Wręczenie medali Stowarzyszenia Pamięci Piotra Skórzyńskiego

avatar użytkownika Maryla
1 czerwca 2010
18:00 - 19:30
Dom Pielgrzyma „Amicus” w Warszawie, ul. Stanisława Hozjusza 2, niedaleko Placu Wilsona (Żoliborz).

Zapraszamy też na Mszę św. za duszę Piotra – 2 czerwca (środa) na godz. 18.00 do kościoła oo. redemptorystów p.w. św. Benona, Rynek Nowego Miasta, ul. Piesza.

Krzysztof Wyszkowski
 

PAMIĘCI PIOTRA SKÓRZYŃSKIEGO
30. czerwiec 2009 -

Nie potrafię godzić się na nikczemnienie świata - napisał w liście pożegnalnym, przed popełnieniem samobójstwa Piotr Skórzyński. Był zdecydowanym konserwatystą, antykomunistą, a przede wszystkim wybitnym publicystą i analitykiem rzeczywistości społeczno-politycznej; w Jego artykułach nie sposób znaleźć płytkich, powierzchownych pseudoanaliz ani pisania "ku pokrzepieniu serc".
Poniżej publikujemy artykuł z roku 2002, w którym Ś.P. Autor przedstawił rzeczywistą sytuację polityczną w Polsce: genezę, prawdziwy charakter oraz kierunek rozwoju Platoformy Obywatelskiej (jako partii obrońców interesów komunistów) oraz przyczyny klęski PiS (czy szerzej - obozu antykomunistycznego). Artykuł - naszym zdaniem - nader aktualny i dziś (niestety...).

http://www.abcnet.com.pl/taxonomy/term/305

 
 
 
 
 
Etykietowanie:

34 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Nieulękłym w dążeniu do prawdy

„Opoka” – nagroda społeczna im. Piotra Skórzyńskiego
Nieulękłym w dążeniu do prawdy

Radosław Kieryłowicz, Wojciech Piotr Kwiatek

20 lat temu dobiegała końca epoka dyktatury komunistycznej w Polsce.
04.06.1989 r. odbyły się wybory, w których Polacy zagłosowali tak, jak im
nakazywało sumienie: za Polską i prawdą. Już po kilku dniach okazało
się, że posłowie i senatorowie koncesjonowanej opozycji, wybrani do Parlamentu
w wyniku porozumień przy „okrągłym stole”, nawołują do wyborów uzupełniających,
w których do Sejmu mają wejść przedstawiciele władz PRL. Po raz pierwszy
okazało się wówczas, że jesteśmy zakładnikami układu politycznego, który neguje
prawdę i Polskę, a opowiada się za kontynuacją PRL w innej formie.

Dziś, po 20 latach, w oparach skandalu i nagonki na instytucje, mające wyjawić
prawdę o tamtym okresie, zauważamy, że PRL wcale się nie skończył, a metody
działania władzy są podobne, jeśli nie identyczne.

W PRL-u funkcjonowała jednak grupa ludzi, którzy w żadnym z okresów jego
istnienia nie poszli na ugodę z władzą, a po zdemaskowaniu układu, utworzonego
po 1989 r., również pozostali nieulękli. Należeli do niej ludzie rozmaitych profesji,
ale połączeni jednym: prawda pozostała dla nich jedynym punktem odniesienia,
a Polska – najwyższą wartością.

Jedną z takich osób był Piotr Skórzyński.

Dziś, w 2009 r., w rok od zakończenia jego ziemskiej wędrówki, chcemy zainicjować
proces pokazywania i wyróżniania osób, którzy ani w PRL-u przed 1989 r., ani po
1989 r. nie dały się omamić jakąś „wersją prawdy” czy jakimś innym niż rzeczywisty,
kształtem Polski i z całych swoich sił duchem, słowem i czynem ukazywały, co jest
dla nich prawdziwą wartością. Chcemy te osoby honorować skromnymi medalami
„Nieulękłym w dążeniu do prawdy” my, przyjaciele i sojusznicy Piotra Skórzyńskiego,
w trosce o to, aby pamięć o tym szlachetnym i nieulękłym intelektualiście i artyście
pozostała niezatarta i niezmanipulowana.




Piotr Skórzyński ur. 11.01.1952 r. w Warszawie. Studiował
filozofię, socjologię i polonistykę. W latach 70. pracował
w Redakcji Literackiej Polskiego Radia, gdzie tworzył audycje
literacko-artystyczne. Napisał kilka scenariuszy do filmów
krótkometrażowych (1979-1980). W latach 1980-1981 działał
w Regionie Mazowsze NSZZ „Solidarność”, po 13.12.1981 r.
był internowany w Białołęce do maja 1982 r. W latach
1982-1988 był współtwórcą audycji Radia „Solidarność”, publikował
w prasie podziemnej.

Autor kilkuset tekstów, zamieszczonych m.in. w paryskiej Kulturze, tygodniku
Ład. Po 1989 r. był kierownikiem działu kultury Tygodnika „Solidarność”, Współpracował
z: Nowym Światem, Naszą Polską, Głosem, Najwyższym Czasem. Publikował
w takich pismach, jak: Arcana, Arkusz, Akcent, Więź, Ethos, Forum Akademickie,
Kultura, Literatura, Magazyn Literacki, Nowe Książki, Odra, Opcja na
prawo, Powściągliwość i Praca, W drodze, Przegląd Polityczny, Fronda, Gwiazda
Polarna, Nowe Państwo, Opcje, Topos, Tradycja, Tygiel Kultury, Tytuł, Rzeczpospolita
.
Był członkiem Zarządu Fundacji Radia Solidarność.

Autor książek: „Jeśli będziesz ptakiem” (Przedświt, 1988). „Na obraz i podobieństwo.
Paradygmat materializmu” (Adam Marszałek, Toruń 2002), „Pejzaże
pamięci” (Miniatura, Kraków 2004)

3.06.2008 r. odebrał sobie życie. W pozostawionym liście, adresowanym do
żony, napisał: „Nie mogę godzić się na nikczemnienie świata. I już tylko tyle
mogę zrobić, żeby w nim nie być”. Ostatnie jego teksty, opublikowany w Rzeczpospolitej
„Porucznika Rawicza definicja człowieczeństwa” i w Naszej Polsce
felieton z cyklu „Refleksy” ukazały się już po jego śmierci. W komputeropisie
pozostała jego monumentalna, przenikliwa książka „Intelektualna historia
ťzimnej wojnyŤ”.

Kapituła w składzie: Joanna Waliszewska – honorowa przewodnicząca, Radosław
Kierełowicz-Kieryłowicz – twórca idei medalu „Opoka”, Wojciech Piotr Kwiatek
– sekretarz i Izabela Brodacka-Falzman postanowiła uhonorować w pierwszej
edycji nagrody im. Piotra Skórzyńskiego następujące osoby:




Opoką Ducha: Ks. Stanisława Olafa Małkowskiego, ur. 29.07.1944 r.
w Woli Korytnickiej. Absolwenta Wydziału Socjologii UW (1969).
Kapłana od 1976 r. Współpracownika i kapelana opozycji. Sygnatariusza
„Listu 59”. Uczestnika strajku w Stoczni Gdańskiej. Aresztowanego
na krótko 13.12.1981 r., znajdował się na liście księży, przeznaczonych
do likwidacji przez SB, sporządzonej przed płk Adama
Pietruszkę, publicystę prasy podziemnej. Dla jego ochrony w 1983
roku przeniesiono go do posługi na Cmentarzu Północnym w Warszawie.
Po 1989 r. pracował w warszawskich parafiach. Przez 10 lat
był wolontariuszem duszpasterstwa więziennego w Areszcie Śledczym na Białołęce oraz
pracował z dziećmi niepełnosprawnymi.

Za wypowiedzi popierające lustrację w Kościele 24 01 2007 r. odsunięto go czasowo od
posługi duszpasterskiej. Za wstawiennictwem biskupa Mariana Dusia przywrócono do posługi
w kościele na Wólce Węglowej.

Kawaler Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski (2006). Uwieczniony na
tablicy, poświęconej kapelanom Solidarności w kościele św. Katarzyny na Służewie.




Opoką Słowa: Jerzego Narbutta, ur. 25.10.1925 r. w Warszawie. Absolwenta
Wydziału Filozoficznego UW. Debiutował on na łamach
Tygodnika Powszechnego w 1957 r. Pisał do większości tytułów prasy
katolickiej, oprócz prasy PAX-owskiej. Za podpisanie „Listu 59”. zakazano
mu publikowania w prasie, pisał wówczas w podziemnym
„Zapisie”. W 1980 r. napisał słowa do hymnu „Solidarności”. Zjazd
NSZZ „Solidarność” w 2000 r. zatwierdził pieśń jako oficjalny hymn
Związku. W 1981 r. przyłączył się do Komitetu Obrony Więzionych
za Przekonania Zofii i Zbigniewa Romaszowskich, był członkiem
rozwiązanego 13.12.1981 r. Związku Literatów Polskich. W stanie wojennym ukrywał się
w klasztorach kapucynów w Serpelicach i Lubartowie. W latach 80. publikował w prasie podziemnej.
Od 1990 r., publikował w Ładzie, Tygodniku Solidarność, Naszej Polsce.

Drukiem ukazały się następujące jego książki: zbiór poezji: „Trochę wierszy” 1997;
„Awantury polemiczne” 2000; „Od Kraszewskiego do Parnickiego” 2000; „Spory o słowa,
spory o rzeczy” 2001; „Druga twarz portretu” 2002; „Dwa bunty” 2003; „Benefis” 2004; „Wyrzucony
na brzeg życia” 2005.

Laureat nagród: Leszka Proroka, ministra KiDN, Kawaler Krzyża Komandorskiego Orderu
Odrodzenia Polski (2006).




Opoką Czynu: Jacka Karpińskiego, ur. 9.04.1927 r. w Turynie, żołnierza
AK uczestnika Powstania Warszawskiego. W 1951 r. ukończył
Wydział Elektroniki PW. Stypendysta UNESCO w USA (1961-1962),
ukończył Harvard oraz MIT. Konstruktor: nadajników radiowych
(1951), pierwszych systemów USG (1954), komputerów: AAH (1957),
AKAT-1 (1959), PERCEPTRONu (1964), KAR-65 (1965), pierwszego
w świecie komputera osobistego K-202 (1969), po 1970 r. w produkcji.
Decydenci z PZPR zamknęli zakład, a Jacka Karpińskiego pozbawili
pracy w zawodzie. Od 1978 r. hodował trzodę chlewną. Załoga MERY
wybrała go na dyrektora (1981), ale posady nie otrzymał. Tuż przed 13.12.1981 r. wyjechał do
firmy Nagra w Szwajcarii, gdzie konstruował urządzenia elektroniczne. Po 1989 r. wrócił do
Polski i produkował „PenReadera” – własnej konstrukcji skaner do tekstu. W wyniku zastawienia
„pułapki kredytowej” bank zajął mu dom. W latach 1990-1993 był doradcą ministra
finansów ds. informatyki. Od 1996 r. konstruował kasy fiskalne. Na skutek sabotażu produkcji
zaniechano. Obecnie Jacek Karpiński zajmuje się programowaniem systemów sztucznej
inteligencji oraz programowanie systemów rozpoznawania mowy i pisma.

Odznaczony 3 razy Krzyżem Walecznych, Krzyżem AK, Krzyżem Oficerskim Orderu
Odrodzenia Polski i innymi odznaczeniami. Zasłużony Obywatel Warszawy i Wrocławia.

Wręczenie nagród „Opoki” odbędzie się 2 czerwca 2009 r. o godz. 18.00 w Sali Konferencyjnej
Domu Pielgrzyma „Amicus” w Warszawie, ul. Hozjusza 2 (przy kościele św. Stanisława
Kostki na Żoliborzu).



