Totalitarna sekta czy "młodzieżowa organizacja społeczna"? (Sterowiec niesterowalny)
Moskiewski korespondent "Gazety Wyborczej" przekroczyl granice absurdu. Aresztowaną liderkę brutalnej totalitarnej sekty zrobił w oczach niezorientowanych czytelników niemal ofiarą terroru politycznego.
Cały artykuł "Rosja wysyła do psychuszki" to jedna niesamowita manipulacja "pod tezę". Historia grupy PORTOS (samo rozwinięcie nazwy wiele mówi o jej prawdziwym charakterze – Poetyckie Stowarzyszenie Opracowania Teorii Powszechnego Szczęścia) ma już kilkanaście lat i nie ma nic wspólnego ani z organizacjami pozarządowymi, czyli NGO, ani z trudną młodzieżą. Już pod koniec lat 80. jej założyciele opracowali założenia organizacji, która wg wszelkich definicji była bardzo brutalną totalitarną sektą, która faktycznie wykorzystywała niewolniczą pracę dzieci, nawet sprowadzanych z zagranicy (z Ukrainy). Członkowie sekty nie mogli kląć, spożywać alkoholu ani palić. Za każde przewinienie byli sadystycznie bici. Dodatkowo stosowano nadzwyczajne, nawet jak na tego typu sekty, metody prania mózgu: każdy młody człowiek miał obowiązek co tydzień przebiec 100 km (to się nazywało "promowaniem zdrowego trybu życia"), każdy musiał spisywać codziennie pamiętnik swoich "grzechów" i z nich się publicznie spowiadać (przy czym karą za każdy grzech było bicie), każdy miał obowiązek pisać dziennie 6 wierszy na temat swojego "rozwoju duchowego". Dodatkowo członkowie sekty studiowali dzieła założycieli organizacji oraz... język esperanto dzięki czemu organizatorzy mogli się promować jako mecenasi kultury. Wszystko to miało sprawić, że członkowie sekty stawali się „Prawdziwymi Ludźmi” w odróżnieniu od innych, zapewne ludzi „nieprawdziwych”.
Sekta jednak zdobyła pewne uznanie wśród władz lokalnych: młodzież zajmowała się pomocą osobom starszym, roznosiła jedzenie osobom niepełnosprawnym, wspierała pracowników opieki społecznej. Ale sama praca (pomijając inne obowiązkowe zajęcia) zajmowała młodzieży po 16 godzin dziennie bez dni wolnych! Władzy to za bardzo nie obchodziło - w latach 90. w Rosji sekty powstawały jak grzyby po deszczu, a ta zaś przynajmniej robiła cokolwiek społecznie pożytecznego. Za tę pomoc kierownictwo sekty pobierało jednak od państwa pieniądze, które inwestowano w prywatny biznes - pod koniec lat. 90 założono dość sporą firmę transportową, której park liczył kilkadziesiąt ciężarówek i autobusów. Samochody, kupione za pieniądze z niewolniczej pracy, także dawały całkiem pokaźny zysk - zwłaszcza, że ich serwisowaniem zajmowali się... członkowie sekty oczywiście za darmo.
Jednocześnie organizatorzy sekty zaczęli gromadzić broń - kiedy oddziały specjalne milicji rozgromiły siedzibę sekty pod Moskwą w 2002 r., znaleziono tam ponad 20 sztuk broni palnej. Fakt, była w dużej mierze legalnie zarejestrowana, jednak jej gromadzenie w rękach młodzieży z całkowicie wypranymi mózgami, nawet wielkiemu fanowi twórczości Wacława Radziwinowicza powinno dać sporo do myślenia.
Ostatecznie rosyjski sąd skazał w 2002-4 rr. kilkoro kierowników sekty na kary po kilka lat więzienia. Był to pierwszy i na razie jedyny w Rosji proces sądowy przeciwko założycielom totalitarnej sekty. Zarzucano im bezprawne więzienie ludzi, wykorzystywanie pracy niewolniczej, torturowanie nieletnich oraz organizację nielegalnych formacji zbrojnych. W sumie na tym sprawę można by było zakończyć - podobne sytuacje zdarzają się (choć rzadko) na całym świecie. Niektórym sektom udaje się bezpiecznie działać przez długie lata, w niektórych członkowie ostatecznie popełniają zbiorowe samobójstwa, w przypadku niektórych wkracza policja lub nawet oddziały specjalne. Przykład rosyjskiego PORTOS-a nie był tu niczym niezwykłym, poza tym że udało się skazać jego kierownictwo - to rzadkość i nawet o tym pisałem swoją prace roczną na studiach, skąd znam temat.
Dlaczego temat nagle wrócił? Bo rok temu aresztowano ostatnią osobę ze ścisłego kierownictwa PORTOS-a, która przez lata była ścigana listem gończym. I znowu nie byłoby tu nic nadzwyczajnego, gdyby nie nagłe zainteresowanie tematem przez niektórych rosyjskich obrońców praw człowieka - np. obrońcą Priwiediennej został jeden z najsłynniejszych (a więc najdroższych) adwokatów w Rosji. Skąd te kontakty? Okazało się, że swego czasu kierownictwo sekty nie tylko wysyłało swoich podopiecznych do pomocy staruszkom, ale też "wypożyczało" ich za grube pieniądze jako "statystów" podczas różnorakich politycznych manifestacji. Dziesiątki młodych chłopców, całkowicie posłusznych rozkazom, a jednocześnie doskonale wysportowanych, to idealna kadra dla każdego organizatora manifestacji, który musi zapewnić choćby podstawowy porządek podczas takiej imprezy. Adepci PORTOS-a wspomagali także władze lokalne w ramach tzw. "drużyn społecznych" pilnując porządku w dzielnicach mieszkalnych. Wielu z nich dawało zarobić pani Priwiediennej także po rozgromieniu sekty przez milicję i skazaniu jej kolegów.
Cała sprawa więc niewiele ma wspólnego z tezami stawianymi przez autora. Mamy natomiast do czynienia z brutalną totalitarną sektą (która, oczywiście jak każda inna, tłumaczy się bardzo szczytnymi hasłami i jednocześnie narzeka na "terror władz"), która poza zwyczajnym w takich sytuacjach zestawem, czyli niewolnicza praca plus pranie mózgu, dawała się wykorzystywać niektórym rosyjskim politykom. I to może ich trzeba zapytać - dlaczego im nie przeszkadzało wykorzystywanie w ich akcjach młodzieży z wypranymi mózgami, "wypożyczanej" niczym prawdziwi niewolnicy, na czym zarabiali organizatorzy PORTOS-a? I może warto też zapytać redakcję GW - dlaczego opublikowano tak rażąco nierzetelny materiał?!
http://sterowanie.salon24.pl/152349,totalitarna-sekta-czy-mlodziezowa-organizacja-spoleczna- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz