W wyborach 2007 roku jednym z największych grzechów PiS-u i prezydenta Lecha Kaczyńskiego było zdaniem wiodących mediów i „wybitnych” ekspertów, wykorzystywanie zajmowanych funkcji i stanowisk w państwie do bieżącej walki politycznej i kampanii wyborczej. Jak grzyby po deszczu pojawiały się sondaże mówiące o tym, że Polacy uważają prezydenta za stronniczego i zaangażowanego tylko po jednej stronie.

Skandalem również było według mediów agitowanie za PiS takich ministrów jak Zyta Gilowska czy Zbigniew Ziobro. Mnożyły się gorące apele o apolityczność.

17 października 2007 roku w „kropce nad i” Donald Tusk pytany przez Monikę Olejnik:

  - czy prezydent Lech Kaczyński w tej kampanii jest apolityczny?

Odpowiedział:

- ma pani dzisiaj rzeczywiście poczucie humoru (...) ja wiem dobrze, że do piątku prezydent będzie coraz aktywniej opowiadał się w tej kampanii

Minęły trzy lata i troska salonu o standardy, etykę czy moralność w polityce odeszła do lamusa, bo przecież rządzą nasi, a na urząd prezydenta startuje „Nasz Drogi Bronisław II”.

Prędzej FIFA wprowadzi możliwość korzystania przez sędziów z powtórek przed podjęciem decyzji niż ktokolwiek przypomni tuzom dziennikarstwa i dyżurnym ekspertom jak zmieniali zdanie w zależności od tego, kto te standardy moralno-etyczne w polityce łamie.

Dzisiaj wśród medialnej obojętności ministrowie Tuska zawiesili swoje obowiązki na kołku i ruszyli w Polskę by wspierać swojego kandydata. Sam Komorowski ma również głęboko gdzieś nieśmiałe apele konstytucjonalistów o powściągliwość i pamięć o tym, co wyniosło go na ową 60-dniową funkcję.

A co na to nasz premier, tak wrażliwy na standardy w 2007 roku? Ano nasz premier rozsyła listy do żołnierzy po jednostkach wojskowych, gdzie agitacja polityczna jest łamaniem prawa.

To wszystko dzieje się jeszcze przed wyborczym werdyktem. Prawdziwa „demokratyczna” jazda bez trzymanki zacznie się na całego 4 lipca, jeżeli Komorowski, co nie daj Boże, wygra wybory.

Jeżeli ktoś liczy, że zmonopolizowanej władzy media będą patrzyły na ręce to jest delikatnie mówiąc bardzo naiwny.