Andrzej Przewoźnik dla kogo pracuje?
Wojciech Kozlowski, wt., 03/11/2009 - 23:42
Wizytówką działalności Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Polsce jest odsłonięcie w Gdańsku na 70 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej żydowskiego Pomnika Kindertransportów w miejsce Pomnika Pomordowanych Pomorzan. Gwoli wyjaśnienia Pomorzanom nie wybudowano pomnika, pomimo dwu i półletnich starań uwieńczonych załatwieniem wszelkich potrzebnych do budowy formalności, ponieważ „zabrakło” 400 tysięcy złotych na jego realizację, przy zapłaceniu w tym czasie 860 tysięcy na pomnik żydowski z półrocznym czasem starań i realizacji.
A więc obrazowo: w czasie kiedy od dwóch lat „nie było” na polskie upamiętnienie pieniędzy, wydano niespodziewanie ponad dwa razy więcej na upamiętnienie żydowskie, nie dotyczące nawet polskich obywateli, bowiem kindertransporty dotyczyły wyjazdów do Londynu przed wybuchem II wojny światowej dzieci obywateli niemieckich żydowskiego pochodzenia z Niemiec, w tym nielicznych z Wolnego Miasta Gdańska. (*7)
Takie przykłady fundowania niepolskich upamiętnień w Polsce za pieniądze polskich podatników można by mnożyć, a pan minister Przewoźnik miewa się dobrze. Nikt jego nie dymisjonuje, a i on swoim podwładnym nie udziela reprymendy, tymczasem zgodnie z ustawą to właśnie do ROPWiM należy inicjowanie i koordynowanie działalności związanej z upamiętnianiem historycznym narodu polskiego, a więc i odpowiedzialność za nie.
W czepku urodzony
Kiedy Hanna Suchocka z Unii Wolności jako ówczesny premier w 1992 r. powołała na sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - nie jakiegoś zasłużonego pracownika naukowego historycznej placówki, lecz 29 letniego młokosa z Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie - nikt nie kwestionował jego naukowego dorobku, bowiem Andrzej Przewoźnik żadnego dorobku nie posiadał. Był więc kandydatem dla ojczyzny czystym, a zatem praca od podstaw i młodzieńczy zapał: „O ósmej wychodzi (do pracy). Kończy o 18-19.00, często dłużej” (*1). Ile w tym prawdy – wiadomo - skoro właśnie w tym czasie studiuje dodatkowo na Wydziale Strategiczno-Obronnym Akademii Obrony Narodowej w Warszawie i w 2002 r. kończy studia podyplomowe z obronności państwa (sic!). Znajduje przy tym jeszcze czas na wyjazdy na festywale żydowskie do Krakowa z referatami, prowadzi prywatne historyczne badania w Krakowie i naturalnie zajmuje się rodziną. Jego działalność odbywa się podobno kosztem zdrowia: „Zniknąłem (z Warszawy do Krakowa WK) na kilka dni, właśnie przez kłopoty ze zdrowiem” (*1). Mam nadzieję, że nie odbywało się to kosztem podatnika przy pomocy legendarnych L4?
Tak dziwne odejście od edukacji historycznej w stronę obronności u osoby której powierzono do wykonywania konkretne zadania państwowe, może zrozumiemy w jakimś innym czasie, na razie pozostaje nam się dziwić, że ów nie posiadający dorobku naukowego młokos, stał się z rekomendacji samego Kieresa głównym kandydatem na prezesa IPN. Zeznania weryfikowanego funkcjonariusza SB z 1990 r., że „Łukasz” o nr ew. 33592 był jego agentem, a jako ostatnia prowadziła go kp. Markowska, blokują nie wiadomo czym uzasadnioną kandydaturę, a sam Przewoźnik oświadcza, że odmówił Markowskiej współpracy.
Biorąc pod uwagę, że samo obciążające oskarżenie padło 15 lat przed szansą zostania prezesem IPN przez Przewoźnika - a więc nie zostało spreparowane na zamówienie, oraz, że nie jest prawdopodobne aby funkcjonariusz SB kłamał podczas własnej weryfikacji,
a także, że gdyby Przewoźnik jeszcze przed Markowską był znany w SB jako osoba, której nie da się wciągnąć do współpracy, to czy doszło by do spotkań z Markowską? Można też się dziwić, że osoba nie współpracująca z SB - jak o sobie powiada – lecz jednak naciskana na współpracę, została mimo to wyposażona przez SB w wizę wyjazdową do Londynu na stypendium Fundacji AK. Przyjmując wersję niewinności we współpracy Przewoźnika z SB, oznaczało by to, że nie tylko on sam nie uległ, lecz, że uległo w stosunku do niego SB. Już po napisaniu niniejszego artkułu, sprawa współpracy Przewoźnika wyjaśniła się na jego niekorzyść. (patrz *8)
W czasie oskarżeń o współpracę z bespieką pod obronę bierze sekretarza „Gazeta Wyborcza” i „Trybuna”, a z polityków Cimoszewicz i prezydent Kwaśniewski. Natomiast na stanowisko sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oświadczenie lustracyjne ani tzw. czyste konto nie jest wymagane wcale. To skandal.
Ludobójstwo już tylko żydowskie
Od oderwania się Polski od Związku Radzieckiego minęło już lat 20, tymczasem sprawa pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, która Polskę zniewoliła jest wciąż nie rozwiązana. Komitet Katyński ocenia ich ilość na dwa tysiące, podczas gdy Przewoźnik na kilkadziesiąt. Kto kłamie i dlaczego ten spór nie jest rozstrzygnięty na łamach parlamentu można tłumaczyć tylko upadkiem parlamentu. Oprócz pomników wdzięczności istnieją jeszcze gorsze dla Polaków pomniki – ich oprawców - takie jak chociażby ubecki, niedawno nawet odnowiony w Rykach. W zakresie żenujących przypadków istnienia komunistycznych pomników, sekretarz generalny nie poczuwa się do odpowiedzialności, przerzucając ją na administracje lokalne, tymczasem z ustawy o ROPWiM Art.1, Art. 3. obowiązek taki jednoznacznie wynika. Zarówno w zakresie inicjowania jak i koordynowania opieki i oceny upamiętnień historycznych. Pewną trudność może stanowić tu brak odpowiedniej ustawy o miejscach pamięci narodowej. Niestety w 2000 r. SLD odrzuciło projekt autorstwa PIS do spółki z Unią Wolności, a w 2008 r. PO odrzuciła projekt PIS do spółki z SLD. Koło się zamyka.
Tymczasem w mętnej wodzie Przewoźnik stosuje metodę przedziwnych uników, powołując się jak chociażby w przypadku Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w Oleśnicy (*2) na posiadane tajemnicze spisy pomników co do których strona rosyjska oczekuje pozostawienia. Nie wiadomo dlaczego ów spis jest tajny i nie wiadomo również kto ze stroną rosyjską ów spis układał. Wiadomo natomiast, że traktakt dobrosąsiedzki zobowiazujący Polskę do pielęgnacji pomników podpisał w 1992 r. prezydent Lech Wałęsa ps. „Bolek”. Pomniki wdzięczności Armii Czerwonej nie są tymczasem pomnikami miejsc i pamięci ofiar o których mówi polsko-rosyjska ustawa 112 z 94 r. o miejscach pamięci ofiar. Okazało się jednak niedawno za przyczyną młodych doktorantów z KUL (chodziło o pomnik „czterech śpiących” na Pradze), że Przewoźnik może jednak ze stroną rosyjską negocjować usuwanie pomników, a jeśli tego nie czyni to widocznie dlatego, że łatwiej jest odsunąć od siebie sprawę, poprzez powołanie się na tajemniczą listę i ustalenia „robocze” jak to miało miejsce w Oleśnicy, niż faktyczne ustalenia podjąć.
Zupełnie inną taktykę stosuje sekretarz w przypadku pomników żydowskich. Tu charakteryzuje go nawet nadgorliwość. Np. za usunięcie obelisku w Jedwabnem bez porozumienia z władzami lokalnymi, wpłynęło od środowisk kombatanckich doniesienie do prokuratury. Chodziło wtedy o zmianę sprawców tej zbrodni. Przy temacie Jedwabne przytoczę charakterystyczną wypowiedź Przewoźnika bedącą obrazem jego rzetelności: „Tu jest miejsce na rzetelną, suchą analizę faktów. Nie można grać ofiarami, bo ci ludzie nie będą się już bronić. I kiedy czytam dziś, że wszyscy wymordowani to Żydzi współpracujący z Sowietami, zadaję pytanie: kilkuletnie dzieci też współpracowały?” (*1). Pomijając, że historyk podający, że czyta bez podania źródła, dyskwalifikuje siebie jako historyka, to nie trzeba być wielkim znawcą tematu aby wiedzić, że owej horendarnej bzdury na jaką powołuje się Przewoźnik nikt nie napisał!
Przy kwestii sprzyjania przez Przewoźnika nieusuwaniu reliktów komunistycznych, niesposób nie wspomnieć o jego zasługach w uchwaleniu rasistowskiej ustawy oświęcimskiej, uwzględniającej tylko niemieckie obozy z pominięciem sowieckim. Cyt: „ W Komisji początkowo uchwalono, iż ustawa dotyczyć będzie Miejsc Pamięci Narodów - obozów hitlerowskich i komunistycznych. Niestety nie poszła za tym "argumentacja" Andrzeja Przewoźnika z Rady Ochrony Pamięci. Tłumaczył, iż obozy komunistyczne były inne, nie mogą więc być objęte taką samą ochroną, jak niemieckie, gdyż w komunistycznych nie ginęli licznie Żydzi.” (*3) Co gorsze Przewoźnik jako polski minister ma także swój udział w eliminowaniu z polskiej pamięci narodowej polskiej hekatomby jako jej najważniejszego pierwiastka. Zdecydowanie lepiej traktuje pod tym względem Żydów. Przykładem może być teren niemieckiego obozu koncentracyjnego w Plaszowie, gdzie byli więźniowie tego obozu uzyskali akceptację treści tablicy memoratywnej dla pomordowanych Żydówek węgierskich przy odmowie dla tablicy poświęconej polskim ofiarom obozu.
Farsa ukraińskiej wzajemności
Kiedy na cmentarzu wojskowym w Przemyślu - w skutek interwencji Andrzeja Przewoźnika - usunięto rzeźbę z pomnika poświęconego ofiarom ludobójstwa OUN-UPA na Wołyniu i Podolu, doszło do ujawnienia przez polskie środowiska kresowe obciążających go faktów, że w Polsce na Podkarpaciu istnieje conajmniej kilkadziesiąt wzniesionych bez pozwolenia na budowę pomników banderowskich, co do których Przewoźnik niczym Piłat ręce swe umywa - pod pretekstem, że te są akurat w gestii administracji lokalnych. Kiedy ów skandal dotarł do mediów, Przewoźnikowi z pomocą przyszły mniejszości narodowe – od ukraińskich po żydowskie – pisząc na niego oficjalną skargę do rządu o pomnikowym dyskryminowaniu mniejszości. I wówczas stała się rzecz niebywała - instytucja tzw. użytecznych idiotów wystąpiła w prasie z bezkrytyczną obroną sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i sprawa nielegalnych ukraińskich upamiętnień ucichła. Obrona Przewoźnika spowodowała więc zdecydowane zwycięstwo interesów banderowskiej frakcji.
Naturalnie już nikomu nie przyszło do głowy dokonania bilansu, dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje, bowiem głoszona przez niego zasada wzajemności upamiętnień polsko-ukraińskich powinna być proporcjonalna do ilości ofiar po obydwu stronach. Jeśli według samego Andrzeja Przewoźnika takich miejsc do upamiętnienia banderowskiego ludobójstwa na Polakach jest 1500 na Ukrainie - przy zaledwie 100 na terenie Polski co do których Ukraińcy oczekują upamiętnienia - i pomijając już, że ofiary ukraińskie są ofiarami ich własnej agresji - bo Polacy banderowców zabijali dla obrony własnej, więc owe UPAmiętnienia powinny się różnić od polskich i jeśli powinny być realizowane to w proporcji 1:15 a nie 1:1, bo taka „wzajemność” jest zwyczajnie farsą wzajemności. Osobiście mam wątpliwości czy jest wypełniana chociażby w proporcji 1:1, tymbardziej, że polskie środowiska kresowe stwierdzają, że Przewoźnik w sprawie polskich upamiętnień na Ukrainie praktycznie nic nie robi. Mam wrażenie, że czas już nadszedł, aby na forum polskiego parlamentu zażądać od sekretarza generalnego ROPWiM szczegółowego bilansu upamiętnień.
Dęby, marmury oprawcom a ofiarom haszcze
Sytuacja polskich miejsc pamięci na Ziemiach Odzyskanych ulega pogorszeniu odwrotnie proporcjonalnemu do postępującej tam germanizacji. Ilustracją tej sytuacji są 43 lata jakie minęły od wmurowania aktu erekcyjnego pod Pomnik Powrotu do Macierzy Ziem Zachodnich i Północnych we Wrocławiu, którego budowy nigdy nie rozpoczęto, pomimo ponowienia takich starań w 2004 r. Przybywać natomiast zaczyna nazw ulic, symboli i pomników niemieckich jak chociażby restaurowanego już obecnie w Szczecinie za polskie pieniądze pomnika Fryderyka II - odpowiedzialnego za rozbiór Polski. Warto wspomnieć, że cieszący się we Wrocławiu bezkarnością za antypolskie „zasługi” Zdrojewski, trafił nawet na ministra kultury i na tym stołku zdążył już zablokować między innymi budowę Muzeum Ziem Zachodnich. Nie sposób sobie wyobrazić zatem jak można by się poskarżyć do ministra kultury na podległego mu Przewoźnika.
Jaki udział w germanizacji ma Przewoźnik, wystarczy wspomnieć rolę ogrodnika w jaką się wcielił w Nadolicach Wielkich pod Wrocławiem: „Także polski minister Andrzej Przewoźnik cieszył się z pięknie rozwijającego się posadzonego przezeń drzewa. Komu oni oddawali cześć? Na cmentarzu poświęconym w ten sposób spoczywają polegli członkowie 20. Dywizji Grenadierów SS 'Estland', 18. Dywizji Grenadierów Pancernych SS 'Horst Wessel', 31. i 36. Dywizji Grenadierów SS, 35. Policyjnej Dywizji SS, Dywizji SS 'Galizien', Brygady SS Dirlewangera, esesmani z Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier, Holandii, Flandrii i Niemiec. Z pułku SS-Obersturmbannfuhrera Bessleina [jednego z pięciu fortecznych pułków, broniących tzw. Festung Breslau - J.R.N.] przeżyli tylko nieliczni. Tu zostali skupieni zbyteczni już w urzędach okupacyjnych oficerowie gestapo z Krakowa i Radomia, przepędzeni niemieccy oficerowie policji z Radomia, Łodzi, Warszawy. Nie można też zapomnieć o jeszcze zdolnych do służby wartownikach SS obozu koncentracyjnego z Oświęcimia, który został rozwiązany 27.01.1945 roku (...).” (*4)
Tym zbrodniarzom honory oddawało polskie wojsko a uczestniczył ks. kard. H. Gulbinowicz. Problem w tym, że zatajono przed nimi komu tak naprawdę cześć oddają, a więc że wśród 12 tysięcy przeniesionych tu z okolicy ekschumowanych szczątków żołnierzy niemieckich, znajduje się wielu zbrodniarzy wojennych. Wybuchły skandal Przewoźnik tłumaczył konwencją genewską i obowiazkiem pochówki, tymczasem z konwencji wcale nie wynika konieczność upamiętniania zbrodniarzy marmurowymi nagrobkami, a w szczogólności oddawanie im czci.
