Operacja KLIN
Maryla, sob., 02/01/2010 - 23:40
„Aksamitna rewolucja” w Czechach rozpoczęła się 17 listopada 1989 roku od brutalnie rozpędzonej przez milicję studenckiej demonstracji w Pradze. O terminie tej manifestacji funkcjonariusze StB wiedzieli wcześniej niż jej oficjalni organizatorzy – studenci z ruchu STUHA. Demonstracja 17 listopada zapoczątkowała ciąg antyrządowych wystąpień, który doprowadził w końcu do ustąpienia władz. Iskrą, która spowodowała wybuch niezadowolenia społecznego, była rzekoma śmierć studenta idącego na czele antykomunistycznego pochodu.
W rzeczywistości prowadzący demonstrację porucznik StB Ludvik Zifczak-Rużiczka udawał martwego i został natychmiast zabrany przez karetkę MSW. Tymczasem plotka o jego śmierci zaczęła zataczać coraz szersze kręgi i prowokować do otwartych wystąpień przeciw reżimowi.
Warto nadmienić, że porucznik Zifczak-Rużiczka był parę miesięcy wcześniej aresztowany przez milicję jako dysydent (co miało uwiarygodnić go w kręgach opozycji), zaś podczas samej demonstracji dążył do tego, by skierować przemarsz studentów trasą zakazaną przez władze, co zakończyć się musiało starciem z milicją.
Jak zeznał jeden z głównych organizatorów operacji „KLIN”, generał StB Alojs Lorenc – na nowego przywódcę państwa kreowany był jeden z przywódców Praskiej Wiosny w 1968 roku, zwolennik Gorbaczowa i „socjalizmu z ludzką twarzą”, Zdenek Mlynarz. Przebywał on na emigracji, ale został przywieziony do Pragi przez funkcjonariuszy czeskiego wywiadu. Okazało się jednak, że przybył już za późno – sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Władimir Bukowski opisuje to następująco: „Wszystko szło bardzo dobrze, zgodnie ze scenariuszem – aż do ostatniej chwili, kiedy wśród wszystkich tych niepokojów, tuż po upadku rządu, w Pradze pojawił się nagle Mlynarz. Miał bardzo wiele wystąpień telewizyjnych, wygłosił przemówienie na Placu św. Wacława. Ludzie jednak buczeli i gwizdali, ponieważ rzucał tylko stare slogany z 1968 roku. Na tym etapie nie chcieli już Czechosłowacji, nie chcieli ‘socjalizmu z ludzką twarzą’, nie chcieli żadnego socjalizmu z żadną twarzą. Wygwizdany Mlynarz wycofał się z gry. Ponieważ reakcja ludzi była inna od tej, której oczekiwał, po prostu obrócił się na pięcie i powrócił do Wiednia. I nagle ten bardzo staranny, bardzo precyzyjny spisek wszedł w impas. Sowieci nie mieli na miejscu żadnego swojego kandydata. Sprawy bardzo szybko wymknęły się spod kontroli. Havel ze swoimi przyjaciółmi byli na miejscu i to oni zgarnęli całą pulę.”
Zwróćmy uwagę, że Władimir Bukowski stwierdził: „Sowieci nie mieli na miejscu żadnego swojego kandydata”. Ten znany rosyjski dysydent, tuż po nieudanym puczu w Moskwie w sierpniu 1991 roku i po objęciu władzy przez Borysa Jelcyna, wykorzystał moment politycznej zawieruchy i dostał wgląd do archiwów Kremla. Z materiałów, z którymi się zapoznał, wynika jasno, że proces upadku komunizmu był zdarzeniem wcześniej zaplanowanym w Moskwie i przebiegał według określonego scenariusza – a właściwie kilku różnych scenariuszy w zależności od specyfiki danego kraju (np. wariant węgierski różnił się znacznie od rumuńskiego). Według Bukowskiego, jedynymi krajami, w których plan całkowicie zawiódł, były NRD i Czechosłowacja.
Wyniki swojej kwerendy w kremlowskich archiwach zawarł Bukowski m.in. w książce „Moskiewski proces”. Jej polskie wydanie zostało w 1999 roku ostro skrytykowane na łamach „Gazety Wyborczej”. Autorowi najbardziej dostało się oczywiście za rozpowszechnianie teorii spiskowych. Recenzent gazety radził Bukowskiemu, aby zajął się raczej „bardziej pożytecznym zajęciem – pisaniem thrillerów politycznych w stylu Roberta Ludluma”. Owym recenzentem był Lesław Maleszka, zdemaskowany dwa lata później jako wieloletni płatny agent SB.
W swoim tekście Maleszka obśmiewał m.in. przedstawioną przez Bukowskiego wersję „aksamitnej rewolucji” w Czechach. Tymczasem wystarczy wejść na oficjalne strony internetowe czeskiej policji (Policie Ceske Republiky), by w katalogu tamtejszego Urzędu Dokumentacji i Badania Zbrodni Komunizmu odnaleźć teksty dotyczące szczegółów operacji „KLIN”, potwierdzające prawdziwość faktów podawanych przez Bukowskiego.
Wiedza ta jest w Czechach powszechnie dostępna od roku 1994, kiedy to po raz pierwszy opublikowano wyniki badań komisji. Co ciekawe, wiedza ta nie została upowszechniona w polskich mediach, chociaż w Pradze akredytowanych było wielu korespondentów, a tak sensacyjny temat powinien stanowić łakomy kąsek dla każdego dziennikarza. Dzięki temu widzowie polskiej telewizji i czytelnicy polskiej prasy zostali uchronieni jednak od snucia niepotrzebnych porównań z wydarzeniami w Czechach.
Dopiero w świetle przedstawionych powyżej faktów staje się jasne, dlaczego Czechom bardzo szybko udało się przeprowadzić lustrację i dekomunizację. Gdyby zwyciężył wariant „okrągłego stołu”, do którego zasiadłaby „konstruktywna opozycja”, zapewne mielibyśmy tam do czynienia z filozofią „grubej kreski”. "
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz