Wesoło się robi w Unii Europejskiej, nie ma co. Mało się o tym u nas mówi, ale wygląda na to, że przywódcy UE postanowili zostać globalnym mocarstwem i zarazem tracą kontakt z rzeczywistością. W niebezpieczny sposób...
Oto w czasie, gdy mamy największy od lat kryzys gospodarczy, Grecja stoi na skraju bankructwa, a nielepiej może być niedługo w Portugalii, Hiszpanii, Włoszech, Francji, Irlandii i Belgii, przyspieszają negocjacje warunków członkostwa w Unii.... Islandii. Trochę to dziwnie wygląda, gdy klub dłużników i bankrutów przyjmuje jeszcze większego dłużnika i bankruta. Ale właśnie skojarzenie dwóch faktów, czyli decyzji w sprawie udzielenia pomocy finansowej Grecji i przyjęcia nowego członka w trybie ekspresowym (negocjacje miałyby się zakończyć już w 2011 roku) wskazują, że o gospodarkę (wbrew oficjalnym zapewnieniom) w unijnej polityce chodzi najmniej.
Oto bowiem kraje strefy Euro, cała 16, złożą się razem z MFW na pomoc finansową dla bankrutującej Grecji. Ekonomicznie nie ma to specjalnie uzasadnienia (miałaby ostrzejsza dyscyplina finansowa i skończenie z socjalem; ciekawe, jak czują się Słowacy, którzy dopiero co wstąpili, a już będą dopłacać. I jak tam opowieści naszego rządu na temat zbawczej natury przyjmowania wspólnej waluty), a i samo EUR uległo osłabieniu. Nawet nie dziwiłem się Niemcom, że nie chcieli za bardzo za to wszystko płacić, ale w końcu się zdecydowali. Widać zatem, że bardziej chodzi o polityczną jedność. Kwota 22 mld, o której mowa, też nie wyciągnie Grecji w całości na powierzchnię, potrzeby kredytowe są o wiele większe.
W tym samym czasie mowa jest o integracji z UE Islandii... co oznacza kolejne kłopoty finansowe, choć na mniejszą skalę, bo Islandia to 300 tys. ludzi, a nie 11 mln, więc i długów mniej można proporcjonalnie narobić. Trwają jeszcze spory między Lodową Wyspą, a Wielką Brytanią i Holandią o odszkodowania z tytułu bankructwa islandzkiego banku IceSave, ale jednak już wiadomo, że integracja ma przyspieszać. Musi chodzić zatem o coś innego, znacznie cenniejszego, niż paręset milionów (nawet parę miliardów) długów w tę, czy wewtę.
Tym czymś są prawdopodobnie bajeczne złoża surowców energetycznych leżących pod wodami i lodami Arktyki. Już się o nie zaczynają spierać Kanadyjczycy, Norwegowie, Amerykanie i Rosjanie (na S24 pisał o tym kejow). Te 90 mld baryłek ropy i być może jeszcze większe zasoby gazu muszą kusić. Przyjęcie Islandii to 200 mil morskich na północ od jej wybrzeży wyłącznej strefy ekonomicznej dla UE i szansa na włączenie się w rywalizację. Dania, działając we własnym imieniu, zapowiedziała rozmieszczenie na "sąsiedniej" (z zachowaniem wszelkich proporcji, rzecz jasna) Grenlandii garnizonu wojskowego. To potwierdzałoby hipotezę...
...tyle że w sytuacji nadchodzącej prawdopodobnie katastrofy gospodarczej i właściwie już pewnej demograficznej trzeba się zastanowić, czy dla UE to najlepszy moment do ekspansji i angażowania się w globalną rywalizację. Przypominają mi się Austro-Węgry i szef sztabu ich armii hrabia Franz Conrad von Hoetzendorf. Uchodził za wybitnego stratega i nawet mawiano, że jego plany wojenne były genialne, tylko że nia miał armii, z którą mógłby je zrealizować. Mówiąc po mickiewiczowsku, mierzył siły na zamiary, a nie zamiar podług sił. Wygląda na to, że tak właśnie myślą przywódcy UE. Plan jest dobry, tylko nie ma go jak wykonać.
http://smyrgala.salon24.pl/165937,zrzuta-na-grecje-czyli-czy-unia-rusza-na-arktyczna-wojne
napisz pierwszy komentarz