Rok 1980 kontra 1989. Podsumowanie. (3) (Edmund Dantes)
W poprzednich częściach pisałem o wydarzeniach roku 1980 oraz lat 1986-1988. Dzisiaj chciałbym te rozważania podsumować.
18 lutego 1980 roku został odwołany ze stanowiska premiera Piotr Jaroszewicz. Człowiek, który był premierem od 23 grudnia 1970 roku, a wcześniej od roku 1952 - wicepremierem. Z całą pewnością był człowiekiem świetnie poinformowanym o wielu sprawach, trzymał w rękach końce wielu sznurków.
Po jego odejściu wiele osób wróżyło, że Gierek ma już dni policzone.
Odejście człowieka od czarnej roboty - Jaroszewicza - spowodowało, że Gierek przestał panować nad sytuacją i otworzyło się swobodne pole zrealizowania planów, które z pewnością były od dawna przygotowywane. A czas gonił.
Pierwsza połowa 1980 roku przyniosła znaczącą poprawę sytuacji ekonomicznej. Gospodarka zaczęła nadrabiać straty wywołane zimą stulecia na przełomie 1978/79.
Pierwsze półrocze przyniosło ok. 600 mln. dolarów nadwyżki w bilansie handlowym. W najbliższych latach miało zostać zakończonych wiele rozpoczętych inwestycji. Znaczna część z nich mogła dostarczyć budżetowi dewiz.
Lato 1980 roku było optymalnym czasem do tego, żeby sprowokować protesty społeczne, w wyniku których dotychczasowy I sekretarz będzie musiał odejść.
Strajki w Świdniku i Lublinie, które wybuchły po wzroście cen kotletów w stołówce zakładowej w PZL Świdnik zdołał jeszcze zagasić minister Kopeć.
Nie pomogło nawet prowokacyjne przyspawanie do szyn pociągu i zablokowanie komunikacji kolejowej między Berlinem i Moskwą na kilka dni przed rozpoczęciem Olimpiady.
Na początku sierpnia posunięto się kolejnej prowokacji - dyscyplinarnego zwolnienie z pracy na 5 miesięcy przed emeryturą działaczki WZZ Wybrzeża - Anny Walentynowicz. Było jasne, że WZZ tego nie odpuszczą i wybuchnie duży strajk.
I wybuchł.
Jednak, jak to często bywa - nikt nie przewidział, jakie zostaną uruchomione emocje, mechanizmy i procesy społeczne.
Sierpień 1980 roku, to jeden z tych nielicznych, jeżeli nie jedyny, bardzo krótki moment w historii PRL, kiedy rządzący stracili kontrolę nad rządzonym przez siebie społeczeństwem. Nie byli w stanie zapanować nad tym pożarem, którzy sami zaprószyli. Efektem tego było powstanie Wielkiej Solidarności i to całe piękne święto tamtego Sierpnia, kiedy pogardzani przez władzę "robole" pokazali, jak ważne jest dla nich kilka takich pojęć jak: wolność,solidarność, godność, patriotyzm, religia. A nie pełna micha - jak to przedstawiała propaganda.
Ale komuniści mimo, że w tym czasie ostro dostawali w kość - ciągle mieli wiele atutów, które w ostatecznym rozrachunku, w całkowicie zmienionym już kraju, przyniosły im zwycięstwo.
Od pierwszego dnia po powstaniu "S" rozpoczęła się walka o opanowanie związku od środka (zgodnie ze znanym powiedzeniem Kuronia o stadzie mustangów). Potem z każdym miesiącem władza krzepła, a od kiedy władzę w Polsce objęło dwóch generałów - pozostało kwestią czasu kiedy nastąpi ostateczne uderzenie.
Nastąpiło - 13 grudnia 1981. Było perfekcyjnie przygotowane i przeprowadzone .
Ludzie, którzy szli spać w sobotę 12 grudnia, 13 grudnia obudzili się w innej rzeczywistości.
W ciągu kilku godzin Polska znalazła się pod całkowitą, niekontrolowaną przez żaden czynnik władzą generałów.
Po kilkunastu dniach brutalnie zostały zlikwidowane wszystkie ogniska oporu.
Przez najbliższe kilka lat kontakty komunistów z opozycją polegały na rozpędzaniu demonstracji, mordowaniu niektórych działaczy, zamykaniu innych do więzień (co prawda pewni wybrańcy pisali tam książki) i sukcesywnym wyłapywaniu tych, którym jeszcze udawało się ukrywać.
Społeczeństwo zostało spacyfikowane, pozbawione jakiejkolwiek nadziei, że coś może się zmienić w kwestii wszechwładzy komunistów.
Morderstwo na księdzu Popiełuszce udowodniło, że rządzący komuniści nie cofną się przed żadnym czynem, nawet największą zbrodnią, żeby pokazać, że każda forma oporu spotka się z brutalną odpowiedzią.
Mord założycielski III RP miał jeszcze jeden cel - wyselekcjonowanie z dotychczasowej opozycji tych osób, z którymi będzie można w przyszłości dogadać się na warunkach komunistów.
Od roku 1986 rozpoczyna się zmiana w postępowaniu komunistów. Zaczyna się różnicowanie w traktowaniu różnych grup opozycyjnych. Brutalne traktowanie szaraczków. Pomimo amnestii w więzieniach pozostają niektórzy działacze "S".
Nadal mają miejsce przypadki dziwnych śmierci i brutalnych pobić (dwa przykłady z kalendarium Solidarności):
"9.01.1987 - W Warszawie przed 10-piętrowym budynkiem naprzeciwko miejsca pracy znaleziono zwłoki 46-letniego Zbigniewa Wołoszyna, działacza podziemnej "Solidarności", fizyka, pracownika Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie. Badał skutki wybuchu reaktora w Czarnobylu.
14.01.1987 - Umiera 19-letni Grzegorz Luks. Pobity i skopany przez patrol MO w nocy z 29 na 30 VIII, 31 VIII trafił do szpitala. Zmarł w wyniku powikłań po pourazowej torbieli trzustki."
Natomiast pewna część opozycji zaczyna się zachowywać, jakby nigdy nic się nie stało. Powoływane są jawne struktury, nie spotyka się to z żadnym poważniejszym przeciwdziałaniem.
Jednocześnie ze strony władz zaczyna się jakiś dziwny korowód samobójczych decyzji gospodarczych (II etap reformy, referendum, operacja cenowo-dochodowa) doprowadzając gospodarkę ze stanu względnej stabilizacji do stanu przedkatastrofalnego w 1988 roku i pełnej katastrofy w 1989 roku. Przy czym nie były to naturalne procesy ekonomiczne, tylko skutki decyzji podejmowanych przez konkretnych ludzi.
A z drugiej strony - rząd Rakowskiego w konsekwentny sposób wprowadza elementy liberalnej gospodarki. Ale tylko niektóre elementy, przygotowując grunt pod uwłaszczenie nomenklatury. Jednym z takich dosyć specyficznych posunięć jest likwidacja wydziałów ds. zwalczania przestępczości gospodarczej w WUSW.
Patrząc z boku można się dziwić postępowaniu władzy, która podejmuje takie decyzje, żeby poparcie dla grupy skupionej wokół Wałęsy było jak największe. Pogrążone w apatii społeczeństwo musi doznawać bardzo bolesnych
uderzeń ekonomicznych, żeby zechciało trochę postrajkować. Komuniści i generałowie dysponując taką samą pełnią siły jak przez większość lat 80-tych, czego dowody dali przy pacyfikacji strajku w Nowej Hucie w maju 1988 - rozmawiają z grupą Wałęsy, zgadzają się na rozmowy przy okrągłym stole.
To wszystko ma miejsce w okresie, kiedy od czasów stalinowskich jest najbardziej rozbudowana agentura cywilnych słuzb specjalnych. O ówczesnych służbach wojskowych ani wtedy, ani dzisiaj nie wiadomo, jaką dysponowały agenturą.
Osoba nr 2 w państwie, Minister SW, poprzednio szef wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, człowiek, który wie wszystko o każdym z opozycjonistów, zaprasza wybrane osoby do udziału w rozmowach O.S.
Przy okrągłym stole podejmowane są rewelacyjne i przełomowe decyzje o dopuszczeniu (części !!!) opozycji do sprawowania władzy. Społeczeństwo zachęcone do udziału w pierwszych po wojnie (częściowo !!!) wolnych wyborach prawie całkowicie
skreśla komunistów ramach istniejących (okazało się, że ktoś nie pomyślał) możliwości.
I co wtedy? Wtedy ta "opozycja" ustami Geremka mówi: hola, hola szanowni państwo, nie tak szybko. Trzeba szanować UMOWY. Nie ma lepszego dowodu na przedmiotowe traktowanie społeczeństwa przez ówczesne władze opozycji.
Nie liczy się wola społeczeństwa wyrażona w wyborach, tylko umowy między Wysokimi Układającymi się Stronami.
Dziwiliśmy się wtedy co chwilę:
najpierw, jak to możliwe, że reaktywuje się Solidarność, do polityki wracają Wałęsa, Geremek, Mazowiecki, Kuroń czy, Michnik, jak to możliwe, że powstał rząd "niekomunistyczny", z "naszym" premierem.
Potem dla równowagi dziwiliśmy się od drugiej strony: jak to jest, że komunistom włos z głowy nie może spaść, jak to jest, że zwykli ludzie obrywają w tyłek, a byli towarzysze są dyrektorami banków, prezesami firm. Jak to jest, że zwykli emeryci mają głodowe emerytury, a byli SB-cy emerytury luksusowe. Jak to jest, że "nasz" premier przy pomocy oddziałów ZOMO rozpędza młodych KPN-owców, którzy chcieli zająć komitety PZPR i w doskonałym nastroju tańczy na dancingu podczas wizyty w Katyniu. Jak to jest, że nie można nawet pomyśleć o lustracji, dekomunizacji, pierwszym prezydentem jest Jaruzelski, a w pełni wolne wybory odbyły się już w innej epoce - po faktycznym rozpadzie ZSRR.
Ciąg dziwnych, niekonsekwentnych, pozornie niezrozumiałych decyzji ułożył się w jedną, logiczną historię.
W późniejszych latach okazało się, że Polska osiągnęła najwyższe bezrobocie w Europie, jeden z najwyższych wskaźników rozwarstwienia majątkowego w Europie, upodlająco niski poziom tzw. usług społecznych (oświata, służba zdrowia, komunikacja publiczna), najwyższy w regionie poziom wyprzedaży banków w obce ręce, wyprzedane lub zniszczone całe gałęzie przemysłu. Za to Polska dorobiła się bardzo bogatych oligarchów, wśród których wielu już udowodniono współpracę z SB.
Mam nadzieję, że w tych trzech wpisach wystarczająco uwidoczniłem to, największym przełomem w Polsce był Sierpień 1980 roku. Niestety, początkowym triumfie (chociaż tak naprawdę w wielu kwestiach był on iluzoryczny) nad komunistyczną władzą - przejęła ona inicjatywę i potem już jej nie oddała.
Wydarzenia sprzed dwudziestu lat były natomiast tylko jednym z etapów rozgrywki pomiędzy komunistami, a wybraną przez nich grupą, która przejęła rządy w Polsce.
A faktyczne zerwanie ciągłości politycznej, która rozpoczęła się w sierpniu 1980 roku miało nastąpić w 2005 roku po podwójnym zwycięstwie wyborczym PiS-u. Jednak to zwycięstwo okazało się za słabe, a bezpieczniki systemu, który był tworzony od 1980 roku - na tyle mocne, że rewolucja 2005 roku w bardzo krótkim czasie została stłumiona.
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz