O aktorach i aktorkach

avatar użytkownika FreeYourMind

W trakcie niedawnych „uroczystości rocznicowych” w Berlinie, jak słusznie przypomniał wczoraj w RM Michael Reagan, przybrany syn Ronalda Reagana, mało kto wspominał oficjalnie postać głównego aktora tamtych wydarzeń, a więc właśnie prezydenta USA, który wraz z Janem Pawłem II i M. Thatcher przyczynił się do rzucenia na kolana Moskwy i Związku Sowieckiego. Akurat o Thatcher Niemcy woleli zapomnieć z tego choćby powodu, że – całkiem słusznie – sprzeciwiała się przedwczesnemu jednoczeniu Niemiec, wiedząc, jak szybko zmieni to układ sił w Europie i jak wzmocni to Rosję. Z kolei o Reaganie w socjalistycznej „UE”, która goni gospodarkę USA już od czasu ustanowienia „strategii lizbońskiej” (i rzecz jasna lada dzień przegoni, jeśli już nie przegoniła – przynajmniej w biurach projektów, na deskach kreślarskich wizjonerów unijnych), a zwłaszcza o reaganomice nie warto wspominać.

O reaganomice nie wolno też opowiadać w domu powieszonego, czyli w kraju, w którym słynna terapia szokowa doprowadziła do wydrenowania jakichkolwiek oszczędności obywateli polskich, do umocnienia się kapitalizmu politycznego i kasynowego, do powstania nietykalnej klasy nomenklaturowej składającej się z bogatych czerwonych i różowych, którzy dzisiaj bronią bananowej III RP jak niepodległości – a więc do tego, że Polacy swoją „drogę do zachodniej stopy życiowej” zaczynali nie od niskich podatków i warunków dogodnych dla przedsiębiorczości, lecz od razu na wielkim minusie. Zresztą, gdyby było inaczej, a więc gdyby to nie Polaków obciążono kosztami spłaty zadłużenia zagranicznego i finansowania kosztów transformacji, lecz komunistów, to przecież nie powstałby cały establishment III RP, zaś cała zabawa w obalanie reżimu przestałaby się nie tylko czerwonym, ale i różowym opłacać. Ani jedni bowiem, ani drudzy w warunkach normalnego systemu ekonomicznego i normalnej walki politycznej, nie zajęliby wyróżnionych miejsc na szczytach władzy (pomijam to, że ci pierwsi siedzieliby w więzieniach w najlepszym wypadku). Z tego też powodu nie pozwolono na zajęcie się zrabowanymi Polakom przez kilkadziesiąt lat, pieniędzmi czerwonych, nie przeprowadzono uwłaszczenia obywateli, a najlepiej prosperujących zakładów pozbywano się za bezcen i jak można sądzić, znając polskie realia, za niezłą gratyfikację do kieszeni sprzedającego itd.

W ten sposób obywatelom uniemożliwiono nie tylko szybkie stanięcie na nogi i zapewnienie sobie godziwej stopy życiowej, ale i zorganizowanie się polityczne w taki sposób, by wyłoniła się konserwatywna partia „klasy średniej”, postulująca pogłębianie reform rynkowych, systematyczne obniżanie podatków, procesy prywatyzacyjne z prawdziwego zdarzenia itd. - umożliwiono zaś organizowanie się samym patogennym i aferalnym siłom nomenklaturowym (czerwonym i różowym), które zaczęły „zastępować obywateli” w tworzeniu warunków dla gospodarczego i politycznego rozwoju państwa.

Patrząc więc wstecz na format postaci historycznych, to przy takim Reaganie czy Thatcher (że nie wspomnę o gigancie takim jak Jan Paweł II) z ich zdolnościami przywódczymi i strategicznymi, z ich konsekwencją w uzdrawianiu gospodarek wolnorynkowych i zapewnianiu dobrobytu obywateli, można by w Polsce mówić nie o aktorach sceny politycznej, lecz o aktorkach, ludzikach mikroskopijnego rozmiaru, pociesznych krasnoludkach właściwie, którzy z wizji samouwłaszczenia się i skonsumowania konfitur władzy, tudzież zapewnienia godziwego startu życiowego znajomym królika, uczynili jedyny cel swojego „uprawiania polityki”. Co ciekawsze jednak, im mniejszy format takiego polityka, tym większa arogancja i pycha, i tym większe poczucie władzy i wagi jako „politycznego aktora”, co widać choćby po Jamajce Komorowskim, ale o takich ludziach to nawet nie powinno się wspominać w krytycznym dyskursie.

Na tym jednak nie koniec. Bufonada ludzików panoszących się po polskiej scenie politycznej od 20 lat po zawarciu paktu z diabłem idzie w parze z bufonadą ludzi rozkochanych w obecnym stanie rzeczy, a więc osób, które patologię traktują jako objawy zdrowia, zaś krytyczne diagnozy obecnego stanu rzeczy – jako symptomy choroby demokracji. Nieźle, prawda? W ten sposób ludzie dokonujący racjonalnego namysłu nad rzeczywistością są właściwie od razu skazani na intelektualne getto, ponieważ widzą to, czego nie ma lub czego dostrzegać nie powinni. Jeśli zaś ktoś widzi za dużo i chce się dowiedzieć za dużo, to kończy żywot jak Falzmann, po prostu, lub też bezpieczniacy nękają go, jak Sumlińskiego. No ale czy J. Szczepkowskiej, bo ją tu mam na myśli po lekturze posta A. Romaszewskiej, jeszcze kołaczą się takie nazwiska w pamięci, skoro chodzi tu o ludzi wierzących w jakąś teorię spiskową, czyli negatywistów? A przecież wszystkim nam są potrzebne pozytywne wibracje.

Wniosek z tego jest taki, że Ministerstwo Prawdy serwuje nam coraz słabsze dopalacze, stąd popadamy w zgubne nastroje negatywizmu. Aktorki więc płci męskiej jak i żeńskiej – zróbcie coś, żeby było weselej. Nie byłoby źle, jakby po 20 latach „kapitalizmu” udało się wam wprowadzić radykalnie niskie podatki (jawne i ukryte), co pozwoliłoby zwykłemu obywatelowi wyzwolić się z fiskalnego kieratu. No ale to chyba nie jest scenariusz waszego spektaklu.


http://aromasze.salon24.pl/137829,joanny-szczepkowskiej-ucieczka-od-wolnosci
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091113&typ=po&id=po08.txt

napisz pierwszy komentarz