PRL-owski gołąbek pokoju i kamień z Kobylej Głowy (Jerzy Przystawa)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Komentarz: TVP1 pokazała w poniedziałek 1 lutego 2010 film dokumentalny pt. „Towarzysz Generał”, autorstwa Grzegorza Brauna i Roberta Karczmarka. Film przedstawia drogę zyciową Wojciecha Jaruzelskiego. Po filmie odbyła się dyskusja prowadzona przez red. Rafała Ziemkiewicza, z udziałem publicystów Jacka Żakowskiego, Wojciecha Mazowieckiego, Piotra Zaręby i Łukasza Warzechy. Jako mój głos w dyskusji przedstawiam artykuł napisany 12 października 1994 na prośbę sekretarza redakcji „Gazety Polskiej”. Tekst nie został dopuszczony do druku.

 

We wtorek 11 października 1994, ok. godziny 16.00, w księgarni na Placu Legionów we Wrocławiu miało miejsce zdarzenie, które bulwersowało opinię publiczną przez kilka dni. Stanisław Helski, 65. letni rencista-rolnik, uderzył Wojciecha Jaruzelskiego kamieniem w twarz. Działo się to, gdy gen. Jaruzelski promował swoją najnowszą książkę i rozdawał autografy. Środki masowego przekazu doniosły, że Helski uderzył Jaruzelskiego cegłą, ale nie była to żadna cegła, tylko symboliczny kamień z jego pola , który przywiózł specjalnie, ukryty w „pederastce”. Naturalnie, oficerowie BOR ochraniający Generała, błyskawicznie obezwładnili rencistę, który nie próbował ani się bronić, ani uciekać, obdzielając go przy okazji kolorowymi wyzwiskami typu „gnoju, świnio, bydlaku, zdechniesz na śmietniku” itp.

 

Poszkodowanego Generała bezzwłocznie odwieziono do szpitala, jak się wydaje obrażenia nie są zbyt poważne. Natychmiast też, jak prawdziwy gołąbek pokoju i przykładny katolik, Generał wielkodusznie wybaczył ten okropny czyn swojemu napastnikowi, który „nie wiedział co czyni”. Napastnik, niestety, nie wykazał podobnie chrześcijańskiego ducha - ani miłosierdzia ani skruchy – i wręcz oświadczył, że przebaczać nie ma zamiaru. Noc spędził w areszcie, oczekuje go proces karny na podstawie art.156 kk, zagrożony karą od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Wielkoduszność Generała nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Odpowiada, że w moralności chrześcijańskiej (jeśli Generał Jaruzelski chce pozować na chrześcijanina) istnieje wymóg zadośćuczynienia. Gdyby Generał zamiast „przebaczania” był gotów zadośćuczynić za wyrządzone zło, wówczas byłby gotów rozważyć zmianę swego stanowiska.

 

Nie ma potrzeby przedstawiać ofiary tego incydentu, gen. Jaruzelskiego, aczkolwiek gdy rozjeżdża on po Polsce rządową limuzyną pod ochroną BOR, zbiera honoraria za swoje książki i rozdaje autografy, uśmiechając się kordialnie zza ciemnych okularów do ludzi o krótkiej pamięci – warto przypomnieć, że to ten sam człowiek, który 24 lata wcześniej kazał strzelać do bezbronnych robotników udających się do pracy w Gdańsku, a 11 lat później wysłał czołgi na ulice przeciwko swojemu narodowi. „Są w Ojczyźnie rachunki krzywd” , które w żadne sposób nie zostały wyrównane. Nie ulega wątpliwości, że wielkoduszny Generał już dawno przebaczył matkom, których synowi zostali zabici w wyniku jego rozkazów, a także wybaczył Polsce za wiele cierpień, które jej przysporzył podczas swego długiego panowania.Ale Polska? Czy też już przebaczyła?Czy zgodziła się już przekazać wszystko “historii” lub puścić w niepamięć? Gdy wciąż żyje jeszcze mnóstwo ludzi, którzy bezpośrednio doświadczyli „dobrotliwości” i miłosierdzia Generała?

 

Kim jest wrocławski napastnik i jaki zły los, kazał mu podnieść kamień z jego pola, jechać do dalekiego Wrocławia, napadać na tak życzliwie usposobionego Generała i jeszcze krzyczeć „nie wybaczam!”?

 

Stanisław Helski, chłop z chłopów Zamojszczyzny, to człowiek twardy i dumny. Bo trzeba być twardym i dumnym, żeby w wieku 15 lat pójść do lau i dołączyć do partyzantów, trzeba być twardym i dumnym, żeby uciec z pociągu wiozącym go do Majdanka. Trzeba być twardym i dumnym, żeby odkupić od PGR ziemię nieuprawianą przez 15 lat, ze zrujnowanymi zabudowaniami i zamienić to wszystko, w ciągu kilku lat w kwitnące gospodarstwo. Stanisław Helski sam jeden był w stanie hodować stado 250 byczków – ok.60 ton wyśmienitej wołowiny, wystarczającej do miesięcznego pokrycia kartkowego zapotrzebowania miasta średniej wielkości! 60 kwintali pszenicy jaką zbierał z jednego hektara Helski to było dwa razy tyle ile wynosiła średnia krajowa! Helski był nie tylko chłopem twardym i dumnym, który nie dawał łapówek, ale też nie zginał karku przed sekretarzami i naczelnikami. Był świetnym gospodarzem i do niego zjeżdżały pielgrzymki rolników z całej Polski, aby zobaczyć, jak on to robi? Skąd czerpał siłę i upór, żeby to wszystko robić w panującej wówczas atmosferze nieustannych szykan, wygarbowanych na plecach każdego polskiego chłopa, w codziennej szarpaninie o sznurek do snopowiązałki, o każdy kilogram nawozu itd. itp.?

 

Ale Stanisław Helski miał dość szykan i handryczenia się ze skorumpowanymi urzędnikami. Gdy stoczniowcy Gdańska rozpoczęli strajk, „ruszył w Polskę”i zawiązał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Województwa Wałbrzyskiego. Razem z takim chłopami jak Bracia Bartoszcze, Stanisław Janisz utworzył organizację pod nazwą „Solidarność Chłopska” i został członkiem Krajowego Komitetu Koordynacyjnego Chłopskich Związków Zawodowych. Gdy Generał Jaruzeslki odmówił zgody na ich zarejestrowanie zorganizował w lutym 1981 głodówkę chłopów w kościele p.w. Świętego Jakuba w Świdnicy. Do momentu ogłoszenia Stanu Wojennego z pasją usiłował zorganizować opór ludowy.

 

Dzisiaj Generał Jaruzelski publicznie „przebacza”, ale pod osłoną Stanu Wojennego inaczej próbował złamać upartego chłopa: w maju 1982, gdy Helski przygotowywał swoje pola pod uprawę rzepaku, wysłał tam batalion 14 traktorów, pod osłoną milicji, aby przymusowo zasiać tam …jęczmień! Miało to miejsce w Sudetach, gdzie według słów pisarza Józefa Kuśmierka, jest więcej ziemi leżącej odłogiem, niż ziemi uprawnej w całej Norwegii! I z tych tysięcy hektarów leżących odłogiem Generał nakazuje przymusowo zagospodarować tych kilkanaście hektarów Helskiego! I, naturalnie, na jego koszt, ponieważ razem z milicją przybył i prokurator, który nakazał natychmiast zająć i zlicytować sprzęt i maszyny Helskiego, w tym budzący zawiść sąsiadów nowoczesny traktor. Trzeba było zapewnić, ze Helski już nie będzie miał środków na prowadzenie swojej destrukcyjnej działalności.

 

Jak na tę napaść zareagował chłop? No cóż, wziął bronę i tą broną wybronował dopiero co zasiany jęczmień. Jak zareagował Generał? Starego Helskiego do więzienia, a młodego do wojska! „Żegnajcie pola i chaty, skazany chłop poszedł w sołdaty” – pisze na ścianie swego domu Robert Helski, a „tajemnicze ręce”, nocą, próbują ten napis zamalować.

 

W więzieniu, Stanisław Helski, ciężko pobity pałkami przez strażników, traci zęby i zdrowie. Odwożą go do więziennego szpitala, tam zamieniają mu więzienie na internowanie. Toczy się absurdalny proces karny, w którym sprawa trzykrotnie trafia na wokandę Sadu Najwyższego. Sąd Najwyższy, podobnie jak Generał Jaruzelski, „wybacza” niedobremu chłopu i dwukrotnie zarządza amnestię! Ta amnestia jest po to, żeby Helski nie mógł dochodzić swoich strat przed sądem cywilnym.

 

Do końca roku 1987 zawzięty i niewybaczający chłop toczy walkę z sądami Generała Jaruzelskiego domagając się unieważnienia nakazu administracyjnego obsiania jego pola, jako niezgodnego z prawem. Niestety, jak to sam głośno stwierdza przed Naczelnym Sądem Administracyjnym w Warszawie „klucze z Moskwy jeszcze nie nadeszły”.Przepracowany batalion sędziów i prokuratorów ( w sprawie Helskiego wyrokowało ok.40 sędziów!) został wplątany w poszukiwanie formuły prawnej sankcjonującej oczywiste bezprawie.  Helski apeluje do Rzecznika Praw Obywatelskich, apeluje do Sejmu: domaga się postawienia Generała  Jaruzelskiego przed Trybunałem Stanu! A Generał wielkodusznie wybacza! On tylko oczekuje, ze Helski i jego rodzina, chodząc po pustych polach i zrujnowanym gospodarstwie uzna w końcu jego dobroć i wielkoduszność!

 

Dwa lata wcześniej, w tej samej księgarni, Chłop i Generał stanęli po raz pierwszy twarzą w twarz. Generał, podobnie jak feralnego wtorku, podpisywał książkę i rozdawał autografy.Stanisław Helski podszedł do stołu.„A gdzie książka?” – zapytał uśmiechnięty Generał. “Nie stać mnie na książki, od kiedy mnie pan zrujnował” – padła mało dyplomatyczna odpowiedź. Generał potraktował ją jako żart: „Ach, nie szkodzi, oto prezent dla pana” i ręka zamachnęła się do podpisu. „Pański podpis nie jest mi dzisiaj potrzebny. Potrzebowałem go w roku 1982. Dzisiaj ja panu przyniosłem coś z moim podpisem”. I wręczył zdumionemu Generałowie petycję do Sejmu, datowaną w roku 1986, domagającą się postawienia Jaruzelskiego przed Trybunałem Stanu.

 

Minęły dwa lata. Generał nie znalazł czasu, żeby odpowiedzieć na oskarżenia chłopa, którego zrujnował i zniszczył, sprowadzając jego rodzinę do skrajnego ubóstwa. Cóż by to było, gdyby Jaruzelski nagle zaczął odpisywać tym wszystkim Polakom, którzy czynią go odpowiedzialnym za ich parszywy los? Czy miałby wówczas czas na „wieczory autorskie”, „promocje” i odgrywanie roli „Europejczyka”? To znacznie łatwiej i wygodniej WYBACZYĆ wszystkim, a samemu zająć się fałszowaniem historii, na której sąd można się spokojnie oddać.

 

Stanisław Helski nie ma zaufania do werdyktu historii tworzonej przez Generała Jaruzelskiego. Tylko wtedy, gdy już wyczerpał WSZELKIE MOŻLIWE DROGI PRAWNE, postanowił w tak dramatyczny sposób zaprotestować przeciwko demonstracji cynizmu i pogardy dla milionów Polaków, jaką okazuje człowiek, na którego rękach jest krew wielu ludzi oraz ruina i bieda tysięcy. Kamień z Kobylej Głowy miał tylko uzmysłowić Generałowi, że nie wszyscy Polacy już o wszystkim zapomnieli, że jest jeszcze wiele rzeczy, o których oni pamiętają, a o których Wojciech Jaruzelski dawno zapomniał  w swoich książkach.

http://jerzyprzystawa.salon24.pl/154111,prl-owski-golabek-pokoju-i-kamien-z-kobylej-glowy
Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Stanisław Helski (ur. 1929 r., zm. 26 lipca 2004 r. w Ząbkowicac

http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Helski Epilog. Koniec marzenia Siedem lat temu Stanisława, jadącego z Wrocławia do Kobylej Głowy, zepchnęła do rowu ciężarówka. Samochód poszedł do kasacji, Helski, o dziwo, przeżył. Musiał tylko przejść trepanację czaszki. Wina kierowcy ciężarówki nie podlegała dyskusji. Oczywiście, chytremu chłopu wydawało się, ze może los się do niego uśmiechnął, może za odszkodowanie odrestauruje dom, może ruszy z gospodarką? Ale "nie z nami takie numery": nie wystarczyło siedem lat procesów z Państwowym Zakładem Ubezpieczeń, który stać na adwokatów, ekspertów i analityków. Dowodzili, że to nie wypadek samochodowy był odpowiedzialny za utratę zdrowia i operację mózgu: przecież Helski uderzył kamieniem Jaruzelskiego, prokurator zamknął go w szpitalu psychiatrycznym, z jego głową zawsze było coś nie w porządku! Normalny człowiek nie byłby zdolny do czegoś takiego. Stanisław Helski umarł nie doczekawszy odszkodowania. Brzuch rozbolał go o złej porze – na początku weekendu, w złym miejscu – na polu w Kobylej Głowie. Zanim karetka, zanim minął weekend, zanim lekarze otworzyli brzuch, żeby zdać sobie sprawę, że w Ząbkowicach Śląskich takiej operacji przeprowadzić się nie da, zanim przewieźli go do Wrocławia, już było za późno. Razem ze Stanisławem Helskim odeszło marzenie. Marzenie o chłopie polskim, gospodarzu i obywatelu. Marzenie o zachodzącym nad polami słońcu, o porannej rosie, o rżeniu koni, o byczkach hasających po majdanie, o ryczących krowach, o psach wyskubujących kurom pióra, o łanach pszenicy i kukurydzy, woni kwitnącego rzepaku, o całym tym życiu, które codziennie rodzi się i rozwija na chłopskich oczach. Stanisław Helski znał to wszystko i kochał. Miał głowę pełną wielkich pomysłów i wielkich planów. Był człowiekiem niezmiernie utalentowanym, gdyby chciał, mógł zrobić dowolną karierę. Jemu się zamarzyło być chłopem. Nie wyczuł ducha czasu. Nie zrozumiał, że w dobie "globalizacji i transformacji", w dobie genetycznie modyfikowanej żywności, produkcyjnych molochów i gigantycznych supermarketów, w czasie gdy taniej przywozić rzodkiewki z Ameryki niż produkować w Polsce, chłop polski to prawdziwy anachronizm. A Polska w Unii Europejskiej żadnej obrony nie potrzebuje. Sojusznicy nakarmią, a bronić przecież nie ma przed kim, prawda? Stanisław Helski, razem ze swoim marzeniem, pochowany został 28 lipca 2004 na cmentarzu w Kobylej Głowie. Jerzy Przystawa http://www.opcja.pop.pl/index.php?id_artykul=2026

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. "Wszystkie zbrodnie generała"

poniedziałek 5 lutego 2007 01:21 Jerzy Jachowicz, publicysta DZIENNIKA "Wszystkie zbrodnie generała" "Nie mieliśmy wątpliwości, że Wojciech Jaruzelski co najmniej kilkakrotnie działał wbrew interesowi Polski, wysługując się bolszewickiej Rosji. Gdyby miał być za niektóre swoje czyny sądzony zgodnie z prawem wojennym, spotkałaby go najwyższa kara - pisze w DZIENNIKU publicysta Jerzy Jachowicz. Wielu z nas zawsze uważało Wojciecha Jaruzelskiego za zbrodniarza. Człowieka, który ma ręce umazane krwią wielu niewinnych ofiar. Choć prawdopodobnie sam nigdy nie pociągnął za spust, strzelając komuś w głowę, nikogo osobiście nie zakatował na śmierć, to przecież dziesiątki, a może setki ludzi zginęły w wyniku jego decyzji politycznych. Za jego wiedzą i cichą aprobatą. W imię rzekomo wyższych celów. Nie mieliśmy wątpliwości, że Jaruzelski co najmniej kilkakrotnie działał wbrew interesowi Polski, wysługując się bolszewickiej Rosji. Gdyby miał być za niektóre swoje czyny sądzony zgodnie z prawem wojennym, spotkałaby go najwyższa kara. Jednak wobec powikłań naszych powojennych losów, a głównie z powodu uzależnienia Polski od Związku Radzieckiego, przestępcza działalność Jaruzelskiego w wielu przypadkach jest do dziś usprawiedliwiana. I do dziś wielu jego czynów sądy nie są w stanie ocenić zgodnie z duchem prostej, ludzkiej sprawiedliwości. Czarna karta młodości Wojciech Jaruzelski chlubi się swoim rodowodem szlacheckim, tym, że pochodzi z zamożnej rodziny ziemiańskiej w Trzecinach, rozpostartych nad rzeczką Brok wpadającą do Bugu. Lubi też wspominać rodzinną posiadłość otoczoną wspaniałą przyrodą, cudownymi krajobrazami, lubi podkreślać swoją miłość do zwierząt, a szczególnie do koni i psów. To stamtąd cała rodzina Jaruzelskich uciekła na Litwę, a po podbiciu tego kraju przez Rosję w 1940 roku została zesłana na Syberię. Pod bolszewickim knutem w syberyjskiej tajdze młody Jaruzelski karczował lasy. Tamte czasy owiane są mgłą tajemnicy; znamy je jedynie z relacji samego Jaruzelskiego. Jak twierdzi, po nieudanej próbie ucieczki do armii generała Andersa, znalazł się w szkole oficerskiej w Riazaniu. A stamtąd trafił do armii Berlinga, z którą przeszedł jako zwiadowca szlak bojowy do Odry i Łaby. To właśnie wtedy, w wieku 22 lat, dawny ministrant katolicki stał się prawdziwym komunistą. Zaraz po zakończeniu wojny Polski Jaruzelski przez ponad dwa lata walczył z oddziałami, jak się wówczas mówiło, podziemia antykomunistycznego w okolicach Częstochowy i Piotrkowa Trybunalskiego. Dziś wiadomo, że byli to żołnierze AK i WiN. To właśnie wtedy został agentem najbardziej zbrodniczej komórki w armii - Informacji Wojskowej, a w połowie 1946 roku przybrał pseudonim "Wolski". Ktoś próbował zniszczyć ślady tego haniebnego fragmentu biografii Wojciecha Jaruzelskiego. Ale nie udało się do końca zamazać faktu, że był tajnym agentem Informacji. Trzeba pamiętać, że Informacja Wojskowa została utworzona przez kontrwywiad Armii Czerwonej i była całkowicie uzależniona od Związku Radzieckiego. Bardzo szybko stała się narzędziem masowych represji popełnianych na żołnierzach Wojska Polskiego, Armii Krajowej oraz ludności cywilnej. W porównaniu z Informacją Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, słynące przecież z okrucieństwa i bezwzględności, mogłoby uchodzić za oazę praworządności. To dzięki Informacji Wojskowej, która dostarczała prokuraturze fałszywych oskarżeń w wyniku sfingowanych procesów w latach 50., wydawano wyroki śmierci na przedwojennych wysokich rangą dowódców. Wcześniej za pomocą tortur i psychicznego znęcania się wydobywano od nich obciążające ich samych zeznania. Właśnie tak, po politycznych "pokazówkach" w najczarniejszym okresie terroru stalinowskiego w Polsce, zginęło wielu oficerów. Młody agent Informacji Wojciech Jaruzelski jako człowiek przenikliwy i obdarzony dużą inteligencją musia zdawać sobie sprawę, komu i w jakim celu służy. Zniszczone materiały o agenturze Jaruzelskiego nie pozwalają dowiedzieć się, kto był jego oficerem prowadzącym. Jedna z niepotwierdzonych teorii głosi, że mógł nim być generał Czesław Kiszczak. Tak się bowiem składa, że Kiszczak, który do 1981 roku był związany z tajnymi służbami wojskowymi, awansował na coraz wyższe stanowiska Wojciecha Jaruzelskiego, by w końcu uczynić go ich szefem. Począwszy od lat 70., Jaruzelski i Kiszczak stanowili nierozłączną parę; tak było aż do początku lat 90., gdy obaj musieli pożegnać się z władzą. Tłumienie i czystki Na przełomie sierpnia i września 1968 roku Wojciech Jaruzelski, jeden z najmłodszych wówczas generałów Ludowego Wojska Polskiego, dowodzi 2. Armią Wojska Polskiego, która pomaga brutalnie stłumić tzw. praską wiosnę. W ramach operacji "Dunaj" na czele polskich żołnierzy, wykonując rozkazy generała Jurija Pawłowskiego, który koordynował akcję interwencji w Czechosłowacji, Jaruzelski zajmuje miasto Hradec-Kralowe. Oficjalnie mówiło się wtedy o "ochronie sąsiedzkiego kraju przed przejęciem władzy przez siły socjalistyczne", o "udaremnieniu reakcyjnego przewrotu i zapobieżeniu przelewowi krwi". Ale wszyscy wiedzieli, że to militarny, stłumiony przemocą na rozkaz Moskwy zryw do wolności narodów czeskiego i słowackiego. Wcześniej, w czerwcu 1967 roku, Władysław Gomułka mówiąc o polskich Żydach jako piątej kolumnie, dał sygnał do czystek kadrowych. Ich początkiem była fala wykluczeń z partii na uczelniach i wielu innych instytucjach cywilnych. Jednak największe czystki miały miejsce w wojsku; odpowiedzialność za nie ponosi głównie Wojciech Jaruzelski, który pełnił wówczas funkcję szefa Sztabu Generalnego. Skreślenie z partii było wtedy tożsame z automatycznym wyrzuceniem z wojska. Wystarczyło, że żona oficera była pochodzenia żydowskiego; w ten sposób armia pozbyła się ponad 150 wysokich rangą oficerów. To właśnie ta czystka - twierdzą historycy wojskowi - utorowała Jaruzelskiemu drogę do dalszych awansów. W nagrodę za dobrą służbę na rzecz socjalizmu, rok po interwencji w Czechosłowacji Rosjanie zaprosili go do Moskwy na dwumiesięczny kurs strategiczno-operacyjny w Akademii Wojskowej im. Woroszyłowa. Już rok później wiedzę zdobytą na tym kursie Jaruzelski miał okazję zastosować w praktyce. To właśnie on był jednym z dwóch wysokich rangą dowódców armii obecnych podczas odprawy w Komitecie Centralnym partii, na której Władysław Gomułka dał polecenie krwawej rozprawy z protestującymi mieszkańcami Wybrzeża. Wojciech Jaruzelski był już w tym czasie najwyższym dowódcą wojska, ministrem obrony narodowej. W grudniu 1970 roku oficjalnie zginęły 44 osoby, a ponad 110 zostało rannych. Do dziś sąd nie potrafi wydać ostatecznego wyroku na Wojciecha Jaruzelskiego i kilku innych generałów odpowiadających za tamtą zbrodnię na Wybrzeżu. Dziś generał broni się, że rozkaz strzelania do robotników został wydany na najwyższym szczeblu kierownictwa PZPR. A przecież on, jako zastępca członka Biura Politycznego, do tego gremium nie należał. I właśnie dlatego, jak przekonuje, nie ponosi żadnej odpowiedzialności za tamte tragiczne wydarzenia. Stan wojenny Podobną taktykę, taktykę człowieka przypadkowo wplątanego w dramatyczne wydarzenia o tragicznych skutkach, Wojciech Jaruzelski stosuje wobec najcięższego przestępstwa na jego koncie: stanu wojennego. Wtedy zdawało się, że bolesne doświadczenia z ostatnich dziesięcioleci, gdy Polacy w mundurach milicyjnych i wojskowych strzelali do własnych braci, nigdy się już nie powtórzą. Tymczasem Wojciech Jaruzelski decyzją o wprowadzeniu stanu wojennego przywracał te karygodne czyny z powrotem do życia. To on kierował tysiące ludzi do więzień zwanych obozami dla internowanych. To on wraz z gen. Kiszczakiem dawał zgodę na strzelanie do protestujących górników, i to on aprobował po cichu skrytobójcze mordy na kapelanach związanych z podziemną opozycją. Wojciech Jaruzelski od wielu lat konsekwentnie kreuje swój wizerunek człowieka, który działał w niezwykle trudnych warunkach, ale miał zawsze dobrą wolę i nie skrzywdziłby nawet muchy. Niczym bohater komedii Moliera udaje świętoszka, na którego spadają niezasłużone oskarżenia. Próbuje przekonać, że zawsze miał na celu dobro Polski i Polaków. Tylko że fakty temu przeczą. Od kopalni Wujek do zabójstwa księdza Zycha Jaruzelski nigdy nie odpowiadał przed sądem za wydarzenia w kopalni Wujek. Ale przecież to on był co najmniej współautorem wszystkich tragicznych wydarzeń w latach 1981-1989. Za krwawą pacyfikację kopalni Wujek w Katowicach 16 grudnia 1981 roku bezpośrednio odpowiada były szef MSW gen. Czesław Kiszczak; zginęło wówczas 9 górników, a 16 zostało rannych. Dziś Wojciech Jaruzelski zdaje sobie sprawę, że skazanie Kiszczaka, który wydał tajny szyfrogram pozwalający specjalnemu plutonowi ZOMO strzelać do górników, obciążyłoby również jego samego. Właśnie dlatego broni przed sądem Kiszczaka i zapewnia, że to nie on wydał rozkaz otwarcia ognia do górników. Obaj - Jaruzelski i Kiszczak - próbują oszukać sąd i obciążyć tamtymi wydarzeniami nieżyjącego już generała Jerzego Grubbę, ówczesnego szefa śląskiej milicji. W czasie stanu wojennego zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach blisko stu ludzi związanych z "Solidarnością"; począwszy od uczniów szkół średnich, poprzez studentów i działaczy podziemnej "S", aż po znanych duchownych, którzy nie godzili się na łamanie prawa przez ówczesną ekipę, na niesprawiedliwość i poniżanie ludzi. To generał Jaruzelski - jako pierwsza wówczas osoba w państwie - odpowiada za najbardziej głośne zbrodnie i zabójstwa tamtych czasów; za śmiertelne pobicie warszawskiego maturzysty Grzegorza Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. Grzegorz pobity na posterunku milicyjnym na warszawskiej Starówce dzień później zmarł w szpitalu z powodu wewnętrznych urazów. To przecież Jaruzelski musiał zdecydować, by całe śledztwo skierować na ludzi, którzy nie mieli z tą śmiercią nic wpólnego. Chodziło o to, by ukryć prawdziwych sprawców, milicjantów z komisariatu na Jezuickiej. To Jaruzelski w pośredni sposób jest winny śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, bo to on razem z Kiszczakiem stworzył atmosferę, w której oficerowie Służby Bezpieczeństwa używali brutalnej przemocy jako naturalnego sposobu walki z niewygodnymi duchownymi. Ten klimat przyzwolenia dla bezprawnych działań służb specjalnych, i cywilnych i wojskowych, był przyczyną śmierci innych przedstawicieli katolickiego duchowieństwa - księży Stanisława Suchowolca, Stefana Niedzielaka i Sylwestra Zycha. http://www.dziennik.pl/opinie/article19638/Wszystkie_zbrodnie_generala.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl