Lustracja obyczajowa, lustracja agenturalna.
Wokoło wiadomej sprawy, wiadomych okolicznościach oraz wiadomych reakcjach na wiadome ujawnienie komprmateriałów naszła mnie taka refleksja.
Mianowicie nie wiem, czy zauważyliście Państwo, że powtarza się właśnie stary, oklepany schemat, jak jest to w przypadku wysypania jakiegoś uchola i pokazania jego pieprznych kwitów. Ależ całe Towarzystwo jest wówczas rozdygotane, roztrzęsione i ileż produkuje z siebie patetycznych elukubracji. Zauważyliście? “Nie, nie… Ależ skąd tam?”, “Jak ktoś śmiał ruszyć taki Autorytet?” Tak obowiązkowo, to jakiś taki zawsze przymiotnikowy ten Autorytet. Znacie to? Wybitny. Znakomity. Niekwestionowany. I takie tam inne bla-bla-bla. No, a gdy się już trochę uzbiera takich faktów, którym to trudno zaprzeczyć, to się zaczyna pospolita, ordynarna, wulgarna gra “w głupa.” “Tak? No nie podejrzewałem, że takie coś się pokaże.”, “Ktoś zawistny mści się na mnie.”, “Doprawdy?! A to komuś coś zaszkodziło?”. No byle sobie własne sumienie jakoś trochę wyczyścić. Gorzej, jak się znajdą jacyś poszkodowani. To zawsze jakoś tak wychodzi, że bardziej winni są oni niż ten delator. I tak wkoło Wojtek.
No, a jak jest w przypadku, gdy Zacny Mąż zostanie uwieczniony w sytuacji niedwuznacznej? W zasadzie podobnie, tylko że z drobnymi modyfikacjami. To świętoszkowate, faryzejskie, oburzenie, że jak można się w ogóle zamachnąć na Taaaaką Personę. Ta kabotyńska wzgarda, że ktoś tam sobie chce nasze życie prywatne, intymne i je oglądać. Boć to wtedy jest najważniejsze. Nic to, że “kontraktowo” wystawiamy to nasze życie prywatne na pokaz, ba robimy z tego współzawodnictwo, na okładki jakiś idiotycznych żurnałów i magazynów, na jakieś tam sesje w takich lub innych pisemkach, na reżyserowane performerstwo w teleogłupiaczach, na ten cały blichtr, targowisko próżności itd. I dzieje się to pod kontrolą menedżera, impresario, agenta (hehe… – przypadek?) itp.
Jedno zaś i drugie nasuwa mi taką nieodpartą refleksję, że mimo wszystko musiało być wesoło na tym Stryropianie. I moze o to chodzi w tych “danych wrażliwych”? A Panowie z “technicznego” to musieli mieć ubaw, gdy byli tego świadkami. I może dlatego aż tak trudno jest z całą to lustracją? Kto wie?
- MoherowyFighter - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz