Realizator zamachu majowego
godziemba, wt., 07/07/2009 - 06:39
Każdy wie, że autorem zamachu majowego był Józef Piłsudski, ale już informacja, że Marszałek nie dowodził lojalnymi wobec siebie wojskami w czasie walk w Warszawie jest znacznie mniej znana. Kto więc sprawował to dowództwo? Jeden z najbardziej ulubionych generałów Komendanta – Gustaw Orlicz-Dreszer.
Gustaw Dreszer urodził się w 1889 roku, w gimnazjum częstochowskim został znaczącym członkiem organizacji „Przyszłość”, zwanej PET-em, podległej tajnemu akademickiemu Związkowi Młodzieży Polskiej, zwanemu ZET-em. Po ukończeniu gimnazjum rozpoczął studia na Uniwersytecie Lwowskim, potem w Leodium, zostając członkiem ZET-u. W latach 1911-1913 odbył służbę wojskową w armii rosyjskiej, w jej trakcie ukończył szkołę oficerską. Po wybuchu wojny został wcielony do pułku huzarów, jednak już w połowie zdezerterował i został dowódcą szwadronu ułanów Beliny-Prażmowskiego w 1 pp (późniejszej I Brygadzie) Legionów Polskich, szybko stając się zaufanym oficerem Komendanta Piłsudskiego. Po kryzysie przysięgowym od końca lipca 1917 był internowany w obozie w Szczypiornie, gdzie przebywał wśród żołnierzy, ukrywając swoją oficerską rangę. Po odkryciu mistyfikacji został aresztowany i przewieziony do obozu w Havelbergu, potem w Rastatt, wreszcie w Werl.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości walczył kolejno z Ukraińcami w Małopolsce Wschodniej, potem uczestniczył w wyprawie wileńskiej (kwiecień 1919 roku), następnie wyprawie kijowskiej (kwiecień 1920 roku), wreszcie w bitwie warszawskiej (jako dowódca dywizji jazdy w 5 Armii WP), zostając pułkownikiem w wieku niespełna 31 lat. Niezależnie od zaufania Naczelnego Wodza, na tak szybką karierę wpływ miały odwaga, szacunek wśród podwładnych i przełożonych oraz znaczne umiejętności wojskowe. Po zakończeniu wojny Orlicz-Dreszer ukończył kurs wyższych dowódców, kurs informacyjny w Wersalu, a następnie kurs dokształcenia w Centrum Wyższych Studiów Wojskowych w Warszawie, by w kwietniu 1924 roku zostać awansowany do stopnia generała brygady oraz objąć dowództwo 2 Dywizji Kawalerii.
Przez cały czas, także po wycofaniu się Piłsudskiego wiosną 1923 roku do Sulejówka, Orlicz-Dreszer zaliczał się do tego grona piłsudczyków, którzy cieszyli się największym zaufanie przywódcy i najczęściej bywali u Piłsudskiego. Wśród tego grona, Orlicz był jedynym wyższym dowódcą liniowym – Piłsudski uznał że potrzebny mu jest Dreszer jako generał, który dzięki swym wojskowym umiejętnościom i wojennym zasługom cieszył się dużą popularnością i uznaniem w korpusie oficerskim, posiadając w nim spore wpływy, z drugiej zaś strony legitymował się politycznym doświadczeniem, wyniesionym jeszcze z czasów gimnazjalnych. Oprócz działalności na rzecz Marszałka w wojsku, Orlicz z racji na swe wpływy w środowisku zetowym, pośredniczył w zorganizowaniu wizyty Piłsudskiego w czerwcu 1925 roku w majątku Zdzisława Lechnickiego w Święcicy koło Chełma, w trakcie której środowisko zetowe zamanifestowało chęć współpracy z Komendantem. Z Dzienników Zofii Nałkowskiej wynika zaś , iż w okresie przedmajowym stykał się Dreszer na gruncie towarzyskim, w jej mieszkaniu na Marszałkowskiej, zarówno z wybitnymi działaczami PPS w osobach Jędrzeja Moraczewskiego, Ignacego Daszyńskiego czy Norberta Barlickiego, jak i znanymi działaczami KKP jak Adolf Warski i Andrzej Wolica, a także pisarzami o lewicowych sympatiach, jak Władysław Broniewski, Andrzej Stawar czy Aleksander Wat. Koresponduje to z podaną przez Hassa informacją, iż w okresie przed majem 1926 cieszył się Dreszer „popularnością i dobrą opinią w kołach lewicy, nie wyłączając nawet skrajnej”, co wbrew pozorom nie świadczyło o podzielaniu przez niego lewicowej ideologii. Jan Dębski, kolega Dreszera z leodyjskiego ZET-u, ówczesny działacz PSL-Piast wspominał rozmowy z generałem: „ W latach przed zamachem majowym, Gustaw krytykował, ale rzeczowo, stosunki sejmowe, wielopartyjność. Później mówił mi o pogarszających się stosunkach w wojsku – bez Komendanta. O przewlekaniu przez Sejm uchwalenia ustawy o organizacji najwyższych władz wojskowych. Użył nawet jakby ostrzeżenia: <źle się bawicie, a może być jeszcze gorzej>”. Orlicz- Dreszer wykorzystywał takie rozmowy do wywarcia pożądanego wpływu na zapatrywania rozmówcy , łączenie zaś problemu nieobecności Marszałka w wojsku i życiu politycznym z realnym wzrostem zagrożenia bezpieczeństwa państwa i przejawami kryzysu ustroju parlamentarno-gabinetowego było charakterystyczne dla ogółu aktywnych piłsudczyków, zarówno noszących mundur, jak i tych, którzy się już z nim rozstali. Trudno się dziwić, iż obrona odzyskanej niedawno niepodległości była dla tego środowiska sprawą najwyższej wagi – wszak walce o nią poświęcili swą młodość i część dorosłego życia, płacąc wysoką daninę krwi za możność życia w wolnej Polsce. To dawało poczucie dumy, lecz było również źródłem przeświadczenia o posiadaniu przez tę grupę moralnego prawa do uważania się za „strażników Niepodległości” i w razie konieczności wyciągania z tego faktu praktycznych konsekwencji, nawet jeśli dla wojskowych piłsudczyków równałoby się to naruszeniu obowiązującej w siłach zbrojnych zasady apolityczności.
W październiku 1925 na konferencji w Locarno, polska dyplomacja poniosła dotkliwą porażkę stawiającą pod znakiem zapytania największe dotąd powojenne osiągnięcie polityki zagranicznej – uważany za fundament bezpieczeństwa państwa i jego granic polityczno-wojskowy sojusz z Francją z lutego 1921 roku. To wydarzenie, a nie siódma rocznica powrotu Komendanta z Magdeburga, było powodem wizyty 15 listopada 1925 roku kilkuset oficerów i kilkunastu generałów w Sulejówku, w trakcie którego doszło do demonstracji poparcia dla Piłsudskiego. Najważniejsze przemówienie wygłosił Orlicz-Dreszer, który przemówił do Marszałka następującymi słowami: „Panie Marszałku, w rocznicę zaślubin Twoich z państwem siedem lat temu, przybywamy do pana Marszałka, wy wspomnieć czasy, gdyś wrócił z więzienia niemieckiego i znalazł Polskę, zdawało się, niezdolną do nowego życia. Stargane w niewoli nerwy, złamane nieraz w zwątpieniu serca i mózgi – dawały podkład dla namiętności, walk, swarów i gry małych ambicyj. W kilka dni po Twoim powrocie, zwiastującym odrodzenie, wziąłeś śmiało najwyższą, chociaż niepisaną władzę dyktatorską w swoje ręce. Dałeś nam potem chwałę, tak dawno w Polsce nieznaną, okrywając nasze sztandary laurem wielkich zwycięstw. Gdy dzisiaj zwracamy się do Ciebie, mamy także bóle i trwogi, do domu wraz z nędzą zaglądające. Chcemy, byś uwierzył, że gorące chęci nasze, być nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, osierocając nie tylko nas , wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable” Ostatnie słowa – zanotował Grzędziński – „ z siła wypowiedziane zrobiły ogromne wrażenie, a cisza, która zapanowała po nich – wrażenie to pogłębiała, jakby niewidzialna ręka ściągała cięciwę łuku. Oczekiwaliśmy, że zaraz padnie rozkaz-strzał”. Mowa Dreszera nie miała jednak służyć wezwaniu Marszałka do wydania zgody na rozpoczęcie przez podkomendnych dalszych działań, jej celem było deklaracja lokalności wobec Piłsudskiego i gotowość wykonywania jego rozkazów. Równocześnie w przemówieniu Orlicza – jak to ujął Grzędziński – „był nie tylko obraz ponurej rzeczywistości, lecz brzmiała skarga opuszczonych żołnierzy”.
Mowa Dreszera sprowokowała ostrą reakcję endeckiej prasy, kładącej nacisk na niedopuszczalność politycznych wystąpień ze strony czynnych wojskowych. Urzędujący jeszcze minister spraw wojskowych gen. Sikorski przeniósł Dreszera do Poznania na stanowisko dowódcy 3 DK. Dzięki wstawiennictwu gen. Sosnkowskiego, nowy minister gen. Żeligowski w grudniu 1925 roku przywrócił Dreszera na stanowisko dowódcy 2 DK w Warszawie. Te represje w stosunku do Dreszera zamiast spacyfikować propiłsudczykowskie nastroje części korpusu oficerskiego, spowodowały wzrost jego popularności w wojsku, szczególnie zaś w macierzystej 2 DK, co nie pozostało bez wpływu na postawę znaczącej większości oficerów tej dywizji w maju 1926 roku.
Jednostki 2 DK wzięły udział w demonstracyjnym marszu Piłsudskiego na Warszawę w dniu 12 maja 1926 roku, którego celem było wywarcie nacisku na Prezydenta Wojciechowskiego aby udzielił on dymisji rządowi Witosa. Gen. Dreszer towarzyszył Marszałkowi w drodze na spotkanie z Wojciechowskim na moście Poniatowskiego. Fiasko tego spotkania a w efekcie świadomość konieczności stoczenia bitwy o Warszawę była dla Piłsudskiego z pewnością przygniatająca. Na uwagę Dreszera, że trudno będzie na innym moście zdobywać przejście do Warszawy, miał Marszałek odpowiedzieć: „Proszę pana, Pan Prezydent powiedział mi, że jeśli pójdziemy naprzód, wyda rozkaz strzelania wojsku znajdującemu się po drugiej stronie. Ponieważ przy wojsku, które znajduje się po drugiej stronie, jest Pan Prezydent, ja do Prezydenta w Polsce strzelać nie będę. Wykona pan mój rozkaz i wycofa się pan na most Kierbedzia”. Dreszer był świadomy, iż siły strony przeciwnej nie są duże, należy więc opór jak najprędzej złamać w celu nie tylko osiągnięcia zwycięstwa ale również zminimalizowania ofiar.
Generał Orlicz-Dreszer - dowódca sił wiernych Marszałkowi, nazwanych grupą „Warszawa” oraz ppłk Kmicic-Skrzyński byli autorami planu zakładającego odcięcie strony rządowej od głównych arterii komunikacyjnych stolicy oraz dworców kolejowych i węzłów łączności, aby utrudnić łączność ze światem zewnętrznym i maksymalnie opóźnić przybycie posiłków. Udało się to jeszcze 12 maja wieczorem, kiedy to uderzeniem przez most Kierbedzia opanowano Plac Zamkowy, a następnie atakując wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, przejęto kontrole nad dworcami kolejowymi oraz centralami łączności. „W walkach minionych – wspominał oficer sztabu Dreszera mjr Tadeusz Pełczyński – odpadał zasadniczy cel, jaki ma każda większa bitwa: zniszczenie sił i środków przeciwnika. Przeciwnikiem nie był wróg. Toteż w kierownictwie naszą walką z naszej strony nie występowała zaciekłość wobec przeciwnika, zdążająca do zniszczenia go środkami najskuteczniej i najbezwzględniej niszczącymi, a więc ogień nie święcił tutaj triumfów, nie był w pełni wykorzystywany. Chodziło raczej o manewr skuteczny, doprowadzający do sytuacji, w której przeciwnik uznałby się za zmuszonego do kapitulacji”. Tak tez się stało.
Po utracie 13 maja - w obliczu przewagi strony rządowej – niewielkiej części zdobytego uprzednio terenu, Orlicz wiedział tego dnia wieczorem, iż przybyłe właśnie posiłki dadzą nazajutrz jego siłom zdecydowaną przewagę, lecz 15 maja, po nadciągnięciu oddziałów poznańskich i pomorskich, stosunek sił po obu stronach może się wyrównać. Dlatego też przeprowadzone 14 maja przez oddziały grupy „Warszawa” uderzenie musiało być decydującym. Umiejętnie opracowane i wyprowadzone w godzinach rannych doprowadziło wczesnym popołudniem do zdobycia lotniska na Mokotowie i odcięcia Belwederu, dokąd schronił się rząd i prezydent, od wyładowujących się na zachodnich obrzeżach stolicy oddziałów poznańskich. W efekcie Prezydent, rząd i dowództwo wojsk rządowych przenieśli się do Wilanowa, gdzie późnym wieczorem podjęto decyzję o zaprzestaniu oporu. Dzięki zdecydowanym i szybkim działaniom Dreszerowi udało się zakończyć działania przed spodziewanym atakiem stojącego w rejonie Ożarowa silnego zgromadzenia poznańsko-pomorskiego pod dowództwem gen. Ładosia. Nie ulega wątpliwości, że będący dowódcą liniowym Orlicz okazał się lepszy od sztabowców „rządowych” w osobach generałów Tadeusza Rozwadowskiego i Stanisława Hallera, choć trzeba przyznać, iż obok doskonałego manewru triumf święciła także zasada jedności dowodzenia. Dreszer bowiem, w przeciwieństwie do dowództwa strony rządowej, kierował walką sam, konsultując najważniejsze decyzje z Piłsudskim i meldując mu co pewien czas o rozwoju sytuacji. Będąc dowódcą grupy „Warszawa” pełnił Dreszer jednocześnie obowiązki komendanta m.st. Warszawy.
15 maja, w dniu wejścia w życie rozejmu, po trzech dniach i nocach nieustannej pracy, odszedł Orlicz z rozkazu Marszałka na odpoczynek, zdając dowództwo grupy „Warszawa” gen. Burchardt-Bukackiemu, zaś komendanturę miasta gen. Michałowi Karaszewicz-Tokarzewskiemu.
Po przejęciu władzy przez Piłsudskiego, Orlicz został generałem do prac przy generalnym inspektorze w powołanym latem 1926 roku Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. 1 stycznia 1931 roku mianowany został generałem dywizji oraz inspektorem armii z siedzibą w Wilnie. W ten sposób wszedł do grona najwyższych rangą i stanowiskiem oficerów WP. W lipcu 1936 roku – już po śmierci Marszałka (w trakcie pogrzebu Piłsudskiego prowadził defiladę, a w 1936 roku wziął udział w pochowaniu serca Marszałka na wileńskiej Rossie) – Orlicz został równocześnie inspektorem obrony powietrznej państwa . Był też w latach 1930-1936 prezesem Ligi Morskiej Kolonialnej, której program wspierał mocarstwowe plany obozu rządzącego. Generał uważał, że aby przetrwać Polska musi być państwem o silnej, rozwiniętej gospodarce. Stąd pomysły o trwałym związaniu polskiej gospodarki z morzem, nastawienia jej na kolonialne rynki, co ułatwić miała własna emigracja osadnicza. Wobec kryzysu gospodarczego plany te nie zostały nigdy zrealizowane.
Generał Gustaw Orlicz-Dreszer zginął w katastrofie lotniczej 16 lipca 1936 roku. Zgodnie z wolą zmarłego pochowano go nad morzem, na cmentarzu wojskowym na Oksywiu.
Wybrana bibliografia:
J. Grzędziński – Maj 1926
P. Olstowski – Generał Gustaw Orlicz-Dreszer
Z. Nałkowska – Dzienniki 1918-1929
J. Piłsudski – Pisma zbiorowe
Przewrót majowy w Polsce w 1926 roku. Wybór dokumentów.
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz