Komu Tusk oddał sprawę wyjaśnienia katastrofy pod Smoleńskiem?
kryska, ndz., 18/07/2010 - 13:10
Od katastrofy w Smoleńsku minął już ponad miesiąc. Tyle samo mniej więcej trwa śledztwo w sprawie przyczyn tragedii prowadzone ... Od katastrofy w Smoleńsku minęło już ponad 3 miesiące.
Tyle samo mniej więcej trwa śledztwo w sprawie przyczyn tragedii prowadzone przez "miedzynarodową" komisje MAC.
Brak informacji na temat postępu prac prokuratury sprawia, że zwykli ludzie na podstawie ujawnionego dotąd materiału próbują na własną rękę dociekać prawdy.
I w ten sposób rodzą się rozmaite spekulacje i teorie spiskowe.
Sprawie smoleńskiej katastrofy towarzyszy wiele kontrowersyjnych wątków.
Dla wielu niezrozumiałym jest fakt, że już kilka chwil po wypadku została odrzucona teza o zamachu.
Eksperci zapraszani do telewizji a także sami dziennikarze analizujacy ewentualne przyczyny katastrofy junikali słowa zamach niczym diabeł wody święconej.
Poprawność polityczna i strach rządu polskiego, by nie rozdrażnić Rosjan i samego misia Putina sięgnęły granic absurdu.
Zresztą sam Tusk odpowiadając na pytanie dziennikarzy dlaczego oddał śledztwo Rosji tłumaczył, że również dlatego, by nie drażnić Putina i nie zaogniać stosunków z Rosja.
W ten sposób rząd polski zrzekł się niezależności dobrowolnie w imie jakichś enigmatycznych "dobrych" stosunków z Rosją.
Rosja musi chcieć dobrych stosnnków z Polską a tego na razie nie widać.
Można powiedzieć - do tanga trzeba dwojga, czyli i Rosja i Polska musza dążyć do tego samego, bo nasze "chcenie" niczego nie załatwi.
W sytuacjach takich jaka miała miejsce pod Smoleńskiem, kiedy na terenie obcego kraju ginie prezydent wraz z czołowymi postaciami sprawującymi najwyższe urzędy państwowe naturalne jest wzięcie pod uwagę wszelkich możliwych przyczyn katastrofy nawet tych najbardziej absurdalnych.
A co robią nasze "niezależne" telewizje i niektóre również "niezależne" gazety?
Wspólnie z rządem usiłuja temat katastrofy zamieść pod dywan a każdego pytajacego ochrzczą oszołomem i wojownikiem.
a oto co ustalił Newsweek:
Oddaliśmy śledztwo w świetne ręce.
Jedno z najważniejszych śledztw w polskiej historii po 1989 jest w rękach totalnie skorumpowanych śledczych, którzy zrobią wszystko, żeby ukryć własne uchybienia - oto ustalenia "Newsweeka".
- Historia Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i jego szefowej, Tatiany Anodiny, badających okoliczności katastrofy w Smoleńsku, to pasmo wielkich afer i skandali korupcyjnych.
MAK to instytucja, która niepodzielnie włada postradziecką przestrzenią powietrzną. A jego konstrukcja jest unikatowa w skali światowej. Ciało to jest bowiem reliktem Związku Radzieckiego, który formalnie rozwiązano 30 grudnia 1991 roku. W to miejsce jedenaście byłych republik sowieckich powołało Wspólnotę Niepodległych Państw. MAK miał odpowiadać za ich przestrzeń powietrzną. Wspólnota obumarła, a MAK ...rozkwitł.
Oryginalna konstrukcja Komitetu polega na tym, że z jednej strony działa na zasadzie przedsiębiorstwa (za wydawanie certyfikatów pobiera opłaty) – w oparciu o kodeks handlowy Federacji Rosyjskiej i urzęduje na jej terytorium, z drugiej zaś, niczym ambasada obcego państwa, cieszy się przyznanym przez rząd rosyjski statusem przedstawicielstwa dyplomatycznego.
A jego szefowa generał lotnictwa Tatiana Anodina to jedna z najbardziej wpływowych, najpotężniejszych i zapewne najbogatszych kobiet w Rosji. Ma 71 lat. Z awiacją jest związana od dziecka – jej ojciec był pilotem wojskowym. Wiele lat pracowała w ministerstwie lotnictwa ZSRR. Pod koniec lat 80. i po śmierci męża – ministra łączności ZSRR – Anodina prywatnie związała się z byłym premierem Rosji Jewgienijem Primakowem, bliskim współpracownikiem Michaiła Gorbaczowa, wysoko postawionym decydentem w KGB, a potem w FSB. To jemu Anodina zawdzięcza stanowisko szefowej MAK.
Największe kontrowersje budzi fakt, że orzekając o przyczynach katastrof lotniczych MAK jest sędzią we własnej sprawie – on bowiem dopuszcza do użytku sprzęt, którego ewentualne awarie czy wady musi później stwierdzić.
Jak choćby kilka lat temu w przypadku katastrofy ormiańskiego A320 . O spowodowanie katastrofy MAK oskarżył załogę, zataił zaś dowody dotyczące błędów obsługi lotniska i fatalnego stanu technicznego portu lotniczego (który wcześniej sam certyfikował). Sprawa wywołała tak duże kontrowersje, że prasa ormiańska zażądała, by Armenia wystąpiła z MAK.
W 2007 r. pilot linii Azor-Awia Aleksander Kazncew, którego MAK obarczył odpowiedzialnością za rozbicie trzy lata wcześniej na lotnisku w Baku Iła-76, wytoczył liniom lotniczym, do których należał samolot, proces o zniesławienie. Tylko tak mógł pośrednio oskarżyć objętych dyplomatycznym immunitetem specjalistów MAK.
Pilot przedstawił dokumenty, z których wynikało, że silniki feralnej maszyny siedem lat przed katastrofą zostały przez właściciela skreślone ze stanu i zakwalifikowane jako złom. Tuż przed katastrofą zużyte silniki znów zamontowano do Iła. MAK wydał na nie certyfikat, a przewoźnik, jakby spodziewając się katastrofy, ubezpieczył samolot na 10 milionów dolarów.
MAK ma na sumieniu jeszcze drugi grzech ciężki. Komitet wykorzystuje swoją pozycję i kompetencje będąc zakulisowym uczestnikiem gry na rynku, który sam reguluje. Związek MAK i Tatiany Anodinej z biznesem lotniczym jest bardzo ścisły. Jej syn, Aleksander Pleszakow, jest założycielem i współwłaścicielem (kontrolny pakiet akcji przekazał kilka lat temu swojej żonie) drugich co do wielkości rosyjskich linii lotniczych Transaero. Sama Anodina jest także od początku ich istnienia akcjonariuszką firmy syna.
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/sm...
Ale cicho sza!
Nie przeszkadzajmy Donaldowi ocieplać misia!
http://www.blogpress.pl/node/3221
- kryska - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz