Zarys krótki tzw. integracji

avatar użytkownika Jan Kalemba

Integracja nie jest czymś nowym na Starym Kontynencie. Od starożytności miało miejsce wiele prób takowego scalania. Ponieważ niezgodne ludy były na to mało podatne, odbywało się to pod przymusem lub poprzez przekupywanie i wynarodowienie ich elit.

 
Intelektualiści, a za nimi szary lud oświeconej inteligencji, skłonni są uznawać czasy, w których żyją, za koronę rozwoju gatunku ludzkiego. Tak też zachowuje się towarzystwo uchodzące za areopag w początku XXI w. Otóż ci wysoko kształceni i kulturalni osobnicy uważają tzw. integrację europejską – cokolwiek by to znaczyło – za szczyt rozwoju cywilizacji. Uroiło im się, że historia kończy swój bieg, a ludzie osiągnęli taki poziom wzajemnego umiłowania, że już nic brzydkiego sobie wzajem nie uczynią. Wątpliwości względem owej integracji uznają za średniowieczne zacofanie, spiskową teorię dziejów, po młodzieżowemu obciach.
 
Równo przed stu laty intelektualistów zbulwersowała powieść Herberta George Wellsa „Wojna w przestworzu”. Autor przedstawił w niej wizję przyszłej wojny: bitwy powietrzne, naloty na miasta, totalne niszczenie zabudowań, śmierć setek tysięcy cywilów. Ówcześni luminarze wołali – „To nie jest możliwe, biorąc pod uwagę doświadczenia XIX wieku, a poza tym Europa osiągnęła już taki poziomu wiedzy i kultury, że opisywane barbarzyństwo jest w XX w. absolutnie nierealne!”...
 
Tak jak w roku 1909 nierealna była wizja Wellsa, tak nieracjonalne mają być dzisiaj obawy przed rządami konstytucji europejskiej oraz przed jakąkolwiek hegemonią. Nie powinny nas też niepokoić coraz liczniejsze publikacje zza Odry, kwestionujące poczdamskie ustalenia mocarstw oraz obwiniające Polaków za zbrodnie, kiedyś uznawane za niemieckie. Nie powinny nas dziwić postacie takie jak Erika Steinbach, Joschka Fischer, a nawet Angela Merkel, coraz częściej mówiące otwarcie, że Unia Europejska ma być instrumentem realizacji niemieckich interesów.
 
Pierwszym spoiwem, które miało scalać europejskie ludy, jest grecka kultura. Epika, liryka i dramat – Iliada, Odyseja i Antygona – porządek dorycki, joński i koryncki – Demostenes, Sokrates i Pitagoras – tak brzmią hasła stanowiące do dziś fundament wykształcenia Europejczyka. Następnym spoiwem jest rzymskie prawo, jego logika i interpretacja, idea stanowienia – Lex est quod populus iubet atque constituit (prawem jest to, co lud nakazuje i ustanawia). W chronologicznej kolejności, jako następne spoiwo, wymienić trzeba chrześcijaństwo – nie tylko religię, ale też najtrwalszą jak dotąd i największa, UNIWERSALNĄ IDEĘ LUDZKOŚCI.
 
Mimo tak solidnych filarów, na których wsparty jest monument Cywilizacji Europejskiej, nigdy nie udało się na trwałe skupić narodów pod jednolitą władzą i jurysdykcja. Nie uczyniła tego nawet tak potężna idea jak chrześcijaństwo, które samo zresztą rozpadło się na kilka odłamów...
 
Namawiam przeto entuzjastów zjednoczenia Europy pod jedną konstytucją i jednym rządem-komisją do przestudiowania tych ambitnych zamierzeń od najwcześniejszych poczynając. Skłonnym do przypisywania współczesnemu pokoleniu zdolności nadzwyczajnych przypomnę, że homo sapiens pojawił się na Ziemi 200 – 150 tys. lat temu, co dla ewolucji jest niedostrzegalnym mgnieniem. A ludzie, powiedzmy sprzed 3 tys. lat, byli bez wątpienia tacy sami, pod względem cech psychicznych i intelektualnych, jak my jesteśmy dzisiaj...
 
Aby nie rozwlekać tych rozważań, zajmijmy się skrótowo akcjami integracyjnymi w Europie powiedzmy od wieku XVIII. Na Wschodzie rozpoczął to Piotr I Wielki proklamując w 1721 r. cesarstwo w Rosji. Ambicje dotyczyły wpierw zjednoczenia ziem ruskich, a potem całej Słowiańszczyzny. Polska poznała dobrze ten model integracji. Z ćwierćwiekową przerwą na dwudziestolecie międzywojenne i okupację niemiecką, byliśmy pod jej skrzydłami do początku roku 1991, kiedy to niejaki Borys Jelcyn rozwiązał był ZSRR...
 
Na Zachodzie Napoleon Bonaparte ogłosił się cesarzem w roku 1804. Jego scalanie Europy, definitywnie likwidowało feudalizm w zintegrowanych krajach. Odsyłało do lamusa historii regułę – „Wola króla jest prawem!” – oraz monarsze zawołanie – „Państwo to JA!”. Napoleońska reforma prawa, przywracająca fundamentalne, rzymskie zasady, stała się podwaliną budowy nowoczesnego państwa prawa.
 
Konkurencyjne mocarstwo europejskie, Austria ogłosiło się cesarstwem w tym samy 1804 roku. Przegrało jednak starcie zbrojne z Francją i po dwóch latach Habsburgowie musieli zrezygnować z godności cesarskiej, którą odzyskali dopiero po kongresie wiedeńskim w 1815 r. Odtąd oni podjęli dzieło integracji na Zachodzie, ale historii nie dało się cofnąć, szczególnie w dziedzinie praw uzyskanych pod napoleońską jurysdykcją przez warstwy niższe. Ambicje zjednoczeniowe Jego Cesarskiej Mości nie skończyły się na powołaniu Związku Niemieckiego. Scalił pod swym berłem kawał Europy Wschodniej, połowę Bałkanów i wybrzeże Adriatyku aż po Wenecję.
 
Na to wszystko zazdrosnym okiem patrzyli z Prus wpierw Fryderyk Wilhelm III, a potem IV. To państwo, przerobione na koszary, tak utuczyło się na grabieży ziem polskich, że też zapragnęło jednoczenia pod swym przewodem krajów niemieckich. Konflikt stal się nieunikniony i doszło do wojny. W bitwie pod Sadową 3 lipca 1866 r. Prusacy wypróbowali nowe, odtylcowo ładowane karabiny z takim powodzeniem, że pokonali Austrię. Jej hegemonia w Związku Niemieckim została podważona, ale nie zlikwidowana...
 
Dopiero zwycięstwo w wojnie z Francją w roku 1870, która znów jako cesarstwo próbowała obsadzać europejskie trony, pozwoliło Prusom wznieść się ostatecznie ponad Austrię i przystąpić do integracji krajów niemieckich, od roku 1871 pod cesarską koroną. Tak powstała II Rzesza Niemiecka, której udało się zjednoczyć prawie wszystkie rozproszone państwa niemieckie. Poza nią pozostały nieliczne wyjątki, głównie należące do Konfederacji Szwajcarskiej, chociaż ponad 70% jej ludności też jest etnicznymi Niemcami. Kolejnym następcą prawnym owej Rzeszy jest Republika Federalna Niemiec...
 
Na początku XX wieku, w rezultacie I wojny światowej, wszystkie cesarstwa europejskie przestały istnieć. Tuzin narodów, zintegrowanych dotąd z większymi całościami, z entuzjazmem przystąpiło do budowy niepodległego bytu. Nie zamarły jednak ambicje integracyjne. Wpierw Rosja, przepoczwarzona z carskiego imperium w bolszewickie, przystąpiła do jednoczenia ludów pod światłym przewodem ojczyzny proletariatu. Wkrótce ocknął się jednoczyciel niemiecki. Zintegrowawszy się ze zredukowaną do granic etnicznych Austrią jął projektować scalenie Europy pod wodzą aryjskiej rasy panów typu nordyckiego...
 
Wydarzenia, zainspirowane niemieckimi dążeniami integracyjnymi, doprowadziły w Europie do gwałtownej śmierci blisko 20 mln. cywilów i kilkanaście milionów żołnierzy i to przy niewątpliwym postępie wiedzy i kultury. Rezultatem tych wydarzeń było też wzmocnienie komunistycznego modelu integracji, w wyniku czego w poprzek Europy stanęła żelazna kurtyna. Po jej wschodniej stronie rozkwitła sowiecka integracja narodów pokój miłujących. Suwerenne państwa z zachodniej strony nie przejawiały entuzjazmu do scalania politycznego. Zadowolono się wojskowym paktem NATO oraz wspólnotą gospodarczą.
 
Po rozpadzie bloku wschodniego i zjednoczeniu Niemiec, w Europie odżyły ambicje integracyjne. Nasamprzód Włochy wespół z Austrią, Jugosławią i Węgrami powołały w roku 1989 Inicjatywę Czterostronną. Podstawowe zamiary inicjatorów przedsięwzięcia opisywano następująco – „Zapobiec ewentualnej hegemoni Niemiec w Europie Środkowej oraz ułatwić państwom postkomunistycznym rozwój współpracy z Zachodem.” Czechosłowacja szybko przystąpiła do Inicjatywy i od roku 1990 zaczęto ją nazywać Pentagonale. Rząd pod przewodem Mazowieckiego i Skubiszewskiego na przystąpienie nie mógł się zdecydować(?!)...
 
Na te zamiary ktoś patrzył bardzo nieprzyjaźnie. Jak najskuteczniej rozerwać jakąś więź? – Oczywiście, walnąć w najsłabsze ogniwo! Ktoś sfinansował oraz wsparł logistycznie tworzenie i ekwipowanie wielotysięcznych, umundurowanych formacji zbrojnych w Jugosławii, w państwie posttotalitarnym. Wróbelki wtedy ćwierkały, że nawet weterani Abwehry, pełniący kiedyś służbę na Bałkanach, masowo udali się na wywczasy nad Adriatyk. I tak doszło tam nie tylko do rozwodu, miłujących się dotąd ludów, ale nawet do krwawej wojny domowej.
 
No i wreszcie podjęto próbę trójkątnego mariażu masońskich marzeń o stanach zjednoczonych europy z ambicjami świętego cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego i pokarolińskiego snu o potędze Francji. Maastricht, Nicea, Rzym i Lizbona – to kamienie milowe szlaku do czegoś co zarazem posiada cechy organizacji międzynarodowej, konfederacji oraz  państwa federalnego. Ludy Europy, prawie wszędzie tam gdzie dopuszczono je do głosu w referendach, powiedziały NIE ponadnarodowej konstytucji – Francuzi 29.05.2005 r.; Holendrzy 1.06.2005 r. i Irlandczycy 13.06.2008 r. A – vox populi, vox Dei {głos ludu (to) głos Boga} – i tak to tzw. parlament europejski oraz rząd-komisja powinien zawisnąć w próżni...
 
Obecnie tzw. integracja europejska podobna jest do klasy integracyjnej w politycznie poprawnej szkole – sprawnemu inaczej nie podniesie sprawności, a prawdziwie sprawnemu hamuje rozwój. Przypomina to też integrację personelu na siłę czynioną w wolne soboty nieszczęsnym pracownikom nowoczesnych firm.
 
Może wreszcie nadszedł czas, aby otrzeźwieć i powrócić do tego co się sprawdziło, do idei ojców założycieli Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej?...
 

 

napisz pierwszy komentarz