Prawdziwe bolączki prawicy
FreeYourMind, sob., 13/06/2009 - 19:57
MarkD doszedł do dość ponurych konkluzji na temat, jak to określił, prawicowych inicjatyw i właściwie po jego tekście można by sobie jedynie strzelić w łeb, żeby wyjść z twarzą :) Ja, burak, mimo wszystko spojrzałbym na poruszony przez MarkaD problem nieco inaczej, tzn. nieco mrużąc oczy.
Przede wszystkim należy oddzielić tzw. słomiany zapał od pewnych obiektywnych trudności, które pojawiają się zawsze, ilekroć dochodzi do pracy zespołowej. Słomiany zapał to faktycznie bolączka wielu ludzkich przedsięwzięć, zwłaszcza polskich, a prawicowych szczególnie. Nieraz bowiem jest tak, że ludziom chce się coś zdziałać i nawet skrzykują się do jakiegoś pomysłu, i osiągają stany euforyczne, jeśli chodzi o prognozowanie tego, co będzie z ich inicjatywą, po czym zaraz wszystko się rozłazi. Czemu się rozłazi? Najczęściej z bardzo prozaicznego powodu, czyli np. pieniędzy. Cokolwiek ludzie zamierzają na serio zrobić wymaga przecież jakichś nakładów finansowych, a poza tym pracy, wysiłku, poświęcenia czasu, cierpliwości i wyrozumiałości. Gdy zaś trzeba się zrzucić na coś, czego jeszcze „realnie nie ma”, to od zapał do działania stygnie w błyskawicznym tempie („a może nie teraz”, „a, ja mam jeszcze tyle rachunków do popłacenia”, „a może by tak zminimalizować koszty”, „a może by ci co więcej zarabiają się zrzucili” etc.). Podobnie z pracą. Nagle się okazuje, że wszyscy są cholernie zagonieni, każdy jest zajęty jak diabli, a tak właściwie to co druga osoba ma coś do zrobienia „na wczoraj”. Podobnie z wysiłkiem. Naraz wychodzi na to, że „nie da się” albo też „tego jest za dużo”, albo że „a nam się wydawało, że...” No i wszystko powoli acz nieuchronnie zaczyna klasycznie klękać. Zabieranie się więc za coś poważnego to zadanie dla ludzi o mocnych nerwach. Oczywiście ważne jest jasne ustalenie celów takiego działania – jeśli bowiem każdy ma swoją własną wizję i brakuje jakichś punktów stycznych w tychże wizjach to kończy się na animozjach.
Animozje z kolei mogą być realne, ale i sztucznie podsycane. W tym pierwszym przypadku należy pamiętać, że w każdym zespole ludzkim jest naturalne to, iż nie wszyscy muszą się wzajemnie lubić, co więcej, ludzie z reguły różnią się między sobą pod względem temperamentów, osobowości, poczucia humoru, bystrości etc. Nie musi to prowadzić do jakichś poważnych zgrzytów (choć zgrzyty pojawiają się zawsze – ktoś się okazuje niesolidny, ktoś nazbyt gorliwy, ktoś leniwy, ktoś niedokładny, ktoś opieszały itd.), wystarczy bowiem pamiętać, że ważne jest to, co wspólnie robimy, nie zaś to, jacy (niedoskonali) jesteśmy. Ponadto niezbędne jest duchowe spoiwo pozwalające „przechodzić do porządku dziennego” nad ludzkimi niedoskonałościami (wg mnie takim znakomitym spoiwem jest wiara, ale też może być przyjaźń, miłość, tworzenie jednej drużyny). Jeśli ktoś przedkłada swoje własne widzimisię nad dobro wspólne, to niestety, nie tylko zaczynają się problemy związane ze współdziałaniem, ale przede wszystkim zaczyna podlegać erozji cała wspólnota. Ta erozja ujawnia się szczególnie, gdy w grupie działają osoby sztucznie podsycające animozje – osoby, które obgadują innych za plecami, które lubią stwarzać atmosferę podejrzliwości, nieufności, podgryzania się nawzajem. Nie trzeba tłumaczyć, jaką męką staje się praca w zespole, w którym ludzie sobie nawzajem nie ufają, tylko traktują się jak potencjalnych donosicieli.
W przypadku inicjatyw prawicowych pojawia się – jeśli już napomknęliśmy o sztucznie kreowanych animozjach – problem kretów i kreciki, ryjów i ryjków; pojawiają się bowiem osoby, które nierzadko wykazują się wielką gorliwością, zaraz jednak wyskakują z całą masą tzw. dobrych rad, doradzając szczególnie w kwestiach personalnych („ja Kowalskiego i Nowaka to bym od razu wywalił”), ale też doglądając odpowiedniego poziomu radykalizmu („najlepiej to od razu wyjść na ulice, nie ma co się bać – to dopiero przemówi do ludzi”).
Inną odsłoną problemu sztucznie wywoływanych animozji jest kwestia „dowodzenia”. Gdzie kucharek sześć, tam wiemy, że wyżywieniem sprawy się kiepsko mają i podobnie na prawicy, jeśli każdy chce być liderem („nie będzie byle młotek mną rządził”), to w rezultacie dochodzi do wymiany ciosów, po której pozostaje jedynie pobojowisko. Nie muszę dodawać, jak wspaniałym prezentem dla lewicy jest taki widok i taki stan rzeczy. Nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, że są ludzie, którzy mają tak przerośnięte poczucie własnej wartości, że wprost nie wyobrażają sobie innego miejsca tylko na czele peletonu i właściwie żadnej kooperacji nie biorą pod uwagę. Z ich punktu widzenia najlepsza współpraca byłaby wtedy, gdyby oni wydawali polecenia, a pozostali, klaszcząc po drodze, biegli w te pędy wykonywać to, co zlecone.
Dyżurni malkontenci: „to się nie uda”, „tego nie warto”, „to nie wypali”, „nikogo to nie obchodzi”, „to jest bez szans”, „jesteśmy za słabi”; dyżurny malkontent wychodzi z założenia, że gdyby miał do dyspozycji, powiedzmy, moce rażenia telewizji CNN, to może by coś zdziałał :) Jeśli więc ktoś projektuje skromny periodyk, to malkontenci twierdzą, że bez wielkich nakładów „i tak się nic nie osiągnie”. Jeśli ktoś zakłada zespół, to malkontenci twierdzą, że to i tak nie trafi do komercyjnych rozgłośni. Jeśli ktoś organizuje kabaret, to malkontenci uważają, że i tak nie pokona konkurencji. Jest też inny rodzaj malkontenctwa – podważanie umiejętności. Za cokolwiek się człowiek nie weźmie (np. publikuje teksty literackie) zaraz pojawi się banda malkontentów twierdzących, że się to do niczego nie nadaje („do Hemingwaya ci daleko”, „Nobla nigdy nie dostaniesz”) - z reguły zresztą malkontenci sami na własnym koncie żadnych większych osiągnięć nie mają, ale mając okazję do wygłaszania swoich ponurych sądów, traktują ją jako zarazem uzasadnienie dla swojego malkontenctwa. W ten sposób, gdyby się konsekwentnie słuchać takich dobrych doradców, to by człowiek siedział w kącie przez całe życie i nawet nosa nie wystawiał na ulicę, a świat cały do malkontentów by należał. Na szczęście tak nie jest.
Najlepiej jednak postawić sobie jasno określone cele – na początek skromne. Trzeba na pewno mieć odrobinę oleju w głowie i zarazem nie roić sobie czegoś, co jest (przynajmniej w punkcie wyjścia poza zasięgiem). Jeśli ktoś zakłada e-zin, to nie może oczekiwać, by nazajutrz po uruchomieniu strony było tyle wejść, co na stronę BBC, gdy doszło do zamachów w Londynie. Tak samo, jak ktoś chce być aktorem, to idiotyzmem byłoby założenie, iż na II roku studiów trafi na plan filmowy z B. Willisem. Jednocześnie jednak założenie, że nic wielkiego nam się udać nie może jest kompletnie paraliżujące i działa na korzyść naszych przeciwników i wrogów.
To wszystko jednak jedna strona medalu. Druga bowiem to szacunek do tego, co się robi i do tych, do których kieruje się swój produkt. Nie ma nic obrzydliwszego w omawianej przez nas materii, jak wciskanie ludziom badziewia (pod wielkim szyldem) i jeszcze domaganie się respektu dla tego badziewia. Kojarzy mi się to z ludźmi, co na odpustach sprzedają na straganach dzieciom chiński szajs i nawet im powieka nie drgnie, by brać pieniądze za coś, co po rozpakowaniu nie działa. Jeśli więc inicjatywa prawicowa jest tandetna, to faktycznie lepiej, jeśli się jej nie uruchomi aniżeli się strawi wysiłki, zapał ludzki, pieniądze i czas na robieniu czegoś, co jest zwykłą chińszczyzną (że się czepię tej metafory). Ta zasada szacunku do własnej pracy i jej odbiorcy dotyczy zresztą wszelkich inicjatyw. Ktokolwiek nam oferuje dziadostwo, zasługuje na pogardę, a w najlepszym razie na głębokie politowanie – bez względu, czy to mechanik samochodowy, sprzedawca sklepowy, biznesmen, naukowiec, artysta czy polityk. Jeśli jednak tak bardzo nas drażni tandeta – powiedzmy sobie szczerze – niemal powszechna w polskim życiu społecznym, a już w mediach szczególnie – to sami powinniśmy dostarczać czegoś, z czego bylibyśmy dumni, co również nam sprawiałoby radość i przyjemność, co mogłoby być naszą wizytówką, chlubą itd. Tylko wtedy ma to szanse powodzenia.
Wbrew wielu głosom krytyki, malkontenctwa, lamentacjom i pojękiwaniom na prawicy, za którymi, chcę wierzyć, kryje się szczera troska o Polskę, uważam, że jesteśmy w znakomitej sytuacji, choćby z tego powodu, że żyjemy dosłownie na kulturowej pustyni. Przy tej ilości badziewia, z jakim mamy do czynienia w masowych mediach (zarówno publicznych, jak i komercyjnych), przy tym przewalaniu pseudotematów, przy tych niekończących się pseudodyskusjach i ględzeniach „znawców tematów”, i przy tej, co tu dużo kryć, więcej niż skromnej ofercie, którą możemy znaleźć na „rynku prawicy”, to naprawdę nie jest ta trudno wystartować z czymś, co zaintryguje i wciągnie odbiorców. Trzeba jednak oprócz pomysłu zebrać ludzi oddanych sprawie, mieć dostatecznie dużo wytrwałości, cierpliwości i wyrozumiałości. Wystarczy przy tym wpatrywać się w przykłady ludzi skromnych a wielkich, których wkład w polską kulturę pozostaje niepodważalny i olbrzymi, jak choćby Zbigniew Herbert czy Jan Paweł II. No i nie bać się, bo strach ma wielkie oczy. Wiadome, że człowiek zalękniony widzi nawet te trudności, których nie ma. Nie spiętrzajmy więc sobie wyimaginowanych problemów, tylko rozwiązujmy te, które są realne. Jednym z nich jest choćby postkomunizm, z którym borykamy się od 20 lat.
http://markd.salon24.pl/110491,wielu-nas-a-jakoby-nikogo-nie-bylo
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
21 komentarzy
1. Nie spiętrzajmy więc sobie wyimaginowanych problemów, tylko rozw
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. FreeYourMind... i Maryla...)
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
3. No i proszę FYM
Ja coś zaproponowałem. I mnie się zwyzywało od Wariatkowa. Powiem tak. Jeśli takie jest podejście do pomysłów a przede wszystkim do ludzi, którzy tej śmiesznej prawicy chcą w czymś pomóc, to niech ona dostaje w tyłek bezustannie - najwyraźniej się jej to należy i na nic innego nie zasługuje.
W moim przypadku, to nawet wyzywając mnie od wariatkowa nie było nawet racjonalnych kontrargumentów.
4. MoherowyFighter...)
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
5. Krzysztofjaw
6. MoherowyFighter...)
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
7. Chylę czoło...
8. Maryla
9. MoherowyFighter
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. krzysztofjaw
11. Barres
12. Pani Marylo,
13. MoherowyFighter
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Pani Marylo,
15. też mam taką nadzieję,
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Maryla
17. *****
18. qrcze znów cos się złego dzieje
czy tak trudno jest zaufać siwej głowie,która wie ze niedługo umrze!,denerwuje się bo wie ze czas dany jej jest krótki!,łapie w lot myśli adwersarza wybiegając niejako w przód,widzi ze ów nie nadąża,znów się denerwuje!,daje kopa = czyli ruszaj do przodu!!!,a ów zamiast się spiąć jak młody ogier lecz wciąż pokornie pytając,o co ci stary koniu chodzi!???,czy tak trudno,Nie wlewaj młodego wina do starych bukłaków,nie przesadzaj starych drzew!,bo szybko usną,a ty za trzy dni!
życzę spokojnej niedzieli!
19. i jeszcze bo tez coś nie raz
20. jlv2
21. @Moherowy
Selka