Wokół Bukowskiego
FreeYourMind, wt., 17/11/2009 - 08:22
„Dziś w nocy wojska ZBiR wkroczyły na ziemie polskie od północy i wschodu, zajmując Trójmiasto, Elbląg, Olsztyn i Białystok. Obecnie posuwają się w stronę Warszawy. Interwencja tychże wojsk, jak stwierdził prezydent W. Putin, spowodowana była niedawnymi atakami terrorystycznymi na bazy wojskowe w okręgu kaliningradzkim, w których udział wzięli, według strony rosyjskiej, czeczeńscy bojownicy przeszkoleni w polskich tajnych ośrodkach. Zdaniem Putina, obecnie sprawą pierwszorzędnej wagi jest doprowadzenie do stabilizacji sytuacji w Polsce, która stała się krajem zagrażającym pokojowi w Europie, odkąd władzę objął w nim rząd, który w ciągu roku rozpoczął proces remilitaryzacji kraju i złamał w ten sposób międzynarodowe ustalenia dotyczące pozostawienia Polski jako państwa buforowego między Niemcami a Rosją.
Prezydent Unii Europejskiej, Joshka Fisher, wydał nad ranem oświadczenie, w którym uznaje prawo narodu rosyjskiego do obrony przed rozprzestrzenianiem się terroryzmu. Prezydent Obama uznał, że akcja ZBiR jest uprawniona, skoro śledztwo prokuratury wojskowej w Kaliningradzie wykazało, iż Polacy szkolą terrorystów czeczeńskich. Jego zdaniem należy w Polsce ustanowić tymczasowo międzynarodowy nadzór w celu uspokojenia sytuacji i niedopuszczenia do jakichś ulicznych prowokacji. Prezydent Obama wyraził też nadzieję, że wczorajsze internowanie przedstawicieli polskich władz przebiegło w zgodzie z uznanymi standardami prawnymi. Na godzinę 9 rano zapowiedziana jest konferencja prasowa prezydenta Putina, który pojawi się w Warszawie na lotnisku Okęcie. W trakcie niej ma zostać podany skład rządu tymczasowego w Polsce złożony z przedstawicieli demokratycznej opozycji, którzy, jak wiemy, przekazali do władz w Moskwie dokumenty dotyczące zaangażowania obalonego rządu w organizowanie akcji terrorystycznych.”
(powtarzany co godzinę komunikat w mediach polskich z wiosny 2011 r.)
Tak sobie pomyślałem, czytając rozmowę z Bukowskim, że on jednak, mówiąc o tym, iż Rosja przegrałaby ewentualną wojnę z Polską, chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że nasz kraj nie stawałby do żadnej wojny, tylko od razu wysłałby „delegację pokojową” do Moskwy, składającą się z polityków-patriotów, którzy 1) chcieliby „za wszelką cenę zapobiec niepotrzebnemu przelewaniu polskiej krwi”, 2) uznaliby, iż Rosja ma prawo do interwencji, skoro poprzedni rząd „swoją szaleńczą polityką doprowadził do eskalacji napięcia międzynarodowego, zmuszając władze Kremla do trudnej, kontrowersyjnej decyzji” i 3) przypomnieliby, że Polacy „chcą pracować i uczyć się w spokoju, nie zaś w podsycanej przez nieodpowiedzialnych polityków atmosferze grozy i rusofobii”. Delegaci wyraziliby nadzieję, że interwencja rosyjska nie potrwa długo, podkreśliliby, że w żadnym wypadku „nie jest to żadna wojna”, przestrzegliby, żeby nie wszczynać absolutnie żadnych akcji antyrosyjskich (tu potępiliby wystąpienia wyrostków, którzy tchórzliwie obrzucili koktailami Mołotowa samochody patrolowe armii rosyjskiej), ponieważ „w interesie wszystkich leży jak najszybsze doprowadzenie do normalizacji sytuacji w naszej ojczyźnie”.
Mija właśnie 20 lat, odkąd przewinęli się przez ministerialne stołki w MSZ-ie przeróżni przedstawiciele środowisk ludzi rozumnych i można powiedzieć, że poza A. Fotygą to żaden z tychże ministrów nie próbował zrobić nic dla wzmocnienia polskiej pozycji międzynarodowej ani dla związania Polski jakimiś silnymi militarnymi sojuszami z USA. Oczywiście nie można tych wspaniałych, rozumnych ludzi za to winić. Kiedyś zresztą rozmawiałem z prof. A. Rotfeldem, sprawia wrażenie poczciwego człowieka, który, jak sądzę, muchy by nie skrzywdził, podejrzewam, że może być uczciwym człowiekiem mimo swego długoletniego stażu w peerelowskich instytucjach związanych z polityką zagraniczną – problem jednak w tym, że nie takich ludzi na stanowisku szefa MSZ-u potrzebowała Polska na przestrzeni tych dwóch dekad, a już na pewno nie wujka Bronka czy prof. Skubiszewskiego, który w momencie kształtowania się nowego, europejskiego porządku z udziałem zjednoczonych Niemiec, nie zadbał o jakiekolwiek powojenne odszkodowania ze strony byłego agresora i okupanta.
Oczywiście, naiwnością byłoby sądzić, że tych ministrów kapryśny los zupełnie przypadkowo rzucił po „obaleniu komunizmu” (przez Wałka i Jaruzela, jak wiemy od niedawna) na to kluczowe stanowisko. Skoro Polska nie miała być silnym państwem, to i nie mogła mieć ministrów mogących o tę silną jej pozycję zabiegać. Potrzebni więc byli specjaliści od ściemniania, po prostu, a więc ludzie, którzy będą robić uczoną minę (Skubiszewski znakomicie w tym wypadał), będą „znać języki” (nie zapomnę, jak zachwalali polscy dziennikarze ten szczególny przymiot ówczesnego szefa MSZ) niemal wszystkie poza językiem silnej i wolnej od nacisków Rosji i Niemiec, Polski. W tym korowodzie pociesznych postaci szczególnie operetkowy wydaje się Radek Sikorski, który zabiera się za desowietyzację a może i dekomunizację (AD 2009) od pomysłu rozwalania Pałacu im. Stalina, choć tenże sam Sikorski bronił parę lat temu, jak lwica, „generała Judasza” przed groźbą zdegradowania go do stopnia szeregowca.
Niedawno czytałem wywiad z wujkiem Tadkiem (w komunistycznej „Polityce”), czyli „pierwszym niekomunistycznym premierem”, no i rozmowa oscylowała wokół przepięknych, budujących kwestii Eucharystii z udziałem H. Kohla („Msza Pojednania”) i przypominała m.in., że mniejszość niemiecka przyszła na ową mszę z transparentem głoszącym, że Kohl jest jej kanclerzem (takie klasyczne, niemieckie poczucie humoru). Ale jakoś w ogóle nie dotknęła problemu odszkodowań Niemców za całkowite zniszczenie Warszawy czy ludobójcze praktyki wobec Polaków w czasie II wojny. Jak doskonale pamiętamy, gdy kaczyści wyskoczyli z pomysłem wyliczenia strat spowodowanych przez hitlerowców w samej stolicy, to w Polsce – tak w Polsce – ozwały się głosy wielkiego, potępieńczego oburzenia, że jakże to tak „po tylu latach” liczyć Niemcom cokolwiek, skoro przecież ci Niemcy tak straszliwie nam pomagają „w UE” czy w ramach kooperacji gospodarczej – jakże to tak podsycać rewizjonistyczne nastroje, gdy cała Europa żyje w pokoju i pokój jest najważniejszy. Część tych głosów pochodziła, rzecz jasna, z tych samych środowisk komunistycznych, jak inteligencja skupiona wokół komunistycznej „Polityki”, wiernie trzymająca się prorosyjskiej linii po dziś dzień. J. Paradowska, niezmordowana jak niegdyś A. Małachowski broniący Polski przed dekomunizacją, powiada teraz, że jednym z widocznych sukcesów gabinetu ciemniaków jest właśnie „nawiązanie nici współpracy z Rosją”.
I o to chodzi. Bliżej Rosji. Jednakże zbliżając się do tej Rosji, coraz wyraźniej widzimy KGB-owców, nie wiedzieć czemu, zaś Bukowski z typową dla siebie szyderczą manierą, rozwiewa wszelkie złudzenia dotyczące „demokratycznego charakteru” przemian u naszego wschodniego sąsiada. Czy środowiskom prorosyjskim w Polsce mogłoby to przemówić do rozsądku? Wprost przeciwnie – one kochają bowiem Rosję taką, jaka jest, bo jest taka sama od czasu, gdy powstał Kraj Rad.
http://www.rp.pl/artykul/392884_Bukowski__Rosja_nie_wygralaby_wojny_z_Polska_.html
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1500711,1,rocznica-polsko--niemieckiego-pojednania.read
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1500839,1,dwa-lata-rzadu-tuska-ocenia-janina-paradowska.read
Prezydent Unii Europejskiej, Joshka Fisher, wydał nad ranem oświadczenie, w którym uznaje prawo narodu rosyjskiego do obrony przed rozprzestrzenianiem się terroryzmu. Prezydent Obama uznał, że akcja ZBiR jest uprawniona, skoro śledztwo prokuratury wojskowej w Kaliningradzie wykazało, iż Polacy szkolą terrorystów czeczeńskich. Jego zdaniem należy w Polsce ustanowić tymczasowo międzynarodowy nadzór w celu uspokojenia sytuacji i niedopuszczenia do jakichś ulicznych prowokacji. Prezydent Obama wyraził też nadzieję, że wczorajsze internowanie przedstawicieli polskich władz przebiegło w zgodzie z uznanymi standardami prawnymi. Na godzinę 9 rano zapowiedziana jest konferencja prasowa prezydenta Putina, który pojawi się w Warszawie na lotnisku Okęcie. W trakcie niej ma zostać podany skład rządu tymczasowego w Polsce złożony z przedstawicieli demokratycznej opozycji, którzy, jak wiemy, przekazali do władz w Moskwie dokumenty dotyczące zaangażowania obalonego rządu w organizowanie akcji terrorystycznych.”
(powtarzany co godzinę komunikat w mediach polskich z wiosny 2011 r.)
Tak sobie pomyślałem, czytając rozmowę z Bukowskim, że on jednak, mówiąc o tym, iż Rosja przegrałaby ewentualną wojnę z Polską, chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że nasz kraj nie stawałby do żadnej wojny, tylko od razu wysłałby „delegację pokojową” do Moskwy, składającą się z polityków-patriotów, którzy 1) chcieliby „za wszelką cenę zapobiec niepotrzebnemu przelewaniu polskiej krwi”, 2) uznaliby, iż Rosja ma prawo do interwencji, skoro poprzedni rząd „swoją szaleńczą polityką doprowadził do eskalacji napięcia międzynarodowego, zmuszając władze Kremla do trudnej, kontrowersyjnej decyzji” i 3) przypomnieliby, że Polacy „chcą pracować i uczyć się w spokoju, nie zaś w podsycanej przez nieodpowiedzialnych polityków atmosferze grozy i rusofobii”. Delegaci wyraziliby nadzieję, że interwencja rosyjska nie potrwa długo, podkreśliliby, że w żadnym wypadku „nie jest to żadna wojna”, przestrzegliby, żeby nie wszczynać absolutnie żadnych akcji antyrosyjskich (tu potępiliby wystąpienia wyrostków, którzy tchórzliwie obrzucili koktailami Mołotowa samochody patrolowe armii rosyjskiej), ponieważ „w interesie wszystkich leży jak najszybsze doprowadzenie do normalizacji sytuacji w naszej ojczyźnie”.
Mija właśnie 20 lat, odkąd przewinęli się przez ministerialne stołki w MSZ-ie przeróżni przedstawiciele środowisk ludzi rozumnych i można powiedzieć, że poza A. Fotygą to żaden z tychże ministrów nie próbował zrobić nic dla wzmocnienia polskiej pozycji międzynarodowej ani dla związania Polski jakimiś silnymi militarnymi sojuszami z USA. Oczywiście nie można tych wspaniałych, rozumnych ludzi za to winić. Kiedyś zresztą rozmawiałem z prof. A. Rotfeldem, sprawia wrażenie poczciwego człowieka, który, jak sądzę, muchy by nie skrzywdził, podejrzewam, że może być uczciwym człowiekiem mimo swego długoletniego stażu w peerelowskich instytucjach związanych z polityką zagraniczną – problem jednak w tym, że nie takich ludzi na stanowisku szefa MSZ-u potrzebowała Polska na przestrzeni tych dwóch dekad, a już na pewno nie wujka Bronka czy prof. Skubiszewskiego, który w momencie kształtowania się nowego, europejskiego porządku z udziałem zjednoczonych Niemiec, nie zadbał o jakiekolwiek powojenne odszkodowania ze strony byłego agresora i okupanta.
Oczywiście, naiwnością byłoby sądzić, że tych ministrów kapryśny los zupełnie przypadkowo rzucił po „obaleniu komunizmu” (przez Wałka i Jaruzela, jak wiemy od niedawna) na to kluczowe stanowisko. Skoro Polska nie miała być silnym państwem, to i nie mogła mieć ministrów mogących o tę silną jej pozycję zabiegać. Potrzebni więc byli specjaliści od ściemniania, po prostu, a więc ludzie, którzy będą robić uczoną minę (Skubiszewski znakomicie w tym wypadał), będą „znać języki” (nie zapomnę, jak zachwalali polscy dziennikarze ten szczególny przymiot ówczesnego szefa MSZ) niemal wszystkie poza językiem silnej i wolnej od nacisków Rosji i Niemiec, Polski. W tym korowodzie pociesznych postaci szczególnie operetkowy wydaje się Radek Sikorski, który zabiera się za desowietyzację a może i dekomunizację (AD 2009) od pomysłu rozwalania Pałacu im. Stalina, choć tenże sam Sikorski bronił parę lat temu, jak lwica, „generała Judasza” przed groźbą zdegradowania go do stopnia szeregowca.
Niedawno czytałem wywiad z wujkiem Tadkiem (w komunistycznej „Polityce”), czyli „pierwszym niekomunistycznym premierem”, no i rozmowa oscylowała wokół przepięknych, budujących kwestii Eucharystii z udziałem H. Kohla („Msza Pojednania”) i przypominała m.in., że mniejszość niemiecka przyszła na ową mszę z transparentem głoszącym, że Kohl jest jej kanclerzem (takie klasyczne, niemieckie poczucie humoru). Ale jakoś w ogóle nie dotknęła problemu odszkodowań Niemców za całkowite zniszczenie Warszawy czy ludobójcze praktyki wobec Polaków w czasie II wojny. Jak doskonale pamiętamy, gdy kaczyści wyskoczyli z pomysłem wyliczenia strat spowodowanych przez hitlerowców w samej stolicy, to w Polsce – tak w Polsce – ozwały się głosy wielkiego, potępieńczego oburzenia, że jakże to tak „po tylu latach” liczyć Niemcom cokolwiek, skoro przecież ci Niemcy tak straszliwie nam pomagają „w UE” czy w ramach kooperacji gospodarczej – jakże to tak podsycać rewizjonistyczne nastroje, gdy cała Europa żyje w pokoju i pokój jest najważniejszy. Część tych głosów pochodziła, rzecz jasna, z tych samych środowisk komunistycznych, jak inteligencja skupiona wokół komunistycznej „Polityki”, wiernie trzymająca się prorosyjskiej linii po dziś dzień. J. Paradowska, niezmordowana jak niegdyś A. Małachowski broniący Polski przed dekomunizacją, powiada teraz, że jednym z widocznych sukcesów gabinetu ciemniaków jest właśnie „nawiązanie nici współpracy z Rosją”.
I o to chodzi. Bliżej Rosji. Jednakże zbliżając się do tej Rosji, coraz wyraźniej widzimy KGB-owców, nie wiedzieć czemu, zaś Bukowski z typową dla siebie szyderczą manierą, rozwiewa wszelkie złudzenia dotyczące „demokratycznego charakteru” przemian u naszego wschodniego sąsiada. Czy środowiskom prorosyjskim w Polsce mogłoby to przemówić do rozsądku? Wprost przeciwnie – one kochają bowiem Rosję taką, jaka jest, bo jest taka sama od czasu, gdy powstał Kraj Rad.
http://www.rp.pl/artykul/392884_Bukowski__Rosja_nie_wygralaby_wojny_z_Polska_.html
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1500711,1,rocznica-polsko--niemieckiego-pojednania.read
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1500839,1,dwa-lata-rzadu-tuska-ocenia-janina-paradowska.read
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. car się gniewa - rozweselmy cara...
2. FYM-ie
3. rok 1795 i jego następstwa ..
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com