Kwadratura koła
FreeYourMind, ndz., 27/09/2009 - 08:25
![](http://www.davidairey.com/images/design/Escher-relativity.jpg)
Pewien publicysta rysuje przed nami przyszłościowy scenariusz, jakobyśmy musieli dokonać wyboru: albo rosyjska strefa wpływów, albo niemiecka i wskazuje na tę ostatnią, po czym zadaje sobie pytania typu, jaką cenę trzeba by zapłacić za stanie się satelitą Niemiec i „jaki stopień samodzielności jesteśmy w stanie wywalczyć”. Tymczasem – wbrew prognozom owego publicysty - nie jest to scenariusz, który nas czeka, lecz sytuacja, z jaką mamy do czynienia od 20 lat.
W telegraficznym skrócie dzieje współczesnej Polski ujmując, najpierw byliśmy w strefie wpływów rosyjskich (1944-1993), a następnie, po paru latach intensywnej propagandy, weszliśmy stopniowo w obszar wpływów niemieckich, co przypieczętowało (zachwalane przez wielu i stawiane jako bezalternatywne w okresie przedreferendalnym) włączenie Polski do „UE”. Skoro zresztą tajemnicą poliszynela jest to, iż Niemcy akurat są największym płatnikiem superpaństwa, to oczywiste było, że wchodząc do „UE” de facto znajdziemy się w relacjach satelickich z Niemcami (nie tylko ze względu na terytorialne sąsiedztwo i historyczne zaległości). Z kolei wcześniejsze wejście Polski do NATO realnie w naszej sytuacji geopolitycznej i w kwestiach naszego międzynarodowego bezpieczeństwa nie zmieniło nic, co zresztą niedawno potwierdził choćby R. Asmus, ale co my widzieliśmy na własne oczy.
Dzisiejsze wzdychanie za modernizacją (na zasadzie "niechby to zrobili i Niemcy, skoro Polacy nie potrafią") to wyraz desperacji po straconych dwóch dekadach pseudomodernizacji, a zwłaszcza po świetlanym okresie rządów Mazowieckiego i Balcerowicza, którzy zastali Polskę drewnianą, a zostawili murowaną, sprawiając, że słowa „prywatyzacja”, „uwłaszczenie”, „przedsiębiorczość” zaczęły się zwykłym obywatelom kojarzyć po prostu ze złodziejstwem. Dziś oczywiście nie jest lepiej, o czym można się dowiedzieć od tychże osób, które zajmują się „projektami unijnymi”, a które na co dzień mają do czynienia z nietykalną i wszechobecną urzędniczą mafią, rozdzielającą eurokonfitury wedle własnego uznania i politycznych koneksji. Poznałem w ostatnich latach trochę takich osób związanych z projektami i nie mogą one wyjść ze zdumienia, że korupcja i nepotyzm są w Polsce wszędzie.
Czy jednak mogło być inaczej? Jeśli zasiadło się do stołu i wódy ze złodziejami i zbójami, to i złodziejskie, i zbójeckie prawo się ustanowiło, a z nim złodziejskie i zbójeckie państwo, no i nabrało się złodziejskich i zbójeckich manier. Któremu zbójowi zależałoby na modernizacji? Chyba tylko w obrębie własnej, pilnie strzeżonej przez „firmę ochroniarską”, ekskluzywnej chałupy, żeby się luksusowa bryka w błoto nie zapadała na podjeździe i by wysoki mur oddzielał barwne i bogate życie zbója od ponurego, tandetnego istnienia bandy frajerów, którzy na historyczne reformy dali się nabrać.
No dobrze, ale skąd się nagle znowu wzięła Rosja na naszych ziemiach? Po pierwsze wyjście wojsk rosyjskich z naszych ziem nie oznaczało zerwania stosunków z Moskwą, których podtrzymywaniem zajmowały się te służby i ci ludzie, których łaskawa ręka „nowego państwa” za długoletnią działalność promoskiewską nie usunęła. Po drugie zapędy modernizacyjne Niemiec sięgają „ściany zachodniej”, wschodnią może się zająć bratnia Rosja. Po trzecie, zależność energetyczna Polski od Rosji została przez te 20 lat umocniona, a nie osłabiona. Po czwarte, zabiegi demilitaryzacyjne w Polsce, które ostatnio weszły w fazę kulminacyjną, doskonale wsparły te wszystkie wieloletnie umizgi polskich polityków do Kremla, że już bardziej politycznie ułożyć się z władzami rosyjskimi nie trzeba. Oczywiście najlepszym z punktu widzenia Rosji byłby taki rząd, w którym premierem jest Miller, Oleksy czy ktoś im podobny, a więc ludzie zżyci z rosyjską racją stanu od lat, ale czy jest to konieczne. Skoro niemal wszystkie polskie rządy realizowały politykę proniemiecką, zaś sami Niemcy otwarcie wzmacniają politykę i pozycję Rosji, to nie trzeba w Polsce tworzyć gabinetu a la pezetpeerowskie rządy zdrajców, tylko wystarczy takich elastycznych „mężów stanu” dobierać i wspierać (wiemy jak dokładnie obserwują sytuację w Polsce media niemieckie i rosyjskie, a z nimi tamtejszy establishment), a już oni wyczują, skąd wiatr wieje, wszak postawa elastyczna była i jest szczególnie doceniana na eurosalonach, czego znakomitym dowodem są losy wybitnie elastycznego premiera Buzka.
Może zabrzmi to nieco arogancko, ale debata na temat warunków niepodległości i samodzielności militarnej, politycznej i energetycznej Polski dopiero teraz się zaczyna, a więc po doświadczeniach z „transformacją” oraz członkostwem naszego kraju w zdegenerowanych strukturach natowskich i unijnych. Skala zaniedbań, jakie popełniono w przeciągu tych dwóch dekad jest tak wielka, że można się zastanawiać, czy w ogóle przez jakiś istotny czas prowadziliśmy politykę niezależną od wpływów obcych mocarstw (zwłaszcza wewnętrzną)? Samo istnienie partii komunistycznej oraz wspierających ją finansowo i intelektualnie środowisk jest nie tylko politycznym skandalem, lecz i zbrodnią – a przecież to zaledwie jedna z patologii. To więc, że dziś ani Niemcy, ani Rosja nie kryją swojego apetytu na Polskę jest tylko i wyłącznie rezultatem wspomnianych zaniedbań.
Pewien publicysta pisze nam na pociechę, że „współczesne Niemcy nie kwestionują polskiej odrębności i prawa do państwowości – co w wypadku Rosji nie jest oczywiste” - z tego należałoby wnioskować, że już lepiej być satelitą Niemiec niż Rosji, no ale machina „unijna” skonstruowana została tak, że z czasem mają zniknąć (i faktycznie, już znikają) fundamenty odrębności i państwowości zwłaszcza co słabszych politycznie „regionów”; sam proces nieustającego „dostosowywania” polskich regulacji prawnych do „unijnych” oraz wprowadzania wspólnej waluty (z bankiem centralnym gdzie?) jest tego wyrazistą egzemplifikacją. Gdyby zaś z czasem doszło do rozsypania się „superpaństwa” możemy zostać z pękniętym na dwie strefy wpływów kraju, którego przywracanie do witalności i scalanie będzie trwało sto lat, jeśli nie więcej. No ale czy nie na własne życzenie?
http://www.rp.pl/artykul/61991,368872_Polityka_realna___czyli_jaka_.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Skupiłbym się na ostatnim wezwaniu tego publicysty:
"Ale to tylko pobieżny zarys odpowiedzi. Chciałbym, żeby o jej naszkicowanie pokusili się inni. Potrzebujemy w Polsce wykonania takiej pracy intelektualnej rozpaczliwie, bo czasu jest coraz mniej."
Potężny wysiłek intelektualny musi być podjęty, bo nawet ten wspomniany publicysta nie RAZ i nie dwa, nie potrafi stanąć na wysokości zadania. Chociażby taka diagnoza tego publicysty:
"Jaki stopień samodzielności jesteśmy w stanie wywalczyć? Gdybym ja musiał ten dylemat rozstrzygać, powiedziałbym, że sprawą podstawową dla podniesienia naszego statusu w przyszłości jest rozwój infrastruktury gospodarczej, w tym zwłaszcza energetyki jądrowej. W żaden inny sposób nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie energetycznej niezależności..."
Otóż, polskie zasoby energii geotermalnej z pewnością wystarczą, aby Polska znacznie szybciej i taniej stała się samowystarczalna energetycznie. Dostrzegam jednak, że ten właśnie kierunek poszukiwań jest teraz jak najstaranniej tępiony, gdy staje się efektywny, a w pozostałych sytuacjach jest najwyraźniej komedią pozorów. Ja w przeciwieństwie do cytowanego tym RAZ-em publicysty nie myślę jednowątkowo, bo naszą ogromną szansę na niezależność energetyczną widzę multimedialnie, podoba mi się strategia dywersyfikacji oraz synergicznego wykorzystania wielu różnych możliwości.
__________________________________________________________ Przypis: Jednowątkowe myślenie lub wyciąganie generalizujących wniosków z jednej przesłanki uważam za kliniczny objaw głupoty i skretynienia, typowym dla bolszewickiego ciemniactwa. Oni zawsze tak samo: "jedyna, słuszna droga". Szczyt debilizmu.
michael
2. Witam