Cud czy talent i bohaterstwo

avatar użytkownika Jan Kalemba

Jeżeli 15 sierpnia 1920 r. stał się nad Wisłą cud, to Polacy po raz kolejny nie odnieśli sukcesu dzięki swym przymiotom, poświęceniu i skutecznemu czynowi zbiorowemu. Nieudacznicy, za których nadprzyrodzone moce załatwiły sprawę, tym razem może w drodze wyjątku, bo w dzień katolickiego święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny...

 
Zwycięstwa Polaków w Bitwie Warszawskiej 1920 roku, a w rezultacie w wojnie z Rosją, nie uważał za cud lord Edgar Vincent d’Abernon. Tego wytrawnego dyplomatę Jego Królewskiej Mości przysłano do Warszawy na czele Misji Międzysojuszniczej po to, aby doprowadził do zmiany na stanowisku głównodowodzącego Wojskiem Polskim. Według aliantów z Zachodu, Józefa Piłsudskiego powinien zastąpić, opromieniony sławą z nad Marny, francuski generał Maxime Weygand.
 
Jednak jego lordowska mość, po dogłębnym zapoznaniu się z sytuacją na miejscu, nie tylko zrezygnował z dokonania nieprzyjemnej operacji zmiany wodza naczelnego, ale został wręcz gorącym apologetą talentu dowódczego Piłsudskiego oraz sprawności i bohaterstwa Wojska Polskiego. Zmiana frontu o 180 stopni nie wynikała z braku doświadczenia czy młodzieńczej egzaltacji, bowiem wyga dyplomacji brytyjskiej d’Abernon raczył sobie wtedy liczyć 63 wiosny, a pan Komendant był od niego młodszy o równe 10 lat...
 
Prymas, ks. kardynał Aleksander Kakowski pisał we wspomnieniach, że Józef Piłsudski przyszedł do niego ze skargą na „brak kapelanów, którzy by szli w szeregach razem z żołnierzami”. Spełnił prośbę Komendanta i ogłosił stosowne wezwanie do duchowieństwa. Dał osobisty przykład i po bohatersku wizytował wojsko na pierwszej linii w okopach pod Radzyminem. Gdy poprosił go o pozwolenie udania się na front notariusz jego Kurii Metropolitarnej, ks. Ignacy Skorupka, Prymas rzekł – „Zgadzam się, ale pamiętaj, abyś ciągle przebywał z żołnierzami, w pochodzie, w okopach, a w ataku nie pozostawał w tyle, ale szedł w pierwszym rzędzie”. Tak więc, chyba nie bez inspiracji Naczelnika, nawet ks. Prymas preferował czyn, a nie oczekiwanie na cud...
 
Zwycięstwo Polaków w Bitwie Warszawskiej było sukcesem na miarę dziejów. Edgar Vincent d’Abernon określił ją jako OSIEMNASTĄ DECYDUJĄCĄ BITWĘ W DZIEJACH ŚWIATA. Słusznie więc nasi dziadowie wyznaczyli Święto Żołnierza na dzień 15 sierpnia. Było to jedno z najważniejszych świąt narodowych 20-lecia międzywojennego. W Polsce zawsze znajdą się poszukiwacze dziury w całym. Zawistna Endecja nie mogła strawić tryumfu Józefa Piłsudskiego i wnet wynaleziono, że to nie owoc geniuszu wodza, lecz cudu. „Cud nad Wisłą - efekt wstawiennictwa Matki Bożej”, a nie skutecznego dowództwa i ofiarnego trudu żołnierzy i całego narodu...
 

3 komentarze

avatar użytkownika jlv2

1. Cosik mi się o uszy obiło,

że owa, skądinąd dobra ofensywa, to owszem, przeprowadził Marszałek, ale zaplanował gen. Rozwadowski. Z dugiej strony jednak mieliśmy i to szczęście, że po drugiej stronie frontu dowodził Tuchaczewski, miernota militarna. Ale jest faktem: wygraliśmy i słusznie ten dzień jest dniem naszego wojska. Choć jedne święto jest związane z sukcesem, a nie z porażką.
jlv2
avatar użytkownika Jan Kalemba

2. @jlv2

Ano właśnie. Poza tym dowódca jest tylko jeden i to on podejmuje ostateczną decyzję i on za nią odpowiada.
Jan Kalemba
avatar użytkownika Laurenty

3. @Jan Kalemba

Jasiu, pięknie to ująłeś. Ja też mam 8 lat i jestem pewny, że większość dzieci w naszym wieku też tak myśli jak Ty. Tylko tak siebie zapytowywuję, jak to jest, że bolszewicy w 1920 r. i w 1944 r. docierali pod Warszawę na początku sierpnia. Czy to przypadek, czy też jest w tym szaleństwie jakaś metoda? Bo jeśli w 1944 r. kłopoty z aprowizacją nie pozwoliły kontynuować zwycięskiej ofensywy, to może tak samo byłoby w 1920 r.? Z drugiej strony, nie po to Lenin został wysłany z Berlina do Petersburga z paroma tonami złota, żeby teraz wracał do Berlina z towarzyszami robić rewolucję. Na pewno głupi jestem, ale coś mi tu nie gra. A może bolszewicy po ewentualnym zdobyciu Warszawy wcale nie chcieliby iść na Zachód. Bo tyle tu kobiet do zgwałcenia, tyle fajnych rzeczy do zrabowania, tyle gorzałki do wypicia. A zima za pasem... A może po prostu paru gości w Berlinie pomyślało sobie: my tu wykrwawiliśmy się pod Sedanem, Rosjanie w rewolucji bolszewickiej, a Polacy to mają być tacy cwani? A trzeba trochę przystrzyc baranków nad Wisłą... A jak już swoje zrobią, to zwycięska armia pruska wkroczy i uratuje Europę ustanawiając porządek i granicę prusko-rosyjską na Wiśle po wieczne czasy. A tymczasem taki Rozwadowski, Skorupka, Haller i paru innych, kurde, pokonało bolszewików. Głupio wyszło. Po tym wszystkim Polakom zupełnie odbiło i zamiast służyć swoim panom, postanowili, że będą mieć niepodległe państwo. He, he. Ale na szczęście nasz człowiek w Warszawie czuwał... i w porę dał po łapach.