To, co o Woodstock wiedzieć trzeba, a czego Owsiak nie powie (Krzysztof Ligęza)
Świat nie zawali się, gdy nie będziecie tego wiedzieć: stajesz się tym, kim chcesz być, bo właśnie to usłyszałeś od ludzi, których cenisz. Ile w tym prawdziwej wolności, a ile wolności limitowanej? I jeśli nie jest to rodzaj manipulacji, to co to jest?
Było, minęło. Światła zgasły. Przyroda wzdycha, zasłaniając nozdrza przed zanikającym fetorem. Pył opada, kac ustępuje, czas leczy gardła z kurzu. Dyskusje, jakimi po Przystanku Woodstock karmi się Polska i Salon24, nie różnią się specjalnie od ubiegłorocznych. Czy też takich, które, niezależnie od pory roku, każdorazowo rozpala czerwony kur namiętności po „wrzutce” pt. Jerzy Owsiak.
Nie zabierałbym zatem głosu, gdybym nie miał do powiedzenia czegoś, czego próżno w bieżących pogwarkach na ten temat szukać. A chcę powiedzieć, że prawdziwą twarzą woodstockowej wolności nie jest bynajmniej „miłość, przyjaźń i muzyka”. To hasło tak drażniąco deklaratywne, że aż nieprawdziwe. Jak maska na twarzy potwora.
Dlaczego tak ostro? Bo prawdziwą twarz Przystanku pokazał sam Jerzy Owsiak, bezrefleksyjnie dekretując, o czym woodstokowicze nie będą rozmawiać. Tak powiedział. Serio serio.
Tłumaczenie, że wolność polega na ograniczaniu wolności, wygłaszającego tego rodzaju oświadczenie wcześniej czy później zgubić musi. Taki absztyfikant wyrządza krzywdę głoszonej przez siebie idei, przy okazji boleśnie krzywdząc samego siebie. A to, ponieważ kompromitując się w tak bezpretensjonalny sposób, makabrycznie traci na wiarygodności. Podobnie jak impreza, którą swoim nazwiskiem firmuje.
Podobnie kontekst polityczny tegoż przedsięwzięcia, na dodatek przyodziany w łachy polit-poprawności, z samej zasady wyklucza punkty styczne z wolnością. Na pewno zaś w tradycyjnym rozumieniem tego terminu. „Mam uwierzyć, że Mazowiecki i Wałęsa dla muzyki tam przyjechali?” – pyta Kataryna. Po czym konstatuje: „Wyjazd na lansowany w mainstreamowych mediach i nawiedzany przez mainstreamowych dziennikarzy i polityków festiwal jako dowód wolności? To na czym ta wolność właściwie polega?”
Warto na to pytanie odpowiedzieć, to jest bowiem clou problemu. W tym miejscu, jakby to ująć, leży Jerzy Owsiak, zagrzebany pod jemu właściwym, z masek odartym meritum. Oto prawdziwa twarz wolności opiewanej przez ludzi Owsiakopodobnych: jesteś człowiekiem wolnym, gdy stajesz się tym, kim chcesz być, bo właśnie to usłyszałeś od ludzi, których cenisz.
Ile w tym wolności, a ile wolności limitowanej? I jeśli nie jest to rodzaj manipulacji, to co to jest?
Jasne, że mamy do czynienia ze zjawiskiem naturalnym. Że tak właśnie przebiega proces socjalizacji. Rzecz w tym, że prawdziwe sedno, czyli TEN system wartości (jaki mianowicie?), TE wzorce zachowań (to znaczy jakie wzorce?) oraz TE modele tychże zachowań (co mianowicie modelujące?) – to wszystko bardzo starannie skrywane jest tak, by ta oczywista aczkolwiek niewygodna prawda nie przekroczyła poziomu postrzegania woodstockowiczów.
Wszelako spróbujcie zdmuchnąć pianę z kostrzyńskiego błota, zneutralizujcie alkohol w krwioobiegu imprezowiczów, zetrzyjcie uśmiechy z twarzy polityków oraz pozbawcie organizatorów poczucia błogostanu, wywalając oczywiste na wierzch – z miejsca okrzyknięci zostaniecie wrogiem publicznym numer jeden.
Dla wrogów publicznych zaś, wiadomo, wolności nie ma. Dla takich zarezerwowany jest łomot, późną nocą. Bezkrwawy, fakt. Oraz eksmisja. O czym przekonali się na własnej skórze autorzy wystawy, usiłujący zaprezentować na Przystanku Woodstock prawdziwą twarz aborcji.
Co było w rzeczy samej czynem niedopuszczalnym, albowiem przystankowa wolność ma tylko jedno słuszne oblicze. Jurek Owsiak zadekretuje Wam, jakie. Proszę to sobie zapamiętać, raz na zawsze.
...Pokojowy Patrol, pokojowa impreza, pokojowe rżnięcie głupa. Tylko z Wami takie numery?
http://widnokregi.salon24.pl/118510,to-co-o-woodstock-wiedziec-trzeba-a-czego-owsiak-nie-powie- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz