III RP jak tupolew (Zdzisław Krasnodębski )

avatar użytkownika Maryla

Jeszcze nigdy tak wiele nie zależało od ludu, od jego głosu i jego milczenia – być może nawet więcej niż w roku 1989

Katastrofa smoleńska świadczy o stanie państwa polskiego. Rację miał premier rządu RP, gdy w publicznej reakcji na katastrofę powiedział, że takiej tragedii nie znał świat współczesny. Polska znowu zapisała się w świadomości świata nieporównywalną z niczym klęską. Bo to nie był tylko wypadek, tragedia, nieszczęście, fatum. To jest klęska, wielka klęska państwa polskiego, pokazująca jego słabość – i to niezależnie od tego, jakie są bezpośrednie przyczyny rozbicia się samolotu. To nie powinno się zdarzyć. Takie wypadki oglądać można tylko w hollywoodzkich filmach. W „realu” mogą się być może zdarzyć w jakimś kraju afrykańskim, w Kirgizji, w krajach, gdzie trwa wojna domowa, na rubieżach cywilizacji.

Wbrew serwowanej nam neogierkowskiej propagandzie Polska nie jest zieloną wyspą szczęśliwości, lecz raczej takim właśnie tupolewem: pozornie niemałym, ale z postsowieckimi narzędziami pokładowymi, częściowo tylko zmodernizowanym i zokcydentalizowanym, z kadłubem świeżo polakierowanym barwami narodowymi, by ukryć korozję, z ukrytymi wadami konstrukcyjnymi, lecącym w niebezpieczne strony. Ale znowu nakarmiono nas tanim populizmem. Usłyszeliśmy, że państwo doskonale zdało egzamin, a wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. To świadczy nie tylko o tym, że po śmierci Lecha Kaczyńskiego kraj znalazł się bez autentycznego przywództwa, ale też o tym, że obóz rządzący sam uwierzył w swoją propagandę i nie jest w stanie posługiwać się innym językiem jak język samouwielbienia.

http://www.rp.pl/artykul/61991,472639_Krasnodebski__III_RP__jak_tupolew.html

Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika Marco

1. TO chyba nie jest cały artykuł...

ma ktoś moze resztę???

avatar użytkownika Joanna K.

2. Dostęp do artykułu jest płatny, niestety.

poszukajmy może w ND ?

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika Freeman48

3. Dalszy ciąg:

Płacz zamiast dymisji
Tymczasem im więcej wiemy o okolicznościach tej katastrofy, tym bardziej ponury obraz się wyłania. Muszę przyznać, że w chwilach najczarniejszych myśli i obaw nie przyszło mi do głowy, że tak może wyglądać ochrona najważniejszych osób w państwie i że tak się dba o ich bezpieczeństwo. Na lotnisku w Smoleńsku było dwóch oficerów ochrony. W ogóle nie przygotowano ochrony na lotniskach zapasowych. Generał Janicki opowiadał, że płakał, gdy dowiedział się o tym, co się stało. Nie jest to reakcja, której oczekujemy od szefa BOR. Czy rozpłakali się też oficerowie wywiadu i kontrwywiadu? A może szlochało całe wojsko? Po śmierci prezydenta i innych przedstawicieli polskiej elity politycznej podanie się do dymisji jest minimum tego, co powinien zrobić ten, kto za ich bezpieczeństwo odpowiadał. Jeśli ma się chociaż odrobinę honoru.
Jest rzeczą oczywistą, że ci, którzy zginęli, nie powinni się znaleźć w jednym samolocie. Dzisiaj się okazuje, że nie ma nikogo odpowiedzialnego za ten stan rzeczy. Ujawnia się cały chaos organizacyjny i kompetencyjny. Polska już dawno powinna zakupić nowoczesny samolot. A w tamtą stronę świata powinny latać nawet dwa samoloty, i nikt nie powinien wiedzieć, w którym jest głowa państwa. To nie byłby wyraz obsesji lub nieufności wobec gospodarzy, lecz tej samej przezorności, która nakazuje, by przywódcy państwa mieli osobistą ochronę, a podawane im jedzenie było sprawdzane przez toksykologów. Przed tą wizytą Polska powinna domagać się spełnienia przez stronę rosyjską wyśrubowanych standardów bezpieczeństwa, bo przecież nie chodziło o kraj, z którym łączą nas dobre czy sojusznicze stosunki.
Wszyscy wiemy, że prezydent Kaczyński sprzeciwiał się rosyjskiej dominacji w Europie Wschodniej i był liderem, wokół którego skupiali się przywódcy państw niepokornych. W Tbilisi rzucił bezpośrednie wyzwanie imperium, które – jak pokazuje ludobójcza wojna w Czeczenii, wojna w Gruzji, działania na Ukrainie – nie jest bynajmniej imperium łagodnym. Nie jest także, jak wiemy, państwem prawa lub państwem demokratycznym i zdarzają się w nim niewyjaśnione zabójstwa i niewyjaśnione zamachy terrorystyczne, jak na przykład ten, który stanowił bezpośredni powód do ponownej interwencji w Czeczenii. Przypadłości zdrowotne Wiktora Juszczenki i śmierć Litwinienki pokazują, że jego przeciwnicy nawet poza jego granicami nie mogą czuć się bezpiecznie. A przyczyna nagłego pogorszenia się cery Juszczenki mogła być wyjaśniona tylko dzięki lekarzom w Wiedniu.
O stanie polskiego państwa świadczy także fakt, że do Katynia rzeczywiście poleciały dwa samoloty. W jednym i w drugim siedzieli przedstawiciele polskiej elity. Ale leciały w różnych dniach na różne uroczystości upamiętniające to samo wydarzenie. Wrócił jeden. Niestety, w ostatnim czasie mnożyły się sygnały świadczące o tym, że Rosja zaczęła grać polską polityką wewnętrzną. Wszystko to, co działo się przed wizytą prezydenta i premiera, powinno budzić największy niepokój. A zaczęło się co najmniej od obchodów rocznicy II wojny światowej.
Pojednanie wasala
Także reakcje po katastrofie pokazały, jak bardzo niesuwerenna jest polska polityka. Od razu przystąpiono do „damage control” i zaczęto tę tragedię wykorzystywać politycznie. W świat poszła informacja o czterech próbach lądowania i inne nieprawdziwe wiadomości. Po trzech tygodniach się okazało, że nie zgadza się nawet podany czas katastrofy. A nie wydarzyła się ona na środku oceanu, lecz tuż obok lotniska i miała naocznych świadków, np. pokazywanego nam z początku operatora polskiej telewizji.
Czas żałoby wykorzystano jako pretekst, by nie udzielać opinii publicznej żadnych informacji na temat przyczyn katastrofy, by nie ujawnić własnej bezsilności i niewiedzy. Wezwania do zgody służyły do tego, by udaremnić publiczne dyskusje na temat przyczyn i konsekwencji katastrofy. Jak wygląda to w realnych demokracjach, można zobaczyć, obserwując konferencje prasowe władz miasta i stanu po odkryciu bomby na nowojorskim Times Square. Ale i w Polsce nie da się już zatamować przepływu informacji i zakazać dyskusji obywateli. Nie wszyscy dadzą się zastraszyć, a Internet na dobre i na złe pozostaje medium niekontrolowanej komunikacji, którego nie sposób poddać prewencyjnej cenzurze.
Nie czekając na dokładniejsze informacje o przyczynach i przebiegu katastrofy, przystąpiono natomiast do nowej fazy pojednania z Putinem. Nie z Rosjanami, lecz z Putinem. Piewcy społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka zapomnieli, kim jest Putin i jaka jest Rosja pod jego rządami. Dzisiaj się pisze o nim, jakby od dawna zajmował się działalnością charytatywną i nigdy nie był w KGB.
Przedstawiciele elit III RP hurmem rzucili się w ramiona putinowskiej Rosji. Znany aktor z emfazą odczytał adres wiernoprzyjacielski. To pokazuje, jak obóz rządzący i znaczna część środowisk opiniotwórczych traktuje swoje własne poglądy i zasady – w każdej chwili gotowa jest je porzucić i zmodyfikować, by utrzymać się przy władzy, by swobodnie „płynąć w głównym nurcie”. Jest przy tym rzeczą oczywistą, że Polsce powinno zależeć na jak najlepszych stosunkach z Rosją, ale z Rosją demokratyczną, z Rosją, w której obowiązują zasady prawa. Ogłaszanie pojednania z putinowską Rosją, zanim ustalono przyczyny katastrofy, to raczej postawa wasala, a nie partnera.
Wezwanie, by pojednać się w żałobie, w praktyce miało oznaczać milczenie o zdziczeniu życia publicznego
W Sejmie premier RP przekonywał, że nie można niczego żądać, bo przecież wszystko zależy od dobrej woli strony rosyjskiej. Tak więc warunkiem jej gotowości do współpracy i tak gorąco chwalonej skłonności do pomocy okazuje się potulność strony polskiej. Całe zachowanie pokazuje słabość obozu rządzącego, to, że nie jest on zdolny w stosunkach z silnymi państwami do minimum asertywności, do polityki innej niż polityka skwapliwego przytakiwania i czekania na nagrody. W rezultacie premier Donald Tusk stał się zakładnikiem Putina.
Bliżej do Gruzji niż Holandii
Premier mówił też wiele o „przejrzystości”, używając niemal tych samych zwrotów jak wtedy, gdy wybuchła afera hazardowa. Ale już dziś można jednak przewidzieć, jaka będzie treść sprawozdania komisji badającej okoliczności wypadku: katastrofa wynikła ze splotu wielu czynników
– warunków atmosferycznych, braku wyposażenia lotniska i błędu pilota. Minister Sikorski już to zresztą ogłosił w CNN. Może jednak Władimir Putin zdecyduje się jeszcze pogłębić przyjaźń i tuż przed drugą turą wyborów ogłosi, że winę ponoszą kontrolerzy lotu lub obsługa lotniska. Mógłby liczyć na owacje opinii światowej, a wpływ na atmosferę w Polsce i wynik wyborów na pewno byłby pozytywny.
Realną pozycję naszego kraju pokazał także brak najważniejszych przedstawicieli państw zachodnich i Unii Europejskiej na pogrzebie w Krakowie. Można zadać sobie pytanie, ile determinacji wykazywaliby nasi sojusznicy w sytuacji, gdyby zostało zagrożone bezpieczeństwo Polski. Obawiam się, że ich gotowość do działania i ryzyka byłaby jeszcze mniejsza. Być może więc wcale nie jesteśmy integralną częścią świata zachodniego, jak nam się wydaje, lecz nadal pozostaliśmy „Europą przejściową”, państwem bardziej podobnym do krajów takich jak Ukraina i Gruzja niż do takich jak Francja, Niemcy czy Holandia. Z tym że w Polsce przeważają interesy zachodniego sąsiada, łącznie z dążeniem, by rozładować napięcia polsko-rosyjskie, nawet kosztem Polski. To, że tego nie widzimy, że nie chcemy o tym słyszeć, wynika z nieumiejętności spojrzenia na siebie z dalszej perspektywy. Potrafimy spojrzeć na kraje sąsiadujące z nami na wschodzie jako pole krzyżujących się interesów, walki o wpływy i próby grania polityką przez zewnętrzne podmioty. Irracjonalnie z góry wykluczamy jednak tego typu myślenie w stosunku do samej Polski
Od dawna wiemy, że nie tylko wschodni sąsiedzi starają się wpływać na polską politykę. Donald Tusk obsypywany był w Niemczech pochwałami za spotkanie z Putinem 7 kwietnia, 13 maja odbierze w Akwizgranie prestiżową nagrodę. To zaś, jaki jest realny stan polsko-niemieckiego „pojednania”, pokazała bardzo chłodna reakcja Niemców na ostatnie wydarzenia. To daleka Brazylia, a nie kraj sąsiedni, w którym mieszkają i przebywają setki tysięcy Polaków, z którym „jednamy się” od 20 lat, ogłosiła żałobę. Natomiast wiadomość, że w Polsce pojawiły się protesty w sprawie pochowania pary prezydenckiej na Wawelu, rozniosła się lotem błyskawicy. A reporter „Deutschlandfunk” uznał, że ma prawo wypowiadać się w tonie autorytatywnym o tym, kto zasługuje na miejsce na Wawelu. Czy komukolwiek w Polsce przyszłoby do głowy rozstrzygać, gdzie pochować tragicznie zmarłego kanclerza Niemiec?
Niepotrzebny kraj
Coraz silniejsza ingerencja w naszą politykę nie byłaby możliwa bez procesu rozkładu polityki polskiej, nazwanego eufemistycznie postpolityką. Miała ona oznaczać rezygnację z głębszych reform i ograniczenie się do administrowania, podejmowania tylko takich działań, które przynosiły sondażowe poparcie. Równocześnie Polakom zaserwowano neogierkowską propagandę sukcesu, choć każde niemal wiadomości telewizyjne kończą się „socjalnym” odcinkiem, w którym pokazuje się ludzkie nieszczęścia, biedę, patologię i zbiera się datki, wzywa do przekazywania jałmużny.
Po katastrofie dowiedzieliśmy się, że państwa nie stać na ubezpieczenie pasażerów rządowych samolotów, że rodziny czołowych polityków, wieloletnich posłów , nie mają środków do życia i trzeba było organizować pomoc, co też oczywiście uznano za sukces i zasługę. A przy tym Polska jest krajem, w którym oligarchowie mają swoje prywatne samoloty. Jak pamiętamy, w czasie, gdy minister Arabski podjął swoją słynną akcję samolotową, jeden z nich, drwiąc i chełpiąc się swoim majątkiem, proponował pożyczenie prezydentowi RP swojej maszyny.
Postpolityka to zgoda na państwo, w którym rządzą potężne grupy interesów – państwo usługowe. Jego filozofia i zasady działania zostały zarysowane w zeznaniach panów Sobiesiaka i Rosoła przed komisją hazardową. Postpolityka to także zdepolityzowanie polskiego społeczeństwa, zapanowanie nad nastrojami, napuszczanie ludzi na „pisowców”. Dzięki współdziałaniu prywatnych koncernów medialnych i wspieranych przez nie „postpolitycznych” polityków powstało tasiemcowe wulgarne popwidowisko, którego celem było odwrócenie uwagi Polaków od spraw poważnych.
Nic dziwnego, że Kuba Wojewódzki stał się autorytetem dla młodzieży, skoro część polityków obozu rządzącego stała się Kubą Wojewódzkim polityki. Starano się przekonać Polaków, że liczy się „wizerunek”, że najważniejsze są nogi, krawaty, fryzury, gesty, ubiór. Kulminacją postpolityki były prawybory w PO. W tej popkulturze nie tylko prezydentowi RP przeznaczona była rola postaci negatywnej i ośmieszanej, de facto ośmieszane było państwo polskie i polscy obywatele, którzy często się nie domyślali, że śmieją się i naigrawają z samych siebie.
Naiwnością było sądzić, że tragedia smoleńska coś zmieni. Nie trzeba było wezwania, by główni aktorzy i reżyserzy tego widowiska znowu stali się sobą. Łzy szybko wyschły – wyuczone techniki operacyjne pozostały. Najprostsza polega na wbijaniu do głowy widzów i słuchaczy pewnych fraz powtarzanych potem przez nich mechanicznie, bez zastanowienia, co mianowicie w nich ma być oburzające. Kiedyś były to: „Panie prezesie, misja została wykonana” lub „oni stają tam, gdzie stało ZOMO”, dzisiaj „odbieranie prawa do żałoby”, „zawłaszczanie tragedii”, „granie trumnami”, „teorie spiskowe”, „dzielenie Polaków”.
Nie można się dziwić, że jeden z największych polskich poetów współczesnych został obwołany grafomanem przez dziennikarza, który nie potrafił nawet wymówić poprawnie tytułu jego książki i pewnie nigdy nie słyszał o Schumannie. Pamiętamy los, jaki spotkał w III RP innego poetę, Zbigniewa Herberta, i jak go po śmierci znowu „zawłaszczono”, albowiem instrumentalne posługiwanie się dziedzictwem wybitnych Polaków po ich śmierci zawsze było specjalnością „salonu”.
Wezwanie, by pojednać się w żałobie, w praktyce miało oznaczać milczenie o zdziczeniu życia publicznego, do jakiego doprowadzano przez ostatnie lata. Czy jednak tego chcemy, czy nie, Polacy są podzieleni politycznie. Podziały te są ostrzejsze niż w krajach ustabilizowanych, bo dotyczą wyborów bardziej zasadniczych. Ten najbardziej fundamentalny dotyczy stosunku do Polski. Niektórym w ogóle nie jest potrzebna Polska jako podmiot polityczny, suwerenne państwo prowadzące własną politykę. A Polska przywiązana do swojej tradycji, zachowująca swoją tożsamość w nowoczesności, nie jest potrzebna tym, którzy martwili się „demonem patriotyzmu”, „nekrofilią”, „zbiorową histerią”.
Podobnie pisano i mówiono kiedyś o „Solidarności”. Dzisiaj wielu intelektualistów, którzy kiedyś stali w tłumie tzw. zwykłych Polaków, dołączyli do oświeconych publicystów „Polityki”, stając tam, gdzie kiedyś oni stali i stoją. A modernizację rozumieją mniej więcej tak jak ją rozumiano w socjologii lat 50. XX wieku, bo także ich oświecenie ma swoje, wąsko zakreślone, granice.
Siła ciszy
O tym, że żałobne ceremonie świadczą o narodowej aberracji Polaków, może pisać tylko ktoś, kto nigdy nie widział uroczystości na nowojorskim ground zero, nie był na cmentarzu w Arlington, nie zauważył ostatnich nabożeństw żałobnych dla poległych w Afganistanie żołnierzy niemieckich. Przeprowadzone niedawno przez psychologa Jima Andersona z uniwersytetu w Stirling badania nad zachowaniami zwierząt wykazały, że także szympansy reagują na śmierć swoich współtowarzyszy życia, czują smutek z powodu ich śmierci, a ich zachowania świadczą o odczuwanej żałobie. Niestety, postępowa ideologia potrafi nie tylko przesłonić rzeczywistość, lecz także zabić najprostsze uczucia i odczucia (wiemy to już z historii XX wieku, świadczy o tym zbrodnia katyńska), spychając skądinąd nawet inteligentnych ludzi na niższy poziom ewolucyjny niż ten, który osiągnęły ssaki naczelne.
Gdyby po smoleńskiej katastrofie rzeczywiście chciano zmiany w Polsce, odsunięto by najbardziej skompromitowanych dziennikarzy, a z partii rządzącej odeszliby ci, którzy odpowiadali za propagandowe ekscesy. Fakt, że tak się nie stało, że nikt nie poczuł potrzeby samokrytycznej autorefleksji czy przeprosin, świadczy o tym, że wezwania do zgody były czysto instrumentalne. Był znamienny wyjątek – redaktora naczelnego „GW”, co oczywiście nie przeszkodziło jego organowi rzucić się znowu w wir ideologicznej walki. Wśród polityków wyjątkiem był Bogdan Zdrojewski. Inni milczeli.
Ich milczenie mówi samo za siebie, ale nie ono jest dzisiaj najważniejsze. Najważniejsza jest głucha cisza, jaka zapadała po słowach Bronisława Komorowskiego wygłaszanych na uroczystościach pogrzebowych. Ta głucha cisza mówi więcej niż sondaże. Nic więc dziwnego, że usiłuje się ją zagłuszyć krzykiem. Jaka jest siła tej ciszy, przekonamy się w czasie wyborów. Jeszcze nigdy tak wiele nie zależało od ludu, od jego głosu i jego milczenia – być może nawet więcej niż w roku 1989. Bo Polska, która pozostanie tupolewem, runie prędzej czy później. A wtedy płacz i spóźniony żal również nic nie pomogą.

___________________________________________________________ "Jeśli ludzie występni zjednoczą się ze sobą, tworząc siłę, to ludzie uczciwi powinni zrobić to samo. Przecież to takie proste". (L.Tołstoj - Wojna i pokój)
avatar użytkownika Maryla

4. Jaka jest siła tej ciszy, przekonamy się w czasie wyborów.

Niestety, postępowa ideologia potrafi nie tylko przesłonić rzeczywistość, lecz także zabić najprostsze uczucia i odczucia (wiemy to już z historii XX wieku, świadczy o tym zbrodnia katyńska), spychając skądinąd nawet inteligentnych ludzi na niższy poziom ewolucyjny niż ten, który osiągnęły ssaki naczelne.

Najważniejsza jest głucha cisza, jaka zapadała po słowach Bronisława Komorowskiego wygłaszanych na uroczystościach pogrzebowych. Ta głucha cisza mówi więcej niż sondaże. Nic więc dziwnego, że usiłuje się ją zagłuszyć krzykiem. Jaka jest siła tej ciszy, przekonamy się w czasie wyborów.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Marco

5. Dziękuję za resztę tekstu...

Pozdrawiam:-)

avatar użytkownika franko1

6. Ten tekst oddaje to co czułem

Ten tekst oddaje to co czułem przez wiele dni bezposrednio po katastrofie prezydenckiego Tupolewa.
Był to szok połączony z BEZSILNĄ wściekłością.
Jak potraktowaliśmy ten lot na WSCHÓD?
Była to bardzo ważna misja, a wobec dość napiętych stosunków, także swego rodzaju - manifestacja.
Manifestacja czego?
Polskiej racji stanu, polskiej niezależnej myśli politycznej i polskiego sposobu patrzenia na historię XX wieku.
Teraz pytanie - gdzie?
Na terenie Federacji Rosyjskiej - kontynuatorki imperialnych idei - dla której historia II WŚ widziana "po ichniemu" to niemal religia, baza, fundament i najwłaściwszy punkt odniesienia całej obecnej neoimperialnej polityki na kierunku europejskim. Czuło się to jak "byk" na Krasnoj Płoszczadi 9.05.

Ten lot na WSCHÓD to nie była wycieczka do Paryża.
Stąd właśnie brała się moja wściekłość .. z powodu naszej lekkomyślności, braku jakiejkolwiek przezorności, czujności, trzeźwego rozważenia tego z jakimi zagrożeniami możemy być skonfrontowani na tym kierunku. Pytania jakie stawia Z.K. czym się zajmowały nasze służby, wojsko, ochrona, całe zaplecze są także bardzo zasadne.
Ale ja sie pytam przede wszystkim, gdzie się podział nasz ROZSĄDEK?! którego właśnie my - tyle razy ujarzmiani /wiadomo przez kogo/ Polacy - powinniśmy mieć aż w NADMIARZE.
Jakby tego wszystkiego było mało, to polski rząd oddaje śledztwo stronie rosyjskiej, efekty już widać - szczątki po samolocie i naszej państwowej delegacji zbierane są przez zwykłych ludzi, którzy będą później tym handlować.
Tej bezsilnej wściekłości trudno będzie się nam kiedykolwiek pozbyć. Bo jak można się pozbyć totalnego upokorzenia, kiedy samemu także jest się winnym.
A przecież znaki ostrzegawcze były.
Teraz mamy nieco inne znaki.
Niedzielny pokaz siły, Komorowski posadzony z Jaruzelskim na trybunie, Putin w towarzystwie uśmiechnietej Merkeln, Obama zajety plamą, Bruksela zajęta Grecją i Polska, która....
zamienia się w nic nieznaczący, na nowo odkrywający gdzie jego miejsce - Priwislinskij kraj.
A czerwcowe wybory? Wiedzą co mają zrobić. Trzymają śledztwo i media, a to przecież najważniejsze karty w tej grze. Asy - w zależności od społecznych nastrojów i przedwyborczych sondaży - tylko czekają w pogotowiu.

avatar użytkownika Piguś

7. Syndrom Waltera-Michnika

Podczas żałoby i później zastanawiałem się nad nazwą tej medialnie kreowanej zbiorowej histerii części polskiego społeczeństwa trwającej od jesieni 2005 roku. Zjawisko to znane jest jako syndrom grupowego myślenia charakterystyczne m.in. dla sekt czy społeczeństwa III Rzeszy.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Syndrom_grupowego_my%C5%9Blenia
Proponuję aby umownie to co się dzieje w ostatnich latach w Polsce nazwać "Syndromem Waltera-Michnika" by zachować świadectwo i nikczemnej postawy wobec Państwa Polskiego. Nie życzę im by skończyli swoją propagandową karierę jak ich poprzednik dr Joseph Paul Goebbels

piguś