Grzechu, mordo Ty moja!

avatar użytkownika Milton Ha
Grzechu, mordo Ty moja! – zakrzyknął Gajowy, jak tylko dotarły do niego wyniki pierwszej tury wyborów.
 
Grzechu nic nie odpowiedział. Obrócił się tylko na pięcie i poszedł do swoich, bo miał do załatwienia stare sprawy z pewnym europosłem i pewnym byłym prezydentem, co to go niby wspierali, a tak naprawdę, nie wiadomo. Wiedział bowiem dobrze, że ważniejsze jest teraz, kuć żelazo, póki gorące, u siebie w Systemie Linii Dosyłowych (SLD), a nie wchodzić w żadne koneksje i pląsy z czerwonym jedynie z wściekłości, Bronkiem. Ostatecznie to on, Grzesiek i jego ludzie, mają w tym kRaju monopol na kolor czerwony.
 
Kiedy przechodził Grzechu Nowogrodzką, z okna wychynął Kaczka Krzyżówka z Prądów i Spięć (PiS) i już miał krzyknąć do Grześka - Grzechu, mordo Ty moja!,  ale nie zakrzyknął. Widząc triumfujący uśmiech na twarzy Grzecha, wiedział dobrze, że żadne błagania nie przekonają go że czarne jest czarne a białe jest białe, bo jak nic, wyszło na to, że to co było czerwone tak i jest dalej czerwone.
 
Rzucił tylko - Brawo panie Grzegorzu! Wspaniały wynik żeś Pan zrobił. Jakby co, to wie Pan, my też tu robimy w socjalizmie. No, trochę, ale zawsze. Staramy się i wie Pan, ta Solidarność, tego … No, po prostu nam nie wypada inaczej. Ale jakby co, to wie Pan.. I tu uśmiechnął się obłudnie a nóżkami aż zamachał z radości, bo jak się był o wysoki parapet oparł to mu się oderwały od podłogi, choć zwykle twardo na niej stoi.
 
Grzechu poszedł dalej i tylko w duchu sobie pomyślał, że co jak co, ale to okno coś dziwnie wysoko było i musi Kaczka Krzyżówka uważać, aby nie wypaść, w tym zapale. Nie odpowiedział więc na zaczepne gratulacje i poszedł do swoich.
 
Kiedy Grzechu wchodził do siedziby Systemu Linii Dosyłowych (SLD), już na dole dobiegł go niezwykły gwar i szum. Przeczuwał co to może oznaczać, wiedział, że zrobił dobry wynik wyborczy, ale to co zobaczył , przeszło jego najśmielsze oczekiwania. W lokalu kłębił się tłum.  Wśród morza głów, gdzieniegdzie poprzetykanych prawdziwymi zwolennikami i członkami jego sztabu wyborczego, czerwieniły się i dymiły łby pseudoprzyjaciół, słabowspieraczy i nibypopleczników, co to zjawili się znęceni nieoczekiwanym sukcesem. Wszystko po to, by przy tym sukcesie się ogrzać i skubnąć coś dla siebie.  Wiedział grzechu, co się święci, już chciał chyłkiem przemknąć się tylnymi drzwiami do swojego gabinetu, gdy w pół drogi zatrzymał go znajomy głos byłego prezydenta:
 
Grzechu, mordo Ty moja!
 
             Nie było rady. Trzeba było nabrać powietrza i robić minę do złej gry. O mordę! – pomyślał Grzechu i wszedł na miękkich nogach do Sali, gdzie rozentuzjazmowanych tłum czerwonych, różowych i bladoróżowych robił wszystko, by być jak najbardziej w czerwonych barwach i przypodobać się Grzechowi. Wiedzieli oni bowiem dobrze, że trzeba Grzecha spróbować przeprogramować, póki jeszcze jest w powyborczym szoku, i namówić do poparcia tych co trzeba, żeby nie wróciła IV RP i, przypadkiem, nie wrócił z nią IPN i te pieprzone lustracje. Jakby co, to władzą w TVP można się przecież z PO podzielić!
 
           Po kamienicy poniosło się gromkim echem - Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam….!

napisz pierwszy komentarz