Bycie rycerzem jest rzeczą piękną. Rycerz jest sam w platynowej zbroi, na swym rumaku, dostojnie i godnie zmierza nie tyle co do bitwy, ile do pojedynku. Jest piękny, mądry i szlachetny. Ma w sobie swój wewnętrzny kodeks a także chusteczkę od ukochanej, i wspomnienia łez i wzruszeń, które widział tuż przed wyruszeniem w bój. Rycerz w pojedynkę sam zmierza do pojedynku, szuka godnego siebie przeciwnika. Nie godzi się na niesprawiedliwości przeciwników jak i swojej strony. Bo chce walczyć i zwyciężać w zgodzie z honorem.

 
Honor to wielka rzecz, czasem przesłania wiele rzeczy. Takiemu rycerzowi ta walka o honor (bo nie liczą się zwycięstwa, ale styl w jakim je osiągamy, a jak styl ma być fatalny, to lepiej przegrać) przesłania czasem giermków, którzy przecież dbają o jego zbroję, konia, kopię. Przesłania rycerzowi chorągwie piechoty, co prawda z tej samej armii, ale to sami kmiotkowie, i oni mają swoją wojnę, a rycerz ma swój pojedynek. Przesłania też czasem cel walki, celem staje się honor i rycerskość, a nie zwycięstwo, a czy można być honorowym wobec niehonorowego przeciwnika?
 
Zbigniew Romaszewski to najszlachetniejszy typ rycerzy, tylko niestety nie pasujący do obecnej wojny. Zbigniewowi Romaszewskiemu marzy się ratowanie swoich ideałów, pojedynki w imię dobra i prawdy, a trafił na najmniej honorowy rodzaj wojny – wojnę pozycyjną. Tu nie ma manewrów, rajdów i pojedynków. Są dwie linie okopów, w jednej siedzi PiS, a w drugiej siedzi PO. Strony są bardzo dobrze okopane, ufortyfikowane w swoich racjach i światopoglądach. Od czasu do czasu jedna strona przepuszcza szturm na drugią, ale i tak z niego nic nie ma, bo każda ze stron cały czas wierzy w swoją wizję świata, i po takim nieudanym szturmie: „a może uda się wreszcie ich przekonać do nas”, wraca z powrotem do swoich okopów. Za słabi by zdobyć okopy przeciwnika, za mocni aby oddać swoje okopy przeciwnikowi. Vincit qui pattitur – zwycięża ten, kto wytrwa, jak nic ta zasada będzie tu decydować o zwycięstwie, nie geniusz poszczególnych dowódców, umiejętności taktyczne na polu walki, rycerskość względem przeciwników. Tu nie ma na to miejsca. Zwycięży ten kto wytrwa, przegra ten kto pierwszy odpuści. Decyduje ilość i morale poszczególnych kompanii, ich wytrwałość na życie w okopach i wiara w idee których tam bronią.
 
Zbigniew Romaszewski chciał jednak nadal być rycerskim. Gdy zobaczył przeciwnika, który spadł na nasze terytorium, to postanowił tego człowieka ratować. Gdyby to nasz człowiek spadł za linię przeciwnika, niechybnie zostałby rozstrzelany, ale przecież rycerz nie patrzy na zachowanie swoich przeciwników, patrzy na własne: ratować przeciwnika, bo chociaż wróg, to jednak człowiek z klasą. Naszym żołnierzom brakuje w okopach wszystkiego: jedzenia, opieki medycznej, ale takie jedzenie i opieka medyczna dla przeciwnika się znajdzie, bo Senator uważa, że tak trzeba. Szlachetne jest to na pewno, ale czy do końca.
 
Jarosław Kaczyński stanął przed prostym wyborem, tak bardzo uwielbianym przez wszystkich ludzi wybitnych, lubujących się w jasnych sytuacjach aut – aut. Albo zgodnie z zasadami swojej partii, mówiącej, żadnych nieuzasadnionych przywilejów dla ludzi władzy przychyli się do wniosku o uchylenie immunitetu Krzysztofowi Piesiewiczowi, albo się do tego wniosku nie przychyli, i zacznie to tłumaczyć, że co prawda jest taka zasada, że polityk i zwykły obywatel jest traktowany tak samo, ale tu jednak jest sytuacja trochę inna, bo jest dużo błędów proceduralnych we wniosku Prokuratury. Możemy sobie wyobrazić, jakie piekło i gromy byłyby nad Kaczyńskim i PiSem gdyby rozkazał klubowi senatorskiemu głosować przeciwko uchyleniu wniosku, albo gdyby zostawił to jako wolny wybór. I chyba o tym Zbigniew Romaszewski zapomniał.
 
Szlachetność. Jedna z moich ulubionych scen w „Szeregowcu Ryanie”, gdy Amerykanie zdobywają niemieckiego Flaka, w walce giną wszyscy żołnierze niemieccy za wyjątkiem jednego. Wziąć w niewolę nie ma jak, trzeba rozstrzelać. Ale Amerykanie mają wahania moralne, i puszczają Niemca na słowo honoru wolno. I on się później za to odwdzięcza.
 
Jarosław Kaczyński musiał zdyscyplinować Senatora Romaszewskiego zawieszeniem. W wojnie pozycyjnej ten sam regulamin jest wobec wszystkich regimentów. Nie można faworyzować jednych, nawet tych lepszych i bardziej elitarnych. Tu jest jedna linia frontu i jeden regulamin dla wszystkich. I Zbigniew Romaszewski mógł tą karę przyjąć i po trzech miesiącach wszystko wróciło by do normy. Wybrał jednak swoje ideały. Szkoda, bo nie jestem pewny czy gdyby on spadł po drugiej stronie, to mógłby liczyć na taki sam gest ze strony PO. Że gdyby jemu przytrafiła się jakaś, w jego mniemaniu usprawiedliwiona przygoda, to czy Senatorowie PO zobaczyliby we wniosku o uchylenie mu wniosku jakieś błędy proceduralne. Wątpię.
 
Przede wszystkim zaś zapomniał Senator Romaszewski o jednym, wniosek o uchylenie immunitetu nie jest wyrokiem, nie świadczy o winie Senatora Piesiewicza. Daje mu szansę na równą walkę o swoje dobre imię, taką samą jaką mają inni obywatele Rzeczypospolitej. I tylko oto w tym głosowaniu chodziło. Argument, że wniosek był niepoprawny prawnie, powinni podnosić pełnomocnicy Senatora Piesiewicza, nie zaś Senator partii ludzi równych.