Rosół przed komisją kłamał jak z nut
Wczoraj ukazał się w "Gazecie" ważny tekst obrazujący (chyba po raz pierwszy tak dobitnie) aktualne stanowisko tzw. salonu w sprawie afery hazardowej. Sprowadza się ono do następującej konstatacji:
"Największe jak dotąd odkrycie hazardowej komisji śledczej to przyznanie się Mariusza Kamińskiego, że "testował na przywództwo" swego szefa, czyli premiera.(...)Kamiński pokazał, że nie rozumie demokracji. Dowiódł, że nie był lojalnym urzędnikiem rządu. Kierując Centralnym Biurem Antykorupcyjnym - jak przy sprawie Sawickiej - jakby to był ideologiczny organ PiS-u, Kamiński realizował cel tej partii: skompromitować premiera i Platformę.
Tak się na tym testowaniu skupił, że oblał własny test - na szefa służby. Bo jeżeli brak dziś dowodów, że Sobiesiak skorumpował Chlebowskiego i Drzewieckiego, to dlatego, że szef CBA sam spalił w sierpniu 2009 r. operację swego Biura ("Black Jack").
Otrzymujemy jeszcze całą masę "argumentów" dowodzących, że D. Tusk nie mógł dokonać przecieku; najważniejszy z nich jest taki:
Kamiński na dowód przecieku przytacza fragmenty rozmów Chlebowski - Sobiesiak w sierpniu 2009 r. - o ich obawach rozmawiania przez telefon. To słaba poszlaka. Z podsłuchów CBA wynika bowiem, że już wcześniej byli ostrożni. Rok przed domniemanym przeciekiem (20 lipca 2008 r.) Chlebowski mówi do Sobiesiaka: "Wiesz, nie chcę mówić przez ten...[telefon zapewne]".
http://wyborcza.pl/1,75968,7586261,Dokad_pedzi_to_sledztwo.html?as=2&ias=2&startsz=x
Ja jednak pytam, skoro już w lipcu 2008 Zbychu, Rychu i s-ka tak bali się podsłuchów, dlaczego dalej prowadzili bardzo podejrzane, kompromitujące wręcz rozmowy (ich treść opublikowała niedawno "Rzepa")?
Poza tym, ja (, jak i miliony Ziemian) także do swoich "kumpli" czasem powiem: "Wiesz, nie chcę mówić przez ten...telefon". Co to za argument w ogóle???
Dziś "Rzepa" publikuje nowe, interesujące informacje na temat aktywności Sobiesiaka i roli Rosoła w "ułatwianiu życia biznesmenowi":
"Marcin Rosół zeznał, że jedynie pośredniczył w przekazaniu Sobiesiakowi decyzji Ministerstwa Środowiska w sprawie zgody na zmianę zagospodarowania terenu pod wyciąg w Zieleńcu. Jednak z podsłuchów CBA wynika, że miał prosić urzędników, by tę decyzję wydali jak najszybciej.(...)Biznesmen otworzył wyciąg gondolowy w grudniu 2008 r., mimo iż wszystkie pozwolenia na budowę uzyskał dopiero pod koniec marca 2009 r."
Tak zeznawał Rosół przed komisją śledczą: Nie załatwiłem żadnej decyzji w Ministerstwie Środowiska.
Tak było w rzeczywistości:W podsłuchanej przez agentów rozmowie Rosół poinformował Sobiesiaka 17 września 2008 r., że „wysłał materiał i minister poprosił urzędników, żeby jak najszybciej wydali decyzję środowiskową”.
I finał całego "załatwiactwa": Dzień później (18 września 2008 r.) Sobiesiak znów zadzwonił do Rosoła i pytał o losy decyzji. Rosół odpowiedział, że wszystko idzie pozytywnie, choć decyzji jeszcze nie ma.
22 września Sobiesiak dzwoni z pretensjami do Drzewieckiego. – No nie zrobię tego wyciągu na zimę jak k... – mówi w podsłuchanej przez CBA rozmowie i prosi, by wysłać mu „to” faksem. Drzewiecki obiecuje interwencję.
Pismo podpisane z upoważnienia ministra środowiska przez szefa Lasów Państwowych, do którego dotarła „Rz”, nosi datę 23 września 2008 r.
Epilog: W rozmowie podsłuchanej przez CBA 10 listopada 2008 r. Rosół mówił Sobiesiakowi: „My załatwiliśmy ci wycinkę, ale śniegu ci nie załatwimy”.
http://www.rp.pl/artykul/438074_Co_zalatwial_Rosol.html
Z resztą, tego jest więcej, chociażby kwestia kolejki gondolowej w Warszawie:
POLSKA THE TIMES: Ale nie zaskoczyło Pana, że Sobiesiak do podrzędnego polityka chciał przyprowadzić poważnego inwestora z Austrii zainteresowanego budową kolejki gondolowej?
POSEŁ SŁAWOMIR NEUMANN, członek Komisji Hazardowej z PO: Tu rolę Marcina Rosoła można odbierać jako pośrednika między Sobiesiakiem a urzędem miejskim w Warszawie. Ani Rosół, ani minister sportu nie mieli nic do gadania w tej sprawie.
http://www.polskatimes.pl/opinie/wywiady/224714,neumann-afera-byla-przecieku-nie,id,t.html#material_1
Ani Rosół, ani minister sportu nie mieli nic do gadania w tej sprawie....ale już platfusowa "bufetowa" (HGW jest szefem urzędu miejskiego w Warszawie) miała....
Ja wiem, "Gazeta" za nic w świecie nie chce przyznać, że " platfusowe kręcenie lodów" to fakty, a nie PISowska propaganda. Byłoby to ze wszech miar bolesne. Niestety, brnięcie w ślepą obronę premiera i s-ki może się skończyć jeszcze większym kalectwem.
- chinaski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz