- I gdzie to byliśmy rok temu o tej porze? - wzdychała Iza. - Na stacji Niederschnurken - odkryłam ze zdziwieniem. Przed oczami zamigotały mi majowe drzewa wszystkich bukowych lasów, które przemierzaliśmy we czwórkę, wilgotne tunele kolejowe i podmiejskie cmentarze. Jak dziwnie, że wiosna hula w najlepsze, a my jeszcze nie jesteśmy na szlaku...

Dzisiaj Iza, w pozie matrony, zasiada na wielkim łożu małżeńskim i czule wpatruje się w śpiące zawiniątko. To zawiniątko to oczywiście nie Adam, choć do Adama bardzo podobne. Z okazji pojawienia się Zawiniątka przez  malutkie mieszkanie przeszła trąba powietrzna, prowadzona na krótkim postronku przez Izy mamę. I na  klatce schodowej też trochę luźniej. Tu bowiem, na ścianie naklejono kartkę: "Aministracja bloku prosi o usunięcie tego roweru do dnia 1 marca 2010 roku. Rower stojący w tym miejscu zagraża bezpieczeństwu (...)". Odezwa ta zajmuje 1/3 kartki, resztę powierzchni zajmują - dopisane długopisem - wyczerpujące komentarze Adama, w których tłumaczy on szczegółowo, dlaczego administracja się myli. Istne graffiti. Aż się zwinęłam w pół. ze śmiechu (i sama zaparkowałam w niedozwolonym miejscu, bo nie było gdzie). Ponieważ u Izy i Adama pustka nie znosi próżni, w to miejsce  po Adama rowerze natychmiast wciśnięto starą komodę. Komoda, wyrzucona z pokoju na klatkę, by dać miejsce kołysce, jest opatrzona kartką: "Szafka wystawiona na czas porządków". A wiadomo, że te "porządki" potrwają najmniej cztery lata.

W sypialni obok kołyski, która wykolegowała z pokoju komodę, stoi nowiutki wózek. Jest tak elegancki, że rower Izy to przy nim złom. Oceniliśmy go okiem improwizatorów i doszliśmy do wniosku, że to pojazd dwupiętrowy, bo Zuzia doskonale zmieści się w bagażniku na dole, podczas gdy we właściwym "łożu" może jechać równocześnie znacznie większe dziecko. I jaką ten pojazd ma elegancką tapicerkę. Iza zarżała: "Bo to jest dyliżans!". Jutro Iza idzie z Zuzią na pierwszy spacer. Szwów po cesarskim cięciu dawno nie ma, bo kiedy  tydzień po porodzie zaczęła wlec pudło z zapakowanym jeszcze wózkiem, szwy rozwiązały się same. Prześcieradło w łóżku chciała Iza przytrzymać  sztangą, którą się przytrzymuje dywany na schodach.  Można więc powiedzieć, że stare przyzwyczajenia z wycieczek robią swoje.

Może tylko zmieniła się dieta, bo Iza zawsze lubiła, jak przynosiłam ciastka, a tym razem chciała, żebym jej przyniosła w prezencie płatki owsiane.  Ponadto, zamiast na kolejną awanturę  z cyklu cykliści kontra Rafał Dutkiewicz, jak to bywało dotąd wiosną, Iza z Adamem idą do szkoły rodzenia na zajęcia wyrównawcze, na kurs śpiewania kołysanek.  Obie z mamą Izy zapłakałyśmy ze śmiechu. Profesjonalny kurs śpiewania kołysanek prowadzą muzycy z filharmonii!

Dzisiaj, w piątek, Iza siedzi, patrzy na Zawiniątko i z lubością powtarza uroczystą odezwę, której adresatką  na moim blogu była pośrednio Zuzia:

Almanzor@Sowiniec: "Wczoraj oni zginęli za Polskę. Ale jeszcze Polska nie zginęła - póki my żyjemy. I Zuzia też".

Sowiniec@Almanzor: "Tak jest".

Gdy patrzę na jej minę, to widzę, że aż tak strasznie nie żałuje wycieczek!