Zwycięzców nikt nie sądzi
tatarstan1, ndz., 07/02/2010 - 14:04
Był mroźny 30 stycznia 1945 roku. Tysiące Niemców, uciekinierów z Prus i Pomorza, usiłowało przedostać się dalej na Zachód w panicznej ucieczce przed Armią Czerwoną. Krasnoarmiejcy potrafili faszystom urządzić takie piekło, jakiego oni nie mogli sobie wyobrazić. Potężny MS Wilhelm Gustloff nie dopłynął tego dnia do portu.
W lodowatym Bałtyku zamarzło bądź utonęło 9600 ludzi. Fakt. Byli wśród nich żołnierze Wehrmachtu, członkowie Todta, policjanci, gestapowcy, członkowie NSDAP, dziewczyny z korpusu pomocniczego Kregsmarine, marynarze U-Bootów. Paskudni, okropni faszyści. Byli też cywile, którzy pewnie kopali rowy przeciwlotnicze, były też dzieci. Faszystowskie dzieci.
Niedawno w gdyńskim kościele pojawiła się tablica upamiętniająca ofiary z Gustloffa. Nie mogło się to spodobać - dwóch posłów wystosowało protest i zażądało zdjęcia tablicy.
Ci okropni, wstrętni faszyści byli sami sobie winni. Po co wybrali sobie Hitlera, po co ochotniczo szli do Waffen SS, ha - zachciało się marzeń o podboju świata, to mają!
Chyba taka właśnie logika przyświeca protestowi. Ergo - zgodnie z tą logiką - Armia Czerwona słusznie przepędzała wrednych faszystów i do nich strzelała, gwałciła faszystowskie kobiety i rozdzierała faszystowskie dzieci.
Nie wiem, czy protestujący posłowie zapomnieli, ale chyba powinni pamiętać, że faszystowskim dzieckiem był niejaki Joseph Alois Ratzinger, który w wieku 17 lat został żołnierzem Wehrmachtu, choć nigdy nie został wysłany na front, ale jakby nie patrzeć potem siedział w obozie jenieckim (chwała Najwyższemu, że u Amerykanów). Ilu jeszcze było takich żołnierzy?
W zeszłym roku norweska prasa pisała o norweskich żołnierzach Waffen SS, którzy wylądowali w 1944 roku w Warszawie. Wiadomo, że zginęło czterech: 18-letni "gutt" (norw. chłopiec) z Lier, 17-latek i 19-latek z Oslo, i jeden 25-latek z Bergen. Czy ten nieznany nam z imienia 17-letni Norweg miał jakiekolwiek pojęcie o Hitlerze? Zapewne mgliste. Był w Waffen SS, zapewne miał walczyć lub walczył na froncie wschodnim, jak zresztą niemal wszyscy Norwegowie czy Belgowie z Waffen SS "Wallonie". Dlaczego? Kiedyś mi wyjaśniała to wiekowa Norweżka, która z dumą opowiadała o swoim bracie, który zaciągnął się do SS, by walczyć z Rosjanami. "Baliśmy się, że przyjdą". Jeśli się wspomni Finlandię, to przestaje to dziwić.
Jeśli żądamy zdjęcia tablicy, to dlaczego nie zażądamy statusu persona non grata dla np. Valdisa Zatlersa? W końcu to na Łotwie odbywa się słynny zjazd weteranów Waffen SS, atakowany co roku przez mieszkających na Łotwie Rosjan.
Ja się boję jednego: że przez umniejszanie tragedii Gustloffa zbagatelizujemy to, co wyprawiała Armia Czerwona. Zapraszam panów posłów na Śląsk. Niech babcie opowiedzą, jak to wyglądało.
W lodowatym Bałtyku zamarzło bądź utonęło 9600 ludzi. Fakt. Byli wśród nich żołnierze Wehrmachtu, członkowie Todta, policjanci, gestapowcy, członkowie NSDAP, dziewczyny z korpusu pomocniczego Kregsmarine, marynarze U-Bootów. Paskudni, okropni faszyści. Byli też cywile, którzy pewnie kopali rowy przeciwlotnicze, były też dzieci. Faszystowskie dzieci.
Niedawno w gdyńskim kościele pojawiła się tablica upamiętniająca ofiary z Gustloffa. Nie mogło się to spodobać - dwóch posłów wystosowało protest i zażądało zdjęcia tablicy.
Ci okropni, wstrętni faszyści byli sami sobie winni. Po co wybrali sobie Hitlera, po co ochotniczo szli do Waffen SS, ha - zachciało się marzeń o podboju świata, to mają!
Chyba taka właśnie logika przyświeca protestowi. Ergo - zgodnie z tą logiką - Armia Czerwona słusznie przepędzała wrednych faszystów i do nich strzelała, gwałciła faszystowskie kobiety i rozdzierała faszystowskie dzieci.
Nie wiem, czy protestujący posłowie zapomnieli, ale chyba powinni pamiętać, że faszystowskim dzieckiem był niejaki Joseph Alois Ratzinger, który w wieku 17 lat został żołnierzem Wehrmachtu, choć nigdy nie został wysłany na front, ale jakby nie patrzeć potem siedział w obozie jenieckim (chwała Najwyższemu, że u Amerykanów). Ilu jeszcze było takich żołnierzy?
W zeszłym roku norweska prasa pisała o norweskich żołnierzach Waffen SS, którzy wylądowali w 1944 roku w Warszawie. Wiadomo, że zginęło czterech: 18-letni "gutt" (norw. chłopiec) z Lier, 17-latek i 19-latek z Oslo, i jeden 25-latek z Bergen. Czy ten nieznany nam z imienia 17-letni Norweg miał jakiekolwiek pojęcie o Hitlerze? Zapewne mgliste. Był w Waffen SS, zapewne miał walczyć lub walczył na froncie wschodnim, jak zresztą niemal wszyscy Norwegowie czy Belgowie z Waffen SS "Wallonie". Dlaczego? Kiedyś mi wyjaśniała to wiekowa Norweżka, która z dumą opowiadała o swoim bracie, który zaciągnął się do SS, by walczyć z Rosjanami. "Baliśmy się, że przyjdą". Jeśli się wspomni Finlandię, to przestaje to dziwić.
Jeśli żądamy zdjęcia tablicy, to dlaczego nie zażądamy statusu persona non grata dla np. Valdisa Zatlersa? W końcu to na Łotwie odbywa się słynny zjazd weteranów Waffen SS, atakowany co roku przez mieszkających na Łotwie Rosjan.
Ja się boję jednego: że przez umniejszanie tragedii Gustloffa zbagatelizujemy to, co wyprawiała Armia Czerwona. Zapraszam panów posłów na Śląsk. Niech babcie opowiedzą, jak to wyglądało.
- tatarstan1 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Kurde Przestało mnie dziwić
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
2. Pozwolę się nie zgodzić z
3. Pilnie oczekuję na rozwinięcie wątku