Obiecanki Wycycanki, czyli nikt nie da tyle, ile obieca Komorowski
Ktoś mógłby naiwnie myśleć, że najtrudniejszy dla polityka jest czas kampanii wyborczej. Otóż niekoniecznie. Na pewno jest to czas męczący po względem psychofizycznym, jednak diabelnie łatwy pod względem merytorycznym.
Czas kampanii to bowiem taki specyficzny czas, w którym społeczeństwo wie, że wszelkie obietnice są tymi przysłowiowymi gruszkami na wierzbie, jednak w dziwnie naiwny sposób wierzy (lub chce wierzyć), że te gruszki faktycznie na tej wierzbie wyrosną, stąd jego uważne wpatrywanie się w gałązki.
Najtrudniejszy dla polityka jest czas tuż po kampanii, gdy wygrywa i następuje zderzenie z rzeczywistością. Wypadałoby zrealizować wszystkie te obietnice, które się w kampanii mniej lub bardziej pochopnie złożyło, chcąc przelicytować przeciwnika. Potem jednak okazuje się, że worek z pieniędzmi budżetowymi nie jest tak rozciągliwy, jak worek z obietnicami.
Ostatnia kampania wyborcza pokazała, jak bardzo ewoluowało znaczenie urzędu Prezydenta w naszym kraju. Jeszcze 2 miesiące temu urząd ten kojarzył się jedynie z podziwianiem żyrandoli pałacowych. W miarę upływu czasu, podczas rozkręcania się kampanii wyborczej, prerogatywy prezydenckie zaczęły się nadymać i sięgać coraz to większej ilości dziedzin życia.
Po jakimś czasie mieliśmy wrażenie, że to już nie wybory na urząd prezydenta, lecz wybory co najmniej imperatora, człowieka który może dosłownie wszystko, jakiejś uniwersalnej i wszechwładnej siły, która stać się może niezwykłym spiritus movens wszelkich przemian i cudów świata.
Komorowski z Kaczyńskim nawzajem licytowali się w obietnicach, przy czym Komorowski coraz mocniej zaczął obiecywać to, co jeszcze niedawno sam odrzucał, jak choćby zniżki dla studentów. W czerwcu 2009 roku PO odrzuciła obywatelski projekt wprowadzenia zniżki dla studentów, w czerwcu 2010 PO już chce zniżek dla studentów. Czego to się nie robi, by wyborcy nas pokochali, prawda?
Warto więc pogratulować Komorowskiemu wygranej, Kaczyńskiemu pogratulować stylu w jakim przegrał i wziąć się za to, co najważniejsze po kampanii. Zwalczyć własną tendencję do powyborczej amnezji i cały czas pamiętać, co obiecał Komorowski w kampanii i czy z realizacji tych obietnic się wywiąże. Za 500 dni okaże się, czy jest człowiekiem słownym, czy też okazał się kolejnym pasterzem, który swoje owieczki potraktował jak stado baranów, któremu można naobiecywać wszystko, po czym wycyckać i zostawić zupełnie z niczym.
Dlatego Komorowskiemu i jego wyborcom przypominam obietnice, na których zrealizowanie będę czekał:
1. Polska ma stać się krajem cyfryzacją kwitnącym, internet ma być dla każdego, także dla mieszkającego na wsi. Ciekawe czy doprowadzą go kablem, czy falą. Na miejscu Komorowskiego obiecałbym też każdemu laptopa, bo za pomocą siewnika zbożowego nie da się niestety korzystać z internetu.
2. Polscy żołnierze z Afganistanu mają wyjść, Polska z NATO ma nie wychodzić. Komorowski dał sobie na to 500 dni, by polskie wojska opuściły Afganistan w sposób mądry. A póki tam jesteśmy, to może warto naszych dozbroić. Bo chyba powrót w worku foliowym nie należy do powrotów mądrych?
3. Kolejna obietnica dotyczy braku sporów. Tutaj jestem najbardziej spokojny, bo pomagier Tuska czyli Komorowski własnemu szefowi się raczej nie postawi. Poza tym po ostatnich wydarzeniach kłócenie się o miejsce w Tupolewie graniczy z brakiem instynktu samozachowawczego a nawet tendencjami samobójczymi.
4. Studenci, którzy nagle pokochali mocno Bronisława, bo obiecał przywrócenie 50% ulgi na transport, muszą pamiętać by go nieco poganiać, tak aby zdążył, nim oni przestaną być studentami. Oczywiście nie dotyczy tzw. „wiecznych studentów”. A taki minister Rostowski na sam dźwięk słowa „ulga dla studentów” dostaje biegunki. Co on nigdy nie studiował czy jak?
5. Bronisław Komorowski obiecał rozpoczęcie budowy tysiąca kilometrów nowych dróg, każdego rodzaju, od drogi krajowej po autostradę. Jednak jak znam życie, to styczność Komorowskiego z drogami ograniczy się do słów „Moja droga”, kierowanych do szanownej małżonki.
6. Komorowski obiecał też, że nikomu się nie będzie opłacało wyjeżdżanie do pracy np. do Wielkiej Brytanii, bo to już się nie będzie opłacało, tak bardzo Polska się rozwinie. Proponuję by utrudnić Polakom nieco wyjazd z Polski, w tym celu Komorowski nie wybuduje jednak tego tysiąca nowych dróg.
7. Pamiętać tez będziemy o obiecanej reformie służby zdrowia, dyżurnej obiecance, którą szastali wszyscy a nie ruszył jej nikt. Leczenie ma być darmowe i ma być lepsze, czyli zjemy ciastko i będziemy mieć ciastko – tacy będziemy sprytni. Komorowski obiecał też, że nie będzie niczego prywatyzował, najwyżej skomunalizuje, cokolwiek kryje się pod tym szemranym pojęciem.
8. Będą też podwyżki dla nauczycieli i znów będą nas uczyli dobrze zarabiający pedagodzy, jak w tym spocie z 2007 roku, z którego wielu wniosków żadnych nie wyciągnęło i jeszcze raz dali się zrobić w to istne podwyżkowe bambuko. Na sam dźwięk słowa „podwyżka” Rostowski także dostaje biegunki, chyba że chodzi o jego apanaże.
9. Obietnica dotycząca KRUS też warta jest pamiętania. PO była na KRUS niegdyś cięta, potem w koalicji z PSL już mniej, teraz w wyborach już KRUS pokochali i nie mają rolników za złodziei. Ograniczą się do reformowania KRUS, czyli pewnie zmienią kadrę kierowniczą upychając tam swoich.
10. W temacie podwyżek, to warto pamiętać, że zostały one też obiecane emerytom oraz żołnierzom, bo wzrost gospodarczy jest tak wielki, że można poszaleć. Zresztą, przecież to są tylko obietnice, to nic nie kosztuje. No, tylko ta biegunka Rostowskiego…
A na koniec Drogi Wyborco pamiętaj, że nikt nie da Ci tyle, ile naobiecuje Ci Komorowski. Bo kampania przecież rządzi się swoimi prawami, jak rzekł niegdyś minister Grad, zatem niech żyją nam nieśmiertelne Obiecanki – Wycycanki. A nawet jeśli ktoś poczuje się wycyckany i oszukany, to warto mieć na uwadze, że przecież to człowiek człowiekowi taki los zgotował swoim głosowaniem.
- PiotrCybulski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz