Dlaczego Satnisław Helski doprowadzil do wsciekłości cały system sprawiedliwosci?
Dlaczego Helski doprowadził do wściekłości cały wymiar sprawiedliwości?
Oto ostatnie wystąpienie Stanisława Helskiego przed Naczelnym Sadem Administracyjnym w Warszawie z dnia 21.10.1987r w sprawie unieważnienia decyzji Naczelnika Gminy Ciepłowody o zagospodarowaniu zastępczym jego pól.
Naczelny Sąd Administracyjny dopuścił się w tej sprawie oszustwa, przekłamanie i podania powołanemu przez siebie biegłemu fałszywych danych, by wydać wcześniej ustalony werdykt.
Jeden chłop przez 5 lat stawiał sam opór sądom karnym, administracyjnym i całemu systemowi biurokracji. Finalnie Sąd Administracyjny, by zamknąć sprawę, musiał sfałszować dane i częściowo je zataić, a Sąd Karny, by uniknąć procesu o odszkodowanie i nie wydać wyroku, zastosował amnestię dla więźniów politycznych – w procesie o przestępstwo gospodarcze.
Tekst jest przydługi i raczej dla specjalistów, ale daje możliwość oceny działań Sądu.
Szkoda tylko, że po tylu latach organy odwoławcze mając wszystkie dokumenty, nie potrafią, lub raczej nie chcą zamknąć tej sprawy jak należy. A podobno zgodnie z Kodeksem Postępowania Cywilnego administracja jest zobowiązana do naprawiania swoich błędów z urzędu, a decyzje wydane z rażącym naruszeniem prawa nie ulegają przedawnieniu.
Cóż, mamy tu jednak do czynienia z jedną wielką stajnią Augiasza.
Wystąpienie przed NSA na rozprawie w dniu 21.10.1987r. (do protokołu).
Sprawozdanie Sądu oraz sformułowania pytań, na które ma odpowiedzieć ekspert z SGGW-AR wskazują kierunek, jaki nadano sprawie.
Jest faktem, że NSA jest sądem administracyjnym, a nie obywatelskim, jak np. rzecznik praw, i to zapewne powoduje, że administracja państwowa może być spokojna o swoje interesy przed tym Sądem.
Nieporównanie gorzej przedstawia się moja sytuacja jako strony i obywatela, który został uwikłany w piramidalną aferę, a postępowanie przed NSA jest tylko jej epizodem. Sam wnosząc skargę na bezprawie, staję przed Naczelnym Sądem jeśli już nie jako oskarżony, to co najmniej podejrzany. Wskazują na to zarówno pytania Sadu, jak i sposób uzupełnienia dowodów.
Sąd niesłusznie pomija, lub zbyt mało uwagi poświęca temu, co dotyczy wsparcia mojej skargi – natomiast gruntownie bada to, co służy do jej podważenia. Ale jako podejrzanemu służy mi chyba jakieś prawo obrony, a więc składania zeznań, wyjaśnień, przedstawiania dowodów i podważania twierdzeń.
Wnosząc o stwierdzenie nieważności decyzji Naczelnika Gminy w Ciepłowodach zarzuciłem, że w ustalonym stanie faktycznym przepisy ustawy z dnia 26.10.1971 o Ochronie Gruntów Rolnych i Leśnych nie miały żadnego zastosowania.
Zarówno w notatkach z dnia 20 i 24.04 oraz 6.05, jak i w decyzji z dnia 27.04.1982 jest mowa o zagospodarowaniu czy rolniczym wykorzystaniu gruntu. W tych dokumentach brak jakiejkolwiek wzmianki o tym, że wszczęte postępowanie ma związek z ochrona gruntów rolnych. Powołując się na art. 21ust.1 Ustawy o Ochronie Gruntów Rolnych i Leśnych z 1971 roku Naczelnik zapozorował prawne uzasadnienie, ale nawet nie usiłował wskazać podstawy prawnej nałożonego zobowiązania. Zarówno w postanowieniu Wojewody z dnia 18.06.82r jak i w spóźnionej decyzji odwoławczej z dnia 13.09.82r mówi się również o zagospodarowaniu i skonkretyzowaniu obowiązku w zakresie sposobu rolniczego wykorzystania gruntu. O pełnym rolniczym zagospodarowaniu mówi się również w decyzji Ministra Rolnictwa , Leśnictwa i Gospodarki Żywnościowej z dnia 30.09.1986r. Oznacza to, że grunty były zagospodarowane tyle, że nie w pełni, i że podjęto kroki zmierzające do ich pełnego zagospodarowania. Nakaz zagospodarowania przez orkę i zasiew w tym terminie oznaczał konkretyzację obowiązku rolniczego wykorzystania gruntu z narzuceniem terminów, metod i sposobów tego wykorzystania. Realizacja tego obowiązku w drodze zastępczego wykonania, była bezprawną ingerencją w prawa użytkownika i właściciela gruntu.
Jest zdumiewające, że NSA te okoliczności pominął, natomiast całą uwagę skoncentrował na dociekaniu i badaniu słuszności i zasadności moich poczynań i planów. Sędzia sprawozdawca zwrócił za to uwagę na fakt, że zarówno przepisy starej jak i nowej Ustawy podobnie regulują zagadnienie ochrony gruntów rolnych.
Czyżby miało to oznaczać, że moja sytuacja zarówno wtedy jak i dziś jest taka sama? Jeżeli tak, to wypada się z tym zgodzić. Konkretyzacja obowiązku rolniczego wykorzystania gruntów z narzuceniem terminów, metod, sposobów i kierunków upraw na podstawie przepisów Ustawy z dnia 26.03.1982 tak samo nie jest możliwa, jak i nie była możliwa pod rządami Ustawy z 1971 roku. Występuje tu jednak zasadnicza różnica polegająca na tym, że rolnicze wykorzystywanie gruntu rolnego dopiero w Ustawie z 1982 roku zostało zaliczone jako jeden ze sposobów jego ochrony w art.3 ust.1 pkt4. Powoduje to, że rolnicze wykorzystywanie gruntu z działania dozwolonego staje się działaniem nakazanym. Jednakże ów nakaz nie może obejmować wszelkich działań związanych z rolniczym wykorzystywaniem gruntu, a jedynie te, które mają na celu poprawę jego wartości produkcyjnej i zapobiegają spadkowi jego urodzajności (wyż. cyt. art.3 ust.1 pkt.4).
Prof. Wiktor Pawlak tak pisze:”Ustawa o Ochronie gruntów Rolnych i Leśnych z 1982 roku wprowadzając ten obowiązek nie przyznaje organom administracji państwowej kompetencji do jego konkretyzacji, lecz tylko nakazuje bezpośrednio właścicielom (posiadaczom) określonych gruntów rolnych podejmowanie działań faktycznych”. („Obowiązek rolniczego wykorzystywania określonych gruntów rolnych w PRL”, Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny zeszyt 2, 1983 rok). Dopiero Ustawa z 1982 roku upoważnia Naczelników gmin – obok kontroli gospodarowania ziemią próchniczną, wykorzystywania gruntów wyłączonych na cele nierolnicze, rekultywacji gruntów i ich zagospodarowania, oraz kontroli działań przeciwerozyjnych - do kontroli rolniczego wykorzystywania gruntów rolnych. Zarówno zakres jak i terminy wykonywania kontroli wykorzystywania gruntów rolnych uregulowano ściśle w przepisach art.42 ust.1 – 6. Z dużą dowolnością to co stwierdził Naczelnik Gminy w kwietniu 1982 roku na moich polach można określić jako „odłóg”. Ale tu odwołam się także do definicji odłogu, którą posługuje się wiedza i praktyka rolnicza. Według tej definicji odłogi na gruntach ornych są to:”.. pola silnie zachwaszczone i zadarnione, wskazujące na całkowite nieużytkowanie ich conajmniej od roku.” Tymczasem w roku 1981 na wszystkich polach do września zebrano plony zbóż, następnie słomę, a do końca października zostały wykonane orki i bronowanie, po czym należało wywieźć obornik. Z uwagi na to, że nadciągnęły deszcze, następnie spadł śnieg – czynność tę musiałem odłożyć do wiosny. Doszedł czynnik dodatkowy: przedsiębiorstwo energetyczne nie zakończało przed zimą wszystkich prac (wymiana słupów i linii), a pola wiosną były zbyt długo mokre – musiałem czekać na zakończenie prac energetycznych i lepszą pogodę. Dopiero pod koniec kwietnia i na początku maja można było przystąpić do zasypywania dołów i rozpocząć kultywatorowanie, co też zostało wykonane. Faktom tym nawet Naczelnik nie zaprzecza, choć jego celem jest wykazanie stanu bliskiego odłogom. I tak: w notatce z dnia 20 kwietnia 1982 stwierdza, że na wszystkich działkach wykonano podorywki, natomiast w notatce z dnia 6 maja, że została wykonana jedynie kultywacja i jedynie na działce obok siedliska wykonano orkę. Te „jedyne” czynności nie zadowalają Naczelnika, gdyż stanowią one tak poważne zagrożenie gruntów pod względem ich wartości produkcyjnej i urodzajności, że należy temu zapobiec. Postanowił więc nie dopuścić zarówno do wywiezienia obornika jak i zastosowania koniecznego zmianowania roślin i zebrania kamieni.
Wysiew jęczmienia był kolejnym, trzecim, a na polach, które użytkował SKR – szóstym zasiewem zboża po zbożu. Bóg jeden tylko wie, dlaczego Naczelny Sąd Administracyjny nie poddał tych przedsięwzięć ocenie eksperta? Dlaczego mając do dyspozycji album zdjęć i protokół Społecznej Komisji Chłopskiej nie zapytał eksperta o to, czy Naczelnik nie spowodował erozji gleb, a więc czy nie gospodarował przeciwnie niż nakazywała Ustawa z 1971 roku? Sąd sam decyduje o tym czy i które dowody przyjąć i jakie zadawać pytania w celu poszukiwania prawdy materialnej. Przeczy jednak temu zapis w protokóle rozprawy w dniu 5.08.1987, który posłużył za treść pytań skierowanych do SGGW.
Zapis ten brzmi:”Sąd zwróci się o wydanie opinii, czy z punktu widzenia wiedzy i praktyki rolniczej można uznać za uzasadnione przygotowywanie gruntu pod uprawę rzepaku ozimego w 1982 roku w woj. Wałbrzyskim – przez pozostawienie go w stanie nieuprawnionym od września 1981 i czy możliwe było rolnicze użytkowanie tego gruntu wiosną i latem 1982 bez szkody dla przyszłych zbiorów rzepaku?”
Nie sposób dociec na podstawie jakich danych powstał ten z gruntu fałszywy zapis, bo przecież nie na podstawie tego co ustalił Naczelnik Gminy w notatkach i powołał w decyzji, ani nie na podstawie tego co wyjaśniałem przed Sądem. Sformułowane na podstawie tego zapisu pismo ekspert SGGW potraktował jako informację i wydał werdykt godny Salomona! Zapewne zauważył zawartą w nim sprzeczność, gdyż w żadnym wypadku nie przygotowuje się gruntu pod uprawę roślin przez pozostawienie go w stanie nieuprawnionym! Przygotowanie nie może polegać na braku uprawy i gdyby ekspert wiedział w jakim czasie i jakie prace zostały wykonane – jego opinia byłaby pełniejsza.
Dlaczego zatem Sąd – zamiast podać ekspertowi tylko te dane, które zawierają pisma i decyzje Naczelnika Gminy – podał stan nieprawdziwy i wprowadził go w błąd?
Druga część zadanego ekspertowi pytania zawiera błąd, gdyż Sąd przyjął, iż rolnicze użytkowanie gruntu oznacza to samo, co jego rolnicze wykorzystanie. Tymczasem porównanie przepisów art.21 i 22 Ustawy z roku 1971 oraz przestudiowanie par.12 pkt. 1 i 3 Rozporządzenia Rady Ministrów z 9 września 1977 wskazuje, że to nie jest to samo. Człowiek niedoświadczony , o przeciętnej wiedzy, na tak sformułowane pytanie Sądu – wyraźnie sugerujące odpowiedź – bez namysłu dałby na pierwsze pytanie odpowiedź przeczącą, a na drugie twierdzącą. Co innego Katedra Ogólnej Uprawy Roli i Roślin SGGW-AR. W koncu opinię podpisał docent, a nie jakiś tam powiatowy rzeczoznawca z listy, czyli z łaski Wojewody.
Dla autorytatywnej odpowiedzi i zajęcia stanowiska zabrakło ekspertowi następujących danych:
- czy pole było wcześniej w normalnej uprawie?
- jaka roślina była uprawiana?
- jakie stosowano środki chemiczne?
- jakie było zachwaszczenie?
Należy zatem wnioskować, że nienormalna uprawa, np. brak zmianowania co najmniej w okresie 2 lat, silne zachwaszczenie np. perzem (co występuje w uprawie zbóż po zbożach i kombajnowych zbiorach), nie wyklucza metod, które zastosowałem. Mając to na uwadze, ekspert stwierdził krótko:”..być może, że były warunki uzasadniające takie postępowanie rolnika”. Odpowiadając na drugie pytanie, odpowiedział więc warunkowo, że tylko w normalnych warunkach takie postępowanie jest nieuzasadnione ze względów ekonomicznych. Ekspert – jako posiadacz wiedzy i praktyki rolniczej – wie to, czego nie wiedział Naczelnik: że nie w każdych warunkach i nie każdy plon jest opłacalny. Może gdyby Naczelnik siał na swoim gruncie – pewnie przede wszystkim pomyślałby o tym.
Wypada mi ustosunkować się do przykładowo wskazanych roślin, które w normalnych warunkach mogłyby być uprawiane bez szkody dla siewu i planowania rzepaku. To co ekspert nazywa „normalnymi warunkami” jest w zasadzie indywidualne dla uprawy prawie każdej rośliny. Oprócz czynników wskazanych przez eksperta składają się na nie termin, możliwości zbytu, oraz to czy na danym terenie są one w ogóle uprawiane.
Otóż warunki uprawy roślin wykluczały uprawę zbóż, ze względu na zmianowanie, przeciwwskazania fitosanitarne, wyjałowienie gleby i zachwaszczenie, spowodowanie brakiem zmianowania i kombajnowym zbiorem. Odpadał zatem siew żyta, którego na terenie gminy Ciepłowodny w ogóle się nie uprawia na ziarno, odpadał siew jęczmienia ozimego także ze względu na spóźnioną porę. Jęczmień jary to także zboże, wymaga dobrego stanowiska, uprawy, zimowej orki i jest wrażliwy na warunki fitosanitarne. Jesienią siew jęczmienia nie był planowany z uwagi na przewidywanie niskich plonów, w granicach 15q/ha, a wiec nieopłacalny.
Zielonki, jako nietowarowe, uprawia się wyłącznie na potrzeby hodowli, jednakże taka potrzeba w gospodarstwie nie występowała.
Wczesne odmiany grochu, które są uprawami ściśle reglamentowanymi umowami – są opłacalne i stanowią doskonały przedplon, tyle tylko, że otrzymują je nieliczni i to w granicach do 1 ha.
Ziemniaki na młode, ze względu na brak sadzeniaków, trudny zbiór i trudności ze sprzedażą, również nie mogły być brane pod uwagę.
Ekspert wskazał na możliwość uprawy wymienionych roślin w warunkach normalnej uprawy pól, zmianowania i braku zachwaszczenia. Ale decydujące znaczenie mają także: możliwość zbioru, pielęgnacji, zbytu lub zagospodarowania we własnym zakresie. Mógł przecież wymienić także kukurydzę, która na tych glebach udaje się i przynosi wysokie dochody, jest niezłym przedplonem i spełnia wymogi fitosanitarne. Jedyny mankament to ten, że nie ma możliwości dosuszenia ziarna. Ten powód wystarcza, aby jej nie uprawiać.
Faktów, których nie znał ekspert, doskonale znał Naczelnik gminy. Dzierżawa PFZ to pola po rencistach, którzy przed odejściem na rentę uprawiali je ekstensywnie. Cóż zresztą mogła zrobić samotna kobieta, która nawet nie miała czym uprawiać tych pól? Około 10ha, użytkował do września 1981 roku SKR Ciepłowodny. SKR z braku siły roboczej, siał corocznie zboża, gdyż możne je zebrać kombajnem. Zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku jest to uprawa ekstensywna, a więc z punktu widzenia nauki i praktyki rolniczej – nienormalna.
Zbiegiem okoliczności w 1981 roku moje pola również były obsiane zbożem. W sierpniu otrzymałem zawiadomienie, że SKR zwraca mi 10 ha, które użytkował, i że nie będzie zbierał słomy, gdyż jej nie potrzebuje. W tym samym czasie dowiedziałem się, że będę mógł kupić ziemię PFZ. Dopiero te okoliczności sprawiły, że musiałem się przygotować do zagospodarowania 32 ha pól, które były dotychczas obsiane zbożem.
Prowadzona wcześniej hodowla bydła pozwoliła mi zgromadzić obornik, który wystarczał do wynawożenia wszystkich pól. Organiczne użyźnienie wszystkich pól stanowi wyjątkową możliwość i jest pokusa, której się nie oprze żaden rolnik. Po kilkuletniej intensywnej hodowli należało poddać remontom budynki i gnojownię, tym bardziej więc zachodziła konieczność pozbycia się z nich zalegającego obornika. Jednoczesne przeprofilowanie gospodarstwa w zakresie produkcji roślinnej i zwierzęcej oraz wykonanie remontów było dużym przedsięwzięciem. Dlatego pod koniec sierpnia 1981 odbyłem rozmowę z Naczelnikiem i Kierownikiem Służby Rolnej, przedłożyłem moje plany i prosiłem o wsparcie. Plan ten został zaakceptowany na piśmie. W odpowiedzi dostałem przydział ciągnika, ciężkiego pługa, rozrzutnika obornika i materiałów budowlanych na remont budynków. Ciągnik i sprzęt nadszedł do składnicy dopiero w październiku i wtedy go wykupiłem, wykończyłem orki i zbronowałem pola – licząc, że zdążę przed zimą wywieźć obornik i wykonać głębokie orki. Jednakże – jak już podkreślałem – na polach prowadzono prace związane z usuwaniem linii energetycznej, w wyniku których powstawały dziury i głębokie koleiny. Rozpadały się deszcze, spadł śnieg, energetyce prace odłożyli do wiosny, ale w tym stanie nie można było wywieźć obornika i wykonać orki. W dniu 30 października 1981 otrzymałem decyzję wyznaczającą mnie na nabywcę 9.42 ha gruntów gruntów PFZ, spokojnie więc zakupywałem nawozy i materiały budowlane. W zimie jeszcze się wahałem czy siać w maju kukurydzę czy w sierpniu rzepak. Ostateczną decyzję podjąłem wiosną, kiedy okazało się, że nie zdążę zaadaptować pomieszczeń na suszarnię. Dodatkowa przeszkodą były wciąż jeszcze mokre pola, uniemożliwiające ich doprawienie pod zasiew kukurydzy. Ekspert zapewne wie, co oznacza choćby tylko tygodniowe opóźnienie siewu kukurydzy na nasiona i także by mi to odradził.
Podjąwszy w kwietniu postępowanie Naczelnik Gminy w Ciepłowodach nie miał określonego rolniczego celu działania, lecz tylko osobisty powód. Chodziło mu o to, żeby wymusić na mnie wycofanie odwołania od jego decyzji, w której wyznaczył mnie na nabywcę PFZ. Podjął więc działania nękające. Na brak rolniczej koncepcji wskazuje zarówno treść jego pism, przeprowadzona ze mną rozmowa, jak i zeznania złożone przed Sądem Wojewódzkim w Świdnicy. Na pytanie Sądu odpowiada on tak:”Przed wydaniem decyzji nie oglądałem pól oskarżonego. Decyzję tę przygotowali mi pracownicy z Urzędu Geodezji i Urządzeń Rolnych.” Oglądać pól nie musiał , ale podpisał co mu kazano. Nie przydziela się przecież sprzętu i ciągnika złemu rolnikowi, a tym bardziej nie sprzedaje mu się ziemi!
Cóż zatem zaszło od stycznia do kwietnia 1982 roku? Może pozwolą to zrozumieć wypowiedzi na łamach prasy i na salach sądów powszechnych:
Na lamach „Tu i teraz” Kazimierz Koźniewski:”W jednym z województw zachodnich pewien rolnik – zresztą przewodniczący jakiegoś regionalnego ogniwa zawieszonej „Solidarności Wiejskiej”, co podejrzewam, iż w tej sprawie nie jest bez znaczenia , choć właśnie powinno nie mieć żadnego znaczenia – popadł w niesłychanie przykry zatarg z władzami administracyjnymi Gminy..” i dalej, w konkluzji:”..reakcja uczuciowa, niekiedy również polityczna, choć reakcja polityczna, gdy jest rezultatem porywów uczucia, a nie kalkulacji, bywa reakcją szkodliwą. Reakcja ekonomiczna musi całkowicie aprobować postępowanie owego rolnika. To ten rolnik, a nie Naczelnik, dał nam lekcję właściwego myślenia gospodarczego – państwowego więc myślenia.”
Na stronie 3, syg.akt II KR 112/83 w uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego znalazły się następujące zdania: „Sąd Najwyższy wyrokując w tej sprawie … nie mógł pominąć faktu, że pomiedzy rolnikiem – właścicielem ziemi i działaczem b.”Solidarności”, a lokalną władzą administracyjną powstał zatarg na tle zagospodarowania ziemi, który w obecnym czasie, kiedy państwo dąży do porozumienia ze społeczeństwem, w dobie głębokiego kryzysu gospodarczego, i daje tego dowody – powinien dla dobra społecznego całkowicie wygasnąć.”
Mógłbym cytować dziesiątki opinii z łam różnej prasy, która nie stanęła po stronie Naczelnika, za wyjątkiem miejscowej gazety wojewódzkiej. Ale to już sami swoi, więc trudno o obiektywizm.
W ocenach tego wydarzenia występują znaczne rozbieżności pomiędzy praktyką administracyjną, a nauką, i to tak co do oceny sytuacji faktycznej jak i prawnej. Nie będę jednak cytował i przytaczał tego, co zgromadziła wiedza i praktyka rolnicza: a więc jak się uprawia ziemię oraz co, kiedy i w jakich warunkach można siać. Warto podkreślić tylko, że nie jest to działalność, przy której można lekceważyć czynnik ekonomiczny, czego dowód dał właśnie Naczelnik.
Jednakże rezultaty ekonomiczne mogą Sądu nie interesować, wracam więc do nauki prawa, która twierdzi:
- wykorzystanie gruntów rolnych pod rządami Ustawy z 1971 roku było działaniem dozwolonym, a nie nakazanym, i nie zostało w niej zaliczone do sposobów jej ochrony. Nie stanowiło przedmiotu jej regulacji.
- dopiero nowa regulacja, art3 ust1 pkt4 w Ustawie z 1982 roku spowodowała, że rolnicze użytkowanie gruntów rolnych stało się jednym ze sposobów ich ochrony. W ten sposób działanie dozwolone sprzęgło się z nakazanym.
Stanisław Helski
Jak już Państwo wiecie, żadne racjonalne argumenty i powołane przepisy prawa nie miały w tej sprawie racji bytu. Władza musiała wykonać zadanie. Jest to stan charakterystyczny dla sadów administracyjnych na styku z obywatelem. Jest to najgorszy po zlikwidowanym kolegium, rodzaj instytucji sądowej w tym kraju.
Gratuluję wszystkim, którzy przebrnęli do końca tego dokumentu.
Zuzanna Helska
- Zuzanna Helska - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. Co sie stało?
2. Hm...
3. @witam
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
4. Przepraszam za zamieszanie.
5. Już wszystko wiem :)
6. Zuzanno
7. Petrusie!
8. Zuzanno :)