Wyraźnie widać, że prawdziwe wyniki sondaży przedwyborczych odbiegają znacząco, na niekorzyść Prądów Odpływ (PO), od tych podawanych oficjalnie przez TuskVisionNetwork. Na tyle musi być to zjawisko niepokojące, że w Centralnej Elektrowni popłoch powstał nieopisany. Główny Inżynier kRaju, do spółki z Gajowym vel Hrabia Pomyłka, co i rusz wymyślają kolejne posunięcia, aby tendencję odmienić. Po chwilowej okupacji wałów pobiegli szukać w deficycie budżetowym kRaju kasy dla powodzian, i oczywiście znaleźli. Zaraz POtem, ogłosili wielką akcję dobroczynności rządu dla zalanych, choć niestety, tym zalanym bełtem prostym lub Wyborową, mimo, że wybory już blisko, nic przy okazji nie skapnęło. To akurat dobrze, bo od dawna wiadomo, że „Czysta Wyborowa źle wpływa na czystość wyborów”. Robią co mogą a słupki lecą w dół jak zaczarowane. Pewnie nie wiedzą, ale jest to zgodne z zasadą wyznawaną przez Gajowego, który sam przecież mówił powodzianom, że woda ma taką naturę, iż w końcu spłynie, niechybnie, do morza. Parafrazując, nie od rzeczy będzie przypomnieć Gajowemu i jego poplecznikom, że słupki mają taka naturę, że najpierw rosną a później spadają a czasem to nawet lecą na łeb na szyję. Tyle, że nie do morza lecz bardziej do dna.
Słupki wyborcze lecą w dół. Mimo obiecanek-cacanek Głównego Inżyniera kRaju. Mimo ofiarnej i heroicznej pracy wszystkich służb rządowych, samorządowych i społecznych. Zapewne dlatego, że woda na zalanych terenach zamiast opadać, podnosi się z powodu drugiej fali powodziowej, z czego wywieść można zasadę, że choćby rząd obiecał powodzianom złote góry, to każdy wzrost wody oznacza spadek poparcia a każdy jej spadek nie oznacza niczego dobrego. Jak bowiem pokazuje sytuacja na terenach, gdzie woda łaskawie opadła, wraz z tym a głównie po tym co zobaczyli po powrocie do swoich domów i gospodarstw, powodzianom opadły ręce i odeszła jakakolwiek nadzieja. Nadzieja, że będzie dobrze, że ktoś im pomoże. A cały niezalany kRaj patrzy na ten bezmiar wód i nieszczęścia, szuka w sobie ostatnich pokładów solidarności i, na szczęście, jeszcze znajduje. Woda się trzyma mocno a słupki wciąż lecą w dół.
Słupki lecą w dół również dlatego, że jak tylko Gajowy coś powie, to zaraz musi to dementować lub tłumaczyć jego Sztab Wybiórczy. Nazwa adekwatna, bo gdyby mogli cenzurować swego pryncypała, to najpierw by nagrywali jego wypowiedzi a później, po korekcie, puszczali je potencjalnych słuchaczom i widzom. Wszystko po to by wybrać z wypowiedzi tylko to, co, jako tako, zgadza się rzeczywistością i linią polityki Prądów Odpływu (PO). Mamy więc ciągły kontredans przemówień Gajowego i interpretacji Sztabu Wybiórczego. Słupki zaś nieustannie lecą w dół.
Gajowy pilnuje lasu, dba o zwierzynę, dba, żeby mu drewna nie kradli i grzyby zbierali - tylko tam gdzie wolno, czyli nigdzie, i dba o to by majętni myśliwi mieli do czego i gdzie strzelać. Ponieważ nie każdy ma odpowiednią broń, to im Gajowy swoją, podrasowaną i całkiem nowa flintę, od czasu do czasu pożycza. Wyciągnął więc Gajowy flintę, co to był ją odłożył na początku kampanii, gdy się okazało, że do Pałacu nie wpuszczają z bronią. Wyciągnął, wyczyścił, nasmarował, dołożył nową lunetę (korekcja zero), załadował dyrektywami, pomysłami i całość podsypał prochem jadowitym. Myślałby ktoś, że sam pójdzie postrzelać. O nie! Do odstrzału tym razem jest gruba zwierzyna. Tak gruba, że trudno nie trafić, ale jednocześnie tak gruba, że ciężko ją będzie powalić. Dlatego wezwał Gajowy do pomocy Sztukmistrza z Lublina. Sztukmistrz z Lublina niejednego drapieżnika z rodziny kotów już dopadł, to i nie dziwota, że ma przydomek PALIKOT. On jeden trafia celnie, choć wali zwykle z grubej rury i ciężkimi nabojami, ale widać, że do grubej zwierzyny tak trzeba. Wezwał więc Gajowy Sztukmistrza z Lublina, wręczył mu swoja naładowaną flintę i wysłał w bój.
Ruszył Sztukmistrz z Lublina na łowy. Dotarł na rykowisko i nasłuchuje, Jest! Znalazł. Po drugiej stronie polany stoi byk z rogami jak rozłożyste konary dębu i porykuje oraz łbem potrząsa. Stanął Sztukmistrz z Lublina naprzeciwko. Skrył się trochę za linią krzaków i zza tych krzaków porykuje po swojemu, aby byka zwabić i go ustrzelić. Byk, w otoczeniu samic, rozgląda się czujnie na boki, słyszy porykiwanie ale jakby takie sztuczne, jakby takie nienaturalne. Dla pewności jednak oraz dla ochrony stada i swoich byczych praw Wielkiego Jelenia zagania stado w swoją stronę a dla bezpieczeństwa zerka ku krzakom i wypatruje, kto mu się do jego przewodniej roli dobiera. Stary jednak i cwany jest, więc się do porykującego zadem ustawia i tylko łeb przekręca. Jakby co! Tymczasem Sztukmistrz z Lublina ryczy coraz głośniej. Ryczy i pohukuje a sił mu ubywa. Widzi więc Sztukmistrz z Lublina, że rywalowi ani w głowie zmierzyć się w otwartym boju na placu by sprawdzić, czyje rogi lepsze, więc wznosi strzelbę Gajowego do góry, przymierza w zad, bo tylko to dobrze widzi, naciska spust i….
Cisza. Niewypał. Fuzja chyba zalana, choć Sztukmistrz z Lublina dawno już Wyborowej ani jej pochodnych nie produkuje i jak fuzja zalana, to raczej nie jego to wina. Z lufy fuzji Gajowego trochę mętnej wody pociekło. Widać Gajowemu strzelbę zalało jak się po wałach z Głównym przechadzał. Cisnął Sztukmistrz z Lublina strzelbę w krzaki i poszedł jak niepyszny a Wielki Jeleń poniósł dostojnie swoje rogi i poprowadził swój harem w gęstwinę, suchą drogą. Z całej tej przypowieści wynika nauka taka, że najlepsza strzelba może zostać zalana i nie wypalić, jeżeli przyjdzie powódź i odpowiednio wysoka woda. Tymczasem słupki ciągle ciągną w dół. Ostatecznie nazwa partii zobowiązuje Prądy Odpływu (PO). No to odpływa, z prądem, do morza oczywiście.
PS
Na pocieszenie Prądów Odpływu (PO) pozostaje myśl taka. Jeżeli ten byk to Wielki Jeleń, to szansa na zrobienie z niego jelenia jest wielka. Poza tym, zawsze można się zastanawiać i wykorzystać medialnie fakt, że Wielki Jeleń ma rogi raczej sztuczne, bo jako wielki samotnik nie miał okazji aby ktoś mu te rogi przyprawił.
napisz pierwszy komentarz