Zardzewiały pomnik- Andrzej Pilipiuk
http://pilipiuk.blog.netbird.pl/2010/03/19/zardzewia%C5%82y-pomnik
"
Po publikacji książki Artur Domosławskiego „Kapuściński non-fiction” przez media przetacza się fala tekstów mniej i bardziej pochlebnych poświęconych Ryszardowi Kapuścińskiemu. Z twórczością dziennikarza-podróżnika zetknąłem się trzykrotnie. Po raz pierwszy na początku lat 90-tych czytając „Imperium”. Miałem szesnaście lat. Książkę przyjąłem wówczas bardzo dobrze, jedynym zgrzytem który mnie wówczas silnie zniesmaczył było zdanie zrównujące ofiary i katów w reportażu o Kołymie. Nazwisko autora nic mi nie mówiło. Pogrzebałem trochę i ku swojemu zdumieniu dowiedziałem się że do samego końca był członkiem PZPR. Stwierdziłem że widocznie nie ogarniam świata ale wydało mi się czymś odrażającym iż człowiek który przeżył piekło sowieckiej okupacji na kresach i był świadkiem deportacji swoich szkolnych kolegów mógł zapisać się do tak nikczemnej organizacji. Na wiele lat odstręczyło mnie to zagłębiania się w twórczość tego człowieka.
Zadecydował przypadek. Interesując się Etiopią wcześniej czy później musiałem sięgnąć po „Cesarza”. Tym razem rozczarowanie było o wiele silniejsze. Czytałem o Hajle Sylasje. O reformach, budowie kolei, dzielnym oporze przeciw włoskiej okupacji, o odważnym przeciwstawieniu się sowieckiemu puczowi w 1960-tym roku. Z licznych rozproszonych informacji złożyłem sobie obraz wybitnego męża stanu, dalekowzrocznego polityka, człowieka dumnie kroczącego drogą swego przodka cesarza Teodora II Kassy.
„Cesarzu” słyszałem że to arcydzieło. Słyszałem że autor jako jeden z bardzo nielicznych cudzoziemców znalazł się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. Otworzyłem książkę i zamiast reportażu dostałem prymitywny propagandowy kit. Autor nie szczędząc wysiłku z najwybitniejszego polityka czarnej Afryki robił analfabetę-przygłupa, tchórza i rozrzutnego prymitywa. Kapuściński dostał niezwykłą szansę od losu. Był świadkiem mordu na cesarstwie i władcy. Tymczasem wypłodził produkcyjniaka na zapotrzebowanie wydziału propagandy KC PZPR.
Zgrzytnąłem zębami. Cóż „cesarz” ukazał się w 1978-mym roku. Pomyślałem ze może autor nie miał innego wyjścia.
Raz jeszcze dałem Kapuścińskiemu szansę. Kilka lat później sięgnąłem po „Heban”. Te książkę napisano 20 lat po „Cesarzu”. 8 lat po upadku komuny. 8 lat po likwidacji wydziału propagandy i urzędu cenzury. Sądziłem że Kapuściński zdobędzie się choć na tyle honoru by odszczekać największe swoje kłamstwa. Zawiodłem się po raz kolejny. Być może inne książki są lepsze, ale zbyt wiele razy poczęstowano mnie plewami…
Zaraz po śmierci „cesarza reportażu” tygodnik „Najwyższy Czas” jako pierwsz przerwał zmowę milczenia informując iż w zasobach IPN-u znajdują się cztery teczki (podano nawet ich sygnatury). Rychło okazało się że Kapuściński bynajmniej nie pracował wyłącznie dla wywiadu wojskowego, (co do pewnego stopnia byłoby zrozumiałe) ale był też pospolitym TW – „kapuściem” ubecji.
Zaraz potem zaczęły się spekulacje na temat wartości poszczególnych reportaży. Kapuściński tworzył w warunkach ogromnej swobody konfabulacyjnej. Mało kto w naszym kraju miał paszport. On miał. Mało kto z zachodnich dziennikarzy mógł dotrzeć na tereny opanowane przez komunistyczne bojówki – on mógł. Te warunki załamały się w roku 1990-tym. Nagle paszporty zaczęto dawać wsjem. Nagle ludzie zaczęli jeździć do krajów które opisywał. Znajomość języków zachodnich upowszechniła się. Upadło wiele wspieranych przez Moskwę reżimów. Łgarstwa ujrzały światło dzienne. Okazało się że w Sudanie nie ma opisywanych plemion murzyńskich. Okazało się że opisane święta i rytuały są kompletnie nieznane nie tylko zachodnim etnografom ale i ludom które miały je kultywować. Pojawiły się artykuły i książki o Etiopii tłumaczone z angielskiego.
Michnikowszczyzna za życia zrobiła z Kapuścińskiego pomnik z brązu. Na naszych oczach brąz zamiast pokrywać się szlachetną patyną ordynarnie zardzewiał. Ciągle była jednak nadzieja że pod warstwą korozji kryje się chociaż solidne żeliwo. Wystarczyło odrobinę poskrobać by błysnął gips… Kolejny autorytet moralny okazał się wydmuszką.
Kuroń, Geremek, Skubiszewki, Edelman i szereg innych odeszło już do krainy wiecznego śledztwa. Z żywych pomników michnikowi został już tylko „profesor” Władysław Bartoszewski. Ale i nad nim zbierają się chmury. Ludzie coraz śmielej pytają jak to możliwe że …z uwagi na zły stan zdrowia wypuszczono go najpierw z Auschwitz a potem ze stalinowskiego wiezienia!"
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. niezły ten blog
2. Unicornie
"Jeżeli państwo jest zbudowane na występku i rządzone przez ludzi, depczących sprawiedliwość, niema dlań ocalenia" Platon "Państwo"