Ostatnie 20 lat pseudo-demokracji i quasi-kapitalizmu to naprzemienne rządy lewicy: tej bezbożnej spod znaku PZPR/SLD/SO/LiD/ i tej pobożnej, organizującej stałe mityngi na Jasnej Górze: ZCHN/AWS/PiS.

W środku są ci, którym z Kościołem nie po drodze ale z jakichś dziwnych przyczyn zawsze dobrze wyglądają na zdjęciach z hierachami: ROAD/UD/KLD/UW/PO...

Sejmy kolejnych pięciu kadencji jak i kolejne rządy zapisały się w mojej pamięci jako szczególnie zajęte reanimacją trupów - spuścizny po komunie tj. górnictwa, rolnictwa, państwowej służby zdrowia, przemysłu stoczniowego i rybołóstwa. Kolejne rządy były szczególnie zatroskane emeryturami młodocianych górników, dopłatami do paliwa rolniczego, becikowym i senioralnym, KRUSem, państowymi alimentami, sponsorowaniem Arizony rzeszom "wykluczonych społecznie" i tym, którzy "nie załapali się na przemiany", a także tym, którzy "nie korzystają  z owoców wzrostu". Nową świecką tradycję tj. kontynuacji lewicowych rządów idealnie wpisały się gabinety Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. Socjalistyczne slogany (dla niepoznaki przykryte solidanością) nie mogły zostać zagłuszone przez gromkie zawołanie "To my jesteśmy prawica!".

Doszło do jakiegoś ogromnego pomieszania z poplątaniem. Oto lewicowy rząd Belki (czyli taki, który z założenia winnien dbać o tych najsłabszych, wykluczonych etc) obniza podatki, a prawicowe rządy (te deklaratywne) wprowadzają podatek VAT tudzież dziś zwalczają hazard lub pałują na granicy mrówki, które żyją z  tego, że przeniosą do POlski karton fajek...

To wszystko pokazuje, że nasza polityka ma charakter fasadowy i opiera się jedynie na składaniu deklaracji. Komuniści i neokomuniści ( i różne ich szczepy dla niepoznaki nazywane socjaldemokracją) walczą o onbiżenie podatków dla przedsiębiorców i firm. Z kolei prawicowy rząd wprowadza becikowe i senioralne, a liberały wprowadzają zamordyzm.....

Jedno jest pewne: komuniści starej daty czytali Marksa i Lenina. Czasy były inne, szkoły były inne, wszystko było inne.

Ale z tymi młodymi już tak dobrze nie jest. Młodzi (neo)komuniści Lenina znają tylko z koszulek. Młode liberały spod znaku Nitrasa czy Karpiniuka nawet nie wiedzą kim był Mises, a ci specjaliści od becikowego w życiu nie mieli w rękach dział Dmowskiego..

Co to oznacza dla wyborcy? Dla statystcznego pożeracza "jak oni śpiewają" czy "tańcu na lodzie" nie oznacza zupełnie nic. Pamiętam kiedyś pewną radiową ankietę z wyborów prezydenckich sprzed lat. Najwięcej kobiet chciało głosować na Cimoszewicza. Indagowane przez dziennikarza kobiety odpowiadały, że chcą głosować bo... przystojny (sic!).

W kolejnych wyborach pytałem dlaczego będzie głosować na tego a nie innego kandydata usłyszałem, że "ma największe szanse na rządzenie".

Gdy konsument papki głosuje bo przystojny lub bo ma największe szanse na rządzenie to ostateczny wynik wyborów jak efekt rządzenia wybranych, szczególnie go nie obchodzą. A jak go obchodzą to nie potrafi tego przełożyć na zależność skutek-przyczna.

Zdecydowanie gorzej z tzw. świadomym wyborcą, osobą jako tako wykształconą w zakresie nauk politycznych, osobą o w miarę ugruntowanych poglądach. Taki głosując na lewicę i prawicę może spodziewać się najgorszego: podwyżki podatków w czasach kryzysu,poli cji na ulicach za rządów liberałów czy zamykania firm za czasów keynsistów.

Na usta pcha się jedno słowo:samoobrona. Świadomy przestaje chodzić na wybory. Gnębiony przez urzędy przedsiębiorca ucieka w szarą strefę. Co cwansi zakładają swoje firmy w rajach podatkowych utrzymując w Polsce jedynie skromne biura. Ci najbardzie cwani są rezydentami w Monako ,a jedyne są ich łaczy z Polską to język i nazwisko. Ale ileż można się bronić przed państwem, w którym przyszło nam żyć?

Kto obroni nas przed socjalistami nie umiejącymi zadbać o faktycznie najsłabszych?

Kto obroni nas przed liberałami, którzy nie pozwalają ludziom odetchnąć pełną piersią coraz mocniej dokręcając śrubę nakazów i zakazów?

Piszę te słowa ad vocem Migalskiemu, który dziś u siebie śmieje się, że to pisowiec ma bronić liberalizmu w Polsce.  Nie kto inny jak dr Marek Migalski zawodowo winnien zająć się niskim wykształceniem liderów i kadr partyjnych.  Że socjalizm czy liberalizm w polskiej polityce już nawet nie ma charakteru deklaratywnego.

Skutek już znamy: od dwóch dekad tzw. politycy jedynie administrują państwem. Cały wzrost gospodarczy, bogacenie się obywateli to nie wynik świadomej działalności rządzących ale efekt pracy milionów bezimiennych, którzy wstają skoro świt. Dlatego politycy nie mają jakiejkolwiek podstawy,by cieszyć się jakotaką pomyślnością rodaków.

Skutek znamy. Niech Migalski opisze przyczynę.