy piłkę dmuchają. Pamiętajcie jednak, że gdy sytuacja trochę się uspokoi, wrócimy! Bo Polska zasługuję na cud gospodarczy. Ja Was pazdrawliaju!

PS Obiecuję!


Filed under: fun, political-fiction, polityka, Polska, społeczeństwo

napisz pierwszy komentarz