Głuchołazy: Burmistrz odmawia sali, konferencja będzie | Prawica.net


Nieulękłym w dążeniu do prawdy - Civitas

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

2. @ Pani Maryla

Pod wyżej podanym adresem www.abcnet.com.pl tego artykułu Piotra Skórzyńskiego chyba już nie ma.

Czy może ma ktoś ten tekst w swoich zbiorach?

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

3. @Deżawi

„Nie potrafię godzić się na nikczemnienie świata” – napisał w liście
pożegnalnym, przed popełnieniem samobójstwa Piotr Skórzyński. 

„Był zdecydowanym konserwatystą,
antykomunistą, a przede wszystkim wybitnym publicystą i analitykiem
rzeczywistości społeczno-politycznej; w Jego artykułach nie sposób
znaleźć płytkich, powierzchownych pseudoanaliz ani pisania „ku
pokrzepieniu serc”. Poniżej publikujemy artykuł napisany w roku 2002, w
którym Ś.P. Autor przedstawił rzeczywistą sytuację polityczną w Polsce:
genezę, prawdziwy charakter oraz kierunek rozwoju Platoformy
Obywatelskiej (jako partii obrońców interesów komunistów) oraz przyczyny
klęski PiS (czy szerzej – obozu antykomunistycznego). Artykuł – naszym
zdaniem – nader aktualny i dziś (niestety…).”
[Redakcja abcnet]

No i
obejrzeliśmy sobie w Brukseli pierwszy pokaz Państwa Europejskiego w
działaniu: rozbicie pokojowej demonstracji chrześcijan i angostyków
przestraszonych szybką islamizacją Europy /na razie zachodniej/. Bardzo
trafne było uzasadnienie zakazu manifestacji: obawa przed wybuchem
przemocy. I rzeczywiście: wybuch był. W wykonaniu policji, co prawda,
ale to już szczegół.

Władimir Bukowski powtarza uporczywie od lat: lewica musi stosować
przemoc, bo bez niej nie może utrzymać „władzy utopii”. Tak samo będzie w
UE. Wielu uważało, że przesadza. Wygląda na to, że jednak nie.

Tymczasem u nas elegancki /podobno/ p. Rokita stał się na parę dni
tematem nr 1 dla prasy; ciekawe jednak, że nikt z elokwentnych
komentatorów nie przypomniał jak to elegancko zakończył swoje rządy w
1993 r. gdy przydzielił sobie i kolegom po sto milionów /ówczesnych/ zł.
na odchodne. Dziś schował się w strefie cienia, razem ze Śpiewakiem:
udowadniając, że tzw. skrzydło konserwatywne w PO było tylko medialnym
wymysłem /o czym napisałem tu już zresztą pół roku temu/.

Prawo i Sprawiedliwość nie wejdzie oczywiście w sojusz z ludźmi
układu mostowego – i wielu innych układów, o których media ciągle boją
się pisać – więc Platforma będzie skazana na to, co zostanie z tzw.
lewicy. /Wystarczyło, że Lepper rzucił niegdyś Platformie jedno słowo –
„złodzieje!” – a tak szumnie ogłoszona wówczas wojna z nim… po cichutku
zgasła./ Wygląda na to, że PO pozostało już tylko zakwestionowanie
prawidłowości wyborów. Tylko czy „Fred” się nie wystraszy?

Cały ten zgiełk nasunął mi wspomnienia z lat 1987-1988. Wolna Europa
miała już w Polsce parunastu w miarę regularnych rozmówców, których
jakoś się SB nie czepiała. Dostarczali oni informacji, niekiedy dodając
krótki komentarz. Spośród nich wyróżniali się dwaj młodzi
interlokutorzy. O ile inni, choć koherentni, byli w jakiś sposób
przejęci tym, co relacjonują – ci dwaj zadziwiali absolutnym dystansem
do przekazywanych treści, jakby pojawili się z innego kontynentu, jeśli
nie z jakiejś innej cywilizacji.

Nazywali się Donald Tusk i Jan Rokita.

Rokity prawie nie mogłem słuchać, bo miał przy tym afektowany głos,
przywodzący na myśl pewne, hm, odchylenie. W dodatku ich wiadomości
rzadko były ciekawe. Jednak z jakichś powodów stale do nich dzwoniono.

Dlaczego ?

Dobre pytanie. Zadałem je kiedyś w „Opcji” i opisałem bardzo dziwny
życiorys Marka Łatyńskiego, ówczesnego dyrektora Rozgłośni. Po przejściu
na emeryturę resztę życia spędził w Szwajcarii; kraju, gdzie życie
bynajmniej nie jest tanie. Cóż, żadnych dokumentów nie widziałem. Po
prostu wiedząc co nieco o żenującej niekompetencji CIA w tym okresie, a
także o lewicowo-liberalnej opcji tam wtedy dominującej – zob.
świadectwa Richarda Pipesa, Duane’a Clarridge’a i Richarda Bahra –
dopuszczam możliwość, że p. Łatyński kierował się innymi motywami niż
jego poprzednicy; by tak to łagodnie ująć. /Dokładny opis totalnego
upadku RWE tamtego czasu znajduje się w pierwszym numerze „Kontry” z
wiosny 1989 r./

W blogosferze można teraz często przeczytać, że PiS już wygrał. To
niebezpieczne wishful thinkinkg. Żeby wyrwać Polskę z postkomunizmu,
trzeba zmienić sądownictwo – a do tego trzeba zmiany Konstytucji. Czyli
308 posłów. A siły stojące na straży status quo są potężne: nieformalna
korporacja b. członków tajnych służb, prywatne telewizje, „Gazeta
Wyborcza” i RFM, klepotokracja kontrolująca najróżniejsze rady
nadzorcze, Monika Olejnik… i co najmniej cztery bogate partie. Żałosne
coś nazwiskiem Kurtyka wolało złamać ustawę niż im się narazić. Można
rzec, państwo prawo w działaniu.

Jeśli nie przepełnia mnie optymizm to także dlatego, że nie
dostrzegam większego poruszenia wśród społeczeństwa. Zdaje się nadal
dominować wyobrażenie, że to nasi „spece” od spraw publicznych uporają
się z nimi za nas, a my, zwykli ludzie, możemy nadal zajmować się
sprawami prywatnymi. Być może zwiększoną aktywność można zauważyć wśród
internautów, ale nikt nie wie, jak to się u nas przekłada na realną
politykę. Na razie żyjemy na ziemi niczyjej, gdzieś między nieśmiałą
nadzieją a cynizmem… z oferowanymi przez media pigułkami Murti-binga w
najróżniejszych postaciach, kolorach i smakach.

I z młodzieżą, która ucieka nawet do Nowej Zelandii…

Nadzieja Układu na przetrwanie bierze się z poglądu, że Prawo i
Sprawiedliwość nie ma żadnych wpływów w mediach, raczej odwrotnie. Każdy
już chyba widzi, że to TVN, Polsat, i „Gie-wu” z przystawkami w rodzaju
„Tygodnika Powszechnego” stanowią prawdziwą opozycję – a politycy PO to
tylko kukiełki w tym reality show.

Jeśli nie uda się ich pokonać – Polska pogrąży się w apatii i
beznadziei. A wtedy to dziedzice właścicieli PRL, jak prognozował
niegdyś w „Życiu” Krzysztof Kłopotowski, utworzą silną formację…
„nowoczesnych konserwatystów”.

Piotr Skórzyński 2002  •  abcnet 2009.06.30

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Nagroda im Piotra Skórzyńskiego po raz piąty 2013 r.

W dniu gdy pan Prezydent Komorowski świętował rocznicę 4 czerwca, nazywając ten dzień, na pamiątkę wyborów z 1989 roku, „Dniem Wolności’, w Amicusie przy Kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie, już po raz piąty, zostały ogłoszone i wręczone nagrody imienia tego, który nie potrafił żyć w „wolności”, jaką stworzyła III RP - Piotra Skórzyńskiego.

Nagroda o nazwie OPOKA nosi znamienne motto: NIEULĘKŁYM W DĄŻENIU DO PRAWDY. Kapituła nagrody w składzie: Joanna Waliszewska (wdowa po śp. Piotrze Skórzyńskim), Izabela Falzmann-Brodacka, przedsiębiorca prywatny Radosław Kieryłowicz vel Kierełowicz (pomysłodawca i fundator Nagrody) oraz dziennikarz i pisarz Wojciech Piotr Kwiatek (sekretarz Kapituły) dbają od początku, by nagrody trafiały do ludzi godnych tej sentencji.

Tegoroczni laureaci to:

w kategorii OPOKA DUCHA - Krzysztof Wyszkowski- działacz niepodległościowy, dziennikarz;
w kategorii OPOKA SŁOWA - Marian Miszalski- pisarz, tłumacz;
w kategorii OPOKA CZYNU - Maria Adamus- redaktor naczelna tygodnika „Nasza Polska”

Pamiątkowe medale otrzymali dotychczas:

2009 r. - ks. Stanisław Małkowski – wyróżnienie "Opoka ducha", Jerzy Narbutt – "Opoka słowa" oraz Jacek Karpiński – "Opoka czynu".
2010 r. - "Opoka Ducha" Anna Walentynowicz, "Opoka Słowa” pisarz Janusz Krasiński, "Opoka Czynu” - elektronik, radiowiec Andrzej Cielecki.
2011 r. - medal "Opoka Czynu" prof. Jerzy Przystawa, medal "Opoka Słowa" pisarz Stanisław Murzański i medal "Opoka Ducha" pp. Joanna i Andrzej Gwiazdowie.
2012 r. - Opoka Ducha Jan Olszewski, Opoka Słowa Jarosław Marek Rymkiewicz.

O Patronie Nagrody, Piotrze Skórzyńskim, tuż po jego tragicznej śmierci Paweł Paliwoda pisał :

Nie znam ani jednego głośnego w dużych mediach publicysty czy humanisty, któremu życie sprawiałoby tyle bólu, co Piotrowi Skórzyńskiemu. Niemal wszyscy ludzie przestrzeni publicznej – i lewicowcy, i prawicowi – potrafili jakoś urządzić się w życiu. Nie wszyscy zostali milionerami. Ale wielu. Także wśród tych, którzy uchodzą publicznie za oszołomów (z perspektywy lewicy) i bohaterów walki o uniwersalne wartości (z perspektywy prawicy).

Piotr Skórzyński nie dorobił się ani majątku, ani medialnej miłości tłumów. Mógł zrobić karierę błyskawiczną i błyskotliwą, zapewnić sobie i bliskim komfortową egzystencję. Komfortową materialnie i psychologicznie. Wystarczyło, by wmówił sobie, że jest kimś w rodzaju Konrada Wallenroda. Że bez niego wiele podlecowatych mediów byłoby jeszcze gorszych. Że bez niego także „Gazeta Wyborcza”, w której pisywał na początku jej istnienia, byłaby jeszcze gorsza. http://www.prawica.net/node/12216

Nie godził sie na nikczemnienie świata - pisała w czerwcu 2008 roku w Rzeczpospolitej Teresa Bochwic .Od 1989 roku szukał dla siebie miejsca tam, gdzie mógł ostrzegać przed nierozliczeniem PRL, przed relatywizmem i moralnym upadkiem Europy, która wzięła rozbrat z tradycją i dekalogiem. (...)

3 czerwca rano wyszedł z psem. Dwa dni potem policja rzeczna znalazła zwierzaka wiernie strzegącego plecaka swego pana. W liście do żony napisał, że nie godzi się na nikczemnienie świata. I już tylko tyle może zrobić, żeby w nim nie być.

http://www.rp.pl/artykul/145844.html

http://solidarni2010.pl/14059-nagroda-im-piotra-skorzynskiego-po-raz-pia...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

5. @ Pani Maryla


Pani Maryla jak zwykle niezawodna. Wielkie dzięki.





Piotr Skórzyński (1952-2008) [za: www.rp.pl]

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

6. @Deżawi

jak przeraźliwie trafna diagnoza tego, co nas spotkało i nadal sie dzieje.

