Zanik fair play

Anonim, pon., 23/11/2009 - 08:52
Czołowy francuski futbolista Thierry Henry zagrał piłkę ręką w polu karnym, umożliwiając koledze z drużyny strzelenie gola na wagę awansu "trójkolorowych" do finału mistrzostw świata. Przyznał się wprawdzie do tego błędu, ale nie od razu, kiedy sędzia miał możliwość nieuznania nieprawidłowo zdobytej bramki i nie wypaczyć wyniku bardzo ważnego meczu, ale dopiero w szatni, po jego zakończeniu.
Zasmuciła mnie ta sytuacja, chociaż - myśląc realnie, a nie życzeniowo - trudno byłoby oczekiwać innej reakcji wybitnego sportowca. Okazuje się bowiem, że głoszone z wielką pompą zasady fair play nijak się obecnie mają do sportowej rzeczywistości, a opinia publiczna skłonna jest wykazywać życzliwe zrozumienie dla takich zachowań w dobie wyścigu szczurów.
Szlachetna stadionowa rywalizacja o miano obiektywnie najlepszych ustępuje miejsca bezwzględnej walce o zwycięstwo za każdą cenę, także elementarnej uczciwości. Dzieje się tak zresztą również w wielu innych dziedzinach życia, tyle że nie wszędzie zaglądają wścibskie kamery, uniemożliwiające skuteczne fałszowanie obrazu wydarzeń. W tle są wielkie pieniądze, sława, uwielbienie tłumów, poklask władzy (prezydent Francji Nicolas Sarkozy nie zauważył niczego zdrożnego w postępku francuskiego piłkarza).
W średniowieczu, kiedy pod jednym z potykających się rycerzy padł koń, jego przeciwnik zsiadał ze swojego wierzchowca i kontynuował pojedynek pieszo, bo tak nakazywały zasady honoru, co pięknie opisał na przykładzie Zawiszy Czarnego pod Grunwaldem (być może trochę koloryzując, ale całkowicie w duchu tamtej epoki) Henryk Sienkiewicz w "Krzyżakach".
Czy dzisiaj widzący u swego rywala lekko naruszony łuk brwiowy bokser zachowałby się w podobny sposób, czyli starał się nie uderzyć go w to miejsce? Idę o zakład, że raczej usiłowałby - podpuszczany przez trenera i dopingowany przez kibiców - jak najszybciej trafić właśnie w nie, aby doprowadzić do nokautu. Trudno też wyobrazić sobie, żeby walczył używając tylko jednej ręki, gdyby przeciwnik doznał urazu, eliminującego możliwość korzystania w ringu z obu górnych kończyn.
A ja pamiętam jeszcze sprzed niewielu lat piękny postępek narciarza alpejskiego (nazwiska, niestety, nie jestem w stanie przywołać), który w ważnych zawodach, jadąc we mgle i padającym śniegu, ominął slalomową bramkę, czego nie zauważył żaden z sędziów. Kiedy dojechał do mety, osiągając znakomity czas, podszedł do kierownika zawodów i przyznał się do swego błędu na trasie, co przypłacił dyskwalifikacją, otrzymując jednak puchar fair play.
W naszych czasach dominuje zupełnie inne podejście: przekroczenie reguł gry nazywane jest boiskowym sprytem, symulowanie kontuzji, doznanej w wyniku rzekomego faulu przeciwnika pozytywnie traktowanym przez kibiców, a nawet dziennikarzy sportowych cwaniactwem, a oszukanie sędziego - wymierzeniem sprawiedliwości na własną rękę.
Zapytany w kontekście opisanej na początku artykułu sytuacji o to, jak by się zachował, mając wykonywać ewidentnie niesłusznie podyktowany przez arbitra rzut karny, jeden z polskich piłkarzy odrzekł po chwili zastanowienia: "przestrzeliłbym, ale pod warunkiem, że moja drużyna prowadziłaby w tym momencie meczu 7:0". Oto jak traktuje uczciwość ogół sportowców na początku XXI wieku.
Owszem, zdarzają się i dzisiaj w sporcie, a także w innych dziedzinach życia publicznego samotni Mohikanie, przedkładający wartości i normy moralne ponad żądzę zwycięstwa, ale trzeba ich szukać jak przysłowiowego raroga. Jakże przewidujący był Andrzej Mleczko, który już wiele lat temu narysował giermka, informującego króla na zasłanym trupami polu bitwy: "panie, wszyscy, którzy walczyli fair, polegli".
- - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. niewalenie w rozwalony łuk...
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów