Takie tam w sam raz na sezon ogórkowy (albo i nie to)

avatar użytkownika triarius
Rzuciłem okiem na krajową telewizję i stwierdziłem, że gdybym miał w salonie wielki telewizor w obity mahoniowym fornirem na wysoki połysk, na nim koronkową serwetkę, na której z kolei królowałby przywieziony przed laty ze wczasów na Gran Canaria osiołka, któremu z tyłka wychodzą papierosy, to do kompletnego szczęścia brakowałoby mi tylko codziennego widoku gamoniowatej twarzyczki byłego premiera Buzka (może nie wielbłąd, ale za to TW Karol oraz TW Docent, i niech nikt nie gada, że nieprawda, bo na własne uszy słyszałem jak się przyznał w lokalnej telewizji) i dobrodusznego, sarmackiego oblicza marszałka Komorowskiego (równie dobrodusznego i sarmackiego, jak dobroduszną i sarmacką była Targowica).

Jako tło dźwiękowe niezbędne oczywiście byłoby duszoszczipatielnoje gruchanie w wykonaniu obecnego premiera.

* * * * *

To nie jest tak, że ja bym pragnął odesłać liberalizm i wszelkie jego avatary na śmietnik. Ja raczej widzę widzę ich miejsce w intelektualnej przestrzeni wokół trzepaka, a dokładniej pomiędzy trzepakiem i piaskownicą.

* * * * *

Tak jak żaden człowiek i żadna grupa ludzi nie są naprawdę wolni, jeśli nie potrafią swojej wolności bronić, tak samo "rynek" nie może być "wolny", skoro nie potrafi sam się przed zakusami na swoją wolność obronić.

* * * * *

Jednym z absolutnych fundamentów wynikającej z Oświecenia ideologii i światopoglądu (które dla mnie w istocie tożsame są z liberalizmem) jest dualistyczne, manichejskie widzenie społeczeństwa, w którym wszystko jest aktualnie lub potencjalnie samym dobrem, ale zagrożonym i w ciągłej walce z esencją zła - władzą ucieleśnioną przede wszystkim (by nie powiedzieć praktycznie wyłącznie) w państwie. Państwo i w ogóle wszelka władza jest dla szczerego liberała po prostu demonem, który trzeba zniszczyć, by osiągnąć raj na ziemi.

Dotyczy to WSZELKICH wynikających z Oświecenia światopoglądów i ideologii! Każda z nich władzę demonizuje i stara się ją unieszkodliwić, choć metody są oczywiście inne: od ignorowania problemu metodą strusia w "czystym" liberaliźmie, po paradoksalną (lub obłudną) wiarę komunizmu, że orgia nieokiełznanej władzy, spoczywającej na odmianę we "właściwych rękach", cały brzydki problem w krótkich abcugach na wieki wieków rozwiąże i zakończy.

Ponieważ wszelkie avatary liberalizmu (do których zaliczam i komunizm, a jakże!) opierają się na stosunkowo b. prostym, mechanicystycznym modelu świata i ludzkiego społeczeństwa, tak złożone zjawiska jak np. rodzina nie dają się umysłom liberałów nijak zrozumieć czy w miarę gładko dopasować do schematów. A przecież właśnie w rodzinie każdy normalny i nie do końca przeżarty liberalnym zidioceniem człowiek widzi, że władza to nie jest, a przynajmniej nie zawsze, to, co sądzą o niej liberały.

W oświeceniowym, liberalnym schemacie władza, jak rzekomo wszyscy ludzie, kieruje się jedynie "zasadą przyjemności", czyli dba o własny interes, nie bacząc na interes innych. Czyli wykorzystuje, gnębi, a w miarę, jak jej na to np. międzynarodowe trybunały pozwolą, masowo morduje i popełnia zbrodnie przeciw ludzkości. Niby jak mogłoby tak nie być, skoro zaakceptujemy liberalny model ludzkiej psychiki i życia społecznego? A tym bardziej, jeśli i tę ideologię potraktujemy tak, jak być traktowana każda ideologia powinna, czyli jako namiastkę czy równoważnik (żeby nie wartościować) religii. Dla Oświecenia i jego dziecięcia liberalizmu władza jest z gruntu i samej swej natury złem, musi więc też zło czynić.

W rodzinie jednak jest tak, że na przykład niemowlę nie ma żadnej władzy i b. niewiele "wolności", rodzice mają nad nim praktycznie pełną władzę, ale trudno uznać, że dzieje się to jego kosztem i z jego szkodą. Szkoda jednak, wbrew pozorom, jest - szkoda dla "eleganckiego", wszechogarniającego oświeceniowo-liberalnego modelu świata.

Jest to poważna rysa - o wiele poważniejsza od wielu innych, jakie pojawiają się na liberalnym modelu... Rysa która trwa od stuleci, w istocie o wiele dłużej, niż sam liberalizm i post-oświeceniowe prądy... Rysa która sama z siebie szybko nie zniknie...

Wiele innych rys pojawia się na oświeceniowym modelu każdego dnia i z nimi model sobie jakoś radzi. Zamilczając, tworząc wokół nich intelektualne tabu, albo po prostu, coraz częściej, po prostu zakaz, poparty groźbą sankcji. Albo też, w poważniejszych, przynajmniej dla panujących nam autorytetów (nie władzy, bo władza jest przecież be!) przez dodanie kolejnego epicyklu. Prosty i elegancki przez to w swej prostocie oświeceniowy model podobny dziś już jest do późnego modelu wszechświata Ptolemeusza - epicykle w epicyklach, w nich epicykle... I tak niemal w nieskończoność, ponieważ wciąż pojawiają się wyjątki, z których niektóre trzeba jednak w modelu jakoś uwzględnić... Więc dostajemy kolejny epicykl. Moim ulubionym jest świecka świętość Jacka Kuronia, ale każdy znajdzie tu coś dla siebie!

Rodzina jest zbyt poważnym problemem i epicykl, który by ją jakoś opisał w ramach miłościwie nam panującego modelu świata, byłby tak wielki, że groziłby rozwaleniem całego modelu. Dlatego też rodzina jest dla wszelkich wynikających z Oświecenia światopoglądów z samej swej natury czymś diabolicznym, skażonym złem... Czymś co nie pasuje, a ponieważ ten liberalny model nie pełni wcale dla wielu ludzi mniejszej, czy zasadniczo innej, roli, niż katolicyzm dla Torquemady czy wiara w pierzastego węża dla masowo wycinającego ludzkie serca obsydianowym nożem kapłana Azteków, więc rodzina ma u wyznawców Oświecenia - dla mnie tożsamych z liberałami różnych maści i ich mniej lub bardziej zdegenerowanymi kuzynami - łagodnie mówiąc ciężko.

W istocie wygląda to już na niemal frontalne zderzenie, z którego z życiem może wyjść tylko jeden współzawodnik. Słodkie słówka i pokazywanie się przez autorytety i ludzi obdarzonych przez nas mandatem na uszczęśliwiania nas i budowanie raju na ziemi w telewizjach w otoczeniu dziatwy - przeważnie sztuk jedna, góra dwie - niczego tu nie zmienia. To jest walka na śmierć i życie. Żadne środki nie są zbyt radykalne, przynajmniej z jednej strony - tej aktywnej. Jakby ktoś, nawiasem mówiąc, chciał wiedzieć, dlaczego nasze autorytety i ludzie obdarzeni przez nas mandatem tak pokochali homoseksualistów, to niech chwilę pomyśli, teraz może potrafi odkryć prawdę.

Ja zresztą jej nie odkryłem, bo choćby Aleksander Zinowiem to samo pisał o roli pedałów w menażerii dzisiejszych naprawiaczy świata, także tych, mniej czy bardziej jawnie, sterowanych z Moskwy, mniej czy bardziej wiernej duchowi Lenina, mniej czy bardziej otwarcie głoszącej światową rewolucję.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

napisz pierwszy komentarz