Dla pogłębienia wrażenia diagnoza A.Ś. na dzisiaj

Aleksander Ścios – O KLUCZENIU I KUŁACZENIU

http://bezdekretu.blogspot.com/2014/09/opowiesc-o-kluczeniu-i-kuaczeniu....

Gdyby reżim III RP ( jak twierdziła opozycja) opierał się na „systemie Tuska”, a spoistość koalicji zależała od osoby partyjnego lidera, dezercja premiera wywołałaby polityczne trzęsienie ziemi lub doprowadziła do wcześniejszych wyborów. Gdyby służby specjalne były podporządkowane Bartłomiejowi Sienkiewiczowi (o czym zapewniali nas publicyści i eksperci opozycji), zdymisjonowanie tak wszechwładnego ministra spowodowałoby nadzwyczajny wstrząs, lub, z uwagi na zakres tej władzy, okazałoby się niemożliwe.
Z każdym dniem, upływającym od powołania tzw. rządu Ewy Kopacz, publicystyczne tezy o potężnym premierze i jego wpływowych ministrach doznają kompromitacji i tylko amnezja czytelników sprawia, że ludzie głoszący te banialuki mogą nadal kreować się na analityków i zwodzić opinię publiczną.
Z zainteresowaniem będę śledził zabiegi „niezależnych mediów”, które już rozpoczęły pogoń za nowym królikiem, a chcąc usprawiedliwić fałszywe tropy, będą zmuszone również namaścić kolejnych decydentów. W przypadku obecnego rozdania, nie będzie to rzeczą łatwą, bo nawet średnio rozgarnięty odbiorca z nieufnością przyjmie zapewnienia o władztwie pani premier i może powątpiewać w kompetencje absolwentki ATK na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Problem będzie tym większy, że zgodny chór publicystów i polityków PiS zapewnia nas o wyjątkowej słabości i ułomności tego rządu, co wśród nazbyt dociekliwych obserwatorów, może wywołać niebezpieczną refleksję: jeśli ów rząd jest tak wątły i niekompetentny, jak słaba musi być opozycja, która nie potrafi go obalić?
Pojawia się zatem szansa, że mimo wytężonej pracy ekspertów kojarzonych z opozycją, pytanie: kto jest rzeczywistym decydentem i rozdaje karty - zostanie jednak postawione, zaś środowiska te będą zmuszone do udzielenia sensownej odpowiedzi. Mam nadzieję, że nawet pokraczna dialektyka zaprezentowana niedawno przez W. Gadowskiego – „Komorowski to zbyt słaba osobowość i intelekt, aby na nim opierać koncepcje utrzymania władzy. Co innego tzw. ośrodek prezydencki - tak tam rodzą się koncepcje dalszej totalizacji życia społecznego w Polsce” – okaże się niewystarczająca dla wyjaśnienia fenomenu budowy reżimu prezydenckiego, bez udziału Komorowskiego.
Im częściej zaś, będzie widoczna rola Belwederu w kreowaniu polityki III RP, tym większe prawdopodobieństwo pojawienia się innych, intrygujących pytań: jak to możliwe, że przez tyle lat wszystkie siły medialne skupione wokół opozycji, były owładnięte pasją Don Kichota i wielkim zaangażowaniem walczyły z politycznymi wiatrakami? Dlaczego największa partia opozycyjna rezygnuje dziś z podjęcia realnej batalii o prezydenturę, skoro na firmamencie politycznym tak wyraźnie zajaśniało nowe, a zaskakujące wszystkich zjawisko – władzy prezydenckiej?
Najbliższe miesiące mogą upłynąć na próbach pokonania tych niewygodnych antynomii oraz znalezienia „złotego środka”, który pozwoli odsunąć niecne podejrzenia od Pałacu Prezydenckiego oraz zapewni modus vivendi do czasu wyborów parlamentarnych.
Największy kłopot będzie jednak dotyczył służb specjalnych i wytłumaczenia odbiorcy logiki dokonywanych tam zmian. Już niedawne przecieki z tajnego raportu NIK, na temat nadzoru nad służbami, powinny otworzyć oczy tym, którzy wierzyli w silną władzę premiera, a nawet posądzali panów Cichockiego i Sienkiewicza o autorstwo tzw. reformy służb.
Z raportu wynikało, że premier nie tylko nie miał pełnej wiedzy na temat procedur wewnętrznych obowiązujących w poszczególnych służbach, ale nie posiadał też wiedzy na temat poprawności podejmowanych przez nie działań operacyjno-rozpoznawczych w konkretnych sprawach. Mówiąc kolokwialnie: był politycznym słupem, który swoim stanowiskiem firmował samowolę służb. Dostrzeżono także, że tzw. Kolegium ds. Służb, na którego czele stał Donald Tusk, jest tworem całkowicie nieefektywnym i nie ma realnej możliwości sprawdzenia, czy i w jakim stopniu służby wprowadziły w życie polecenia premiera.
Poważne problemy nastręcza również interpretacja noweli ustaw o ABW i AW, których autorami mieli być wszechwładni ministrowie rządu Tuska. Nadal nie wyjaśniono: dlaczego rząd miałby dążyć do ograniczenia uprawnień ABW i wzmacniania kompetencji służb wojskowych? Jaki cel miałaby reforma degradująca służbę podległą premierowi? Czemu w autorskim projekcie ministrów zawarto zapisy, dzięki którym szefowie służb zostali obdarzeni taką władzą, iż pozwolono im nawet ukrywać przed zwierzchnikami tożsamość tajnych źródeł informacji? Dlaczego Donald Tusk miałby rezygnować z nadzoru nad ABW i powierzyć Agencję ministrowi spraw wewnętrznych? Jeśli przez ostatnie lata byliśmy świadkami procesu głębokiej bondaryzacji służb i ciągłego poszerzania uprawnienia ABW, dlaczego w okresie wzmożonych problemów rządu Donalda Tuska, doszło do nagłej dymisji polityka Platformy K. Bondaryka i przestawienia „wajchy” na rozbudowę kompetencji służb wojskowych?
Gdy przed ponad rokiem twierdziłem, że mamy do czynienia z „antytuskową” reformą służb, która zakończy się odejściem premiera i rozpisaniem nowego rozdania – nie byłem zaskoczony przemilczeniem tej tezy. Obecnie, pytania związane z ową reformą oraz dotyczące rzeczywistych decydentów w obszarze służb specjalnych, powracają nieubłaganie i nie da się ich rozstrzygnąć kilkoma frazesami.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że Ewa Kopacz będzie sprawowała nadzór nad służbami, że może nimi dysponować minister Piotrowska lub nowo namaszczony „koordynator służb specjalnych” Jacek Cichocki. Dzisiejsza nominacja nie daje Cichockiemu żadnej realnej władzy i jest raczej zapowiedzią, że stanie on na czele tzw. Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Państwa (KRMdsBP), który wkrótce zastąpi kolegium ds. służb.
Ten kolegialny twór, w którym (według obecnego rozdania) zasiądą: Siemoniak, Schetyna, Cichocki, Piotrowska i Szczurek, ma służyć nie tylko rozmyciu odpowiedzialności za zarządzanie służbami, ale stanowi rodzaj instytucjonalnej zasłony, zza której będzie działał faktyczny decydent.
Z historii PRL znamy inny organ partyjno-rządowy, o nazwie Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego (KdsBP), który miał doprowadzić do reorganizacji komunistycznego aparatu bezpieczeństwa według wzorców sowieckich i posłużył m.in. włączeniu organów wojskowych pod nadzór administracji centralnej. Dzięki działalności KdsBP doszło w istocie do zalegalizowania sowieckich organów kontrwywiadu wojskowego (działających pod nazwą Głównego Zarządu Informacji) i uznaniu ich za polskie służby wojskowe.
Niecałe 30 lat później (w roku 1981), Moskwa powierzyła nadzór nad ministerstwem spraw wewnętrznych Czesławowi Kiszczakowi – oficerowi Informacji Wojskowej, szefowi WSW i II Zarządu Sztabu Generalnego. Zadanie Kiszczaka polegało na skonsolidowaniu wojskowych i cywilnych formacji policji politycznej PRL do walki z opozycją oraz rozbudowie sieci agenturalnej. Jak twierdzi Antoni Macierewicz: „Celem tego zjednoczenia służb była walka z opozycją. W gabinecie Kiszczaka byli ludzie z WSW, którzy nadzorowali zarówno wywiad cywilny, jak i wojskowy oraz kontrwywiad. Krótko mówiąc, Kiszczak dokonał scalenia wszystkich służb i od tego czasu w istocie postępował proces ich ujednolicenia, mimo pewnego zróżnicowania i mimo pewnej odrębności sitwowej.”
Zaszczepiona wówczas sowiecka „koncepcja kułaka” – zaciśnięcia służb wokół jednej formacji, miała doprowadzić do dominacji wojskowej bezpieki, a w rezultacie – do wprowadzenia stanu wojennego i długoletnich rządów junty Jaruzelskiego.
Jestem przekonany, że obecne działania w obszarze służb specjalnych zmierzają w kierunku podobnej konsolidacji i mają na celu wyłonienie takiego modelu służb, który pozwoli ugruntować władzę reżimu prezydenckiego. Na skutek likwidacji WSI oraz wzmocnienia kompetencji ABW, model ten został mocno zachwiany. W tekstach publikowanych od 2012 roku wyjaśniałem główne założenia tego projektu.
Słowo „konsolidacja” jest dziś kluczem do stworzenia uwspółcześnionej „koncepcji kułaka” i pozwala rozpoznać intencje decydentów. Przed dwoma laty, w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”, szef BBN gen. Stanisław Koziej wyznał, że zdaniem ośrodka prezydenckiego „koordynacja i integracja służb jest konieczna”. „Nasze propozycje – zapewnił Koziej – mieszczą się w dotychczasowym systemie konstytucyjnym. Z konstytucji wynika, że są dwa ośrodki władzy wykonawczej – rządowy i prezydencki. Bierzemy jednak pod uwagę, że w przyszłości może się pojawić wola zmiany konstytucji i na przykład przejście na system prezydencki albo gabinetowy”.
To stwierdzenie – nie tylko w perspektywie ostatnich wydarzeń, można odczytać jako zapowiedź ewolucji w stronę reżimu prezydenckiego, w którym „zintegrowane i koordynowane” służby wojskowe będą odgrywały rolę strażnika interesów Belwederu.
Słaby i bezwolny rząd Kopacz, na którym skupia się cała energia marionetkowej opozycji, daje gwarancje, że „koncepcja kułaka” zostanie pomyślnie zrealizowana.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

7. @ Maryla

Aleksandra Ściosa zostawiam na wieczór.

Teraz - i tak jedynie po pobieżnej lekturze - chciałbym jeszcze wrócić do Piotra Skórzyńskiego.

Przydałby się jakiś 'kącik' Radia Wolna Europa - historia zwłaszcza z lat 80. (Najder, Łatyński) jest ciągle zbyt mało znana, a nawet od samego początku w 1949 r.

Drugi temat, który mnie zaciekawił (cytuję Piotra Skórzyńskiego):

'Wystarczyło, że Lepper rzucił niegdyś Platformie jedno słowo – „złodzieje!” – a tak szumnie ogłoszona wówczas wojna z nim… po cichutku zgasła (...)'

Piotr Skórzyński niestety nie dożył tego zaskakującego finału (?) 'zagaśnięcia' wojny w 2011 r.

Trzecim - i ostatnim - tematem są mass-media. Ale o tym za chwilę.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Deżawi

8. Najpierw 'Refleksy', ale nieco wcześniejsze (14 maja 2008)



„Refleksy” 


Większość ludzi czujących, że są w potrzasku, traci swój społeczny image - i cofa się do dzieciństwa. Ich podświadomość podsuwa im wspomnienie dziecięcej bezradności i oczekiwania na pomoc dorosłych. Jest to sytuacja naturalna, gdyż człowiek - mimo wszystko - nie jest drapieżnikiem. 

Bynajmniej nie trzeba być „mięczakiem”, by poddać się nadmiernemu stresowi. Najlepszych żołnierzy rozstraja wystarczająco długi ostrzał. Jedyny sposób, jaki na to znaleziono, polega na zniszczeniu w psychice indywidualnych emocji i zastąpieniu ich odruchami. Po 357 ćwiczeniach danej sytuacji w końcu człowiek przestaje myśleć i czuć; na ile to możliwe. 

Dopóki czujemy jakiś sens, choćby satysfakcję z zaspakajania prostych potrzeb - dopóty jesteśmy zdolni funkcjonować społecznie. Ale gdy poczucie osaczenia staje się dominujące, skutkuje postawą psychicznego wycofania się. Nie musi to przybrać formy alkoholizmu czy narkomanii. Może się przejawić jako niegroźne „odpłynięcie” w marzenia. 

Marzycielstwo wydaje się najbardziej nieszkodliwą z postaw społecznych. W rzeczywistości jest najgroźniejszą. Marzyciel tworzy swój świat i jeśli nie zyska pomocy - tonie w nim, 99 proc. kończy jako dziwacy lub samobójcy, więc społeczeństwo ich lekceważy. Ale 1 proc. jest jak mutacja szczepu niegroźnej bakterii: to utopiści. O czym marzą? O władzy absolutnej. 

Lewica wtłoczyła nam do głowy pozytywny odbiór tego słowa: to niby szlachetni wizjonerzy. Tymczasem „Utopia” Morusa opisuje świat odrażający, gdzie jednostki są całkowicie podległe ascetycznej, totalitarnej władzy a próba ucieczki poza granice wyspy karana jest śmiercią. Niewiele lepsze było Miasto Słońca Campanelii. Podobnie XIX-wieczne wizje Cabeta, Comte'a i innych „myślicieli”. 

Ciekawe, że nie można tego oskarżenia wysunąć pod adresem Marksa. W paru tonach jego niezliczonych pism, listów etc. - na temat projektu lepszego świata znajdujemy tylko dwa słowa: „dyktatura proletariatu”. Koniec. Kropka. 

A jednak cała kariera marksizmu opiera się na utopizmie. Owa dyktatura nie była przecież możliwa choćby z podstawowego powodu: mityczności owego „proletariatu”. Istniał on tylko w cesarskim Rzymie, bo oznacza masy ludzi wolnych i żyjących z łaski władzy; a tych potem nie było. Zaś ludzie pracujący fizycznie różnili się na dziesiątki sposobów, jednocząc się na moment tylko w momencie zamieszek. Już po paru miesiącach rewolucji francuskiej chłopi zaczęli mieć interesy inne od wyrobników w miastach; którzy także mieli różne troski, zależne od zawodu.

Dziś można odnieść wrażenie, że większość Polaków znalazła się w stanie regresji infantylnej. Mają co jeść, nie chodzą w łachmanach, własny samochód uznają za coś zwyczajnego - ale psychicznie oderwali się od rzeczywistości. Jak boleśnie doświadczone dziecko, które straciło rodziców lub - w sensie społecznym - nigdy ich nie miało, którego nikt nie chwali za dobrą naukę i nikt nie karci za wagarowanie - pogrążają się w świecie telewizyjnych bajek. Zamiast gromadzić wiedzę, niekoniecznie w szkole; może to być np. pomaganie w obejściu czy warsztacie ojca, bytują w świecie iluzji. Stracili kompas wskazujący im lepszą przyszłość. Pracuje tylko połowa zdolnych do pracy Polaków, nieubłaganie nakręca się inflacja, 70 proc. młodych może liczyć jedynie na pracę w knajpach, hotelach i supermarketach gdzieś na zachodzie... A zarazem większość ich rodziców nie tylko nic im nie ma do zaoferowania - to zwykle nie ich wina - ale też nic im nie potrafi wyjaśnić z najnowszej historii i teraźniejszości. Czując, choćby podświadomie, że zawiedli w swej roli wychowawców, zawężają widnokrąg do codziennego kołowrotu. 

Zamiast prawdy mają TVN. Zamiast samorealizacji - najtańszą konsumpcję tego, czego nie chcą w landach na zachód od Odry. 

Wygląda to tak, jakby większość wyborców uwierzyła, że Mariusz Walter kupi mieszkanie ich dzieciom, a madame Olejnik płaszcz i buty na zimę ich żonie. Dobrotliwi, wszystkowiedzący urzędnicy z Brukseli załatwią wszelkie problemy, a w kościołach zamiast staroświeckich pieśni rozlegać się będzie hymn Unii: „O radości, iskro bogów!”. 

Tyle że owi antyczni bogowie gardzili ludźmi - a jeśli w ogóle znali radość, to czerpali ją ze spuszczania na nich nieszczęść. Jeszcze na początku naszej ery, różne miasta i wsie składały ofiary z ludzi, by wybłagać dobre zbiory. Horyzont starożytnych pogan był horyzontem egzystencjalnej pustyni. Dla niemal wszystkich filozofów antycznych najlepszym, co mogło zdarzyć się człowiekowi - to umrzeć: możliwie wcześnie.

Marzenie i sen to słowa bliskoznaczne - w niektórych językach określa je to samo wyrażenie. A cokolwiek dobrego powiedzieć o snach, niektórych, to przecież zawsze izolują nas od innych. 

Jak dawno temu napisał Albert Camus: Niewola - to sen zbiorowy. 


 [ - Piotr Skórzyński, Tygodnik „Nasza Polska”, nr 20 (641), 14 maja 2008 r.]

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Deżawi

9. Piotr Skórzyński o mediach (fragment pierwszy z grudnia 2007)

Jak wyglądała sytuacja w telewizji przez cały czas od „zwycięstwa ‘Solidarności’” pokazuje najlepiej neostalinowski sabat, jaki rozegrał się w styczniu 1998 r. w związku z filmem Piotra Zarębskiego o walczącym z bronią w ręku przeciw komunistom Rafale Gan-Ganowiczu. Zwracam uwagę na język prosto z zebrań ZMP:

Krzysztof Lang: – Film jest artystycznie zrobiony bardzo dobrze.

Tadeusz Pałka: – Tak, nie można mu nic zarzucić... (...) Gdyby pan nam powiedział – co jest nietypowe w czasie kolaudacji – jakie powody kierowały panem, aby zrealizować ten film? (...) Jaki ma pan stosunek do pana Rafała Ganowicza?

P.Z.: – Uważam, że osoba o takim życiorysie wymaga realizacji filmowej. 

Paweł Łoziński: – Ale czy pan go akceptuje, takie było pytanie.

P.Z.: – Uważam, że ten film był godny realizacji. (...) Nie jestem tutaj po to, żebyście panowie oceniali mnie, tylko...

Pałka (przerywa): – Dał pan temu człowiekowi mówić rzeczy naprawdę szokujące!

Łoziński: – Straszne!

(...)

Zarębski: – Właściwie to bohaterem tej kolaudacji jestem ja, a nie mój film... A tymczasem to film powinien być oceniany, nie mój życiorys.

Lang: – A widzi pan, tutaj się nie zgadzam. (...) Bo dokument nie jest rzeczą obojętną. (...) Sprawy warsztatowe są bardzo dobre, natomiast film jest poruszający emocjonalnie. Bardzo. Generalnie to nie strona artystyczna jest powodem do dyskusji.

(...) Protokolantka: – Ja się tu odezwę. Bo ten facet wychodzi tu na bohatera! I jeśli pan go tu pokazuje, to jest tak... jakby pan... no... jakby pan popierał taką etykę...

Pałka (głośno i dobitnie): – Rawicz. To jest bardzo znane nazwisko z Wolnej Europy. Ja wiem kto to jest!... Muszę panu powiedzieć, że sposób, w jaki opowiadana jest historia i sytuacja Okrągłego Stołu – bo pan to pomija... z czerwonymi żadnego paktowania! Latarnie! Sznury! Wieszanie! (...) Taka jest ideologia. (...) To znaczy pan byłby za tym: utopić wszystko we krwi, żadnego dogadywania się z czerwonymi!... A pan Gan-Ganowicz będzie nas uczył jak powinniśmy żyć z tamtej strony – strzelając do czarnych i nadając przez antenę! Czy to chciałby pan powiedzieć? (...)

Lang: – Ja tu chcę jeszcze coś powiedzieć...

Pałka: – Ja tutaj zadaję pytanie!

Z.: – Zadaje pan pytanie mnie, a tymczasem winien je pan zadać Rafałowi Gan-Ganowiczowi. 

Pałka (podnosi głos): – Pan zrobił film, proszę pana!

Z. : – Tak, zgadza się, zrobiłem film. 

P. : – I pan go pytał o pewne rzeczy! Pan mówi jego głosem! Co pan, robi sobie żarty ?!

Łoziński: – Pan jest twórcą świadomym.

Andrzej Fidyk: – Jest to najlepiej zrobiony film w mojej redakcji – ale póki ja w niej jestem, nie zostanie wyemitowany.


Każdy, komu zdarzyło się kiedyś zdenerwować śledczego – a przyznaję, popełniłem niegdyś ten nikczemny czyn – rozpozna ton i zachowanie p. Pałki. 

Wbrew temu, co musiała sobie pomyśleć część Czytelników, sądzę, że nie ma on teczki – z treści „wypowiedzi” i mentalności tego Redaktora i Twórcy wygląda na to, że to co najmniej kapitan.

Ale mniejsza z nim. Dzielni wychowawcy (jak nazwał ich B. Wildstein w komentarzu) stawili się tylko czterech na jednego... Nie sądzę też, żeby teczkę miał artysta Łoziński, ur. 1965. To inna, w pewnym sensie smutniejsza historia: dom, z jakiego się wychodzi. Jeśli tatuś czy mamusia czy stryjaszek z wujaszkiem robili odpowiednią karierę w odpowiednich organizacjach, to choćby mimowolnie przekazują to potomstwu.

W pisemnej ocenie filmu ob. reż. Łoziński określił go jako „portret wariata”. To jest pewne widzenie świata, którego trzeba się nauczyć w domu całkowicie izolowanym od normalnej polskiej zbiorowości. I atmosfery zetempowskiego zebrania, na którym wyrzuca się ze studiów studenta ze złym pochodzeniem.

Zauważmy, że uczestnicy tej dintojry (może posiedzenie egzekutywy było lepszym słowem?) uporczywie domagają się, by autor filmu odciął się od swego bohatera w postaci komentarza podczas emisji albo wcześniejszej planszy. Otóż nie domagali się tego w przypadku filmu Fidyka „Defilada”, który jest po prostu rozszerzoną Kroniką Filmową, bez nieprzyjemnych dla władz Korei Północnej ujęć ani wyjaśnień, jak rządzą one tym orwellowskim krajem. P. Fidyk był członkiem delegacji z ramienia ZSMP, która pojechała (wraz z m.in. Grzegorzem Miecugowem) na 13 Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Dopiero z prasy polskiej widz mógł się dowiedzieć, że budynki dla delegatów tynkowały gołymi rękami kobiety i dzieci.

Osobnym tematem jest namiętna obrona „wyzwoleńczej” Armii Czerwonej przez artystę Łozińskiego już w późniejszej rozmowie „Życia”. I znów tonacja jest identyczna, co w „Nie” lub piśmie „Dziś”.

Ciekawe jest też nagłe włączenie się protokolantki.


[ - cdn.]

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Deżawi

10. Piotr Skórzyński o mediach (fragment drugi z grudnia 2007)

[ - dokończenie wątku:]


'(...) Przypomina mi to epizod, gdy w 1990 r. przez 10 dni byłem (in spe) zastępcą kierownika „Pegaza” i robiłem wywiad z prof. Roszkowskim o PRL. Nagle w trakcie rozmowy wtrącił się... kamerzysta i oświadczył, że nie można tak krytycznie patrzeć na ten okres, bo jednak było w nim wiele dobrego!

Zaszokowany zadzwoniłem tego samego dnia do Andrzeja Urbańskiego, który był moim szefem – i zażądałem natychmiastowej wymiany ekipy, która pozostała jeszcze z czasu wojennego. Odparł, że tego się nie da zrobić – i tak moja kariera w TV się zakończyła.

Ta przygoda wskazuje, że zaufana musiała być w TV nawet obsługa techniczna. (...)'

[ - Piotr Skórzyński]

=     =     =

Zachęcam do całego artykułu [strona Krzysztofa Wyszkowskiego]: 'Piotr Skórzyński o mediach' (grudzień 2007)


"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Deżawi

11. Ciekawi mnie wzmianka Piotra Skórzyńskiego o Radiu Wolna Europa

'(...) Dokładny opis totalnego upadku RWE tamtego czasu znajduje się w pierwszym numerze „Kontry” z wiosny 1989 r. (...)'

- Chodzi prawdopodobnie o: „Kontra” pismo studentów Uniwersytetu Wrocławskiego / Solidarność Walcząca - [Wrocław]; 1989, nr 1/2.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

12. Gdyby w Polsce naprawdę, jak

Gdyby w Polsce naprawdę, jak podejrzewa wiele osób, istniało stanowisko Głównego Wajchowego, i gdybym miał sobie wyobrazić co Główny Wajchowy powinien czynić w obszarze mediów konserwatywnych, to ten plan wyglądałby następująco:

1. Nieustannie podkreślać, że rząd Tuska jest zły, ale opozycja nieudolna, głupia i śmieszna, nie taka jak trzeba, nie z takimi liderami, zawsze nie tak czyniąca, zawsze błądząca. że najlepiej jakby się podzieliła na kilka małych partyjek. Trzeba przekonywać, że wtedy wzrosłaby jej skuteczność. Na bieżąco: jeśli opozycja akurat milczy - należy apelować o aktywność. Jeśli jest aktywna - narzekać iż straciła okazję do milczenia. Równoległy cel długofalowy: drukowanie ckliwych wspominków o śp. prezydencie Lechu Kaczyńskim i torpedowanie wszelkich prób twardego dopominania się o prawdę o Jego i innych śmierci.

2. Ośmieszać i kompromitować wszystkich konserwatystów dywagacjami o gwałceniu kobiet i wykorzystywaniu pijanych dziewczyn. Im więcej obsceny, tym lepiej.

3. Podkładać pod obóz konserwatywny wszelkie możliwe bomby, skłócające i destruujące. Warto na przykład mocno uderzyć w jego najmocniejszy wspólny mianownik - świadomość zagrożenia ze strony Rosji. Może na początek z hukiem wezwać do zaprzestania wspierania Ukrainy?

4. Następnie warto na odlew walnąć jakiegoś starszego profesora, bohatera Powstania Warszawskiego, zarzutem współpracy z SB. Koniecznie z okładki, bezwzględnie bez uwzględnienia okoliczności jak choćby wiek! Niech będzie jasne, że gorszy jest od Kiszczaka, że wredniejszy od Maleszki. Aha, ważna uwaga - należy dać mu tylko kilka godzin na wyjaśnienia, bo jest jasne, że swoimi trzęsącymi rękoma nie będzie w stanie złożyć kilku kartek, napisać kilku stron. Przy okazji - używając lustracji jako zemsty w przegranej polemice - skompromituje się zaglądanie do teczek. Niech prawica wie, że każdy jest uświniony, że Urban ze swoim „panświnizmem” do naszej śmierci będzie święcił triumfy. Że i dzisiaj wydaje się wyroki za publiczne głoszenie dumy z historii Polski.

5. Równolegle należy prowadzić operację zohydzania wszelkich narodowych zrywów i walk z pozycji „endecko-pozytywistycznych”. Trzeba przekonać Polaków, że rządzili nimi idioci, zdrajcy i alkoholicy. Że lepiej było iść z Adolfem, który chciał dla nas jak najlepiej, ale go zdenerwowaliśmy odmową sojuszu, no i musiał nas rzezać za karę dzień w dzień, tysiącami, milionami!

Będzie to doskonałe uzupełnienie roboty o podobny celu wykonywanym z lewej, palikotowo-wyborczej strony. Finałem tej operacji powinno być powszechne zrozumienie dla tezy, że Polska do samodzielnego bytu zdolna nie jest, że Berlin i dzisiaj powinien wziąć sobie polską suwerenność, co już pewien minister proponował. I nowe hasło dla młodzieży: „Hitler nie był taki zły, trzeba było z nim iść ramię w ramię, ale za to ten Kieżun, Powstaniec Warszawski, który czternastu Niemców sam wziął do niewoli, to prawdziwy padalec”. Nie da się? Ależ da się! PS. Nawet jeśli stan zdrowia profesora-powstańca będzie się pogarszał, operację należy bezwzględnie kontynuować, brutalnie atakując przy okazji tych, którzy nie chcą dołączyć się do nagonki.

Tak właśnie, w dużym skrócie, wyglądałby według mnie plan Głównego Wajchowego. Takie pismo powinien stworzyć. Pełna promocja ze strony TVN wydaje się oczywista.

Zaraz, zaraz, przepraszam. Może już nie musi? Może ono już istnieje?

Michał Karnowski

http://wpolityce.pl/polityka/215703-nowe-haslo-dla-mlodziezy-hitler-nie-...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

13. 'Główny Wajchowy'

'Główny Wajchowy' ostatnio zadziałał najwyraźniej na Polsacie. I było o tym u braci Karnowskich (WPolityce). Chodzi oczywiście o mistrzostwa świata w piłce siatkowej.

Ponawiam prośbę o bibułę:

„Kontra” pismo studentów Uniwersytetu Wrocławskiego / Solidarność Walcząca - [Wrocław]; 1989, nr 1/2.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

14. @Deżawi

o to chodzi?



[PDF]Katolicki Uniwersytet Lubelski Inne Pawła ll Al ... - Senat RP

ww2.senat.pl/archp/kul/1.pdf

Kontra : pismo studentów Uniwersytetu Wrocławskiego / 1989, nr 1/2. Solidarność Walcząca. - [Wrocław], 1988-1990. Kontrapunkt : pismo członków i ...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

15. @ Maryla

Czy jest Pani pewna, że to jest pismo, a nie np. bibliografia?

Ja już podobne rzeczy otwierałem.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika Maryla

16. @Deżawi

to bibliografia, ale wskazująca , że w bibliotece KUL są zdeponowane te wydawnictwa. Może trzeba napisac do biblioteki i kupić kopie wydawnictw, albo spytac, gdzie sa publikowane w zapisie cyfrowym?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

17. Deżawi,przykro mi ale nie mogę pomóc..

a ś p Pan Piotr na zawsze został w naszej pamięci...jako symbol
bo tylko wierny pies pilnował Jego rzeczy nad Wisłą ,mam jednak do Niego żal o tego psa,że go zostawił tak samotnego...resztę doskonale rozumiem...
szczególnie dzisiaj ,gdy Polska staje na głowie,by żyło się lepiej NAM,czyli Peło i PSL
smutne pozdrowienia z drogi

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

18. ,,Tygodnik Solidarność'' nr 12/2012, 16 marca 2012 r.

Wojna światów'' może człowieka zdołować. Autor dochodzi do przerażających wniosków. Po pierwsze Zachód miał środki ( broń atomową ), aby wyzwolić Polaków i setki milionów innych z niewoli komunistycznej, ale tego nie zrobił, bo zadowolony był z układu jałtańskiego. Po drugie z powodu sowieckiej okupacji nastąpiło zerwanie ponad tysiącletnich kontaktów intelektualnych i gospodarczych między Europą Środkowa a Zachodnią. A było to możliwe dzięki zupełnej obojętności ludzi Zachodu. Po prostu mieli nas w nosie, zostawili na pastwę losu, zajęli się swoimi sprawami. Po trzecie na całym świecie zwyciężyła lewica, szczególnie intelektualnie i kulturowo, co pomogło Sowietom trzymać Polaków i innych w zniewoleniu i i rozprzestrzeniać komunizm.
Piotr Skórzyński pisze: ,,Zimna wojna trwała tak długo przede wszystkim dlatego, że idea socjalizmu okazała się duchowym odpowiednikiem syfilisu.. Nauczono się ograniczać jego skutki, a nawet leczyć pacjentów chętnych poddaniu się kuracji, lecz wciąż młodzi ludzie łapią jej bakcyle. Trudno ich za to potępiać, skoro często od pierwszego roku do ukończenia studiów pozostają w środowisku patogennym, a w wypadku absolwentów wydziałów humanistycznych często obejmuje to też miejsca pracy''. Nie dziwi, że Skórzyńskiego nie chcieli publikować w ,,Gazecie Wyborczej''.
Wnioski są od dawna dostępne ludziom żyjącym na wolności. W Polsce taka brutalna prawda mogła się objawić dopiero po 1989 r. Dlaczego? Dlatego, że każdy niewolnik chce mieć nadzieję, że ktoś o nim na wolności myśli, że zbliża się wyzwolenie. A prawda była taka, że Polskę i Polaków wszyscy prawie mieli w nosie. To samo odnosi się do reszty niewolników w świecie komunistycznym.
Jasne jest, że ,,Wojna światów'' zabijała jej autora, pogłębiała jego depresję. Pomogła mu ostatecznie zrozumieć, że układ okrągłostołowy jest wpisany w system ogólnoświatowy, żyrowany przez Zachód. Dlatego tuż przed tym, jak odebrał sobie życie, Piotr Skórzyński skasował książkę na swoim komputerze. Udało się uratować niniejszą wersję dzięki wdowie , pani Joannie Waliszewskiej-Skórzyńskiej oraz dzięki pani Teresie Bochwic. Chwała im.

,,Tygodnik Solidarność'' nr 12/2012, 16 marca 2012 r.

Przed rokiem Księgarnia Multibook informowała, że otrzymała list z pewnej kancelarii z Trójmiasta wraz z wyrokiem sądu, który nakazywał natychmiastowe wycofanie ze sprzedaży pamiętników Piotra Skórzyńskiego pt. "Człowiek nieuwikłany".
Poinformowano również, że w każdej chwili może zapaść wyrok nakazujący wstrzymanie sprzedaży "Wojny światów".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

19. walka z wiatrakami ?

tylko Dlaczego Najlepsi płacą taki straszny Haracz,a" chołota "pławi się w luksusach i zaszczytach?
bo to nie tylko POLSKA przypadłość...
oj,świecie,świecie...szybkim krokiem zmierzasz ku przepaści...
pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Deżawi

20. Piotr Skórzyński o Adamie Michniku

„Pierwszy miesiąc pobytu w więzieniu – trzeba przyznać, w dość łagodnych warunkach – wspominam jako jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Sprawiała to przede wszystkim obecność w naszej celi Adama Michnika i Marka Barańskiego. Ten pierwszy szybko zgromadził wokół siebie mały dwór, na którym główną postacią był Piotr Mroczyk, późniejszy dyrektor Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa, i gdakał równie głośno, co zabawnie, całkiem jak indyk z wielkim czerwonym grzebieniem, puszący się na podwórku. Ten drugi był naukowcem z Uniwersytetu, z którym świetnie się rozumiałem, i dużo rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Byliśmy w dodatku bohaterami (!!), a oprócz prestiżu mieliśmy paczki żywnościowe i ubraniowe z Zachodu, o zawartości których ci na „wolności” mogli tylko pomarzyć. (…) Dobre samopoczucie Michnika brało się z prostego powodu: jak nam wyznał, bardzo się cieszył, że go zwinęli, bo inaczej musiałby podejmować jakieś decyzje polityczne, a w rzeczywistości nie miał pojęcia, co robić. Tutaj mógł wygłaszać bon moty, grać w pokera, dyskutować o endecji, pouczać niesubordynowanych prawicowców (któregoś dnia radiostacja więzienna powiadomiła nas, że internowany Michnik otrzymał pochwałę komendanta za wzorową postawę) i pisać górnolotne, pozbawione konkretów listy w stylu młodego Gandhiego, na którego pozował”.

 - z fragmentu książki Piotra Skórzyńskiego, pt. 'Człowiek nieuwikłany. Wspomnienia z PRL' (w:) 'Nasza Polska', Nr 25 [920], 18 czerwca 2013

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika gość z drogi

21. no cóż Prawda zawsze jest najciekawsza,szczególnie,gdy

dotyczy takich" gieroji "jak adam z raną na czole...
serd pozdr :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

22. szczególnie cenne jest to zdanie :

" jak nam wyznał, bardzo się cieszył, że go zwinęli, bo inaczej musiałby podejmować jakieś decyzje polityczne, a w rzeczywistości nie miał pojęcia, co robić. Tutaj mógł wygłaszać bon moty, grać w pokera, dyskutować o endecji, pouczać niesubordynowanych prawicowców /../"
nie dziw więc,ze kancelarie prawne "czuwają "....;)

gość z drogi

avatar użytkownika Deżawi

23. Gość z drogi

Dobrze o tym pamiętać, bo niedługo przyjdzie czas wynagradzań 'neo-zbowidowców'.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika gość z drogi

24. Szanowny @Deżawi :)

czekam na TO z utęsknieniem :)
serd pozdr :)

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

25. @Deżawi

nie tylko ideologia łączy zblatowane z III RP media, także kasa. Wzajemne wspieranie się. Nic tak nie łączy, jak wspólny interes.


Parlamentarny Zespół ds. Obrony Wolności Słowa
pod przewodnictwem posła
PiS Adama Kwiatkowskiego przedstawił w Sejmie raport na temat wydatków
KPRM i ministerstw na ogłoszenia i komunikaty w środkach masowego
przekazu w latach 2008 – 2013.



Zobacz na portalu niezalezna.pl informacje zawarte w raporcie:

 

Wydatki wszystkich resortów na ogłoszenia i komunikaty w dziennikach o zasięgu ogólnokrajowym w latach 2008-2013

Gazeta Wyborcza - 6 mln 877 tys.

Rzeczpospolita - 4 mln 377 tys.

Dziennik Gazeta Prawna - 1 mln 051 tys.



Wydatki wszystkich resortów na ogłoszenia i komunikaty w tygodnikach o zasięgu ogólnokrajowym w latach 2008-2013

Polityka - 603 tys. zł

Newsweek Polska - 562 tys. zł

Wprost - 106 tys. zł



Wydatki wszystkich resortów na ogłoszenia i komunikaty w stacjach telewizyjnych w latach 2008-2013

TVP - 30 mln 850 tys. zł

TVN - 21 mln 905 tys. zł

Polsat - 9 mln 952 tys. zł



Bardzo ciekawe są dane o procentowym udziale wydatków ministerstw w
dziennikach. Dystansuje rywali "Gazeta Wyborcza" oraz "Rzeczpospolita".







W załączniku ZOBACZ CAŁY RAPORT:

Załącznik do artykułu Wielkość
wydatki_kprm_i_ministerstw_na_ogloszenia_i_komunikaty_2014.10.08_pdf.pdf 2.2 MB

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Deżawi

26. Panie @ Gość z drogi - oraz - @ Maryla

Kiedy wczoraj pisałem, że niedługo nadejdzie „czas wynagradzań 'neo-zbowidowców'” - to ja niestety za tym czasem nie 'czekam z utęsknieniem'.

Miałem na myśli dosłownie wszelakie materialne wynagradzania: odznaczenia, 'laurki', książki, biografie w wikipedii, pomniki, kariery naukowe, biznesowe, polityczne, no i oczywiście kasa. O kasie jest rysunek piętro wyżej u Pani Maryli.

Piotr Skórzyński wiedział dużo za dużo.

"Moje posty od IV 2010"                                              

avatar użytkownika gość z drogi

27. kasa,kasa,kasa...

przypomniał mi się czas po "zakończeniu wojny jaruzela z Narodem...Czas zdumienia,rozczarowania i upadku wielu solidarnościowych przyjażni,przyjażni ,które przetrwały wojn e,ale już nie czas tzw pokoju ...
już wtedy było dzielenie tego tortu i owczy pęd w kierunku "chorej prywatyzacji, a często złodziejskiej prywatyzacji"
Wtedy nasze drogi rozchodziły się naprawdę,oni uważali ze im się ten kawał tortu nalezy,my...ze Polska jest najważniejsza i że należy dać rybakowi wędkę a on już sam złowi te rybki i nakarmi siebie i rodzinę
Im marzyły się spółki ,rady nadzorcze...i wielkie pieniądze,nam...Polska zasobna...
i tak drogi dawnych przyjaciół rozchodziły się na zawsze...
szkolenia różnych fundacji,sponsorowane wyjazdy na seminaria...To już było...wtedy...a teraz ? teraz lat przybyło,ludzi pamiętających tamte lata ubywa...więc Pamiętniki ,kariery naukowe i byznesowe na topie..bo im się wszak TO należy...IM ...nie Nam...
reasumując dochodzimy co prawda różnymi drogami ale do
sedna sprawy... gdy patrzę na znajome twarze z przed lat...pusty śmiech mnie ogarnia i zdumienie,ze tak można...
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika kazef

28. .


Jak Michnik cieszył się, że go zwinęli, czyli PRL okiem genialnego obserwatora

  w Recenzje


Człowiek Nieuwikłanyhttp://niezlomni.com/wp-content/uploads/2013/10/czlowiek-nieuwiklany-226... 226w" sizes="(max-width: 362px) 100vw, 362px" title="Człowiek Nieuwikłany" style="box-sizing: border-box; border: 0px none; max-width: 100%; height: auto; vertical-align: middle; margin: 0px; padding: 0px; width: auto;">
CZŁOWIEK NIEUWIKŁANY

W ramach „Biblioteki Glaukopisu” ukazała się kolejna książka Piotra Skórzyńskiego.Tym razem jest to „Człowiek Nieuwikłany. Wspomnienia z PRL”. Gdyby był to utwór bez tytułu, należałoby nadać mu nazwę „Bez litości”. Autor nie ma bowiem litości dla siebie, ale również dla ludzi, z którymi się stykał. Mottem wspomnień są słowa XIX wiecznego poety i dramaturga, Fryderyka Hebbela – „Szczerość to pożerający wszystko ogień – nic dziwnego, że tak niewielu na nią stać”. I tej zasady się konsekwentnie trzyma.

Wspomnienia rozgrywają się na dwóch planach. Na jednym autor opisuje siebie i swoją rodziną, zaś na drugim poznajemy jego znajomych, przyjaciół, mniej i bardziej poważne związki z kobietami. I każdy z tych planów jest niezwykle interesujący. Skórzyński pochodził ze starej rodziny arystokratycznej, z Radziwiłłów, którym przyszło żyć w całkiem nowych czasach, w których nic już nie było takie jak kiedyś. Pokazuje problemy tych ludzi z dostosowaniem się do czasów PRL. Pozbawieni majątków, pozycji, często z trudem znajdujący pracę, nie mogli się odnaleźć w świecie, w którym przyszło im żyć:

[quote](…) mój ojciec urządził sobie azyl w swoim pokoju. Były tam chińskie sztychy, mały „arras” na ścianie, dywan, mnóstwo książek, piękna stara lampa, jakieś bibeloty. Na pewno żaden z sąsiadów-lotników nie powiedziałby na ten widok, że to pokój człowiek, który nie ma za co wyżywić rodziny. A tak było (…) Żeby tę schizofrenię doprowadzić do apogeum, było jeszcze mieszkanie moich dziadków, wypełnione starymi obrazami i różnymi bibelotami (w rodzaju muszkietu napoleońskiego), które komuniści pozwolili wywieźć dziadkowi z jego majątku. Prosto z robotniczo-wojskowego osiedla przyjeżdżaliśmy więc do dziewiętnastowiecznego ziemiańskiego salonu.[/quote]

Autor pokazuje różne postawy przedwojennych arystokratów wobec komunizmu – obojętność, duchową emigrację, ugodowość, pogodzenie się z losem, niechęć. Podziwia też zaradność: „(…) kuzyn mojej matki, hr. Plater, zdołał jakoś przekonać władze, że on także jest Żydem z pochodzenia. W końcu cała rodzina wyjechała do Szwecji”. Niektórych zachowań nie jest w stanie zrozumieć. Porażający jest opis powrotu z matką z wycieczki do Paryża. Autor prosi matkę, żeby przewiozła cześć kupionej we Francji literatury. Matka nie zgadza się, tłumacząc, że jest lojalna wobec komunistycznych władz.

Bardzo interesujące są zapiski o ludziach, których poznał na swojej drodze. Wspomina m.in. Antoniego Słonimskiego, reżysera Krzysztofa Krauze, Henryka Berezę, Adolfa Rudnickiego, Henryka Krzeczkowskiego, Aleksandra Małachowskiego, Andrzeja Samsona, Józefa Dajczgewanda czy Adama Michnika, którego autor poznał w latach sześćdziesiątych, a po internowaniu 13 grudnia 1981 r. siedział z nim w jednej celi. Tak pisze o uwięzieniu:

Pierwszy miesiąc pobytu w więzieniu – trzeba przyznać, w dość łagodnych warunkach – wspominam jako jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Sprawiała to przede wszystkim obecność w naszej celi Adama Michnika i Marka Barańskiego. Ten pierwszy szybko zgromadził wokół siebie mały dwór, na którym główną postacią był Piotr Mroczyk, późniejszy dyrektor Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa, i gdakał równie głośno, co zabawnie, całkiem jak indyk z wielkim czerwonym grzebieniem, puszący się na podwórku. Ten drugi był naukowcem z Uniwersytetu, z którym świetnie się rozumiałem, i dużo rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Byliśmy w dodatku bohaterami (!!), a oprócz prestiżu mieliśmy paczki żywnościowe i ubraniowe z Zachodu, o zawartości których ci na „wolności” mogli tylko pomarzyć.

I dodaje:

[quote]Dobre samopoczucie Michnika brało się z prostego powodu: jak nam wyznał, bardzo się cieszył, że go zwinęli, bo inaczej musiałby podejmować jakieś decyzje polityczne, a w rzeczywistości nie miał pojęcia, co robić. Tutaj mógł wygłaszać bon moty, grać w pokera, dyskutować o endecji, pouczać niesubordynowanych prawicowców (któregoś dnia radiostacja więzienna powiadomiła nas, że internowany Michnik otrzymał pochwałę komendanta za wzorową postawę) i pisać górnolotne, pozbawione konkretów listy w stylu młodego Gandhiego, na którego pozował[/quote]

Książka Piotra Skórzyńskiego jest opowieścią fascynującą, autor na szczęście nie koncentruje się wyłącznie na sobie, ale jako doskonały obserwator rzeczywistości pokazuje świat PRL. Obala mity i stereotypy o tych ludziach, obdziera z patyny i pomnikowości. Przekazuje też gorzką prawdę o społeczeństwie, które po II wojnie światowej utraciło swoją pamięć i nie wiadomo, czy będzie w stanie ją odbudować.

Mateusz Rawicz

Piotr Skórzyński „Człowiek Nieuwikłany. Wspomnienia z PRL”, Biblioteka Glaukopisu, Warszawa 2012.

http://niezlomni.com/tag/henryk-krzeczkowski/

avatar użytkownika Maryla

29. @kazef

jak napisał Deżawi:
Piotr Skórzyński wiedział dużo za dużo.

„Nie potrafię godzić się na nikczemnienie świata” – napisał w liście
pożegnalnym, przed popełnieniem samobójstwa Piotr Skórzyński. 

„Był zdecydowanym konserwatystą,
antykomunistą, a przede wszystkim wybitnym publicystą i analitykiem
rzeczywistości społeczno-politycznej; w Jego artykułach nie sposób
znaleźć płytkich, powierzchownych pseudoanaliz ani pisania „ku
pokrzepieniu serc”. Poniżej publikujemy artykuł napisany w roku 2002, w
którym Ś.P. Autor przedstawił rzeczywistą sytuację polityczną w Polsce:
genezę, prawdziwy charakter oraz kierunek rozwoju Platoformy
Obywatelskiej (jako partii obrońców interesów komunistów) oraz przyczyny
klęski PiS (czy szerzej – obozu antykomunistycznego). Artykuł – naszym
zdaniem – nader aktualny i dziś (niestety…).”
[Redakcja abcnet]

No i
obejrzeliśmy sobie w Brukseli pierwszy pokaz Państwa Europejskiego w
działaniu: rozbicie pokojowej demonstracji chrześcijan i angostyków
przestraszonych szybką islamizacją Europy /na razie zachodniej/. Bardzo
trafne było uzasadnienie zakazu manifestacji: obawa przed wybuchem
przemocy. I rzeczywiście: wybuch był. W wykonaniu policji, co prawda,
ale to już szczegół.

Władimir Bukowski powtarza uporczywie od lat: lewica musi stosować
przemoc, bo bez niej nie może utrzymać „władzy utopii”. Tak samo będzie w
UE. Wielu uważało, że przesadza. Wygląda na to, że jednak nie.

Tymczasem u nas elegancki /podobno/ p. Rokita stał się na parę dni
tematem nr 1 dla prasy; ciekawe jednak, że nikt z elokwentnych
komentatorów nie przypomniał jak to elegancko zakończył swoje rządy w
1993 r. gdy przydzielił sobie i kolegom po sto milionów /ówczesnych/ zł.
na odchodne. Dziś schował się w strefie cienia, razem ze Śpiewakiem:
udowadniając, że tzw. skrzydło konserwatywne w PO było tylko medialnym
wymysłem /o czym napisałem tu już zresztą pół roku temu/.

Prawo i Sprawiedliwość nie wejdzie oczywiście w sojusz z ludźmi
układu mostowego – i wielu innych układów, o których media ciągle boją
się pisać – więc Platforma będzie skazana na to, co zostanie z tzw.
lewicy. /Wystarczyło, że Lepper rzucił niegdyś Platformie jedno słowo –
„złodzieje!” – a tak szumnie ogłoszona wówczas wojna z nim… po cichutku
zgasła./ Wygląda na to, że PO pozostało już tylko zakwestionowanie
prawidłowości wyborów. Tylko czy „Fred” się nie wystraszy?

Cały ten zgiełk nasunął mi wspomnienia z lat 1987-1988. Wolna Europa
miała już w Polsce parunastu w miarę regularnych rozmówców, których
jakoś się SB nie czepiała. Dostarczali oni informacji, niekiedy dodając
krótki komentarz. Spośród nich wyróżniali się dwaj młodzi
interlokutorzy. O ile inni, choć koherentni, byli w jakiś sposób
przejęci tym, co relacjonują – ci dwaj zadziwiali absolutnym dystansem
do przekazywanych treści, jakby pojawili się z innego kontynentu, jeśli
nie z jakiejś innej cywilizacji.

Nazywali się Donald Tusk i Jan Rokita.

Rokity prawie nie mogłem słuchać, bo miał przy tym afektowany głos,
przywodzący na myśl pewne, hm, odchylenie. W dodatku ich wiadomości
rzadko były ciekawe. Jednak z jakichś powodów stale do nich dzwoniono.

Dlaczego ?

Dobre pytanie. Zadałem je kiedyś w „Opcji” i opisałem bardzo dziwny
życiorys Marka Łatyńskiego, ówczesnego dyrektora Rozgłośni. Po przejściu
na emeryturę resztę życia spędził w Szwajcarii; kraju, gdzie życie
bynajmniej nie jest tanie. Cóż, żadnych dokumentów nie widziałem. Po
prostu wiedząc co nieco o żenującej niekompetencji CIA w tym okresie, a
także o lewicowo-liberalnej opcji tam wtedy dominującej – zob.
świadectwa Richarda Pipesa, Duane’a Clarridge’a i Richarda Bahra –
dopuszczam możliwość, że p. Łatyński kierował się innymi motywami niż
jego poprzednicy; by tak to łagodnie ująć. /Dokładny opis totalnego
upadku RWE tamtego czasu znajduje się w pierwszym numerze „Kontry” z
wiosny 1989 r./

W blogosferze można teraz często przeczytać, że PiS już wygrał. To
niebezpieczne wishful thinkinkg. Żeby wyrwać Polskę z postkomunizmu,
trzeba zmienić sądownictwo – a do tego trzeba zmiany Konstytucji. Czyli
308 posłów. A siły stojące na straży status quo są potężne: nieformalna
korporacja b. członków tajnych służb, prywatne telewizje, „Gazeta
Wyborcza” i RFM, klepotokracja kontrolująca najróżniejsze rady
nadzorcze, Monika Olejnik… i co najmniej cztery bogate partie. Żałosne
coś nazwiskiem Kurtyka wolało złamać ustawę niż im się narazić. Można
rzec, państwo prawo w działaniu.

Jeśli nie przepełnia mnie optymizm to także dlatego, że nie
dostrzegam większego poruszenia wśród społeczeństwa. Zdaje się nadal
dominować wyobrażenie, że to nasi „spece” od spraw publicznych uporają
się z nimi za nas, a my, zwykli ludzie, możemy nadal zajmować się
sprawami prywatnymi. Być może zwiększoną aktywność można zauważyć wśród
internautów, ale nikt nie wie, jak to się u nas przekłada na realną
politykę. Na razie żyjemy na ziemi niczyjej, gdzieś między nieśmiałą
nadzieją a cynizmem… z oferowanymi przez media pigułkami Murti-binga w
najróżniejszych postaciach, kolorach i smakach.

I z młodzieżą, która ucieka nawet do Nowej Zelandii…

Nadzieja Układu na przetrwanie bierze się z poglądu, że Prawo i
Sprawiedliwość nie ma żadnych wpływów w mediach, raczej odwrotnie. Każdy
już chyba widzi, że to TVN, Polsat, i „Gie-wu” z przystawkami w rodzaju
„Tygodnika Powszechnego” stanowią prawdziwą opozycję – a politycy PO to
tylko kukiełki w tym reality show.

Jeśli nie uda się ich pokonać – Polska pogrąży się w apatii i
beznadziei. A wtedy to dziedzice właścicieli PRL, jak prognozował
niegdyś w „Życiu” Krzysztof Kłopotowski, utworzą silną formację…
„nowoczesnych konserwatystów”.

Piotr Skórzyński 2002  •  abcnet 2009.06.30

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

30. @Maryla

Dlatego aresztowano jego książki - dziś są nie do zdobycia, a samego Piotra Skórzyńskiego doprowadzono do śmierci. O nim, o jego bracie i ojcu nikt filmu nie nakręci, jak o Beksińskich!

avatar użytkownika Maryla

31. @kazef

wręcz prorocze słowa po ostatnich występach Schetyny:

Jeśli nie uda się ich pokonać – Polska pogrąży się w apatii i
beznadziei. A wtedy to dziedzice właścicieli PRL, jak prognozował
niegdyś w „Życiu” Krzysztof Kłopotowski, utworzą silną formację…
„nowoczesnych konserwatystów”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

32. @Maryla

Podobnie jak te: 

lewica musi stosować
przemoc, bo bez niej nie może utrzymać „władzy utopii”. Tak samo będzie w
UE. Wielu uważało, że przesadza. Wygląda na to, że jednak nie.
avatar użytkownika Maryla

33. Piotr Skórzyński i

Piotr Skórzyński i Wallenrodowie
Autor: Paweł Paliwoda, czw, 12/06/2008

Nie znam ani jednego głośnego w dużych mediach publicysty czy humanisty, któremu życie sprawiałoby tyle bólu, co Piotrowi Skórzyńskiemu. Niemal wszyscy ludzie przestrzeni publicznej – i lewicowcy, i prawicowi – potrafili jakoś urządzić się w życiu. Nie wszyscy zostali milionerami. Ale wielu. Także wśród tych, którzy uchodzą publicznie za oszołomów (z perspektywy lewicy) i bohaterów walki o uniwersalne wartości (z perspektywy prawicy).

Piotr Skórzyński nie dorobił się ani majątku, ani medialnej miłości tłumów. Mógł zrobić karierę błyskawiczną i błyskotliwą, zapewnić sobie i bliskim komfortową egzystencję. Komfortową materialnie i psychologicznie. Wystarczyło, by wmówił sobie, że jest kimś w rodzaju Konrada Wallenroda. Że bez niego wiele podlecowatych mediów byłoby jeszcze gorszych. Że bez niego także „Gazeta Wyborcza”, w której pisywał na początku jej istnienia, byłaby jeszcze gorsza.

Odchodząc stamtąd, dostał kategoryczne zapewnienie. Proszę, niech Czytelnicy domyślą się, jakie. Piotr Skórzyński brzydził się dotykaniem czegoś, co uważał za skalane. Nie biegał od jednego czerwonawego medium do drugiego, nie udzielał wywiadów byle gdzie. W przeciwieństwie do wielu innych bojowników o wartości, odrzucał propozycje skompromitowanych stacji radiowych, telewizyjnych czy gazet.

Być albo nie być? – oto jest pytanie. Pytanie o obecność w świecie złym, zdeprawowanym - obecność ze swoją całkowicie odmienną wizją rzeczywistości. „Nie być” to bardzo bolesny wybór. Nawet dla człowieka młodego, przed którym wiele lat życia, ale już żądnego szybkiego potwierdzenia swojej wartości. Chcącego zabłysnąć przed światem, przed przyjaciółmi, przed towarzystwem, które potrafi się dobrze bawić, ale nie lubi „nieudaczników”. Nie jesteś znany, nie publikujesz w czołowych gazetach, nie widać cię w telewizji – jesteś looserem, mało zdolnym, egotycznym „ja”.

I nikt nie będzie tracił czasu na psychoanalizę twoich wewnętrznych stanów. Masz być wesoły, miły i nie sprawiać kłopotów. Inaczej jesteś nieciekawy - „problematic” jak mówią anglosasi. Jeśli masz problemy ze sobą albo ze światem, nie licz zbytnio na przyjaciół. „Przyjaciół poznaje się w biedzie”- głosi popularne przysłowie. Inne przysłowie głosi: „W biedzie poznaje się, że przyjaciół się nie ma”. Może ta druga formuła jest bliższa prawdy.

A człowiek już dojrzały, już nie młodzieniaszek? Tu pokusa autowallenrodyzacji jest niemal nieodparta. Skończył się czas sztubackich buntów i zgody na dyskomfort jako ceny często za nie płaconej. Nadchodzi czas stabilizacji. Mając lat 40 czy 50, chciałoby się zaznać odrobiny akceptacji dla tego, co robiło się wcześniej. Pojawia się potrzeba życiowej i psychicznej stabilizacji. Trudno jest użerać się ze światem przez całe życie. Nie każdy chce być Kambei Shimadą do późnej starości. To już heroizm nie na miarę zwykłego człowieka. To nie heroizm nawet na miarę człowieka niezwykłego. To postawa na miarę nieomal poetyckiej licencji.

Angażować się w zły świat z nadzieją, choć bez szans jego zmiany? A może taka szansa istnieje, może po wielu latach ustępstw i koncesji na rzecz złego nadarzy się kiedyś okazja, gdy jednym sztychem uda się odrąbać kilka łbów obłaskawionemu wieloletnim koleżeństwem smokowi? Może się nadarzy, a może nie. Może nie – i co wtedy? Okazuje się, że ów przebiegły Wallenrod wyszedł na pospolitego oportunistę, kolaboranta systemu, którego ani na jotę nie udało mu się poprawić.

To wielkie moralne i psychologiczne wyzwanie. Estetyczne także. Jak się codziennie uśmiechać do podleców i cyników, do karierowiczów i hipokrytów? Jak się z nimi witać, jak podawać rękę i jak współbyć, opowiadając w ich towarzystwie zabawne historie, przemilczając paskudę dotrzeganą w nich i w ich świecie? Jak z nimi pić wódkę? Jak nie stawać się do nich podobnym? Czy to siła wewnętrzna czy wewnętrzna słabość determinuje ludzi do wallenrodycznych postaw? Czy to wykalkulowany i przebiegły plan poprawy świata, czy alibi dla życia w otoczeniu bezpiecznym i zasobnym?

Czy nie są straceńcami ze skrzywionym DNA ci nieliczni, którzy przez lata opierają się negocjacjom ze smokiem, którzy przez lata mówią mu prawdę prosto w nos? Czy nie są ludźmi bez wyobraźni, okrutnymi nawet dla siebie i dla swoich bliskich? I co z tego, że wallenrodyście zasoby bankowe urosły podczas pracy w nomenklaturowej spółce czy w zakłamanym medium? Co w tym złego? Przecież gdy nadchodzi moment trudny, gdy trzeba np. opłacić kosztowną operację ratującą życie żonie czy dziecku, warto mieć skrytkę, z której można zaczerpnąć środki.

I skutecznie pomóc bliskiej osobie. Wszyscy to pochwalą. Pochwali i żona, z wdzięcznością patrząc w oczy męża. To jest wdzięczność niekłamana i uzasadniona. Jej także będzie pozbawiony konsekwentny antywallenrodysta. A może choroba nawet zabierze mu bliskich, którym nie będzie umiał pomóc. I tu jego postawa życiowa po raz kolejny staje pod znakiem zapytania, a jego psychika narażona zostaje na miażdżącą autorefleksję: po co i dla kogo to robię?

Ktoś, kto wykazuje żelazną konsekwencję w bojkocie smokowiska, z zasady skazuje się na bycie outsiderem. Nie brzmi to słowo dobrze. I konsekwencje takiego stanu też nie są miłe. Trzeba mieć coś z oszołoma, żeby chcieć zmieniać paradygmaty. Nawet Albert Einstein był tak postrzegany, dopóki nie upadł w fizyce stary paradygmat. Kulturowe idiomy są trudniej obalalne. Upadają czasem dziesięć, czasem sto lat po śmierci antywallenrodysty, o którym zwykle pamięta się publicznie przez pięć, rzadziej przez siedem dni. "Po co i dla kogo to robić?".

Piotra Skórzyńskiego nie miałem zaszczytu znać osobiście. Minęliśmy się w „Tygodniku Solidarność”. Czytałem sporadycznie jego teksty rozsiane w pismach niszowych. Często o nim słyszałem. Stawał się legendą na wiele lat przed odejściem. Nie bardzo chciano mu pomóc. Nie mógł znaleźć porządnej i trwałej pracy - nawet u kolegów prawicowców. Koniec jego życia stanowi konsekwentne tego istnienia zwięczenie. Albo zamknąć się w latarni morskiej na bezludnej wysepce, albo wybrać to drugie rozwiązanie. Myślałem, że tertium non datur. Zanim nie trafiłem do środowiska "Gazety Polskiej".

Paweł Paliwoda

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

34. Komu przeszkadza wspomnieniowa książka Piotra Skórzyńskiego?

http://www.bibula.com/?p=69210 2013-07-1

Piotr Skórzyński, pisarz, którego chcą skazać na zapomnienie

Od prawie ćwierć wieku cenzura prasy i książek już na szczęście nie
istnieje, jednak niewygodne książki nadal są blokowane. Powody
blokowania mogą być różne. Najczęściej chodzi o to, żeby pewne fakty nie
wyszły na jaw. Mogłyby bowiem zaszkodzić osobom powszechnie, chociaż
nie zawsze słusznie uchodzącym za autorytety.

Jesienią ubiegłego roku nakładem wydawnictwa Glaukopis ukazała się
książka „Człowiek nieuwikłany. Wspomnienia z PRL”, która jest osobistą
opowieścią wspomnieniową Piotra Skórzyńskiego o życiu w PRL. Mottem
wspomnień są słowa XIX wiecznego poety i dramaturga, Fryderyka Hebbela,
których autor się konsekwentnie trzyma i które stosuje wobec innych, ale
przede wszystkim wobec siebie – „Szczerość to pożerający wszystko ogień
– nic dziwnego, że tak niewielu na nią stać”. Znajdujemy w niej wątki
rodzinne, polityczne, społeczne, cały klimat tamtych czasów, klimat
niezwykle szary, smutny, przygnębiający, jeszcze bardziej uwidaczniający
pewne sprawy patologiczne, głównie sprawy związane z zachowaniem się
ludzi w tamtym okresie. Poznajemy osobiste wspomnienia autora wielu
znanych osobach, Henryku Berezie, Antonim Słonimskim, Adolfie Rudnickim,
Krzysztofie Krauze, Andrzeju Samsonie, Henryku Krzeczkowskim,
Aleksandrze Małachowskim, Józefie Dajczgewandzie czy wreszcie o Adamie
Michniku. Z tym ostatnim autor znał się już od lat sześćdziesiątych,
siedział też z nim w jednej celi po internowaniu w stanie wojennym.

Skórzyński o Michniku

Tak wspomina swoje internowanie z późniejszym naczelnym Wyborczej:
„Pierwszy miesiąc pobytu w więzieniu – trzeba przyznać, w dość łagodnych
warunkach – wspominam jako jeden z najlepszych okresów w moim życiu.
Sprawiała to przede wszystkim obecność w naszej celi Adama Michnika i
Marka Barańskiego. Ten pierwszy szybko zgromadził wokół siebie mały
dwór, na którym główną postacią był Piotr Mroczyk, późniejszy dyrektor
Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa, i gdakał równie głośno, co zabawnie,
całkiem jak indyk z wielkim czerwonym grzebieniem, puszący się na
podwórku. Ten drugi był naukowcem z Uniwersytetu, z którym świetnie się
rozumiałem, i dużo rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Byliśmy w dodatku
bohaterami (!!), a oprócz prestiżu mieliśmy paczki żywnościowe i
ubraniowe z Zachodu, o zawartości których ci na „wolności” mogli tylko
pomarzyć. (…) Dobre samopoczucie Michnika brało się z prostego powodu:
jak nam wyznał, bardzo się cieszył, że go zwinęli, bo inaczej musiałby
podejmować jakieś decyzje polityczne, a w rzeczywistości nie miał
pojęcia, co robić. Tutaj mógł wygłaszać bon moty, grać w pokera,
dyskutować o endecji, pouczać niesubordynowanych prawicowców (któregoś
dnia radiostacja więzienna powiadomiła nas, że internowany Michnik
otrzymał pochwałę komendanta za wzorową postawę) i pisać górnolotne,
pozbawione konkretów listy w stylu młodego Gandhiego, na którego
pozował”.

Ojciec, brat i żona

Po kilku miesiącach od wydania książka została zaskarżona przez Jana
Skórzyńskiego i Zygmunta Skórzyńskiego, brata i ojca autora. Sąd
Okręgowy w Gdańsku postanowił przychylić się do wniosku powodów i:
„udzielić zabezpieczenia roszczeniu uprawnionych Jana Skórzyńskiego i
Zygmunta Skórzyńskiego o zaniechanie naruszania autorskich praw
majątkowych poprzez zakazanie pozwanej funacji „Glaukopis” (…)
wprowadzania do obrotu egzemplarzy książki „Człowiek nieuwikłany.
Wspomnienia z PRL” oraz jej promocji na stronie internetowej www.glaukopis.pl”.

To dziwne, że Jan Skórzyński upomniał się o prawa autorskie do
spuścizny po zmarłym bracie. Nie zrobił tego, kiedy w 2011 r. ukazała
się „Wojna światów”. Sprawą zainteresował się dopiero, kiedy wydano
wspomnienia jego brata. Jak napisała Joanna Falzman Brodacka na swoim
blogu: „Roszczenia w sprawach majątkowych zgłaszają ludzie, którzy mu
nie pomogli za życia choćby finansowo, którzy wpuścili z łaski jego
zwłoki do rodzinnego grobu, nie zgadzając się na umieszczenie choćby
najmniejszej tabliczki z jego nazwiskiem.
Został zatem pochowany bezimiennie. Nawet na psim cmentarzu umieszcza się tabliczki  z imionami ulubieńców”.

Zdziwiona zachowaniem Jana Skórzyńskiego jest także wdowa po Piotrze
Skórzyńskim: – Jeszcze za życia Piotr wielokrotnie podkreślał, że
wszystko co napisał w trakcie naszego 22-letniego związku małżeńskiego
powstało dzięki mnie, gdyż cytuję „uratowałam mu życie” i wobec tego
należy do mnie. Miał na myśli głównie teksty nie opublikowane. To chyba
oczywiste. Wiele razy ubolewał nad tym, że Janek – cytuję „stara się jak
może, aby mnie nie drukowano tam, gdzie on ma wpływy”, np. w
„Rzeczpospolitej”. Po śmierci Piotra mówiłam Jankowi, że bardzo mi
zależy na wydaniu „Wojny światów”. Nie wykazał zainteresowania, ani samą
książką, ani późniejszą jej promocją, ani „prawami do spadku” po jej
wydrukowaniu… Nigdy też nie pokazał sie na którymkolwiek spotkaniu
rocznicowym w trakcie którego wręczane są medale OPOKA poświęcone
pamięci Piotra – podkreśla Joanna Waliszewska w rozmowie z „Naszą
Polską”. 

Roszczenie jako cenzura?

Wszelkie prawa do książki posiada wdowa po autorze. Wynika to z tego,
że książka została napisana przez autora, a następnie podarowana
wdowie, (wtedy jeszcze żonie), jako prezent dla niej. Piotr Skórzyński
ze względu na bardzo silne związki emocjonalne łączące go z żoną, starał
się dedykować jej wszystkie książki, które pisał. Oczywiste jest więc,
że zarówno wydawca jak i wdowa działając w dobrej wierze postanowili
książkę wydać, nie ze względu na rodzinne niuanse, które czasami się we
wspomnieniach pojawiają, ale ze uwagi na to, że jest to bezcenne źródło
do historii PRL.

Wydaje się, że zaskarżenie książki do sądu wynika z dwóch powodów. Po
pierwsze, autor czasami w niepochlebnych słowach odnosił się do
niektórych osób z jego rodziny, w tym także do powoda, czyli Jana
Skórzyńskiego. Czasami pisze o nim dosyć niechętnie, nie ukrywa swojej
niechęci. Opisuje różne sytuacje, to, co się wydarzyło między nimi. Na
to wszystko nakłada się kontekst polityczny, bracia mieli diametralnie
odmienne poglądy polityczne, mimo, że w pewnym czasie obaj działali w
okolicach KORu, Piotr jednak szybko wyszedł z tego środowiska i zachował
o nim bardzo krytyczne zdanie. Natomiast wydaje się, że jego brat, Jan
pozostał wierny temu środowisku i nadal w nim funkcjonuje, m.in. w
otoczeniu „Gazety wyborczej”. Teoretycznie wydawca mógł sam ocenzurować
książkę. Miał do wyboru albo opublikować ją w takiej wersji w jakiej się
ukazała, albo wbić się w buty cenzora i ewentualne negatywne opinie
wyciąć. Tyle, że takich rzeczy wydawca nie powinien nigdy robić. Na
szczęście wydawnictwo Glaukopis nie zdecydowało się ocenzurować
wspomnień P. Skórzyńskiego.

A może tak naprawdę nie chodzi o żadne prawa spadkowe, tylko o
wykonanie woli Adama Michnika, którego słowa przytoczono w posłowiu do
innej książki, P. Skórzyńskiego, do „Wojny światów”: „Ty Skórzyński nie
istniejesz, i nigdy nie zaistniejesz”? Może chodzi o to, żeby tego
niezwykle zdolnego i oryginalnego pisarza zabrano polskim czytelnikom?
Może ktoś nie może znieść wierności zasadom, jakie prezentował przez
całe życie Piotr Skórzyński?

Mateusz Rawicz

Tygodnika Nasza Polska, nr 25 (920), 18 VI 2013.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl