Zamierzony krach polskiego górnictwa? - wywiad z dr. W. Błasiakiem

avatar użytkownika Maryla

Był Pan przeciwny reformie górnictwa. Dlaczego? Nie widzi Pan ogromnych sum, które państwo łoży na utrzymanie nierentownych kopalń? W ciągu 12 lat dołożyliśmy do górnictwa, my wszyscy, podatnicy, około 34 mld zł, licząc w cenach z 2001 r. Niektórzy twierdzą, że nawet 40 mld zł. Czy nie lepiej byłoby te pieniądze zainwestować gdzie indziej?

Wojciech Błasiak: – Byłem i jestem przeciwnikiem wszystkich kolejnych rządowych reform górnictwa. Również i tej planowanej przez rząd SLD-UP. Wszystkie one były i są tylko różnymi wariantami realizacji tego samego programu restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego autorstwa Banku Światowego ze stycznia 1991 r. Program ten zakładał w wariancie długoterminowym zamknięcie od 36 do 56 kopalń i redukcję zatrudnienia odpowiednio  o 193 i 302 tys. pracowników, z równoczesnym przejściem na import węgla przez Polskę.

I między bajki należy włożyć opowieści, iż chodziło w nim o zwiększenie efektywności ekonomicznej polskiego górnictwa. Rzeczywistym, a głęboko ukrywanym celem programu i zaleceń Banku Światowego było i pozostaje trwałe ograniczenie zdolności wydobywczych polskiego górnictwa węglowego. To trwałe ograniczenie ma ostatecznie i skutecznie wyeliminować polski węgiel z zagranicznych rynków zbytu. Tym samym ma umożliwić nieodwołalne przejęcie tych rynków przez głównych konkurentów polskiego węgla tj. USA, Australię, Kanadę i RPA. To w ich ekonomicznym interesie działa Bank Światowy. Szczególnie chodzi tu o rynki Europy Zachodniej, w stosunku do których Polska dysponuje rentą transportową ze względu na położenie geograficzne.

 - Proszę odpowiedzieć, czy polskie górnictwo jest rentowne, czy nie?

- Co do nierentowności górnictwa i poszczególnych kopalń, to prawda jest gorzej niż brutalna. Otóż zasadniczą przyczyną powstania i narastania zadłużenia polskiego górnictwa była rządowa polityka sterowania cenami węgla poniżej kosztów jego wydobycia, pomimo parytetowej rentowności wydobycia węgla w Polsce aż do 1997 roku. Przyczyną 20 miliardowego zadłużenia górnictwa nie jest nierentowność wydobycia węgla lecz polityka sterowanego ustalania cen węgla poniżej kosztów produkcji przez kolejne rządy. Bez zaś zrozumienia przyczyn powstawania strat w górnictwie, wszelkie diagnozy są z góry chybione, a wszelkie rozwiązania bezsensowne.

Zadłużanie górnitwa rozpoczęto z dniem 1 stycznia 1990 roku w ramach tzw. „planu Balcerowicza”. Przyczyną uruchomienia spirali zadłużania było utrzymanie cen urzędowych na węgiel, przy równoczesnym uwolnieniu większości pozostałych cen produktów i usług. Ceny zbytu węgla były przy  tym niższe od kosztów wydobycia węgla i 4-krotnie niższe w przeliczeniu dolarowym od cen polskiego węgla w eksporcie. Dotacje otrzymywane od rządu nie pokrywały przy tym strat. Po zniesieniu cen urzędowych wprowadzono ceny kontrolowane, czyli faktycznie ustalane przez podległe Ministerstwu Finansów Izby Skarbowe. Następnie zaś, aż do chwili obecnej ceny zbytu węgla dla potrzeb krajowej energetyki są określane przez faktyczny dyktat monopolistyczny sektora energetycznego. Szacuje się, że tylko w latach 1990-1997 jeden tylko czynnik restrykcyjny, czyli kształtowanie cen węgla kamiennego poniżej poziomu inflacji, spowodowało straty górnictwa w wysokości blisko 27 mld zł według cen z 1997 roku. Dodajmy, iż czynników tych jest więcej. I aby zobrazować sprawę zadam tylko jedno pytanie: dlaczego sektor energetyki oparty na węglu uzyskiwał przez ostatnie 12 lat krociowe zyski netto, a sektor węgla w tym samym czasie krociowe straty netto?

 - Raport NIK na temat górnictwa…

- Co do tezy raportu NIK, iż w ciągu 12 lat państwo dopłaciło do górnictwa 34 mld zł, to nie trzeba być dyplomowanym ekonomistą, aby stwierdzić jej absurdalność.  Dla każdego, kto choćby dorywczo zajmował się gospodarką wiadomo, iż nie wolno mówić o pasywach, nie pokazując i nie porównując równocześnie aktywów. Raport NIK jest po prostu nierzetelny. Jest nierzetelny, gdyż pominięto w nim przede wszystkim to, co z górnictwa wydrenowano dzięki zaniżonym cenom węgla, o lichwiarskiej obsłudze zadłużenia nie wspominając. Dodam też, iż duża część tych pieniędzy to nie dopłata do wydobycia węgla tylko wprost odwrotnie – do likwidacji tego wydobycia. Ale nawet to pomijając, to na ile sam to szacowałem, bilans dla górnictwa wychodzi dodatnio i to na kilkanaście miliardów złotych.  Prezes Mirosław Sekuła powinien się moim zdaniem podać do dymisji, gdyż ten kompromitujący raport podpisał. A już nie wspomnę, iż był prezydentem Zabrza, więc miał możliwość przyjrzeć się z bliska temu co się w górnictwie działo. Tym bardziej więc powinien odejść z funkcji prezesa.

 - W kopalniach na zachodzie Europy o podobnym wyposażeniu technicznym, przeważnie już prywatnych, które wydobywają węgiel w podobnych warunkach geologicznych, wydajność w przeliczeniu na jednego pracownika jest jednak znacznie wyższa….

– Przede wszystkim proszę nie porównywać górnictwa zachodnioeuropejskiego z polskim, gdyż to nie ta skala. Polska jest światowym potentatem węglowym, a pozostałe kraje zachodnioeuropejskie ledwie mają znaczenie regionalne. Zasoby przemysłowe węgla kamiennego Polski o wielkości 24 mld ton ( geologiczne szacowane są na 61 mld ton) stawiają ją na 6-tym miejscu na świecie. Są to zasoby wystarczające na stulecia. A to, że w kopalniach zachodnioeuropejskich wydajność na jednego pracownika jest wyższa, tak naprawdę nie ma znaczenia ekonomicznego, pomijając już nawet fakt innego sposobu liczenia zatrudnienia w kopalniach. Tam koszty wydobycia są po prostu wielokrotnie większe. A że wydajność jest wyższa? Jeśli się to nie przekłada na niższe koszty, to tylko współczuć.

 - Bądźmy uczciwi, polskie górnictwo leży, bo średnia cena tony węgla na europejskich rynkach wynosi ok. 120 zł, a koszt jej wydobycia u nas – ok. 140 zł. Sprzedajemy znacznie poniżej kosztów. W kraju zaś, mimo dużej nadprodukcji, sięgającej 7 mln ton węgla rocznie, wciąż jest on drogi – ok. 160 zł za tonę. Dla energetyki, ciepłownictwa, a nawet dla budynków mieszkalnych ogrzewanych węglem, tańsze paliwo sprowadzane z zagranicy mogłoby być zbawienne. Potanieje energia, potanieje ogrzewanie, potanieją wszystkie prawie towary…

- Bądźmy uczciwi i zacznijmy wreszcie mówić całą prawdę, a nie szermować półprawdami i ćwierćprawdami. Do 1997 roku eksport węgla był nawet w prostym przeliczeniu opłacalny, a przecież mówiono stale o konieczności ograniczania wydobycia i likwidacji kopalń. W chwili obecnej przestał być opłacalny w przeliczeniach dolarowych. I nie może być inaczej po kilkunastu latach prowadzenia polityki stałego zawyżania ceny złotówki w stosunku do dolara i innych walut światowych. Efektem tego jest utrzymujący się stale deficyt handlowy, który od kilku już lat sięga kilkunastu miliardów dolarów rocznie.

Nie tylko eksport węgla przestał być opłacalny dzięki polityce sztucznej aprecjacji złotówki. Dotyczy to już całych sektorów gospodarki. I niebawem staniemy przed widmem krachu walutowego po wyprzedaży resztek majątku narodowego. Ta wyprzedaż jeszcze ratuje nasz bilans płatniczy. To nie kopalnie trzeba zamykać, i nie górników trzeba zwalniać. To politykę kursu walutowego trzeba natychmiast zmienić. Wartość złotego musi być obniżona, i to o rząd kilkudziesięciu procent.

 - Czyli górnicy powinni walczyć o obniżenie kursu złotego? 

- Nawet bez obniżenia kursu złotego eksport węgla w całościowym rachunku ciągnionym jest opłacalny. I powinien być nawet przy tym kursie silnie forsowany. Gigantyczny deficyt handlowy tworzy sytuację silnego zapotrzebowania na kredyty w walutach światowych. I w pełni popieram tu stanowisko doc. Gabriela Krausa, iż w tej sytuacji właśnie cena najtańszego kredytu dewizowego powinna być  kryterium opłacalności eksportu. Kredyt taki np. z Banku Światowego (12 proc. rocznie przez 17 lat) oznacza konieczność spłaty 2 do 3 dolarów za 1 dolara kredytu. Zupełnie inaczej wygląda sprawa opłacalności eksportu.  Ceną opłacalności powinna być granica minimum 200 proc., a maksimum 300 proc. dopłaty do ceny wyznaczonej kosztami  wydobycia tony węgla. Zakładając, iż jest to 140 złotych, to cena opłacalności w eksporcie wynosi nawet 70 do 47 złotych. Do takiej ceny opłaca się nam z punktu widzenia całości procesów gospodarczych eksportować węgiel.

Wszystkim specom od ekonomii w górnictwie polecam pytanie sformułowane przez doc. G. Krausa: czy uzyskanie 1 dolara z eksportu węgla przy dopłacie do niego 30 centów, to gorzej niż uzyskanie 1 dolara z kredytu przy dopłacie do niego 2 do 3 dolarów, czy może lepiej? Tezy zaś o tym, iż jeśli polski węgiel zastąpimy importowanym tanim paliwem, to wszystko potanieje, będzie prawdziwa tylko wtedy, gdy polska złotówka zastąpi na świecie dolara. Wtedy przy gigantycznym ujemnym bilansie handlowym nie będziemy musieli pożyczać 1 dolara płacąc za niego 2 do 3 dolarów, i w takiej faktycznej cenie kupować owe tanie paliwa. Wtedy po prostu dodrukujemy sobie złotówek i nimi zapłacimy za owe paliwa, a sami zamkniemy ostatnią kopalnię. Ale nawet wtedy nie będzie to racjonalne z powodu bezpieczeństwa energetycznego kraju. 

- Dziękuję za rozmowę.

Dr Wojciech Błasiak z Uniwersytetu Śląskiego jest ekonomistą i socjologiem. Wykłada w Uniwersytecie Śląskim. Jest autorem i współautorem 5 książek, 25 artykułów naukowych i 2 autorskich projektów  rozwoju. Od 1989 roku  wspólnie z doc. Gabrielem Krausem formułował projekty i programy reformy górnictwa alternatywne wobec rządowych. Ich ostatnie programy dla górnictwa to: Gabriel Kraus „Memoriał na temat przystosowania polskiego górnictwa węgla kamiennego do gospodarki rynkowej” z 1998 roku i: Wojciech Błasiak „Proefektywnościowa strategia ekonomiczna dla górnictwa węgla kamiennego” z 1999 roku. Ich projekty i programy, a także krytyka kolejnych programów rządowych były konsekwentnie przemilczane przez media i polityków.

 

http://fronda.pl/piotrzw/blog/zamierzony_krach_polskiego_gornictwa_wywiad_z_dr_w_blasiakiem

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz