Ostatni scenariusz senatora P.
chinaski, pon., 14/12/2009 - 07:56
Jakież to kieślowiczowskie. Przypadek? Głupota? Przeznaczenie?
Jedno jest pewne, Krzysztof Piesiewicz znalazł się w beznadziejnej sytuacji. W dużej mierze sam sobie winien, dlatego jego bezrefleksyjna obrona ( w wykonaniu niektórych artystów, publicystów) raczej pogarsza całą sprawę, zamiast pomagać.
Przede wszystkim pan senator jest osobą publiczną, ma status autorytetu. W związku z tym powinien się bardziej pilnować. Intymne spotkania z jakąś mało znaną panienką może i są atrakcyjne, pociągające, inspirujące, etc, ale są równocześnie bardzo niebezpieczne. Krzysztof Piesiewicz, doświadczony adwokat, jak mało kto, powinien sobie świetnie z tego zdawać sprawę.
Przyznam, że zawsze frapowały mnie niezmierne te wszystkie głupie wpadki znanych polityków. Przecież oni doskonale sobie zdają sprawę, że są na świeczniku, że może się nie udać, że nie warto ryzykować dla głupstwa całej kariery. Niby to oczywiste, wszyscy są świadomi, ale nadal jest, jak jest. Trudno o bardziej wyrazisty przykład na „małość” człowieka, a casus Piesiewicza jest tutaj niezwykle wymowny.
Od Piesiewicza mięliśmy prawo oczekiwać wyjątkowej uwagi. Przecież to wybitny adwokat (osoba zaufania publicznego, która powinna świecić przykładem), naczelny filmowy moralista (Piesiewicz tworzył scenariusze do wielu filozoficznych dzieł polskiej/zagranicznej kinematografii, traktujących o dobry i złu otaczającego nas świata), wreszcie poważny, nie szukający taniego poklasku polityk. Taka persona może mniej, a nie więcej (jak twierdził bez żenady „artysta”- M. Maleńczuk).
Na niekorzyść senatora świadczą również jego dalsze działania. Otóż materiał zdobyty przez szantażystów był na tyle „dobry”, że skłonił doświadczonego prawnika do infantylnej decyzji- spełnienia żądań przestępców (przekazania 500 tyś zł.), bez angażowania w sprawę organów ścigania. Oczywisty błąd, który szybko odbił się czkawką.
Dziwią mnie dziś te olbrzymie, pompatyczne pretensje do „SuperExpressu”, że opublikował kompromitujące zdjęcia pana Piesiewicza. Ta gazeta to bulwarówka, ona żywi się tego rodzaju „aferami”, dla niej to chleb powszedni. Ile mięliśmy podobnych gatunkowo spraw? Całe mnóstwo.
Trzeba przyznać, że i tak polscy politycy, polskie media zachowują się w tej sprawie nadzwyczaj powściągliwie. Czy aby na pewno, w świetle znanych już nam faktów- Piesiewicz na tą powściągliwość zasłużył?
Po reakcji wielu „celebrytów” można nabrać wątpliwości.
Monika Olejnik w obronie znanego scenarzysty strasznie „ryczała” (to chyba adekwatne określenie dla swoistych emocjonalnych reakcji p. Moniki) w swoim wczorajszym radiowym programie na Bronisława Widsteina. Otóż publicysta „Rzepy” odważył się zasugerować powód, dla którego Piesiewicz sprzeciwiał się szerokiemu dostępowi do SBeckich teczek dotyczących tzw. spraw drażliwych. Oczywista zbrodnia! Co więcej, popularna Stokrotka w przypływie szału zaczęła krzyczeć coś o PISowskim polityku (oczywiście bez podawania personaliów) korzystającym z usług prostytutki. To w ramach kontrargumentu (!!!).
Mało tego, Olejnikowa zupełnie nie reagowała, gdy w tym samym programie pan Graś (rzecznik rządu Donalda Tuska), chamsko kpił ze Zbigniewa Wassermana, mówiąc, że poseł PIS z powodów czysto politycznych olał rodzinę Olewników, „przenosząc się” do komisji hazardowej…
Jaki koń, każdy widzi. Piesiewicz może mieć pretensję tylko i wyłącznie do samego siebie. Radziłbym jego ślepym obrońcom spokojną ocenę faktów.
- chinaski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. niestety...