Bahr o mgle
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100604&typ=po&id=po31.txt
"Gdy doszło do katastrofy, był Pan z pozostałymi członkami komitetu powitalnego na lotnisku...
- Tak. Stałem wówczas na płycie lotniska w miejscu, gdzie znajdowały się obie delegacje oddzielone od siebie o kilkanaście metrów.
Oddzielone?
- Tak, Polacy stali w jednej grupie, a Rosjanie w drugiej.
Jaka była wówczas pogoda?
- Kiedy przyjechałem na lotnisko, pierwsze zdanie pani wicegubernator brzmiało: "Mamy dobrą pogodę". Osobiście powiedziałbym jednak, że na początku pogoda była znośna. A to dlatego, że było dość ciemno. Jednak już 20-25 minut później pogoda całkowicie się zmieniła. Stojąc na tej płycie, byłem jednak przekonany, że musimy stać i czekać na samolot z prezydentem tak długo, jak będzie trzeba. Osobiście liczyłem się bowiem z tym, że przylot naszej delegacji ulegnie opóźnieniu.
Mgła pojawiła się nagle?
- Tak. Pojawiła się niespodziewanie i gwałtownie i - można powiedzieć - kładła się bezpośrednio na płytę lotniska. Była to bardzo wyczuwalna zmiana, niosąca ze sobą pogorszenie warunków meteorologicznych.
Często w tym rejonie dochodzi do tak nagłych i niespodziewanych zmian pogody?
- Jest mi trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że chwilę wcześniej lądował pierwszy samolot z polskimi dziennikarzami i że to lądowanie przebiegało bez zakłóceń. Wiele razy w ostatnich latach witałem już na tym lotnisku delegacje, i to przy różnej pogodzie. Ale nigdy wcześniej nie było takiej bardzo gęstej mgły."
"Kogo Pan zastał na miejscu katastrofy?
- Tego też nie potrafię dokładnie powiedzieć. Gdy najpierw zajechaliśmy w jakieś miejsce, to usłyszeliśmy, że to nie tu, tylko dalej, więc podjechaliśmy jeszcze kawałek i zatrzymaliśmy się przy drodze, skąd widać już było części samolotu. W przeciwieństwie do innych osób znaleźliśmy się w miejscu, gdzie leżał tył samolotu Tu-154M. Zaczęliśmy więc biec do przodu - tak jak każdy, kto chce pomóc. Biegliśmy więc przez podmokłą łąkę, w której się zapadaliśmy. Po chwili dobiegliśmy do takiej odległości, która była już niebezpieczna, gdyż było to zaledwie kilkadziesiąt metrów od palących się części maszyny. Tam też bardzo szybko pojawili się jacyś ludzie - myślę, że to byli przedstawiciele organów milicji.
Milicjanci byli tam jeszcze przed Panem?
- W momencie, kiedy przybyliśmy na miejsce, ktoś się tam już poruszał. Nie umiem jednak powiedzieć, czy to byli już ci milicjanci, ani też ilu ich było."
"Prawdą jest, że na miejsce katastrofy przez kilkadziesiąt minut nie przyjeżdżała żadna karetka pogotowia?
- Nie wiem nic na ten temat. Tam, gdzie się znajdowałem, nie było karetki.
Z tego miejsca widział Pan wozy strażackie?
- Tamten teren jest nierówny. Ze swojego miejsca widziałem jedynie wóz, który - jak później mi wytłumaczono - był czymś w rodzaju centrum dowodzenia. I ten wóz oddzielał nas od tego miejsca, gdzie znajdowała się główna część samolotu. Nie widziałem karetki, tylko wóz strażacki, za którym też jechaliśmy."
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz