O sensie i bezsensie debat telewizyjnych

avatar użytkownika elig

   Jerzy Trammer napisał: [link] sensie i bezsensie debat telewizyjnych...

 

  Jerzy Trammer napisał: http://emerytka.salon24.pl/200517,o-sensie-i-bezsensie-debat-telewizyjnych

O sensie i bezsensie debat telewizyjnych Wczoraj /27.06.2010/, po debacie telewizyjnej Kaczyńskiego i Komorowskiego, Jerzy Trammer napisał notkę p.t. "Czy jest choć jeden człowiek (DEBATA)" /TUTAJ/w której zapytał, czy choć jedna osoba w Salonie 24 zmieniła swoją decyzję po obejrzeniu tego programu? Zadał też pytanie: Po co są debaty? W dyskusji na temat tego wpisu wzięło udział ponad dwudziestu blogerów, ale nikt nie przyznał się do zmiany zdania. Nie ma w tym nic dziwnego. Człowiek nie jest maszyną, którą można przełączyć na inny tryb działania przy pomocy naciśnięcia guzika /debata/. Nawet gdy zdecyduje się w końcu głosować na kogoś innego niż pierwotnie zamierzał, to sam nie będzie pewien, czy stało się to pod wpływem wypowiedzi kandydata w dyskusji, sugestywnego plakatu z jego zdjęciem, czy też rozmowy z teściową o wyborach. Pomijam tu przypadki ewidentnych gaf i wpadek. Po co więc te debaty? Przede wszystkim pełnią one rolę informacyjną. Wielu ludzi dzięki nim dowiaduje się, że w ogóle mamy jakieś wybory i kto w nich startuje. Samym kandydatom dają one szansę dotarcia ze swoimi poglądami do szerokiej publiczności. Dotyczy to zwłaszcza osób i poglądów dyskryminowanych zwykle przez mainstreamowe media. Wielu uskarża się, że debaty powodują, iż kampania staje się swoistym "konkursem piękności". Akurat w odniesieniu do wyborów prezydenckich, ten zarzut jest chybiony. Prezydent pełni liczne obowiązki reprezentacyjne, zwłaszcza w innych krajach, więc odpowiednia prezencja i umiejetność wysławiania się są bardzo ważne na tym stanowisku. Oglądałam ostatnio dwie debaty. Tę ostatnią i debatę czterech partyjnych kandydatów przed pierwszą turą wyborów. Co można im zarzucić? Głównie nudę. Fatalne wpadki w poprzednich spowodowały, iż politycy jak ognia boją się bezpośrednich starć i jakiejkolwiek spontaniczności. Podchodzą do tego jak pies do jeża. W efekcie są więc odpytywani przez dziennikarzy i wygłaszają po prostu przygotowane z góry mini-referaciki na różne tematy, na ogół nie związane z zakresem pracy prezydenta. Na widzów działa to raczej usypiająco. Nie jest jasne, czy tak prowadzone "dyskusje" będą miały jakikolwiek wpływ na wynik wyborów. Nie sposób zreszta to sprawdzić. Przy okazji pierwszej tury wyborów okazało sie bowiem, jak bardzo niewiarygodne są wszelkie sondaże. Po zakończeniu programu wszyscy uczestnicy oznajmiają gromko, że to oni własnie wygrali. Zapewne jeden z nich się nie myli, tylko nie wiadomo który. Zachęcam do czytania moich lubczasopism. Linki - /TUTAJ/.

napisz pierwszy komentarz