Oddaj dziecko, bo chce je wziąć Jugendamt (Nasz Dziennik)
Austriacki urząd do spraw młodzieży Jugendamt-Freistadt bezprawnie odebrał syna Marzenie Zdebiak, Polce mieszkającej od kilku lat w Austrii, i umieścił go w zakładzie opiekuńczym w Langenstein. Mimo że chłopiec jest obywatelem polskim, austriackie służby traktują go jak swoją własność, którą mogą dowolnie dysponować, i zabroniły matce kontaktów z synem. Działania Jugendamtów zmierzają do tego, by pozbawić matkę praw rodzicielskich, a dziecko przekazać Austriakowi, byłemu konkubentowi kobiety, który nie może mieć własnych dzieci. I urzędnikom nie przeszkadza fakt, że nie jest on ojcem chłopca, a jest za to podejrzewany o skłonności sadystyczne i powinien zostać poddany badaniom.
19 stycznia tego roku austriacki Jugendamt-Freistadt odebrał matce 10-letniego Kacpra i umieścił go w zakładzie opiekuńczym Sozialpödagogische Wohngruppe SOLA w Langensteinie. Powodem odebrania dziecka była wyrażona przez jego matkę chęć powrotu do Polski. Od tego momentu kobieta widziała się z synem tylko raz, przez dwie i pół godziny. Wizyta odbyła się pod kontrolą pracowników austriackiego urzędu, którzy pilnowali, by matka mówiła z chłopcem wyłącznie po niemiecku, chociaż dziecko bardzo prosiło, by rozmawiać w języku ojczystym. - Jedyny raz od zabrania synka widziałam go podczas odwiedzin 30 stycznia. Miałam wtedy wyznaczony czas od godz. 12.00 do 14.45 - podkreśla Marzena Zdebiak w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Polka miała wizytę u synka wyznaczoną także na 6 lutego, jednak została ona odwołana, gdyż w tym dniu chciał się spotkać z dzieckiem jej były konkubent Manuel Kolloross, który w najmniejszym stopniu nie jest z chłopcem spokrewniony. Pracownicy Jugendamtu zadecydowali jednak, że na pierwszym miejscu prawo do odwiedzin chłopca ma ich obywatel.
Kobieta podkreśla, że Kolloros s nie ma żadnych praw do opieki nad jej dzieckiem. - Nigdy nie podpisywałam żadnych upoważnień, które dawałyby Kollorossowi prawo do sprawowania opieki nad moim synkiem. Nawet wtedy, gdy byłam przed operacją - podkreśla.
Jugendamt stwierdził, że Manuel Kolloross może widywać się z chłopcem i do niego dzwonić, podczas gdy wszelkie podejmowane przez matkę próby skontaktowania się z dzieckiem są skutecznie udaremniane. Pomimo przyznanego matce prawa do rozmowy telefonicznej raz w tygodniu pracownicy ośrodka opiekuńczego odmawiają jej kontaktu z synem, twierdząc, że ten nie chce z nią rozmawiać. Tymczasem podczas jedynej wizyty matki chłopiec powiedział jej, iż jest manipulowany i opiekunowie po prostu nie chcą pozwolić mu z nią porozmawiać. Chłopiec skarżył się, że jest za to zmuszany do częstszych rozmów i odwiedzin byłego konkubenta matki. Psychologowie z Jugendamt twierdzą bowiem, że syn Marzeny Zdebiak ma dobry kontakt emocjonalny z Manuelem Kollorossem. Sam mężczyzna twierdzi, że opiekując się chłopcem przez 4 lata, "nabrał częściowych praw do ewentualnej opieki i adopcji". Jego opinię zdają się podzielać urzędnicy. Następne spotkanie z matką wyznaczone zostało na 20 lutego. Kobieta obawia się jednak, że i tym razem urząd może jej tego odmówić.
Pani Marzena bezskutecznie walczy o odzyskanie syna. Kobieta zwracała się ze swoim problemem m.in. do polskiego konsulatu w Wiedniu, jednak bez większego odzewu. Przedstawiciele placówki utrzymują, iż mają związane ręce w takich sprawach i niewiele mogą zrobić wobec poczynań Jugendamtów. Na pomoc zrozpaczonej matce przyszli do tej pory jedynie pracownicy austriackich organizacji polonijnych. Radosław Kunecki, członek zarządu Forum Polonii w Austrii, skontaktował się z posłem do Parlamentu Europejskiego Ryszardem Czarneckim (PiS), który zwrócił się w tej sprawie z oficjalnym pismem do austriackich eurodeputowanych. - Jak do tej pory odezwał się do mnie jedynie chadecki poseł
Othmar Karas z pytaniem, jakich działań od niego oczekujemy. Odpisałem więc, że w pierwszej kolejności chcemy, aby matka mogła regularnie widywać syna i by Jugendamt oddał jej dziecko - podkreślił europoseł w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Czarnecki zapowiedział także, że jeszcze dziś postara się wysłać pismo do szefów grup politycznych w Parlamencie Europejskim - zwłaszcza tych, w których zasiadają austriaccy posłowie - o interwencję w tej sprawie.
A miało być tak pięknie...
Marzena Zdebiak wyjechała do Austrii w lutym 2006 r. po tym, jak dostała propozycję pracy przy starszym, 82-letnim mężczyźnie mieszkającym wraz z synem na jednej z austriackich wsi pod Linzem. Była już wówczas 4 lata po rozwodzie i jako matka samotnie wychowująca dziecko miała nadzieję, że praca ta pomoże jej poprawić swój los i syna. Kiedy jednak przyjechała na miejsce, rzeczywistość okazała się inna od tej, jaką jej przedstawiano. Polka zmuszona została początkowo do pracy na czarno jako pomoc domowa i opiekunka starszego mężczyzny. Jego syn - Manuel Kolloross - obiecywał kobiecie, że w niedługim czasie zatrudni ją na normalnych warunkach jako opiekunkę ojca.
Po kilku miesiącach kobieta związała się z Kollorossem. - Doszłam do wniosku, że mogłabym spróbować ułożyć sobie życie od nowa, mieć dom, w którym nie byłoby, jak poprzednio, alkoholu - podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Ich związek został zgłoszony w urzędzie i zalegalizowany (tego typu zgłoszenie nie wiąże się jednak z następstwami przewidzianymi w przypadku ślubu cywilnego). Było to podstawą do tego, by kobieta mogła prawnie przebywać na terenie Austrii. - Następnie Manuel Kolloross załatwił wszystkie dokumenty, abym mogła oficjalnie pracować przy jego chorym ojcu jako pomoc domowa. Miało to sprawić, że po roku będę miała podstawy starać się o pozwolenie na pracę na terenie całego kraju - zaznacza pani Marzena. Razem z nią w Austrii był syn. Kobieta skarży się, że Kolloross szybko zmienił swoje postępowanie wobec niej, zaczął stawać się tyranem: zabronił jej jakichkolwiek kontaktów z polskimi znajomymi, stosował przemoc fizyczną - bił ją i dusił. - Próbowałam to wszystko przetrzymać przez ten rok, aby dostać potrzebne pozwolenie na pracę, które pozwoliłoby mi wyprowadzić się od tego szaleńca - mówi Polka. Pani Marzena miała bowiem nadzieję, że po roku wyjedzie wraz z synkiem do innego regionu Austrii, gdzie rozpocznie nową pracę. Ale tak się nie stało. Kolloross przetrzymywał matkę i dziecko przez kolejne 3 lata.
Nikt nie pomógł
O sytuacji niemalże więzionej w domu kobiety wiedzieli mieszkańcy wsi. Nikt jednak nie chciał Polce pomóc; wszyscy udawali, że nie ma problemu. - Nikt nie podał mi pomocnej ręki. Może dlatego że rodziny tam żyjące często też są patologiczne, m.in. z problemami alkoholowymi - zaznacza pani Marzena. Jednak po kolejnych sprzeczkach z konkubentem, podczas których kobieta coraz częściej podkreślała chęć wyjazdu, sprawą jej synka zainteresowała się nagle jego nauczycielka Ulrike Braun, która wystosowała do Jugendamtu protokół, w którym sugerowała, że chłopczyk może nie mieć należytej opieki ze strony matki. - Kiedy oznajmiłam Kollorossowi, że chcę się wyprowadzić, nagle moim dzieckiem zaczęła się interesować nauczycielka, która przez 4 lata nie widziała żadnego problemu, a zaczęła go zauważać dopiero teraz - podkreśla Polka.
Nauczycielka zarzucała matce, że zbyt ciepło ubiera synka (bo ten się poci), każe mu chodzić do szkoły w kaloszach (chłopiec chodził do szkoły skrótami przez podmokłe pole) i że dziecko może nie mieć wystarczającej ilości zabawek. Nauczycielka podkreślała, że chłopiec stał się cichy i zamknięty w sobie, czego rzeczywistym powodem była zła sytuacja rodzinna i zmęczenie dziecka, którego Kolloross - pomimo wyraźnych sprzeciwów matki - zmuszał do codziennej, przerastającej możliwości 10-letniego chłopca, pracy w gospodarstwie. Nauczycielka wezwała na rozmowę do szkoły matkę chłopca i jej konkubenta, przy czym we wszystkich kwestiach zwracała się do swojego rodaka, ignorując całkowicie panią Marzenę. Nauczycielka zarzucała w swoich listach do Jugendamtu, że Polka jest agresywna. Matka skarży się też na złe traktowanie jej i syna przez psychologów i dlatego nie wyraziła zgody na kolejne badania i zaniechała dalszej współpracy z nimi. To z kolei Jugendamt wykorzystał do walki o odebranie kobiecie dziecka.
Jechać możesz, ale sama
Wreszcie Marzena Zdebiak, nie czekając na dalszy rozwój wypadków, postanowiła wyjechać, tym bardziej że zauważyła, iż Kolloross zachowuje się dziwnie wobec jej syna, zaczęła podejrzewać, że mężczyzna cierpi na chorobę psychiczną. Gdy doszło do kłótni z konkubentem, w domu zjawili się urzędnicy Jugendamtu, którzy odebrali matce syna. Powiedzieli jej także, że jeśli chce, to może wracać do Polski, ale sama.
Dzięki pomocy pani Teresy z Wiednia - która kilka lat temu przechodziła podobną walkę z Jugendamtem - Marzenie Zdebiak udało się znaleźć mieszkanie dla niej i jej syna w Wiedniu. Kobieta obecnie poszukuje pracy. Ma bowiem nadzieję, że jeśli podejmie pracę i zdecyduje się zostać w Austrii, Jugendamt odda jej dziecko. Tymczasem pracownicy organizacji polonijnych podkreślają, że bez pomocy polskiego rządu 10-letni Kacper zostanie oddany do adopcji Austriakowi, a to grozi nie tylko odsunięciem go od matki, ale i poddaniem germanizacji.
Marta Ziarnik
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100209&typ=po&id=po01.txt
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Wójcik interweniuje ws. córki
Wójcik interweniuje ws. córki Polaków zabranej przez Jugendamt. Minister zażądał wyjaśnień od niemieckiego resortu…
"Kilka godzin temu otrzymaliśmy zwrot, że sprawa
została zarejestrowana w resorcie sprawiedliwości Niemiec. Czekamy na odpowiedź".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Szczecin zbulwersowany.
Szczecin zbulwersowany. Polski sąd każe Polce oddać dziecko Niemcowi
Polski sąd nakazał Polce wrócić ze swoim dzieckiem do Niemiec i oddać je byłemu niemieckiemu partnerowi.
Taki zdumiewające postanowienie wydał Sąd Okręgowy w Szczecinie. Pani
Malina Borsch sądzi, że w następstwie tej decyzji dziecko zostanie
zabrane przez Jugendamt (niemiecki urząd ds. dzieci) i nawet jej były
partner Sascha W. go nie dostanie.
Pani Malina powiedziała: „Czuję się tak, jakbym została ukarana za
to, że chciałam chronić dziecko. Nie powołałam dziecka na świat po to,
by zostało zabrane przez Jugendamt, czy też żeby trafiło do innej
rodziny. Robię dla niego wszystko najlepsze, co możliwe. Każda matka by
tak zrobiła, gdyby było jakieś zagrożenie dla dziecka”.
Malina Borsch została oskarżona przez swojego b. partnera o
uprowadzenie dziecka. Domagał się on, powołując się na konwencję haską,
żeby matka z dzieckiem wróciła do Niemiec. Sąd w całości uznał jego
powództwo.
Pani Malina Borsch może, jak twierdzi, spodziewać się odebrania praw
rodzicielskich oraz procesu karnego, po którym jak uważa, trafi do
więzienia. To konsekwencja tego, że zabrała 2,5 letnią córkę z Niemiec
bez zgody jej ojca.
Postanowienie Sądu Okręgowego jest prawomocne. Niemniej pani Borsch
chce się zwrócić do o pomoc do prezydenta RP i ministra sprawiedliwości.
Jugendamt rocznie odbiera w Niemczech 80 tysięcy dzieci. Jedna
czwarta to dzieci Polaków. Niemcy nie patrzą przy tym ani na dobro
dziecka, ani nawet na prawo.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Sąd nie musi wydawać dziecka
Sąd nie musi wydawać dziecka za granicę, nawet jeśli zostało porwane
Sąd Najwyższy podjął właśnie przełomową uchwałę. więcej
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl