Stróż w tarapatach i jak się to skończyło.
- Dzień dobry Żaneto. – Odezwał się Jaś do pani Krakowskiej.
- Dzień dobry Jasiu. – Odpowiedziała ona na przywitanie.
- Co się tutaj dzieje? – Spytał Jaś.
- No wiesz, Jasiu, tak sobie spacerowałam po okolicy i znalazłam coś takiego. – Wycelowała laską w napis. – I nie może być inaczej, by to nie było o mnie.
Jaś podszedł bliżej, by przeczytać, zaś zza jego plecami tłoczyło się kilkanaście par oczu okolicznych łobuzów wraz z jego wiernymi kompanami.
- No, cieciu… – Zaczął Jaś. – Co to jest? Gadajże szybko. – Ponaglił stróża.
Ten taksując sytuację rozejrzał się w koło. Widząc zaś ferajnę kilkunastu wyrostków zrobiło się mu jednak nieswojo.
- A ty kto? – Niepewnie spytał Jasia.
- A ja jestem Jaś. – Odpowiedział mu chłopiec. – Słyszeliście kiedyś o panu Kleofasie Mordanke, który mieszka na Słowiczej 5? – Pewny siebie spytał stróża.
Któż by nie słyszał o panu Mordanke? Wszak to każdy wiedział, że jest on jednym z właścicieli i wydawców jednej z plotkarskich bulwarówek, pod tytułem „Światowiec”. Stróż znał to doskonale, gdyż jego zmarła niedawno małżonka namiętnie się tym zaczytywała.
- No… – Stróż odezwał się do Jasia. – … no pewnie, że wiem, kto to jest wielmożny pan Mordanke.
- Ha cieciu. – Jaś był uradowany. – To żeście teraz wpadli jak śliwka w gówno. – Dodał kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Bo wam powiem, że pan Mordanke jest moim stryjem. – Chłopiec tryumfował.
„Jezusieńsku nazareński! Nie jest najlepiej.”, stróż pomyślał „Co robić?”, w duchu dodał. Pani Krakowska tymczasem coraz bardziej była zadowolona takim obrotem sprawy. „Dobrze, że Jaś w porę się zjawił, bo staremu cieciowi da teraz do wiwatu.”, cieszyła się kobieta. Jaśkowe andrusy Coraz bardziej zaś zaczęły stróża otaczać. Tenże rozejrzał się wokoło, widząc, że jego położenie się pogarsza.
- Wielmożna pani. – Stróż zaczął. – Czy ten chłopiec. – Wskazał na Jasia. – To ktoś z pani rodziny? – Niepewnie spytał panią Krakowską.
- Nie. – Odpowiedziała ona. – On jednak jest mi całkowicie bliski. – Dodała. – Bowiem w dzielnicy zaprowadza kulturę, o co w tych czasach jest bardzo trudno. – Powiedziała kładąc szczególny nacisk na słowo „kultura”. – Pora zwalczyć chamstwo czynami a nie słowem. – Zacytowała fragment jednego ze swoich wykładów.
- Ej ty cieciu. – Zaczął jeden z Jaśkowych andrusów. – A co ty tak podjeżdżasz do damy? Zasunąć ci kopa? – Dodał zawadiacko.
- Ziutek. – Odezwał się Jaś do tamtego. – Poczekaj. Z cieciem to trzeba tak po ojcowsku. Żeby nie było, że my tutaj jaką burdę robimy. – Jaś sprytnie kombinował.
- Dobra Jasiek. – Odpowiedział kompan. – Zaczekam. Jednak jakby co, to ja sobie sam z nim pogadam. – Wyrostek dodał paląc się do bitki.
- A więc cieciu. – Zaczął jeden z Jaśkowej ferajny. – Co to za posraniec nafajdał na tą ścianę? – Spytał stróża badawczo. – Tylko mi tutaj nie graj jakiejś bajki, bo ja się szybko wnerwiam. – Pogroził.
- No…, chłopcze. – Stróż zaczął. – To był niejaki Lubomir Mikołajski. To znaczy się on to tutaj namalował.
- Chłopaki. Znacie takiego frajera? – Jasiek spytał swoich kompanów. Jednak żaden z nich o takim nie słyszał. – Jak nie znacie, to migiem mi na miasto i go szukajcie. – Polecił swojej ferajnie.
Pani Krakowska aż była cała wniebowzięta tą sytuacją. „No to będę miała masę doświadczeń do mojego następnego wystąpienia.”, w myślach planowała. „Trzeba dzisiaj o tym skreślić w eseju.”, dopowiedziała sobie snując już jego wizję. Jaś czując się na mocniejszej pozycji do prowadzenia misji kulturalnej zwrócił się do stróża.
- A powiedzcie mi cieciu, jak się będziecie mieli, gdy w „Światowcu” was opiszą i te gryzmoły co są na tej ścianie? Co, jak sądzicie?
„Dobrze manewruje ten Jasiek. Bardzo dobrze. Widać od razu, że to moja szkoła.”, wielce zadowolona z siebie pomyślała pani Krakowska. Zaskoczony takim pytaniem stróż zaczął masować swoją potylicę i szukać właściwej odpowiedzi.
- Słuchaj mnie chłopcze. – Odparł.
- No, no, tylko nie „chłopcze”. – Warknął Jaś. Kilku z jego paczki natychmiast się poruszyło.
- No dobrze. – Stróż mówił dalej. – Więc słuchaj mnie. Wiesz co ja robię z tym „Światowcem”? No, wiesz? – Stróż poczuł, że odzyskuje inicjatywę. Wszak zawsze w kurtce nosił, by się obronić, pałkę teleskopową. Dostał ją kiedyś w nagrodę od takiego jednego stójkowego, któremu pomógł złapać groźnego gwałciciela grasującego po okolicy. – Ja, jak już sobie to przeczytam, a leżą u mnie tego ze dwa roczniki, to sobie potem to wieszam na haku w wychodku. – Zaczął mówić podniesionym głosem, wsadzając jednocześnie rękę do kieszeni, w której miał pałkę. – A teraz wynocha stąd smarkacze, bo wam skórę złoję!
Jeden z nygusów się odezwał.
- Te cieciu, a parę garści ci wsypać?
Tak to rozzłościło stróża, że zaczął wyciągać z kieszeni pałkę, lecz jak się okazało całkiem niepotrzebnie. Bowiem w tym samym czasie z bramy wybiegł jeden z chłopaków, którzy na polecenie Jasia szukali na mieście Lubomira Mikołajskiego, trzymając w ręku egzemplarz „W pośpiechu”, jednej z tych bulwarówek, którą zaczytywała się również pani Krakowska.
- Jaaaaasiek! – Dało się słyszeć z oddali głos nadciągającego andrusa. – Jaaaaaasiek! Aleeee afeeeeera…! – Krzyk dochodził coraz bliżej. Wszyscy się odwrócili w kierunku, z którego on dochodził. Wreszcie Jaśkowy kompan dobiegł do zgromadzonych, przystanął ciężko dysząc, zaś Jaś do niego się zwrócił.
- Co, Stefek, jaka afera? O co chodzi? Mikołajskiego znalazłeś?
- Jasiek. – Zaczął tamten ledwo dech łapiąc. – Ty tamtego buca zostaw. Patrz. – Powiedział podsuwając wymiętoszony egzemplarz „W pośpiechu”. – Zobacz.
W czasie, gdy kompan Jaśka, Stefek, wypowiadał te słowa, do grupy chłopców zbliżyła się również pani Krakowska. Jaś wziął od tamtego bulwarówkę, rozprostował i zaczął czytać: „Pieprzne zabawy parlamentarzysty Sojuszu Reformatorów”. Sojusz Reformatorów był właśnie tym rządzącym stronnictwem, za którym pani Krakowska gardłowała.
- Ja pierdzielę! – Jaś wykrzknął. – Ależ poruta i bryndza. No trzeba coś z tym zrobić.
- Jasiu. – Pani Krakowska zwróciła się do chłopca. – Jasiu, co się dzieję i o co chodzi?
- Patrz Żaneto. – Jaś podsunął jej bulwarówkę. Ta zaś dobywszy binokle, przyłożyła je do oczu i zaczęła czytać.
- O rety! – Wykrzyknęła. – A ja nie mam o tym przygotowanego referatu na trzepak. Co zaczną ludzie myśleć, gdy o tym się dowiedzą? Bo przecież już wiedzieć coś o tym muszą. – Na głos myślała. – Jasiu, zostaw tego stróża w spokoju. Musimy wracać do siebie, by coś obmyślić.
- Spokojna czaszka, Żaneto. – Zaczął Jaś. – Na pewno coś się wykombinuje. Będzie trzeba pogadać z wujem Kleofasem, to się da jakoś to wymydlić. – Dodał.
- No, na pewno, z wujem Kleofasem. To dobra rada. – Odpowiedziała. „Cóżesz ja bym zrobiła, gdybym nie miała takiego asystenta?”, dopowiedziała sobie w myślach ukontentowana.
—————–
Podobieństwo z jakąkolwiek żyjącą lub zmarłą osobą bądź osobami żyjącymi albo zmarłymi jest całkowicie niezamierzone i przypadkowe, zaś wyciąganie jakichkolwiek skojarzeń będzie nieuzasadnioną, nieprawną oraz niedozwoloną nadinterpretacją intencji autora.
- MoherowyFighter - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz