Nowa semantyka: zaufanie
tu.rybak, śr., 07/10/2009 - 15:16
Biedaczek. Zapomniał siebie odwołać. Miał nadzieję, że wyjdą i nie wyszli. To znaczy oni myślą, że wyszli i że to my wyszliśmy na głupków, a ja uważam, że niektórzy z nas (50 proc.) nie wyszli na głupków, bo to oni nie wyszli. Z zakrętu.
Trudne? Nie szkodzi. Ci co myśleli, a sam czytałem (ja na trzeźwo, a jak oni myśleli, to ja nie wiem), że premier Tusk okaże się mężem stanu, to się przemyśleli.
Premier zastosował manewr marszałka (jak to na wojnie) Komorowskiego (z Sumlińskim) i uznał za winnego ministra Kamińskiego. To przecież takie naturalne. Tylko nie wiem, czy miał do ministra Kamińskiego zaufanie, czy nie miał.
Zastanówmy się nad Tuskowym znaczeniem słowa zaufanie (naczelną zasadą mojego rządu było zaufanie [D. Tusk, konf. prasowa 7 X 2009 r.]) oraz wykładnią dlaczego odwołujemy wyłącznie tych do których mamy zaufanie. No, to jest trudne.
Premier przed ogłoszeniem pozostałych dymisji zastrzegł, że nie ma żadnego powodu sądzić, że którakolwiek z osób z jego otoczenia (poza zdymisjonowanymi Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim) przekroczyła prawo, lub nadużyła zaufania. [ J.Kołtunowicz, "Rzeczpospolita", 7 X 2009 r. ] - Jednak - zaznaczył - aby rząd mógł pracować w atmosferze zaufania i bezstronności, chcemy z moimi współpracownikami zrobić wszystko, aby przekonać Polaków, ale także oponentów, o naszej bezstronności. [źródło j.w.]
Czyli z zaufaniem jest jak, dajmy na to, z odpolitycznianiem. Właściwie, to dopiero teraz CBA zostało odpolitycznione i możemy mieć do niego zaufanie. Ale zaraz! Jak będziemy mieli zaufanie do nowego szefa CBA, to będziemy musieli go odwołać, no bo właśnie mamy zaufanie.
Teraz rozumiem, dlaczego premier Tusk sam siebie nie odwołał. Po prostu nie ma do siebie zaufania.
To jednak nie takie trudne.
Trudne? Nie szkodzi. Ci co myśleli, a sam czytałem (ja na trzeźwo, a jak oni myśleli, to ja nie wiem), że premier Tusk okaże się mężem stanu, to się przemyśleli.
Premier zastosował manewr marszałka (jak to na wojnie) Komorowskiego (z Sumlińskim) i uznał za winnego ministra Kamińskiego. To przecież takie naturalne. Tylko nie wiem, czy miał do ministra Kamińskiego zaufanie, czy nie miał.
Zastanówmy się nad Tuskowym znaczeniem słowa zaufanie (naczelną zasadą mojego rządu było zaufanie [D. Tusk, konf. prasowa 7 X 2009 r.]) oraz wykładnią dlaczego odwołujemy wyłącznie tych do których mamy zaufanie. No, to jest trudne.
Premier przed ogłoszeniem pozostałych dymisji zastrzegł, że nie ma żadnego powodu sądzić, że którakolwiek z osób z jego otoczenia (poza zdymisjonowanymi Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim) przekroczyła prawo, lub nadużyła zaufania. [ J.Kołtunowicz, "Rzeczpospolita", 7 X 2009 r. ] - Jednak - zaznaczył - aby rząd mógł pracować w atmosferze zaufania i bezstronności, chcemy z moimi współpracownikami zrobić wszystko, aby przekonać Polaków, ale także oponentów, o naszej bezstronności. [źródło j.w.]
Czyli z zaufaniem jest jak, dajmy na to, z odpolitycznianiem. Właściwie, to dopiero teraz CBA zostało odpolitycznione i możemy mieć do niego zaufanie. Ale zaraz! Jak będziemy mieli zaufanie do nowego szefa CBA, to będziemy musieli go odwołać, no bo właśnie mamy zaufanie.
Teraz rozumiem, dlaczego premier Tusk sam siebie nie odwołał. Po prostu nie ma do siebie zaufania.
To jednak nie takie trudne.
- tu.rybak - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać

napisz pierwszy komentarz