„Czołowi liderzy PiS nie mają śmiałości intelektualnej podjąć wyzwania i skomentować moją decyzję.Gdybym był ich doradcą, to bym kazał im demonstrować radość i uznanie”.
Tymi o to słowami Donald Tusk podsumował fakt, iż Prawo i Sprawiedliwość nie zajęło żadnego oficjalnego stanowiska w sprawie jego rezygnacji z kandydowania na najwyższy urząd w państwie.
Z tej zadziwiającej wypowiedzi można wyciągnąć dwa wnioski. Pierwszy: Donaldowi Tuskowi po prostu odbiło. Psychicznie nie wytrzymał napięcia jakie wokół niego narosło w ostatnich tygodniach. Bezgraniczna żądza władzy w połączeniu z samouwielbieniem musiała ustąpić przykrej dla niego decyzji salonu spod znaku „Tusku musisz” o tym, że premier kandydować nie będzie.
Jad jaki się teraz hektolitrami wylewa z ust szefa PO, wskazuje na fakt iż próbuje on sobie kompensować własną kompletną porażkę, prostackimi atakami na tych których nienawidzi. Dowodzi tego jeszcze jedna wypowiedź w tym samym tonie: "Wolałbym, żeby Kaczyński już nie był prezydentem, bo mi to przeszkadza w rządzeniu". O załamaniu nerwowym Tuska, świadczyć też może wyłaniające się z jego wypowiedzi poczucie, że „państwo to ja”. Żaden demokratyczny polityk w pełni władz umysłowych, nie byłby w stanie wydusić z siebie tak ordynarnego bełkotu.
Drugi wniosek jaki nasunął mi się po przeczytaniu ostatnich wywiadów Donalda Tuska udzielonych „przyjaznej” prasie, jest taki, ze szykowana jest nowa fala potężnej kampanii propagandowej uderzającej w obecnego prezydenta. Tusk mimo, że jest pustym, pokrętnym człowiekiem wielkiej pychy, z coraz wyraźniejszymi objawami megalomanii, nie mówiłby rzeczy tak antydemokratycznych, gdyby nie było to przygotowaniem do jakiejś większej akcji. Jaka to będzie za kampania dowiemy się zapewne wkrótce.
napisz pierwszy komentarz