Koszt upamiętnienia owego cmentarza „pojednania” pokryła strona polska w połowie, podczas gdy nieopodal w Miłoszycach znajdują się chaszcze, po których psy bezpańskie targają polskie szczątki „spoczywających” tu 600 ofiar filii niemieckiego obozu Gross Rossen. (*4)
Urzędnik subtelny inaczej?
W kwestii Niemieckiego Obozu Zagłady KL Warschau można wyróznić dwa etapy stosuku Andrzeja Przewoźnika do upamiętnienia tego obozu. Pierwszy okres dotyczy czasu do chwili rozbiórki bani gazotwórczych na międzytorzu przy Warszawie Zachodniej i drugi już po ich rozbiórce. Pomijając samą odpowiedzialność sekretarza ROPWiM za pozwolenie na demontaż obiektu służącego niemieckiemu ludobójstwu, bez zabezpieczenia i zachowania elementów stanowiących dowody zbrodni w sprawie toczącego się wciąż śledztwa prokuratorskiego, to stosunek jego do sprawy jest diametralnie różny przed i po rozbórce. I tak, w pierwszym okresie nie neguje on przeznaczenia tych urządzeń i komór gazowych i nawet w uzgodnieniach z DOKP zobowiązuje się do upamiętnienia: „3. ROPWiM opracuje projekt architektoniczny miejsca upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 5. Ścianę wschodnią tunelu D (dla pieszych) można wykorzystywać do upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 7. Kwestia rekonstrukcji gazotwórczych bani zostanie uwzględniona z CDOKP” (*5 str 180).
W skutek owych uzgodnień urządzenia zostały rozebrane, a pan Przewoźnik nie dość,
że nie spełnił warunków ich rozbiórki do których się zobowiązał to jeszcze kiedy sędzia niezłomny Maria Trzcińska zwróciła się do niego o akceptację budowy pomnika na skwerze nieopodal tunelu w którym mieściły się komory gazowe, cynicznie, po chamsku wprost zakpił: „Niech Pani dostarczy mi listy zagazowanych to ja pani od razu wybuduję pomnik...” Przypomnę za sędzią M. Trzcińską, że takich wymogów i w takiej formie nie stawia sekretarz w stosunku do Żydów, chociaż w Treblince znane jest nazwisko tylko jednej ofiary Janusza Korczaka. W przypadku KL Warschau zachowały się niekompletne - lecz jednak - listy rozstrzelanych kobiet.
Żydowski pomnik
Myślę, że tych kilka przykładów działalności Andrzeja Przewoźnika wystarczy do zorientowania się dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje. Stanowisko jego w przypadku KL Warschau dało pretekst prezydent Warszawy do zablokowania budowy pomnika na skwerze im Alojzego Pawełka. Zamiennie ruszyły starania do wybudowania jego żydowskiej odmiany wg. wytycznych niejakiego dr Kopki, który już za prezesury dr Kurttyki w IPN, zakpił sobie z polskiej martyrologię stwierdzając, że: „nazistowski aparat terroru nie był w stanie realizować planu równoczesnej zagłady fizycznej dwóch narodów – Polaków i Żydów (...) odkładając tym samym na czas nieokreślony decyzję co do przyszłego losu Słowian, w tym Polaków.” (*6)
Kopka idąc konsekwentnie za ową tezą zagarnął KL Warscha niemal wyłącznie dla Żydów stwierdzając, że zginęło ich tam około 20 tysiecy. Biorąc 37 000 ofiar samego Pawiaka - stanowiącego integralną część KL Warschau i przekrój narodowościowy w nim, gdzie Żydzi stanowili 6%, oraz przyjmując poglądowo taki sam udział ofiar narodowosci żydowskiej w całym KL Warschau - to przy 200 000 ofiarach KL Warschau (wg. sędzi Trzcińskiej) otrzymalibyśmy żydowskich ofiar tego obozu zaledwie 12 000. Tymczasem tak uproszczonego poglądu nie wolno stosować mając konkretne raporty budowniczego tego obozu inż. Kamlera z których wynika, że: „obcokrajowców w KL Warschau pracowało od 1 500 do 2 500, a tylko przez 3 miesiące było ich około 5 000. Byli to Grecy, Węgrzy, Belgowie, Francuzi, Żydzi i Romowie – więźniowie z innych obozów koncentracyjnych, dostarczeni przez SS-WVHA do prac rozbiórkowych zburzonego warszawskiego getta oraz budowy i rozbudowy KL Warschau.” (*5 ) Szacunkowa liczba 200 000 ofiar dotyczy zatem samych Polaków, a ilość ofiar żydowskich należy szacować na kilka tysięcy.
Widzimy zatem, że budowa pomnika KL Warschau wg. ostatniej koncepcji prezydenta Hanny Gronkiewicz-Waltz (przy skwerze im. Gen. Jana Jura-Gorzechowskiego) popieranego podobno przez ROPWiM – nie jest zgodna nawet co do rzeczywistej liczby ofiar żydowskich. Pomija natomiast zupełnie polskie ofiary tej zbrodni.
** ** **
Największym pomnikiem dla Polaków jest krzyż papieski przytoczę zatem na zakończenie słowa sekretarza ROPWiM jako człowieka, który pomniki polskie kształtuje: „Pamiętam dyskusję nad ustawą o ochronie terenów byłych hitlerowskich obozów zagłady. Każdy kłócił się, jak szeroka będzie strefa i czy pozostanie krzyż papieski. Ale nikt nie dotknął meritum sprawy – jaką rolę powinny te miejsca pełnić dziś, w przyszłości.” (*1) Pomijając, że przetrwanie krzyża papieskiego jako polskiego symbolu ofiary i przebaczenia nie mieści sie u Pzewoźnika w meritum sprawy i pomijając, że właśnie od tego krzyża zależy jaką rolę będzie pełniło to miejsce, pozostaje nadal poważna wątpliwość dla kogo Przewoźnik pracuje, skoro jako sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa milczy kiedy: „ liczbę ofiar obozu Auschwitz obniżono kilkakrotnie, a ostatnie, żyjące jeszcze ofiary tego obozu – nie mogąc znaleźć powiernika swojego protestu – zanoszą swoje świadectwa na Jasną Górę do Matki. Tak nawiasem to chodzi tu głównie o pomordowanych Żydów. Bo to oni szli z rampy bez ewidencji. Warto też wspomnieć, że o tych wykluczonych z historii ofiarach holokaustu możemy się już tylko dzisiaj dowiedzieć z tak zwanego antysemickiego Radia Maryja”. (*7)
Przypisy:
*1 http://www.tygodnik.com.pl/jedwabne/morawiecki.html
*2 http://www.olesnica.org/Pomnik_Fryderyka.htm
*3 http://74.125.93.132/search?q=cache:9SfcHlwitEYJ:www.ryszardbender.pl/publikacje/1999/nasz_dziennik_89.html+nasz+dziennik+andrzej+przewoznik&cd=30&hl=en&ct=clnk&gl=ca
*4 http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090214&typ=my&id=my41.txt
*5 Maria Trzcińska KL Warschau – obóz zagłady dla Polaków
*6 http://wojciechkozlowski.blogspot.com/2009/10/konzentrationslager-warschau-bogusawa.html
*7 http://www.blogmedia24.pl/node/20081
*8 http://media.wp.pl/kat,1022941,wid,11632520,wiadomosc.html?ticaid=190a8&_ticrsn=3
Takie przykłady fundowania niepolskich upamiętnień w Polsce za pieniądze polskich podatników można by mnożyć, a pan minister Przewoźnik miewa się dobrze. Nikt jego nie dymisjonuje, a i on swoim podwładnym nie udziela reprymendy, tymczasem zgodnie z ustawą to właśnie do ROPWiM należy inicjowanie i koordynowanie działalności związanej z upamiętnianiem historycznym narodu polskiego, a więc i odpowiedzialność za nie.
W czepku urodzony
Kiedy Hanna Suchocka z Unii Wolności jako ówczesny premier w 1992 r. powołała na sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - nie jakiegoś zasłużonego pracownika naukowego historycznej placówki, lecz 29 letniego młokosa z Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie - nikt nie kwestionował jego naukowego dorobku, bowiem Andrzej Przewoźnik żadnego dorobku nie posiadał. Był więc kandydatem dla ojczyzny czystym, a zatem praca od podstaw i młodzieńczy zapał: „O ósmej wychodzi (do pracy). Kończy o 18-19.00, często dłużej” (*1). Ile w tym prawdy – wiadomo - skoro właśnie w tym czasie studiuje dodatkowo na Wydziale Strategiczno-Obronnym Akademii Obrony Narodowej w Warszawie i w 2002 r. kończy studia podyplomowe z obronności państwa (sic!). Znajduje przy tym jeszcze czas na wyjazdy na festywale żydowskie do Krakowa z referatami, prowadzi prywatne historyczne badania w Krakowie i naturalnie zajmuje się rodziną. Jego działalność odbywa się podobno kosztem zdrowia: „Zniknąłem (z Warszawy do Krakowa WK) na kilka dni, właśnie przez kłopoty ze zdrowiem” (*1). Mam nadzieję, że nie odbywało się to kosztem podatnika przy pomocy legendarnych L4?
Tak dziwne odejście od edukacji historycznej w stronę obronności u osoby której powierzono do wykonywania konkretne zadania państwowe, może zrozumiemy w jakimś innym czasie, na razie pozostaje nam się dziwić, że ów nie posiadający dorobku naukowego młokos, stał się z rekomendacji samego Kieresa głównym kandydatem na prezesa IPN. Zeznania weryfikowanego funkcjonariusza SB z 1990 r., że „Łukasz” o nr ew. 33592 był jego agentem, a jako ostatnia prowadziła go kp. Markowska, blokują nie wiadomo czym uzasadnioną kandydaturę, a sam Przewoźnik oświadcza, że odmówił Markowskiej współpracy.
Biorąc pod uwagę, że samo obciążające oskarżenie padło 15 lat przed szansą zostania prezesem IPN przez Przewoźnika - a więc nie zostało spreparowane na zamówienie, oraz, że nie jest prawdopodobne aby funkcjonariusz SB kłamał podczas własnej weryfikacji,
a także, że gdyby Przewoźnik jeszcze przed Markowską był znany w SB jako osoba, której nie da się wciągnąć do współpracy, to czy doszło by do spotkań z Markowską? Można też się dziwić, że osoba nie współpracująca z SB - jak o sobie powiada – lecz jednak naciskana na współpracę, została mimo to wyposażona przez SB w wizę wyjazdową do Londynu na stypendium Fundacji AK. Przyjmując wersję niewinności we współpracy Przewoźnika z SB, oznaczało by to, że nie tylko on sam nie uległ, lecz, że uległo w stosunku do niego SB. Już po napisaniu niniejszego artkułu, sprawa współpracy Przewoźnika wyjaśniła się na jego niekorzyść. (patrz *8)
W czasie oskarżeń o współpracę z bespieką pod obronę bierze sekretarza „Gazeta Wyborcza” i „Trybuna”, a z polityków Cimoszewicz i prezydent Kwaśniewski. Natomiast na stanowisko sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oświadczenie lustracyjne ani tzw. czyste konto nie jest wymagane wcale. To skandal.
Ludobójstwo już tylko żydowskie
Od oderwania się Polski od Związku Radzieckiego minęło już lat 20, tymczasem sprawa pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, która Polskę zniewoliła jest wciąż nie rozwiązana. Komitet Katyński ocenia ich ilość na dwa tysiące, podczas gdy Przewoźnik na kilkadziesiąt. Kto kłamie i dlaczego ten spór nie jest rozstrzygnięty na łamach parlamentu można tłumaczyć tylko upadkiem parlamentu. Oprócz pomników wdzięczności istnieją jeszcze gorsze dla Polaków pomniki – ich oprawców - takie jak chociażby ubecki, niedawno nawet odnowiony w Rykach. W zakresie żenujących przypadków istnienia komunistycznych pomników, sekretarz generalny nie poczuwa się do odpowiedzialności, przerzucając ją na administracje lokalne, tymczasem z ustawy o ROPWiM Art.1, Art. 3. obowiązek taki jednoznacznie wynika. Zarówno w zakresie inicjowania jak i koordynowania opieki i oceny upamiętnień historycznych. Pewną trudność może stanowić tu brak odpowiedniej ustawy o miejscach pamięci narodowej. Niestety w 2000 r. SLD odrzuciło projekt autorstwa PIS do spółki z Unią Wolności, a w 2008 r. PO odrzuciła projekt PIS do spółki z SLD. Koło się zamyka.
Tymczasem w mętnej wodzie Przewoźnik stosuje metodę przedziwnych uników, powołując się jak chociażby w przypadku Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w Oleśnicy (*2) na posiadane tajemnicze spisy pomników co do których strona rosyjska oczekuje pozostawienia. Nie wiadomo dlaczego ów spis jest tajny i nie wiadomo również kto ze stroną rosyjską ów spis układał. Wiadomo natomiast, że traktakt dobrosąsiedzki zobowiazujący Polskę do pielęgnacji pomników podpisał w 1992 r. prezydent Lech Wałęsa ps. „Bolek”. Pomniki wdzięczności Armii Czerwonej nie są tymczasem pomnikami miejsc i pamięci ofiar o których mówi polsko-rosyjska ustawa 112 z 94 r. o miejscach pamięci ofiar. Okazało się jednak niedawno za przyczyną młodych doktorantów z KUL (chodziło o pomnik „czterech śpiących” na Pradze), że Przewoźnik może jednak ze stroną rosyjską negocjować usuwanie pomników, a jeśli tego nie czyni to widocznie dlatego, że łatwiej jest odsunąć od siebie sprawę, poprzez powołanie się na tajemniczą listę i ustalenia „robocze” jak to miało miejsce w Oleśnicy, niż faktyczne ustalenia podjąć.
Zupełnie inną taktykę stosuje sekretarz w przypadku pomników żydowskich. Tu charakteryzuje go nawet nadgorliwość. Np. za usunięcie obelisku w Jedwabnem bez porozumienia z władzami lokalnymi, wpłynęło od środowisk kombatanckich doniesienie do prokuratury. Chodziło wtedy o zmianę sprawców tej zbrodni. Przy temacie Jedwabne przytoczę charakterystyczną wypowiedź Przewoźnika bedącą obrazem jego rzetelności: „Tu jest miejsce na rzetelną, suchą analizę faktów. Nie można grać ofiarami, bo ci ludzie nie będą się już bronić. I kiedy czytam dziś, że wszyscy wymordowani to Żydzi współpracujący z Sowietami, zadaję pytanie: kilkuletnie dzieci też współpracowały?” (*1). Pomijając, że historyk podający, że czyta bez podania źródła, dyskwalifikuje siebie jako historyka, to nie trzeba być wielkim znawcą tematu aby wiedzić, że owej horendarnej bzdury na jaką powołuje się Przewoźnik nikt nie napisał!
Przy kwestii sprzyjania przez Przewoźnika nieusuwaniu reliktów komunistycznych, niesposób nie wspomnieć o jego zasługach w uchwaleniu rasistowskiej ustawy oświęcimskiej, uwzględniającej tylko niemieckie obozy z pominięciem sowieckim. Cyt: „ W Komisji początkowo uchwalono, iż ustawa dotyczyć będzie Miejsc Pamięci Narodów - obozów hitlerowskich i komunistycznych. Niestety nie poszła za tym "argumentacja" Andrzeja Przewoźnika z Rady Ochrony Pamięci. Tłumaczył, iż obozy komunistyczne były inne, nie mogą więc być objęte taką samą ochroną, jak niemieckie, gdyż w komunistycznych nie ginęli licznie Żydzi.” (*3) Co gorsze Przewoźnik jako polski minister ma także swój udział w eliminowaniu z polskiej pamięci narodowej polskiej hekatomby jako jej najważniejszego pierwiastka. Zdecydowanie lepiej traktuje pod tym względem Żydów. Przykładem może być teren niemieckiego obozu koncentracyjnego w Plaszowie, gdzie byli więźniowie tego obozu uzyskali akceptację treści tablicy memoratywnej dla pomordowanych Żydówek węgierskich przy odmowie dla tablicy poświęconej polskim ofiarom obozu.
Farsa ukraińskiej wzajemności
Kiedy na cmentarzu wojskowym w Przemyślu - w skutek interwencji Andrzeja Przewoźnika - usunięto rzeźbę z pomnika poświęconego ofiarom ludobójstwa OUN-UPA na Wołyniu i Podolu, doszło do ujawnienia przez polskie środowiska kresowe obciążających go faktów, że w Polsce na Podkarpaciu istnieje conajmniej kilkadziesiąt wzniesionych bez pozwolenia na budowę pomników banderowskich, co do których Przewoźnik niczym Piłat ręce swe umywa - pod pretekstem, że te są akurat w gestii administracji lokalnych. Kiedy ów skandal dotarł do mediów, Przewoźnikowi z pomocą przyszły mniejszości narodowe – od ukraińskich po żydowskie – pisząc na niego oficjalną skargę do rządu o pomnikowym dyskryminowaniu mniejszości. I wówczas stała się rzecz niebywała - instytucja tzw. użytecznych idiotów wystąpiła w prasie z bezkrytyczną obroną sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i sprawa nielegalnych ukraińskich upamiętnień ucichła. Obrona Przewoźnika spowodowała więc zdecydowane zwycięstwo interesów banderowskiej frakcji.
Naturalnie już nikomu nie przyszło do głowy dokonania bilansu, dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje, bowiem głoszona przez niego zasada wzajemności upamiętnień polsko-ukraińskich powinna być proporcjonalna do ilości ofiar po obydwu stronach. Jeśli według samego Andrzeja Przewoźnika takich miejsc do upamiętnienia banderowskiego ludobójstwa na Polakach jest 1500 na Ukrainie - przy zaledwie 100 na terenie Polski co do których Ukraińcy oczekują upamiętnienia - i pomijając już, że ofiary ukraińskie są ofiarami ich własnej agresji - bo Polacy banderowców zabijali dla obrony własnej, więc owe UPAmiętnienia powinny się różnić od polskich i jeśli powinny być realizowane to w proporcji 1:15 a nie 1:1, bo taka „wzajemność” jest zwyczajnie farsą wzajemności. Osobiście mam wątpliwości czy jest wypełniana chociażby w proporcji 1:1, tymbardziej, że polskie środowiska kresowe stwierdzają, że Przewoźnik w sprawie polskich upamiętnień na Ukrainie praktycznie nic nie robi. Mam wrażenie, że czas już nadszedł, aby na forum polskiego parlamentu zażądać od sekretarza generalnego ROPWiM szczegółowego bilansu upamiętnień.
Dęby, marmury oprawcom a ofiarom haszcze
Sytuacja polskich miejsc pamięci na Ziemiach Odzyskanych ulega pogorszeniu odwrotnie proporcjonalnemu do postępującej tam germanizacji. Ilustracją tej sytuacji są 43 lata jakie minęły od wmurowania aktu erekcyjnego pod Pomnik Powrotu do Macierzy Ziem Zachodnich i Północnych we Wrocławiu, którego budowy nigdy nie rozpoczęto, pomimo ponowienia takich starań w 2004 r. Przybywać natomiast zaczyna nazw ulic, symboli i pomników niemieckich jak chociażby restaurowanego już obecnie w Szczecinie za polskie pieniądze pomnika Fryderyka II - odpowiedzialnego za rozbiór Polski. Warto wspomnieć, że cieszący się we Wrocławiu bezkarnością za antypolskie „zasługi” Zdrojewski, trafił nawet na ministra kultury i na tym stołku zdążył już zablokować między innymi budowę Muzeum Ziem Zachodnich. Nie sposób sobie wyobrazić zatem jak można by się poskarżyć do ministra kultury na podległego mu Przewoźnika.
Jaki udział w germanizacji ma Przewoźnik, wystarczy wspomnieć rolę ogrodnika w jaką się wcielił w Nadolicach Wielkich pod Wrocławiem: „Także polski minister Andrzej Przewoźnik cieszył się z pięknie rozwijającego się posadzonego przezeń drzewa. Komu oni oddawali cześć? Na cmentarzu poświęconym w ten sposób spoczywają polegli członkowie 20. Dywizji Grenadierów SS 'Estland', 18. Dywizji Grenadierów Pancernych SS 'Horst Wessel', 31. i 36. Dywizji Grenadierów SS, 35. Policyjnej Dywizji SS, Dywizji SS 'Galizien', Brygady SS Dirlewangera, esesmani z Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier, Holandii, Flandrii i Niemiec. Z pułku SS-Obersturmbannfuhrera Bessleina [jednego z pięciu fortecznych pułków, broniących tzw. Festung Breslau - J.R.N.] przeżyli tylko nieliczni. Tu zostali skupieni zbyteczni już w urzędach okupacyjnych oficerowie gestapo z Krakowa i Radomia, przepędzeni niemieccy oficerowie policji z Radomia, Łodzi, Warszawy. Nie można też zapomnieć o jeszcze zdolnych do służby wartownikach SS obozu koncentracyjnego z Oświęcimia, który został rozwiązany 27.01.1945 roku (...).” (*4)
Tym zbrodniarzom honory oddawało polskie wojsko a uczestniczył ks. kard. H. Gulbinowicz. Problem w tym, że zatajono przed nimi komu tak naprawdę cześć oddają, a więc że wśród 12 tysięcy przeniesionych tu z okolicy ekschumowanych szczątków żołnierzy niemieckich, znajduje się wielu zbrodniarzy wojennych. Wybuchły skandal Przewoźnik tłumaczył konwencją genewską i obowiazkiem pochówki, tymczasem z konwencji wcale nie wynika konieczność upamiętniania zbrodniarzy marmurowymi nagrobkami, a w szczogólności oddawanie im czci.
Koszt upamiętnienia owego cmentarza „pojednania” pokryła strona polska w połowie, podczas gdy nieopodal w Miłoszycach znajdują się chaszcze, po których psy bezpańskie targają polskie szczątki „spoczywających” tu 600 ofiar filii niemieckiego obozu Gross Rossen. (*4)
Urzędnik subtelny inaczej?
W kwestii Niemieckiego Obozu Zagłady KL Warschau można wyróznić dwa etapy stosuku Andrzeja Przewoźnika do upamiętnienia tego obozu. Pierwszy okres dotyczy czasu do chwili rozbiórki bani gazotwórczych na międzytorzu przy Warszawie Zachodniej i drugi już po ich rozbiórce. Pomijając samą odpowiedzialność sekretarza ROPWiM za pozwolenie na demontaż obiektu służącego niemieckiemu ludobójstwu, bez zabezpieczenia i zachowania elementów stanowiących dowody zbrodni w sprawie toczącego się wciąż śledztwa prokuratorskiego, to stosunek jego do sprawy jest diametralnie różny przed i po rozbórce. I tak, w pierwszym okresie nie neguje on przeznaczenia tych urządzeń i komór gazowych i nawet w uzgodnieniach z DOKP zobowiązuje się do upamiętnienia: „3. ROPWiM opracuje projekt architektoniczny miejsca upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 5. Ścianę wschodnią tunelu D (dla pieszych) można wykorzystywać do upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 7. Kwestia rekonstrukcji gazotwórczych bani zostanie uwzględniona z CDOKP” (*5 str 180).
W skutek owych uzgodnień urządzenia zostały rozebrane, a pan Przewoźnik nie dość,
że nie spełnił warunków ich rozbiórki do których się zobowiązał to jeszcze kiedy sędzia niezłomny Maria Trzcińska zwróciła się do niego o akceptację budowy pomnika na skwerze nieopodal tunelu w którym mieściły się komory gazowe, cynicznie, po chamsku wprost zakpił: „Niech Pani dostarczy mi listy zagazowanych to ja pani od razu wybuduję pomnik...” Przypomnę za sędzią M. Trzcińską, że takich wymogów i w takiej formie nie stawia sekretarz w stosunku do Żydów, chociaż w Treblince znane jest nazwisko tylko jednej ofiary Janusza Korczaka. W przypadku KL Warschau zachowały się niekompletne - lecz jednak - listy rozstrzelanych kobiet.
Żydowski pomnik
Myślę, że tych kilka przykładów działalności Andrzeja Przewoźnika wystarczy do zorientowania się dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje. Stanowisko jego w przypadku KL Warschau dało pretekst prezydent Warszawy do zablokowania budowy pomnika na skwerze im Alojzego Pawełka. Zamiennie ruszyły starania do wybudowania jego żydowskiej odmiany wg. wytycznych niejakiego dr Kopki, który już za prezesury dr Kurttyki w IPN, zakpił sobie z polskiej martyrologię stwierdzając, że: „nazistowski aparat terroru nie był w stanie realizować planu równoczesnej zagłady fizycznej dwóch narodów – Polaków i Żydów (...) odkładając tym samym na czas nieokreślony decyzję co do przyszłego losu Słowian, w tym Polaków.” (*6)
Kopka idąc konsekwentnie za ową tezą zagarnął KL Warscha niemal wyłącznie dla Żydów stwierdzając, że zginęło ich tam około 20 tysiecy. Biorąc 37 000 ofiar samego Pawiaka - stanowiącego integralną część KL Warschau i przekrój narodowościowy w nim, gdzie Żydzi stanowili 6%, oraz przyjmując poglądowo taki sam udział ofiar narodowosci żydowskiej w całym KL Warschau - to przy 200 000 ofiarach KL Warschau (wg. sędzi Trzcińskiej) otrzymalibyśmy żydowskich ofiar tego obozu zaledwie 12 000. Tymczasem tak uproszczonego poglądu nie wolno stosować mając konkretne raporty budowniczego tego obozu inż. Kamlera z których wynika, że: „obcokrajowców w KL Warschau pracowało od 1 500 do 2 500, a tylko przez 3 miesiące było ich około 5 000. Byli to Grecy, Węgrzy, Belgowie, Francuzi, Żydzi i Romowie – więźniowie z innych obozów koncentracyjnych, dostarczeni przez SS-WVHA do prac rozbiórkowych zburzonego warszawskiego getta oraz budowy i rozbudowy KL Warschau.” (*5 ) Szacunkowa liczba 200 000 ofiar dotyczy zatem samych Polaków, a ilość ofiar żydowskich należy szacować na kilka tysięcy.
Widzimy zatem, że budowa pomnika KL Warschau wg. ostatniej koncepcji prezydenta Hanny Gronkiewicz-Waltz (przy skwerze im. Gen. Jana Jura-Gorzechowskiego) popieranego podobno przez ROPWiM – nie jest zgodna nawet co do rzeczywistej liczby ofiar żydowskich. Pomija natomiast zupełnie polskie ofiary tej zbrodni.
** ** **
Największym pomnikiem dla Polaków jest krzyż papieski przytoczę zatem na zakończenie słowa sekretarza ROPWiM jako człowieka, który pomniki polskie kształtuje: „Pamiętam dyskusję nad ustawą o ochronie terenów byłych hitlerowskich obozów zagłady. Każdy kłócił się, jak szeroka będzie strefa i czy pozostanie krzyż papieski. Ale nikt nie dotknął meritum sprawy – jaką rolę powinny te miejsca pełnić dziś, w przyszłości.” (*1) Pomijając, że przetrwanie krzyża papieskiego jako polskiego symbolu ofiary i przebaczenia nie mieści sie u Pzewoźnika w meritum sprawy i pomijając, że właśnie od tego krzyża zależy jaką rolę będzie pełniło to miejsce, pozostaje nadal poważna wątpliwość dla kogo Przewoźnik pracuje, skoro jako sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa milczy kiedy: „ liczbę ofiar obozu Auschwitz obniżono kilkakrotnie, a ostatnie, żyjące jeszcze ofiary tego obozu – nie mogąc znaleźć powiernika swojego protestu – zanoszą swoje świadectwa na Jasną Górę do Matki. Tak nawiasem to chodzi tu głównie o pomordowanych Żydów. Bo to oni szli z rampy bez ewidencji. Warto też wspomnieć, że o tych wykluczonych z historii ofiarach holokaustu możemy się już tylko dzisiaj dowiedzieć z tak zwanego antysemickiego Radia Maryja”. (*7)
Przypisy:
*1 http://www.tygodnik.com.pl/jedwabne/morawiecki.html
*2 http://www.olesnica.org/Pomnik_Fryderyka.htm
*3 http://74.125.93.132/search?q=cache:9SfcHlwitEYJ:www.ryszardbender.pl/publikacje/1999/nasz_dziennik_89.html+nasz+dziennik+andrzej+przewoznik&cd=30&hl=en&ct=clnk&gl=ca
*4 http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090214&typ=my&id=my41.txt
*5 Maria Trzcińska KL Warschau – obóz zagłady dla Polaków
*6 http://wojciechkozlowski.blogspot.com/2009/10/konzentrationslager-warschau-bogusawa.html
*7 http://www.blogmedia24.pl/node/20081
*8 http://media.wp.pl/kat,1022941,wid,11632520,wiadomosc.html?ticaid=190a8&_ticrsn=3
- Wojciech Kozlowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
10 komentarzy
1. skandal z Monte Casino
Kto robił przekręty na "remontach" cmentarza Monte Cassino ...
8 Wrz 2008 ... Monte Cassino, maj 2008 / Fot. Anna Smolińska Już w czerwcu 1999 r. Andrzej
Przewoźnik, sekretarz odpowiedzialnej za cmentarz Rady Pamięci ...
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kto_robil_przekrety_... - 91k -
Cmentarz na Monte Cassino
22 Maj 2009 ... Monte Cassino – co dalej? Wielokrotnie powtarzana przez sekretarza Andrzeja
Przewoźnika z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa opinia o ...
http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,monte-cassino-polsk... - 60k -
[PDF] Włosi nie dbają o Monte Cassino
27 Sty 2009 ... przypadku utrzymanie porządku na cmentarzu Monte Cassino na odpowiednim poziomie
nale y do strony włoskiej - wyjaśnia Andrzej Przewoźnik, ...
http://iskry.pl/index2.php?option=com_content&do_pdf=1&... -
[PDF] 30. pos. Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą
3 Lut 2009 ... Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik
zapewnił, że polski cmentarz wojenny na Monte Cassino zostanie ...
http://www.senat.gov.pl/k7/kom/ksep/2009/030.pdf -
65. rocznica bitwy pod Monte Cassino | Gazeta Petersburska
Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik podkreślił,
że prowadzone na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino prace ...
http://www.gazetapetersburska.org/pl/node/214 - 19k -
POGLĄDÓW I INFORMACJI :: Zobacz temat - Niszczejące Monte Cassino...
Natomiast w 2008 komisja senacka dowiaduje się od pana Przewoźnika, “że cmentarz
na Monte Cassino rzeczywiście nie przechodził remontu”. ...
http://www.stankiewicz.e.pl/forum/viewtopic.php?p=2061&... - 64k
http://www.stankiewicz.e.pl/forum/viewtopic.php?p=2061&sid=9b094edf39b60100fa1b17a87f04b06e
tu jest dobra dokumentacja dotycząca Monte Casino, ze zdjeciami i raportami z Polonii.
Pismo polonijne we Włoszech "NASZ ŚWIAT" 01-15 listopad 2008
Powalony krzyż na jednym z grobów na cmentarzu na Monte Cassino
Jeden z grobów na cmentarzu na Monte Cassino
Pomnik 4. Pułku Pancernego
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. w czerwcu 1999 r. Andrzej Przewoźnik-że właśnie zakończyły się p
Przedstawiciele polskiej ambasady we Włoszech zapowiedzieli, że Rada Pamięci Walk i Męczeństwa zobowiązała się do przeprowadzenia w przyszłym roku generalnego remontu zdewastowanego cmentarza wojennego na Monte Cassino. Przez ostatnie 40 lat urzędnicy nieraz opowiadali o remontach, a jednak fatalny stan grobów bohaterskich żołnierzy zbytnio się nie poprawiał.
Sekretarz Rady nie wspomina o rzekomych pracach remontowych w latach od 1995 do 1998, na sumę przekraczającą 60 tys. euro. Rzekomych, bo choć Italia nie kojarzy się z legalnością, to od czasu do czasu i tu ktoś weryfikuje jak zostały wydane publiczne pieniądze. Jak udało się ustalić dziennikarzom Wiadomości24.pl, włoska policja finansowa (Guardia di Finanza) odkryła przekręt 6 firm, które zostały wyłonione w drodze przetargu do uporządkowanie zieleni, odnowy żelaznych struktur, konstrukcji aluminiowej budki dla dozorców i przebudowy sieci kanalizacyjnej na cmentarzu.
Jak wynika z dokumentów, do których dotarliśmy, w 1997 r. firma Peroni Giovanni miała oczyścić kanały kanalizacyjne i uporządkować zieleń. Pobrali za to 1300 euro. W 1995 firma Floricoltura Buratta - wystawiła fakturę na 7300 euro za fikcyjną opiekę nad zielenią, a firma Italbronzi nigdy nie pomalowała metalowych struktur, każąc sobie zapłacić 4300 euro. Największy przekręt był udziałem P.R Restauri 90 Srl, która w 1996 r. wyłudziła 40 tys. euro za rzekome odnowienie sieci kanalizacyjnej i wodociągowej. Kolejne 13,5 tys. euro trafiło na konta firm R.M Infissi Metallici di Mancini Renato i Peroni Giovanni. Fundusze pochodziły z włoskiego Ministerstwa Obrony. Firmy zostały stosownie ukarane.
W piśmie jakie Wiadomości24.pl otrzymały w sierpniu tego roku od Andrzeja Przewoźnika możemy przeczytać, że "remont generalny – pierwszy od kilkudziesięciu lat – został zaplanowany na 2010 rok". Jak to się ma do zapewnień z 1999 roku?
To, co działo się na cmentarzu w 2004 r., przed obchodami 60. rocznicy walk II Korpusu Polskiego na terenie Włoch i bitwy o Monte Cassino, Andrzej Przewoźnik uznał za "przygotowanie do tychże obchodów". Objęły one: "czyszczenie i pokrywanie warstwą ochronną elementów kamiennych cmentarza – krzyży i tablic, poprawienie widoczności napisów inskrypcyjnych na płytach, naprawa kanalizacji do zbierania wody z półkolistego placu, odczyszczenie placu, uporządkowanie terenów zielonych oraz otoczenia grobów, inne prace natury porządkowej." Na prace na dwóch cmentarzach wydane zostało 160 tys. euro.
Zatem czy cmentarz na Monte Cassino przechodził remont, czy nie? Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie przeglądając kolejne wypowiedzi sekretarza Przewoźnika:
4 sierpnia 2006 w liście do senatoraSzymańskiego prace z 2004 roku zostają ujęte jako “generalny remont”: Jeśli chodzi o Monte Cassino, to Rada OPWiM przed kilku laty w porozumieniu z naszym włoskim odpowiednikiem przeprowadzała generalny remont cmentarza i okolicznych pomników, upamiętniających jednostki II Korpusu, biorące udział w bitwie. Problem z Monte Cassino polega na użyciu przy budowie tego cmentarza bardzo nietrwałego włoskiego kamienia.
Jednak 18 grudnia 2006 roku, w liście od sekretarza stanu w MSZ, Pawła Kowala do Marszałka Senatu RP, Bogdana Borusewicza, ten sam “remont” z 2004 roku został określony jako ”gruntowna odnowa”: W 2004 roku, dzięki staraniom Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i Wydziału Konsularnego Ambasady RP, cmentarz na Monte Cassino został gruntownie odnowiony. Wyczyszczono wszystkie groby i udoskonalono system odwadniania. Koszt tych robót przekroczył sumę 60 tys. euro.
Natomiast w 2008 komisja senacka dowiaduje się od pana Przewoźnika, “że cmentarz na Monte Cassino rzeczywiście nie przechodził remontu”.
Kto ponosi winę, że przez 40 lat nie było remontu cmentarza na Monte Cassino?
Opierając się na wypowiedziach Przewoźnika – wszyscy, ale nie Rada. W liście do senatora Szymańskiego Sekretarz Rady tłumaczy, że: […]gros problemów i niedociągnięć, związanych z opieką nad polskimi kwaterami i cmentarzami wojennymi oraz miejscami pamięci narodowej za granicą, wynika z braku odpowiednich uregulowań prawnych w tej sferze oraz instytucji, która mogłaby sprostać tak olbrzymim zadaniom […] Jedyną instytucją, która się tym zajmuje, jest Rada OPWiM, licząca 40 etatów[!]; w zakresie swoich czynności ma również sprawy miejsc pamięci i grobownictwa wojennego w Polsce. Po roku 1990,[…] Rada OPWiM uzyskała - po usilnych staraniach - 10[!] dodatkowych etatów.
Innym razem natomiast mówi, że jest brak dokumentacji dotyczącej konstrukcji cmentarza utrudnia przeprowadzenie remontu: [i]“urzędnicy rządu londyńskiego nie zadbali o należyte udokumentowanie budowy cmentarza, nie zachowały się plany i dokumentacja obiektu. Cmentarz położony jest na wzgórzu i nieznane są kanały irygacyjne, odpływy itd., co powoduje, że wzgórze się osuwa[…]
Silnym argumentem był brak umowy polsko-włoskiej o współpracy i opiece nad miejscami pamięci narodowej. Jak oświadczono już w 1999 r., podczas posiedzenia IV Komisji włoskiego ministerstwa obrony - Polska jest jedynym krajem, z którym nie ma podpisanej umowy o współpracy co do opieki nad miejscami pamięci. Umowa do tej pory nie została zawarta.
A może winna jest Polonia, o której Andrzej Przewoźnik mówi tak: […] dbałość o polskie cmentarze wojenne na terenie Włoch jest bardzo utrudniona ze względu na klimat, kłopoty z utrzymaniem zieleni oraz fakt, że Polonia nie zajmuje się naszymi miejscami pamięci w wystarczającym stopniu. To spowodowało, że ROPWiM stale wynajmuje miejscowych robotników do opieki nad wszystkimi polskimi cmentarzami wojennymi […]
Co więcej, to Polonia nie dba o cmentarz i to Polonusi go brudzą, stawiając znicze na grobach. Andrzej Przewoźnik mówi: “Oczywiście przeprowadzimy remont, ale płyty nagrobne po paru latach będą ponownie ciemne. Ludzie odwiedzający cmentarz niszczą je, stawiając np. znicze”.
We Włoszech spoczywa 4,5 tysiąca polskich żołnierzy. Dotąd zdani byli na skuteczne działania Włochów. Tak jak w Loreto, gdzie tamtejszy polski cmentarz gruntownie odnowiła włoska firma Merloni. W 2004 roku zlitowała się nad stanem cmentarza; wyglądał dramatycznie. Rozpadał się mur, nie było widać bramy a groby 1080 żołnierzy przy każdym deszczu były zalane wodą. Firma zburzyła i postawiła od nowa mur okalający nekropolię, zbudowała nową kanalizację i odrestaurowała główną bramę z marmurowym łukiem. Koszt - 150 tys. euro. O 10 tys. euro mniej niż wydano w 2004 na tak zwane “prace dostosowujące cmentarze do planowanych uroczystości”…
Rodzi się kilka pytań. Czy obiecany remont będzie prawdziwym remontem czy tylko kolejną "kosmetyką" przed 65. rocznicą? Po drugie - wiele kwestii prawnych (m.in. umowa o współpracy) nie zostało unormowanych, a jednak mimo tego zapowiada się kapitalny remont. Oznacza to, że kwestie te nie stoją na przeszkodzie, dlaczego więc nie przeprowadzono remontu wcześniej? I na koniec - czy po zakończeniu remontu cmentarz będzie w końcu objęty stałą opieką czy też pozostawiony "niewdzięcznej" włoskiej Polonii?
***
Korespondencję z Sekretarzem Rady, Andrzejem Przewoźnikiem prowadziła Ewelina Zakrzewska.
Zobacz także:
Konserwacja polskiego cmentarza na Monte Cassino
Dlaczego młodzi nie posprzątają na cmentarzu Monte Cassino?
Monte Cassino - miejsce polskiej (nie)pamięci?
Cmentarz naszych żołnierzy na Monte Cassino jest w fatalnym stanie
Monte Cassino: zdobywało tak wielu - zdobyło tak niewielu
Monte Cassino - tu " Polak z honorem brał ślub"
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kto_robil_przekrety_na_remontach_cmentarza_monte_cassino_75388.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Cmentarz Osobowicki
Wojciech Kozlowski
4. Szanowny Panie Wojciechu
Nawiązując do wypowiedzi Pana, obciążającej ROPWiM odpowiedzialnością za postawienie Pomnika Kindertransportów, chcę powiadomić, że w sprawie tego upamiętnienia właśnie otrzymaliśmy odpowiedź z 20.X.09, podpisaną przez Sekretarza Rady, pana Andrzeja Przewoźnika. Cytuję jego wypowiedź: „Inicjatorzy wzniesienia Pomnika Kindertransportów nie zwrócili się do ROPWiM z wnioskiem o jego zaopiniowanie”. Wojewódzki KOPWiM w Gdańsku również nie opiniował tego pomnika. Dalej, powołując się na Ustawę o ROPWiM, Sekretarz podkreśla, że „ organy właściwe w sprawach wydawania zezwoleń na wykonanie trwałych znaków i obiektów walki i męczeństwa są obowiązane do zasięgnięcia opinii Rady i jej rozpatrzenia przed wydaniem decyzji”.
Również IPN odpowiedział nam, że nie uczestniczył w pracach na żadnym etapie przygotowań do postawienia monumentu.
Chcę jeszcze raz zaznaczyć, jak zostało to uczynione w naszym opracowaniu Polska pamięć a Pomnik Kindertransportów, że traktujemy ów pomnik przede wszystkim jako wyraz upamiętnienia o charakterze ogólnoniemieckim. Żydowskie pochodzenie dzieci obywateli niemieckich jest naszym zdaniem kwestią drugoplanową, a w pewnych aspektach tej sprawy, nawet bez znaczenia. Choć bardzo dziwimy się środowiskom żydowskim, z powodu braku taktu i umiaru wobec nas, Polaków, w inicjowaniu i akceptacji tego upamiętnienia – jego formy, lokalizacji i obciążenia nas kosztami.
Upamiętnienia niemieckich win wobec obywateli niemieckich – mieszkańców Berlina, Hanoweru, Hamburga, Frankfurtu, Dusseldorfu, Leipzig, Mannheim, Munchen, Nurnberg, Stuttgartu, Wrocławia/Breslau, Koln i Bremy – powinny mieć miejsce w Niemczech, i nie za pieniądze Polaków.
Tyle w tym momencie, więcej za kilka dni.
Andrzej Fic
http://www.blogmedia24.pl/node/20081
5. ARKA 1918
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. są obowiązane do zasięgnięcia opinii Rady
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Pani Marylo
Wojciech Kozlowski
8. nawet lepiej by bylo, zeby agregacja moja byla wylaczona,
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Panie Andrzeju
Wojciech Kozlowski
10. Dziekuje p. Marylo
Wojciech Kozlowski