Zapewne niewiele osób ma świadomość, że ich codzienne sprawy osobiste lub zawodowe, budżet rodzinny, sukcesy bądź porażki zależą w niemałym stopniu od działalności największej w Polsce służby specjalnej. Zrozumienie tego powiązania tylko z pozoru wydaje się trudne.

Nasz kontakt ze sferą działalności służb, odbywa się niemal codziennie. Gdy wypłacamy z bankomatu pieniądze, gdy telefonujemy, wysyłamy maila, załatwiamy sprawę w urzędzie. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z przesyłaniem i gromadzeniem informacji, gdzie korzystamy z urządzeń bankowych, telekomunikacyjnych czy informatycznych, gdzie przekazujemy swoje dane – wchodzimy w obszar obecności służb specjalnych. Jeszcze wyraźniej ich istnienie widoczne jest w sferze gospodarczej.

 Większość urządzeń, służących do przesyłania bądź gromadzenia informacji, musi posiadać certyfikat bezpieczeństwa. Urzędnicy państwowi i pracownicy firm zajmujący się przetwarzaniem niejawnych danych, muszą również posiadać specjalne uprawnienia, zwane poświadczeniem bezpieczeństwa. W spółkach skarbu państwa, w instytucjach i wielu zakładach produkcyjnych funkcjonują tzw. pełnomocnicy ochrony, odpowiadający m.in. za zapewnienie przestrzegania przepisów o ochronie informacji niejawnych. To intratne stanowisko, wymaga także certyfikatu.

Potrzebują ich urządzenia, maszyny bądź technologie firm, startujących w przetargach publicznych – wszędzie tam, gdzie istnieje dostęp do informacji niejawnych lub w strategicznych gałęziach przemysłu.

Poświadczenie bezpieczeństwa, lub jego brak, decyduje często o karierze zawodowej, może stanowić przeszkodę w uzyskaniu lepszej pracy lub uniemożliwić udział w przetargach. Objęcie stanowisk w administracji państwowej, począwszy od dyrektorów strategicznych spółek, prezesów, szefów instytucji – jest uzależnione od posiadania stosownych certyfikatów. Bez nich, nie ma możliwości awansu i zrobienia kariery.

W polskim prawie istnieją 62 akty prawne, w których definiuje się rodzaje tajemnic prawnie chronionych.Przewidują one różne poziomy dopuszczeń - do informacji zastrzeżonych i poufnych jako do tajemnicy służbowej oraz do informacji tajnych i ściśle tajnych jako do tajemnicy państwowej. W pierwszym przypadku, zwykłe postępowanie sprawdzające prowadzi i poświadczenie bezpieczeństwa wydaje pełnomocnik do spraw ochrony informacji niejawnych w zatrudniającej instytucji. Drugi przypadek - poszerzone postępowanie sprawdzające i dopuszczenie do informacji tajnych oraz specjalne postępowanie sprawdzające i dopuszczenie do informacji ściśle tajnych - to domena służb ochrony państwa.

Zaiste – żyjemy zatem, w prawdziwym państwie tajemnic.

Tylko dwie instytucje w Polsce, posiadają uprawnienia do wydawania certyfikatów i poświadczeń bezpieczeństwa – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Żadna z tych służb nie ujawnia informacji, ile poświadczeń wydano, lub ilu osobom odmówiono wydania. Jednak raz, w roku 2003, na stronach internetowych ABW mogliśmy przeczytać, że w latach 1999 - 2003 UOP i ABW sprawdziły ponad 35 tys. osób, w 220 przypadkach odmawiając poświadczenia bezpieczeństwa. Danych, dotyczących służb wojskowych nie ujawniono.

Mając na uwadze te liczby, można domniemywać, że do chwili obecnej co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób musiało występować do służb o wydanie stosownego poświadczenia. Podobnych liczb, wolno się domyślać w przypadku uzyskania świadectw bezpieczeństwa przemysłowego, tzw. certyfikacji systemów, dopuszczenia do importu towarów podwójnego zastosowania, wykorzystywanych w telekomunikacji lub ochronie informacji, certyfikacji wyrobów w zakresie ochrony kryptograficznej i elektromagnetycznej oraz innych zezwoleń, wynikających z realizacji ustawowych uprawnień służb specjalnych.

Do tego, należy dodać system kontroli stanu zabezpieczenia informacji oraz system szkoleń specjalistycznych dla administratorów systemu i inspektorów bezpieczeństwa teleinformatycznego.

W praktyce, wytworzonej przez obecny rząd uprawnienia, o których piszę przejęli ludzie jednej służby – Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Już przed ponad rokiem, Antoni Macierewicz twierdził, że kontrolę na służbami wojskowymi objęli ludzie ABW i to właśnie środowisko kontroluje sprawy certyfikacji i poświadczeń.

Nietrudno się domyśleć, że tak skonstruowany system bezpieczeństwa wewnętrznego nakłada na ABW ogromną odpowiedzialność, ale też daje równie wielką władzę. Jak chciałem powyżej zasygnalizować, dotyczy ona praktycznie każdego obywatela. Dzięki certyfikatom bezpieczeństwa można wpływać na skład osobowy spółek i przedsiębiorstw, ułatwiać lub utrudniać działalność gospodarczą, dopuszczać lub zamykać drogę do przetargów publicznych, pomagać jednym, a utrudniać karierę drugim, budować własne sfery wpływów, a zwalczać konkurencję.

Z łatwością można sobie wyobrazić, że władza Agencji dotyczy w rzeczywistości każdego obywatela, konsumenta, odbiorcy i klienta – wszystkich, którzy uczestniczą w obrocie gospodarczym i życiu publicznym. 

Warto również pamiętać, że funkcjonariusze Agencji mają prawo nas wylegitymować, zatrzymać i przeszukać, założyć podsłuch, inwigilować, uzyskać na nasz temat każdą, dostępną informację. Mogą sprawdzić naszą korespondencję mailową, otworzyć list , przeszukać bagaż lub mieszkanie.

Tylko niewiedzy i brakom wyobraźni, można przypisać dość powszechny pogląd, jakoby działalność tej służby była enklawą, nie odnoszącą się do tzw. zwykłego obywatela. Nic bardziej mylnego.

 

Byłoby zatem truizmem twierdzenie, że władzę, wynikającą z tak wielkich uprawnień powierza się w państwach praworządnych ludziom, którzy swoją postawą, zachowaniem i osobistymi przymiotami zagwarantują obywatelom, że nie użyją tej władzy przeciwko nim, lub we własnym interesie. Ten elementarny nakaz, nie ma nic wspólnego z praktyką stosowaną w III RP.

Największy specjalista obecnego rządu, w sprawach służb specjalnych – Donald Tusk, - który objął osobisty nadzór nad tą sferą naszego bezpieczeństwa i samodzielnie zarządza pięcioma służbami, zdecydował, że szefami tych urzędów zostaną ludzie, wywodzący się z peerelowskiego aparatu lub nabywający doświadczeń w okresie rządów tzw. lewicy.

Tym samym - świadome zrezygnował z przeciwstawiania się tak istotnym i realnym zagrożeniom dla bezpieczeństwa Polski, jak korupcja oraz oligarchizacja polskiego systemu gospodarczego i politycznego, – których rozkwit obserwowaliśmy w okresie rządów Millera , Belki, Oleksego i Cimoszewicza. Był to wybór całkowicie naturalny.

Przez lata, ludzie tacy jak Miodowicz, Bondaryk, Sienkiewicz, Brochwicz, Czempiński czy Petelicki oraz ich przyjaciel Andrzej Olechowski byli aktywnymi, choć mało widocznymi uczestnikami życia politycznego Platformy Obywatelskiej, stanowiąc jej faktyczne zaplecze decyzyjne, już w 2001 r. Choć część z tych ludzi, rozpoczęła kariery w służbach po roku 1989, to bez sprzeciwu zaakceptowali postesbecki model ich funkcjonowania, wyniesiony ze szkoły wywiadu w Kiejkutach, gdzie szkolono według sowieckiego modelu funkcjonowania służb. To zaś, bardzo długo ciążyło na działaniu polskich agencji wywiadowczych i kontrwywiadowczych.

Tuż po objęciu władzy przez Platformę, głównym priorytetem rządu stało się uczynienie z ABW „zbrojnego ramienia” i najważniejszego wspornika władzy. Służba z tak wielkimi uprawnieniami, pozwalała bowiem zbudować realny system nadzoru i kontroli, nad tymi dziedzinami życia gospodarczego i politycznego, które miały stać się łupem powracającego do władzy układu III RP. 

Temu celowi m.in. służyła forsowana bardzo mocno przez PO nowelizacja ustawy o ABW ,pozwalająca tej służbie na „możliwość rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania przestępstw korupcji osób pełniących funkcje publiczne, jeśli te przestępstwa godzą w bezpieczeństwo państwa.” Przedstawiając w grudniu 2007 roku, uzasadnienie projektu nowelizacji, Grzegorz Dolniak z PO argumentował, że „uchwalając ustawę o powołaniu CBA, posłowie odebrali ABW możliwość zwalczania korupcji godzącej w bezpieczeństwo państwa. O ile ściganie korupcji, poza CBA, pozostało jedną z ważniejszych kompetencji policji i Straży Granicznej, służb celnych i skarbowych, to ABW została tych uprawnień pozbawiona” - dowodził Dolniak.

Chodziło oczywiście o ograniczenie roli i zadań oraz zdublowanie uprawnień „obcej” służby CBA, po to, by móc wykorzystać ABW do walki przeciwko opozycji i niewygodnym dla władzy środowiskom. Niemniej ważne, było „przykrycie” planowanych przedsięwzięć gospodarczych, procesów prywatyzacyjnych, koncesji i zezwoleń – tak, by grupom interesu, wspierających Platformę spłacić przedwyborcze zobowiązania.

Czy można sobie wyobrazić, by doszło do działań przeciwko członkom Komisji Weryfikacyjnej, gdyby śledztwo w sprawie pomówień Lichockiego i Tobiasza prowadzone było przez inną służbę niż ABW? Czy podobny byłby scenariusz sprawy Wojciecha Sumlińskiego, gdyby postępowaniem w jego sprawie kierowało Centralne Biuro Antykorupcyjne?

Dlatego też, pospieszna nowelizacja ustawy o ABW z grudnia 2007 roku, miała stworzyć podstawy do planowanych akcji, wymierzonych w Komisję Weryfikacyjną i parlamentarną opozycję. Z tej również przyczyny - skład szefostwa Agencji musiał odpowiadać potrzebom rządzącego układu oraz gwarantować pełną sterowalność i dyspozycyjność. 

Osoba, której Donald Tusk powierzył władzę zarządzania największą polską służbą, nie spełnia nawet podstawowych wymogów uczciwość, transparentności i profesjonalizmu. Ilością zarzutów formułowanych pod adresem tego urzędnika, można byłoby obdarzyć kilku uczestników afer. Już tylko ten fakt wyraźnie wskazuje, że mamy do czynienia z człowiekiem, którego podległość wobec rządzącego układu opiera się na przywileju bezkarności i ma charakter wybitnie korupcyjny.

Jako obywatel, mam prawo nie godzić się, by tego rodzaju persony, uwikłane w trefne interesy i kontakty, posiadały niemal nieograniczoną władzę, dotyczącą moich praw obywatelskich i mojego bezpieczeństwa. Korzystając z tego (jeszcze) przysługującego mi prawa, chcę poświęcić kilka tekstów przedstawieniu postaci tego człowieka i sprawom, które go obciążają.

 

 

CDN...