Prezydentura vs. Prezesura [2010-07-01 09:30]

avatar użytkownika dzierzba

Nie przepadam za sportowymi porównaniami. Nie napiszę więc, że Jarosław Kaczyński znokautował wczoraj Bronisława Komorowskiego. Lepiej moim zdaniem stwierdzić tak zwyczajnie, że były premier pokazał marszałkowi, gdzie jego miejsce i że poważny polityk musi mieć do zaproponowania coś więcej niż starannie przystrzyżony wąs, zaprzyjaźnione media, sztab ze Sławkiem Nowakiem, Palikot i puste słowa.

Oczywiście przesadziłbym twierdząc, że miałkość miałkiego Bronka oraz jego zupełną bezradność w starciu na argumenty i fakty było widać wczoraj na każdym kroku. Od czasu do czasu Komorowskiemu udawało się ją maskować wyuczonymi grepsami o budującej zgodzie. Od biedy można więc się zgodzić, że średnio tylko co drugi krok się kompromitował. Cóż, takie są skutki ciągłego obcowania z klakierami, którzy zamiast przypominać swojemu pupilkowi, że Jarosław Kaczyński to nie jest jakiś cienki Bolek, który mentalnie mógłby się gdzieś pomiędzy Nitrasem a Muchą plasować, woleli poklepywać się po plecach i całować. W ten sposób wyluzowany i wypoczęty kandydat PiS, wykorzystując bezwzględnie wrodzoną toporność i nabytą sztuczność pomazańca Jaruzelskiego, Michnika i Urbana, gładko, lekko i nie bez widocznej satysfakcji go punktował.
 
Rzecz jasna tak surowa ocena wczorajszego występu Komorowskiego jest na pewno w znacznym stopniu skażona moją sympatią dla Jarosława Kaczyńskiego. Uważam jednak, że pomimo prezentowanej tutaj przesady, trzeba byłoby nieźle się pogimnastykować, by uzasadnić, że drugą debatę faworyt Palikota zremisował. Był wyraźnie słabszy siłą oponenta i koniec. Przy okazji łatwo poznać, który z „niezależnych komentatorów” sprzyja Komorowskimu. Moim zdaniem, to każdy z tych twierdzących, że „był remis, ewentualnie i z pewną taką nieśmiałością z lekkim wskazaniem na Kaczyńskiego”. Dodatkowo owych „obiektywnych dziennikarzy” wyróźnia nagła skłonność do deprecjonowania znaczenia medialnych pojedynków kandydatów. I tak jak dotąd debata miała być prawdopodobnie najważniejszym elementem kampanii, dzisiaj już takie myślenie jest zbytnim uproszczeniem. Polecam obserwować tę metamorfozę. Można się nawet bardziej niż słuchając bronkowych kłamstewek „podziwować”.
 
Podsumowując wczorajsze starcie mogę jeszcze dodać, że bardzo się cieszę z jego przebiegu. Sympatyzując z Kaczyńskim obawiałem się, że może nie dać rady. Na szczęście było inaczej. Co więcej, punktując różne półprawdy PO Prezydenta, kandydat PiS był rzeczowy i przekonujący. Pięknie zwracając uwagę Komorowskiemu, że złośliwe odniesienia do śp. Lecha Kaczyńskiego są zwyczajnie nie fair, czy też zgrabnie wręczając mu swoje wyjaśnienia pokazywał, że to on jest tutaj górą. Merytorycznie i moralnie.

Owa wyższość rzudała się w oczy i mam nadzieję, że przynajmniej część wyborców zreflektuje się i odda na niego głos w wyborach. W końcu naprawdę chodzi o to, żeby Polska była najważniejsza i by zachowanzostały priorytety. Czyli by w pierwszej kolejności liczył się nasz interes narodowy, a dopiero na drugim miejscu jakieś ponadnarodowe cele i dążenia. Szansę na przywrócenie takiego właśnie, oczywistego dla państw poważnych porządku rzeczy, stwarza tylko Jarosław Kaczyński. A Komorowski (jak sam się w pewnym momencie przejęzyczył), wygrawszy te wybory będzie nam najwyżej wzorem Kwaśniewskiego „prezesować”. Myślę, że pro publico bono lepiej będzie tym razem z tej wątpliwej atrakcji zrezygnować.


Filed under: dywagacje, Internet, media, polityka, Polska, społeczeństwo, ustroje, wybory

napisz pierwszy komentarz