Awanse, służby i "skarbówka" (Tomasz Szymborski)
Źle się dzieje w organach kontroli skarbowej. Jakiś czas temu w „Głosie Zabrza i Rudy Śląskiej”, a później w „Rzeczpospolitej” ukazały się artykuły o dziwnych awansach i karierach. Opisano kulisy konkursów na stanowiska naczelników Urzędów Skarbowych. Dużo uwagi poświęcono Andrzejowi Konewce, byłemu naczelnikowi skarbówki z Sosnowca, który obecnie jest szefem US w Zabrzu. Na to stanowisko został zaproponowany przez Henryka Świniarskiego, dyrektora Departamentu Administracji Podatkowej w Ministerstwie Finansów, który był szefem komisji konkursowej. O posadę w Zabrzu ubiegało się trzech innych kandydatów. Dotychczasowy p.o. naczelnika, Marek Grabowski nie przeszedł sita egzaminacyjnego, ale dwaj pozostali kandydaci - jak najbardziej. Chodzi o Jana Sowę - byłego wicedyrektora Izby Skarbowej w Katowicach oraz Ewę Zakrzewską - piastującą już wcześniej funkcje kierownicze w US w Gliwicach. Zdaniem ministra nie gwarantowali oni jednak obiektywizmu działania zabrzańskiej skarbówki, w przeciwieństwie do Andrzeja Konewki.
Konewka od 2000 roku przez sześć lat był najpierw wice naczelnikiem, a potem naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Sosnowcu. Jego kariera załamała się po tym, jak kontrolerzy z Izby Skarbowej w Katowicach sporządzili raport, w którym napisali że kilkanaście spółek powiązanych personalnie i kapitałowo z biznesmenem z Sosnowca, unika spłacanie wielomilionowych zaległości podatkowych. W raporcie kontrolerzy IS stwierdzili, że sposób kontroli jego spółek „nasuwa podejrzenie celowego ich wstrzymywania, nieefektywnego przeprowadzania, a nawet pozorowania pewnych czynności i utrudniania kontroli”.
30 kwietnia 2006 roku, dwa dni po kontroli, naczelnik Konewka został zdymisjonowany. Wszczęto przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. W lipcu ubiegłego roku został uniewinniony od zarzutów przez komisję Izby Skarbowej w Katowicach. Droga do awansów znowu została otwarta.
Z kolei obrońcy Krzysztofa P. w czasie krakowskiego procesu, w którym biznesmenowi groziło 10 lat więzienia, ujawnili dokumenty świadczące o tym, jak UOP prokurował dowody, aby dopaść biznesmena. Jednym z takich sposobów były m.in. informacje pochodzące od współpracowników służb w urzędach skarbowych.
W styczniu 2007 roku przed sądem zeznawał Dariusz Lipka, oficer UOP. Przez dwa lata zajmował się „sprawą P.”. Zeznawał, że źródłem informacji dla UOP o interesach Krzysztofa P. była Grażyna Welon, pracownica Urzędu Skarbowego w Sosnowcu. Jej przełożonym był… Konewka. „Spotkałem sie z Grażyna Welon w urzędzie, na korytarzu. Moim zdaniem z notatki wynika, że pani Welon z własnej inicjatywy przekazała nam te informacje. [...] Odnośnie informacji, które były przekazywane przez panią Welon, to były następnie sprawdzone, tzn. odnośnie pojazdów, o których mowa, w Urzędzie Komunikacji.”
Z Grażyną Welon funkcjonariusz UOP spotkał się dwa razy. „Nie wiem, dlaczego pani Welon nie przekazywała mi osobiście dokumentów, tylko miała robić to przez Rydelina Nie interesowały mnie motywy, jakimi kierowała się pani Welon udzielając informacji. W tej chwili, po latach, z perspektywy, mógłbym określić, że było to działanie „oferencki” - że ona chciała się przysłużyć”- zeznawał Dariusz Lipka. Rydelin to były działacz „Solidarności”, KPN i Porozumienia Centrum, współpracownik Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Był członkiem Zarządu Wojewódzkiego PC w Katowicach, gdzie prowadził Biuro Analiz i Informacji Prasowych.
Welon jest szefową „Solidarności” w Urzędzie Skarbowym w Sosnowcu. Ani ona, ani jej przełożeni w US i IS nie odpowiedzieli na przesłane pytania. Moje "źródła" opowiadają o dużej zażyłości towarzyskiej Welon z Konewką. Miała i ma wiele do powiedzenia w sprawach kadrowych. Liczy się z nią także obecny szef sosnowieckiej „skarbówki”. - Awanse zawdzięczają jej m.in. kierownicy wydziału kontroli, działu podatku od osób fizycznych czy VAT. Dochodzi do absurdu, jakim jej zapraszanie jej na narady kierownictwa urzędu - mówi jeden z moich informatorów.
Jednak pracownicy „skarbówek” nie byli jedynymi źródłami informacji dla służb specjalnych w sprawie rozpracowania Krzysztofa P.
Zarzuty postawione P. jesienią 2000 roku były jedynie pretekstem, aby go złamać i zmusić do obciążenia polityków. Jego zeznania miały dać „wyjście na polityków lewicy” – m.in. Leszka Millera i Zbigniewa Siemiątkowskiego, ale nie tylko.
Potem okazało się, że za jego pośrednictwem usiłowano uderzyć również w niezależnych sędziów i prokuratorów. Była to operacja „Temida”. P. wygrał też przed sądami sprawy związane z niepłaceniem podatków.
W lutym 2007 r. Sąd Rejonowy w Sosnowcu w sprawie VIIK 555/04 biznesmen zostaje oczyszczony ze wszystkich zarzutów i uniewinniony. Kilka miesięcy później, w tym samym sądzie w podobnej sprawie VII K798/03 sąd uniewinnia oskarżonego. Obydwa wyroki zostały zaskarżone przez prokuraturę, lecz sąd wyższej instancji podtrzymał je w mocy. Dziś są już prawomocne.
Uzasadnienia wszystkich wyroków kompromitują prokuraturę i służby specjalne. Wynika z nich, że pominięto oczywiste fakty, a oskarżenie oparto jedynie na zeznaniach agenta – osoby, o której sami oficerowie służb wyrażali się z pogardą i lekceważeniem.
I tu pojawia się kolejny wątek afery: Czy Urząd Ochrony Państwa nielegalnie werbował jako swoich współpracowników przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości? Z protokołów krakowskiego procesu P. wynika, że niemal ze stuprocentową pewnością można tak założyć.
O akcji „Temida” zeznawał Tomasz Zapart, oficer katowickiego UOP prowadzący śledztwo w sprawie P. i oficer UOP Jarosław Wilk, mówią, że miała na celu rozpracowania środowisk skorumpowanych sędziów i prokuratorów, którzy przyłapani na korupcji mieli być potem zwerbowani jako agenci.
Byli oficerowie UOP zeznali, że P. UOP zainteresował się ze względu na jego znajomości i dobre kontakty z politykami prawicy i lewicy - oraz z sędziami. Miał pomóc UOP w dotarciu do tych środowisk. Służby prowadziły akcję „Temida”, zdając sobie sprawę, że werbowanie sędziów oraz prokuratorów jest przestępstwem.
Sprawa nieprawidłowości przy zatrzymaniu Porowskiego i wątku dotyczącego „Temidy” została umorzona z powodu przedawnienia. Wróciła, kiedy do obrońcy P. - mec. Leszka Piotrowskiego - Zapart napisał list opisując w nim zatrzymanie jego klienta.
Na procesie obaj byli UOP oficerowie - Wilk i Zapart powtórzyli swoje zeznania w sprawie „Temidy”. Czy rzeczywiście doszło do werbunku sędziów? Według Zaparta zwerbować próbowano - i to jeszcze przed zatrzymaniem P. - sędziego Andrzeja H., oskarżonego później o przyjęcie łapówki. - Z werbunku nic nie wyszło- zeznał w sądzie były oficer UOP.
http://tosz.salon24.pl/158976,awanse-sluzby-i-skarbowka
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz