Afera hazardowa „przykryła” aferę hazardową… (Kurier z Munster)
O „jednorękich bandytach” pisałem wielokrotnie jeszcze w 2004 roku, kiedy nazwisko Ryszarda Sobiesiaka było w Polsce mało komu znane. Automaty do gry wykorzystywano do „prania brudnych pieniędzy”, uzyskiwanych na przykład z narkotyków oraz prostytucji. Prawdziwą ekspansję hazardowego biznesu zaobserwowałem jednak w latach 2007/2008, gdy tak zwana „kasa” wręcz wylewała się z automatów.
Mój znajomy wygrał kiedyś w restauracji Romantica w Kościelcu – ni stąd ni zowąd – 5 tys zł.. Pomagał, jako kelner przy uroczystości komunijnej. Miał chwilę czasu, a więc „podał rękę jednorękiemu bandycie”. Gdy szefowa obsługi pognała go do roboty, przestawił opcję gry na najwyższa stawkę. I wygrał… Innym razem widziałem jak jakiś facet wrzucił do maszyny chyba z 10 „koła”. Wygranych kilkusetzłotowych, których byłem świadkiem nie jestem w stanie zliczyć. Znałem ludzi, którzy z tego żyli. Formalnie te automaty posiadały status tak zwanych niskich wygranych, ale praktyka od rzeczywistości czysto papierowej, uciekła niestety bardzo daleko… Hazardowy biznes po prostu (co tu dużo owijać wełnę w bawełnę) „młócił” pieniądze.
Czasami zastanawiam się czy afera hazardowa – choćby mimochodem – nie przysłania o wiele większej afery hazardowej. Opinia publiczna ekscytuje się zeznaniami Chlebowskiego, Drzewieckiego, Schetyny, premiera Donalda Tuska. Dziennikarze śledczy zatracili się w analizowaniu stenogramów z podsłuchów „Mira”, „Zbycha”, „Rycha”. A tymczasem… A tymczasem mafia – być może – spokojnie robi sobie swoje „ciemne interesy”, albo przygotowuje jakieś kolejne wielkie przestępcze przedsięwzięcie. Chlebowski, Drzewiecki może są i politycznie skończeni, losy Schetyny pewnie się w tej chwili ważą, ale niech nikt nie ma wątpliwości – bieda im w życiu nic nie zrobi, na brak pieniędzy nigdy nie będą narzekać.
Kto słyszał o tak zwanym „numerze na TIR-a”? Znają go świetnie przedstawiciele dwóch przeciwstawnych środowisk, czy mówiąc precyzyjniej niby przeciwstawnych – przemytnicy oraz celnicy. Trzeba zatrzymać jednego TIR-a z nielegalnym alkoholem, czy podrabianymi papierosami (o narkotykach już nie wspomnę), aby sto innych ciężarówek z dokładnie takim samym ładunkiem mogło przejechać. Może więc też trzeba pozwolić na „rozdmuchanie” jednej afery hazardowej, aby hazardowy biznes mógł się spokojnie rozwijać. Może trzeba złapać jednego politycznego lobbystę, aby stu innych mogło skutecznie lobować…
W każdym powiecie działał sobie bezkarnie jakiś mały, lokalny Ryszard Sobiesiak. Na terenie, w którym ja mieszkałem (gdy przebywałem na stałe w Polsce) był to Przemysław K. Typowy „dresiarz”. Oficjalnie pracował w firmie hazardowej i zajmował się obsługą „jednorękich bandytów”. Wstawiał maszyny do konkretnych punktów gastronomicznych, raz na jakiś czas pojawiał się po zarobione pieniądze, wypłacał ludziom większe wygrane. Okoliczni restauratorzy raczej z nim współpracowali, bo woleli w ten sposób uniknąć problemów.
Nieoficjalnie Przemysław K. zajmował się handlem „lewym” alkoholem. Dorobił się zresztą niezłej „fury” i jak wynikało z jego sposobu bycia „kasy”. Często zdarzało mu się „rozbijać” po miejscowych restauracjach. Jak sobie za dużo wypił, to wozili go Ci sami taksówkarze, co zazwyczaj wożą prostytutki… Tacy ludzie w Polsce zajmowali się i nadal zajmują hazardem. Sobiesiak nie jest sam.
Automaty do niskich wygranych widywałem właściwie od zawsze, od początku lat dziewięćdziesiątych. Ale podejrzany przy nich ruch zauważyłem dopiero w roku 2007. Wcześniej interesowało mnie to tylko w kontekście „prania brudnych pieniędzy”. W liczącej około tysiąca mieszkańców miejscowości, jaką jest Kościelec działało (w centrum i najbliższym otoczeniu) sześć punktów gastronomicznych. W każdym z nich stały po trzy maszyny. Od 2007 roku był tam tłok, a pieniądze wręcz „wylewały” się z automatów. Jest to o tyle dziwne, że w okolicy szerzyła się raczej bieda i dość duże bezrobocie.
Hazardowy biznes jest silny nie dlatego, że ludzie wpadli w nałóg „jednorękich bandytów”, lecz ponieważ za przemysłem tym stoi mafia i jej potężne finansowe aktywa. W Polsce dokonuje się „prania przestępczych zysków” na ogromną skalę. Być może „palce maczają” w tym również zagraniczne struktury mafijne. Na razie to oczywiście jedynie hipotezy, ale przemawiają za nimi pewne racjonalne przesłanki. Przykład Przemysława K. doskonale pokazuje, kto w Polsce zarządzał hazardem. Ilu takich Przemków K. znajdowało się „pod komendą” Ryszarda Sobiesiaka?!
Niestety to mafia jest silna, a państwo polskie słabe. Hazardowy lobbing okazał się skuteczny. Proces legislacyjny nad nowelizacją starej ustawą został wydłużony do granic absurdu, a nowa najprawdopodobniej nie otrzyma notyfikacji Unii Europejskiej lub Trybunał Konstytucyjny dopatrzy się w niej jakiś poważnych wad prawnych i wszystko wróci do poziomu dotychczasowego status quo. Zawrotne tempo uchwalania tego aktu normatywnego było nieprzypadkowe. Ryszard Sobiesiak może więc spokojnie mrozić szampana na następnego sylwestra (Chlebowski i Drzewiecki zapewne przyjadą), a Przemysław K. może sobie spokojnie robić dalej swoje interesy i wyciągać pieniądze z automatów… czyste pieniądze.
Nie mam też złudzeń, iż PiS, czy SLD są o wiele bardziej „święte” od PO. W hazardowym biznesie „umoczyły” się najprawdopodobniej wszystkie działające w Polsce siły polityczne, choć pewnie z różną intensywnością i po rozmaitych stronach „hazardowej barykady”. Proceder ten trwa w Polsce od dawna, właściwie od zarania III Rzeczpospolitej. Wszak za imponujące bilbordy stające podczas poszczególnych kampanii wyborczych prawie przy każdym większym skrzyżowaniu, ktoś musiał zapłacić. A przecież pieniądze Sobisiaka nie mają poglądów…
Romano Manka-Wlodarczyk
http://romano-manka-wlodarczyk.salon24.pl/154745,afera-hazardowa-przykryla-afere-hazardowa- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz